Wymieniam inscenizację lewicowego inscenizatora, który na wiele spraw patrzy odmiennie niż ja, także tych związanych z metafizyką i religią. Kilka momentów jest dla mnie nie całkiem czytelnych, z pewnymi rozwiązaniami się nie zgadzam. Dlaczego więc miejsce na podium?
Ze względu na dużą intensywność wizji. To jest tak sugestywne przedstawienie, że daje, mnie dało, pole do rozlicznych przemyśleń, rozterek, wątpliwości. One są potrzebne, jeśli nie przybierają postaci drażniącej publicystyki. Faruga jej uniknął , a pokusa była jak sądzę wielka.
Opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza stało się w ciągu ostatniego półtora roku tworzywem trzech różnych inscenizacji warszawskich. Przede wszystkim z powodu ideowego zamętu związanego z Kościołem – co może bardziej do tego pasować niż egzorcyzmy w zamierzchłym XVII wieku, podszyte erotycznym napięciem między egzorcystą i zakonnicą? Można było zrobić z tego antyklerykalny cyrk.
A w Narodowym dostajemy głównie katalog pytań. Co to znaczy odkupienie, świętość, czym jest opętanie? To skądinąd smutne w kontekście kondycji całego teatru, że chwalić trzeba inscenizację za powściągliwość, za uniknięcie pułapki prymityzowania.
Ale ta „Matka Joanna od Aniołów” jest zarazem popisem perfekcji w aranżowaniu scen, w budowaniu metafor scenicznym ruchem, w generowaniu nastroju, wreszcie w równym, niezwykle gęstym aktorstwie, co symbolizuje powrót na scenę po siedmiu latach przerwy Małgorzaty Kożuchowskiej w roli tytułowej
❸ Friedrich Dürrenmatt, „Fizycy”, Akademia Teatralna, reżyseria Marcin Hycnar