Czy państwo kupują ciuchy w „swoim” rozmiarze? To znaczy – dopasowane do sylwetki, z podkreśleniem (czyli zarysowaniem) talii, bioder oraz biustu? Jeśli tak, to znaczy, że należą państwo (bardziej panie) do minionego stulecia, kiedy krawiectwo miarowe (czyli dopasowywane indywidualnie), a potem gotowa konfekcja proponowana w kilku rozmiarach, wydawały się szczytem technicznych osiągnięć w zakresie ubioru.
Jeżeli zaś wolą państwo stroje za luźne, nie „trzymające” się figury, to znaczy że – świadomie bądź nie – poddali się państwo wizji japońskich wielkich krawców.
Oto 4 października tego roku zmarł Kenzo Takada, pionier transplantacji wschodnich trendów na zachodni grunt. Nie było mu łatwo odnaleźć się w Europie; z jeszcze większą trudnością przebijały się jego idee w konserwatywnej modowo Polsce. Ale może teraz już czas, żeby przywołać zasługi Kenzo i całej tej japońskiej gwardii, która od lat 80. ubiegłego wieku przenicowała europejskie pojmowanie ubioru?
Rasputin w Sopocie
Było takie pismo „Burda” – niemieckie, mieszczańskie i zachowawcze – które nawet w dobie PRL ukazywało się na naszym rynku. Bez względu na mało interesującą zawartość, znikało z kiosków jak kamfora. Bo w „Burdzie” były wykroje, z których mogły skorzystać mniej lub bardziej wykwalifikowane krawcowe, szyjące potajemnie po domach na potrzeby własne, przyjaciółek i kilku zaprzyjaźnionych klientek.
Aż tu nagle na przełomie lat 70. i 80. przyszło nowe. No, nie od razu dotarło do Polski, stłamszonej stanem wojennym i jego reperkusjami, także w wymiarze ubraniowym.
Spódnice z tetry farbowanej w pralce Frani i zachodnie zrzuty kolportowane przez przykościelne organizacje nie pozwalały na zbyt wiele ani nie pobudzały zanadto wyobraźni. Oczywiście, klimaty punkowe widoczne w sztukach wizualnych i słyszalne na scenach mniej czy bardziej oficjalnych, przebijały się także w Polsce, ale to, co działo się w modzie zachodniej, do nas docierało głównie teoretycznie.
Czy ktoś z państwa pamięta przebojową grupę Boney M. i ich superprzebój „Rasputin”, zakazany w Polsce ze względu na sojusz z ZSRR? Pojawili się na scenie Opery Leśnej w Sopocie w 1979 roku, roztaczając wokół tandetny błysk muzyki disco. W podobnym, a może jeszcze gorszym wizualnie stylu prezentowali się członkowie – muzycznie nieporównywalnie lepszego – zespołu ABBA. Oni też wywołali w PRL–u szok estetyczny, na szczęście bez szans na dublowanie z racji niedostatków handlowych.