Dolną część męskiego ciała obsługiwał tzw. pończosznik. Od jego kunsztu zależało, czy elegant miał dobrze opięte nogi, wyeksponowane mięśnie. Znano już krój ze skosu, sprawiający, że tkaniny (nawet sukno) układały się lepiej, stawały niemal elastyczne.
Od XIV stulecia na chłopięcych nogach zajarzyło ostrymi kolorami. Ba, oślepiło – bo zgodnie z zasadą mi-partie (pół na pół), często zakładano pończochy w kontrastowych barwach; niekiedy jedna tkanina była gładka, inna w pasy. A że spod krótkiej kaftano-bluzy (zwanej doublet) wystawałyby genitalia, z przodu doszywano trójkątną pochewkę. Z czasem ten dyskretny fragment uwydatniono; watowane woreczki na „skarby” urosły do rozmiarów pokaźnego saczka. Oto antenat późniejszych kalesonów.
Odtąd pończochy opinały męskie uda i łydki jak druga skóra. Nierzadko przechodziły płynnie w ciżmy o długich, zadartych noskach. W ten sposób przedłużone optycznie nogi nadawały sylwetce lekkości i dziewczęcego wdzięku. Pozwalały kokietować, jak wiele epok później dziewczynom w mini.
Ale prawdziwą rewolucją stało się wynalezienie trykotów. Czy ktoś z czytelników wyobraża sobie żmudę dziergania pończoch z jedwabnej, cienkiej jak włos nitki? Atak kiedyś było.
W Anglii w 1527 roku ruszyły pierwsze maszyny dziewiarskie. Jednak wyrobione tam jedwabne pończochy kosztowały majątek. Chłopi i mieszczanie nadal musieli zadowalać się tymi szytymi z lnu bądź wełny.
Wielkim fanem trykotów okazał się Henryk II, pierwszy znany nosiciel dzianinowych pończoch. Z niego wzięli przykład inni królowie oraz arystokracja. Renesansowy dwór lansował szlachetną biel. Takie właśnie śnieżne pończochy noszą na portretach najwięksi „dandysi” epoki renesansu – Henryk VIII przedstawiony przez Hansa Holbeina, Henryk II według Francoisa Cloueta, „Młodzieniec wśród róż” (nieznany z nazwiska kochanek Elżbiety I) Nicholasa Hilliarda.
Maszyny dziewiarskie ulepszył niejaki William Lee, pastor, który zbił majątek na królewskiej (męskiej?) próżności: w 1589 roku wyprawił się do Francji i na potrzeby króla Henryka IV wdrożył pończoszniczą produkcję w Rouen, która następnie przeniesiona została pod Paryż, na obrzeża Lasku Bulońskiego. Manufaktura funkcjonowała jeszcze długo, przeradzając się w prawdziwą szkołę dziewiarstwa. Ta zaś otrzymywała dotacje z królewskiej szkatuły, której na pończosznicze cele nie zawahał się uszczuplać Jean-Baptiste Colbert, minister Ludwika XIV.
W XIX stuleciu – wieku wynalazków i przemysłu, produkcja trykotów wreszcie została zautomatyzowana. W 1861 roku wynaleziono maszynę dziewiarską do seryjnego wyrobu dzianin. I wkrótce obleczono nimi całą ludzką sylwetkę.
Podprowadzony z wojny
Armia napoleońska podbiłaby świat, gdyby nie… zimno. Nad tym, jak podnieść morale wojska w starciu z niskimi temperaturami, zadumał się niejeden przywódca. Sukces odniósł dopiero James Thomas Brudenell (1797 – 1868), siódmy hrabia Cardigan, który chcąc pomóc swym żołnierzom walczącym na wojnie krymskiej (1853-56), ubrał ich w długie, wydziergane z czystej wełny żakiety, założone pod mundurowe kurty. Wzór ściągnął od rybaków, marynarzy i pracowników doków, którzy już od co najmniej dwóch wieków nosili takie okrycia. Cardigan miał niezły pomysł, ale nie przewidział, że klimat Krymu okaże się zdecydowanie za ciepły na wielowarstwowe okrycia.