Demon, który przeplatał się z geniuszem. „Ręka Boga”, którą Diego Maradona upokorzył sam siebie
piątek,
27 listopada 2020
Jego życie wyglądało jak kochane w Argentynie telenowele. W jego operze mydlanej była kokaina, ósemka dzieci z sześcioma kobietami, strzelanie z broni palnej do dziennikarzy, aresztowania – chłopaki z Sex Pistols mogą się schować ze swoimi skandalami. Dlatego też powstało o nim tyle ballad. 25 listopada 2020 roku zmarł legendarny piłkarz Diego Maradona.
W piątek 27 listopada na TVP1 o godz. 21 zostanie wyemitowany – po raz pierwszy w polskiej telewizji – film „Diego”.
Cosa Nostra, Camorra i ‘Ndrangheta przejmują włoski futbol na wszystkich szczeblach.
zobacz więcej
Diego to ikona. Nie tylko ikona wisząca obok Maryi w zaułkach Neapolu, gdzie mafiozi z krzyżykami na szyjach strzelają do swoich wrogów. Diego to nie tylko ikona boiskowego geniuszu, pomieszanego z szachrajstwem. Diego to ikona zapisana na kartach politycznej historii swojego kraju. Głosem ludu stał się, strzelając ręką gola thatcherowskiej Anglii. Zrobił to w imieniu całego narodu upokorzonego przegraniem wojny o Falklandy. „Ręka Boga” upokorzyła wtedy Anglików.
Diego potem upokorzył sam siebie, pląsając obok czerwonych siepaczy typu Fidel Castro i kacyków w stylu Hugo Chaveza i jego następcy Nicolasa Maduro. Brał pieniądze od reżimu Muammara Kaddafiego i chwalił Władimira Putina. Wreszcie skończył jako prezes Dynama Brześć na Białorusi, co musiało stać się za zgodą Aleksandra Łukaszenki. Zapamiętano jednak „rękę Boga”.
To symboliczne, że Diego Maradona zmarł dokładnie w 15. rocznicę śmierci skandalisty, rozrabiaki i znakomitego północnoirlandzkiego piłkarza George’a Besta. Obaj są chętnie noszeni na t-shirtach nie tylko przez kibiców. Obaj reprezentują futbol sprzed ery „robotycznych” profesjonalistów, będących dziś przestylizowanymi maszynkami do zarabiania pieniędzy. Czy Diego stał się ikoną właśnie przez swoją pogruchotaną, ludzką naturę? Czy jest ikoną przez to, że tyle w nim było demonów, zła, głupoty, które przenikały się z geniuszem?
Przeszedł z Barcelony do Napoli, czyli klubu nazywanego „Afrykanami Włoch”. Mogło się wydawać, że był to krok w tył w karierze. Zesłanie na „zadupie” Europy. Kibicie Juventusu, Interu, Verony wyzywali piłkarzy i kibiców Napoli od „brudasów”, „czarnuchów” i wywieszali na meczach flagi z napisem „Apartheid”. „Ściek Włoch” – ryczano z trybun w stronę Maradony i jego kolegów. On jednak wprowadził Neapoli do historii.
Jaki bowiem inny klub stał się częścią popkultury w XXI wieku dzięki kinu? Włosi wierzą w Maryję i piłkę nożną, więc nie jest dziwne, że włoscy artyści oddają pokłon futbolowi. Jednak Paolo Sorrentino w znakomitym „Młodym Papieżu” mitologię Maradony przekuł w coś wyjątkowego. Makiaweliczny kardynał Angelo Voiello z pasją intrygował w watykańskich komnatach. Ale to SSC Napoli było jego jedyną, prawdziwą miłością. „Nie waż się brać imienia Boga nadaremno”– karci rozmówcę, w którego ustach pojawia się krytyka współczesnego zaćpanego Maradony.