DECYZJA
Sytuacja wygląda więc następująco: zespół dociera na przełęcz (ok. 7700 m) dopiero o 16.30–17.00 , po prawie 14 godzinach ciężkiego torowania i pokonaniu 900 m wysokości. Są spóźnieni o trzy godziny w stosunku do planu – zakładali, że będą tam o 14.00. Przed sobą mają do pokonania 300 metrów niemal poziomej grani. Trzysta metrów to niby niedużo, ale teren wygląda na bardzo trudny – tzw. żyleta.
Wtedy właśnie Marek wyciąga radiotelefon i dochodzi do dramatycznej rozmowy z bazą, której fragmenty zostały zacytowane na wstępie. Wynika z niej, że alpiniści mają pełną świadomość załamania się ich planu i zastanawiają się nad możliwymi opcjami. Do wyboru są trzy wyjścia: kontynuacja ataku na obrany wierzchołek lub zmiana celu na wierzchołek główny, który wygląda na łatwiejszy, albo rezygnacja ze wspinania i zejście.
Rozmówcą Marka w bazie jest Janusz Lewandowski, który próbuje dodać ducha kolegom na przełęczy – wydaje mu się, że cel jest w ich zasięgu. Marek jest jednak w wyraźnej rozterce, w pewnym momencie zdradza: tu w ogóle główne zdanie – to jest sp… na dół. Wreszcie prosi do telefonu kierownika.
Piotr Młotecki choruje. W tym czasie ma aplikowany zastrzyk, więc rozmowa jest odwlekana, a w końcu prowadzona za pośrednictwem Janusza, który przekazuje informacje między stronami. Stanowisko Młoteckiego, które Janusz powtarza grupie szturmowej, brzmi:
Decyzja zależy od was. Wy to widzicie. Wy wiecie jak wygląda sytuacja. On [czyli Młotecki] nic wam nie może tutaj poradzić, żadnej decyzji nie może podjąć.
Pytanie, co robić, nie przestaje jednak nurtować Marka, wreszcie dochodzi do jeszcze jednej rozmowy, tym razem między kierownikiem wyprawy a Zygą, najbardziej doświadczonym członkiem zespołu. Zyga próbuje przedstawić dramatyzm sytuacji, dając oględnie do zrozumienia, że dalszy atak byłby ryzykowny.
Zyga:
Jesteśmy dosyć zmęczeni, bo od godz. 3-ej bez przerwy ogromny wysiłek, jest wiatr, jest zimno. Ta grań wygląda na wkaszalną, ale dość trudną. (…) Jesteśmy już w stanie dosyć niemiłym, bo wszyscy mamy jakieś dreszcze, bo to i zimno i nic nie jedliśmy od 3.00 czy tam od 1.00. Odbiór!
Młotecki znów uchyla się od zajęcia jasnego stanowiska, powtarzając, że decyzja należy do nich, że on nie jest w stanie pomóc. Po chwili dopiero dodaje:
...jeśli ryzyko jest rzeczywiście duże, ktoś może sobie krzywdę zrobić (…), to oczywiście rezygnujcie.