Nadchodzi system oceny obywateli. Ten, kto znajdzie się na czarnej liście, nie będzie mógł kupić biletu na pociąg i samolot.
zobacz więcej
Ransomware to nowość, która mniej więcej od roku po cichu się rozprzestrzenia. Sig nie wymyślił jeszcze, jak najlepiej na niej zarobić.
Ofiarą szeroko zakrojonego ataku z użyciem ransomware padły liczne media, w tym „Australia Post”, ogólnokrajowy dziennik z siedzibą w Melbourne. Nic więc dziwnego, że o tym piszą. W drugiej gazecie znajduje zrzut ekranu ze slajdem PowerPointa od hakerów. Sig uważnie mu się przygląda. Zielone litery na czarnym tle, lakoniczna wiadomość pełna literówek. „Jak zapłacicie odamy wam piki”. Sig kręci głową. Hakerzy bywają tacy niechlujni.
W gazecie nie piszą, czy dziennik „Australia Post” zapłacił okup, co sugeruje, że prawdopodobnie tak. Można sobie wyobrazić, o ile więcej byliby skłonni zapłacić, gdyby myśleli, że mają do czynienia z poważną organizacją przestępczą. A nie z bandą dzieciaków, która nie potrafi nawet porządnie sklecić dwóch zdań.
Sig odkłada gazetę. Sporządza szkicowy biznesplan firmy, która bazuje na ransomware.
Sig żywo interesuje się ideą organizacji przestępczych działających zgodnie z modelem biznesowym. W wypadku cyberprzestępczości to prawdopodobnie jedna z największych trudności do pokonania przy generowaniu zysków. Trzeba wyobrazić sobie coś na kształt tradycyjnego amerykańskiego biura, z całą rutyną, papierologią, docinkami i knowaniem, ale bez większości bezpośrednich kontaktów między pracownikami, którzy do prawa mają stosunek bardzo luźny.
Sig zdaje sobie sprawę z przewagi cyberprzestępczości zorganizowanej nad tradycyjną przestępczością mafijną. Po pierwsze, praktycznie nie ma przepisów jasno zakazujących czynów, których będą się dopuszczać. Dotyczy to zwłaszcza Europy Wschodniej. Kiedy nikt cię nie ściga, nie musisz angażować się w takie brudy jak przekupywanie policji czy prokuratury.
Po drugie, jest duża rotacja, co stwarza większe możliwości formowania się małych, niezależnych grup przestępczych. W wypadku tych kilku grubych ryb, jak Walery Romanow, które akurat są w więzieniu, możliwości kontynuowania działalności przestępczej są zamknięte. Nie mają tam dostępu do komputerów, a nie dadzą rady wszystkim kierować przez więzienny telefon, jak robią to tradycyjni mafiozi.