Media głównego nurtu i Demokraci starają się dyskredytować zwłaszcza tę ostatnią sondażownię jako zbytnio powiązaną z Republikanami. Tyle, że to właśnie badania Trafalgar Group niemal dokładnie przewidziały zwycięstwo Trumpa w 2016 r.
Ośrodek znalazł wtedy odpowiednią formułę, aby wziąć pod uwagę tzw. wstydliwych wyborców tzn. tych, którzy z powodu panującego w opinii publicznej przekonania, że głosowanie na Trumpa to wstyd i obciach, po prostu do tego się nie przyznają.
Jak tłumaczył szef firmy, Robert Cahaly, „konserwatyści czują się niekomfortowo w udzielaniu odpowiedzi na pytania o własne polityczne przekonania w rozmowie z anonimowymi ankieterami przez telefon”. Ten efekt pojawia się u wyborców prawicy nawet w stosunku 5 do 1 w porównaniu z Amerykanami bez specjalnie silnych przekonań politycznych i Demokratów.
Te kilka procent „ukrytych wyborców” Trumpa w kilku stanach wahadłowych może więc zadecydować o wyborczej wiktorii, o ile jeśli oczywiście tacy w ogóle istnieją, w co powątpiewa większość obserwatorów politycznych.
Różne strategie
Ostatnie dni kampanii to znów wielki kontrast. Trump, świeżo po wyleczeniu z infekcji koronawirusa na początku października oraz ostatniej – o dziwo, spokojnej – debacie z Bidenem w zeszłym tygodniu jest niczym w transie. Każdego dnia odbywa 2-3 wiece wyborcze, na które przychodzi wiele tysięcy tryskających energią i optymizmem zwolenników.
Ten tydzień przedstawiał się następująco: trzy wiece w poniedziałek w stanie Pensylwania. Wtorek: Michigan, Wisconsin, Nebraska. Środa – dwa spotkania w Arizonie. Czwartek – Floryda i Karolina Północna. Piątek – Michigan, Wisconsin, Minnesota. Sobota – kolejne trzy wiece w Pensylwanii.
Scenariusz za każdym razem ten sam: Trump skąpany pośród tysięcy zwolenników na płycie lotniska lub innym wielkim placu, z tyłu robiący za fotogeniczne tło prezydencki samolot Air Force One. Poza tym ciągłe konferencje prasowe, spotkania wyborcze, ciągła obecność w mediach, odpowiadanie na pytania niezbyt życzliwych dziennikarzy.
Czy tak może wyglądać z góry przegrany kandydat, który ma dołączyć do mało chlubnego grona prezydentów, którzy przegrali własne kampanie reelekcyjne: Cartera i Busha seniora?
Choć krytycy Trumpa przekonują, że jego baza wyborcza jest może rozgrzana, ale za to nie przekracza 40-45 procent elektoratu, a to za mało dla zwycięstwa.
Tymczasem Biden większość czasu spędza u siebie w domu w stanie Delaware. Jeśli spotkania, to w małym gronie. Jeśli dziennikarze – to jak jest w zwyczaju większości reporterów śledzących kampanię Demokraty – niekontrowersyjne, lekkie i przyjemne pytania.
Z wizyt: Pensylwania (poniedziałek), Georgia (środa), Floryda (czwartek), wyjazd do stanów Środkowego Wschodu na weekend. Generalnie na pewno nie jest to plan akcji, jakiego można by się spodziewać po idącym do zwycięstwa kandydacie na prezydenta w ostatnim tygodniu kampanii.