Rozmowy

Melancholijna seksbomba. Kolorowa artystka, która żyła w PRL-owskiej szarzyźnie

Pod koniec życia zagrała w serialu „Hotel Polanów” nestorkę rodziny. Gra tam tak, że dziś byłaby to rola na miarę królowej z serialu „The Crown”. Niestety, z powodu skomplikowanych praw producenckich „Hotel Polanów” nie jest pokazywany. To kalinowe fatum: zagrać swoją największą rolę w filmie, którego nie można zobaczyć – mówi Remigiusz Grzela, autor książki „Z kim tak ci będzie źle jak ze mną? Historia Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata”. Tytuł nawiązuje do piosenki Wojciecha Młynarskiego, którą aktorka zdobyła nagrodę na II Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1964 roku.

7 lutego o godz. 17:15 TVP Kultura wyemituje blok programowy „Niedziela z… tajemniczą dziewczyną”, poświęcony tej nietuzinkowej artystce. Znajdą się w nim m.in. film dokumentalny w reż. Jana Sosińskiego „Kalina” (godz. 18;07) oraz audycja muzyczna Magdy Umer pt. „Kalina Jędrusik” (19:12), przedstawiająca jej dorobek piosenkarski.

TYGODNIK TVP: Jaka jest Kalina Jędrusik, którą podczas pracy nad książką poznał pan we wspomnieniach bliskich jej osób ?

REMIGIUSZ GRZELA:
Dla mnie to kwintesencja wolności. Właśnie takie miałem poczucie, gdy pracowałem nad tą książką. Równocześnie uważam, że wciąż pozostaje nieprzeniknioną i nierozpoznaną do końca postacią, potraktowaną pewnym stereotypem. Mam takie przekonanie, że Kalina Jędrusik istnieje w świadomości popkultury nie tyle ze względu na tę niezależność, którą w sobie miała, ale również z powodu piosenek, które zaśpiewała w Kabarecie Starszych Panów. To ta muzyka zadecydowała, że Kalina jest dzisiaj tak interesującym zjawiskiem.

Nie jesteśmy już w stanie zajrzeć do jej ról teatralnych, tego, co zrobiła na deskach teatru. Możemy jedynie o niej usłyszeć we wspomnieniach tych, którzy jeszcze żyją. Zobaczyć jakieś rejestracje z jej udziałem albo filmy, a przecież aż tak wiele w filmach nie zagrała, byśmy mogli uznać ją za zjawisko kinowe. Dlatego też, jak mówiłem, ta jej niezależność, wolność i piosenki, które zaśpiewała zadecydowały, że jest tak interesującym tematem.
Kalina Jędrusik z nagrodą Złota Maska 1962, przyznawaną przez „Express Wieczorny”. Fot. TVP
Ciągle też mam poczucie, że jest dość nierozpoznana, pełna sprzeczności. Warto zobaczyć ją w szerszym kontekście, na tle tamtej rzeczywistości. To była charyzmatyczna, kolorowa artystka, która żyła w PRL-owskiej szarzyźnie.

Na tle tej szarzyzny mocno się wyróżniała.

W mojej książce jest taki fragment, w którym piszę, że to był czas, w którym żyły „Agnieszki”. Opowiadam o różnych „Agnieszkach”. Nie tylko o Osieckiej, ale też o Elżbiecie Czyżewskiej, Annie Prucnal, czy Krystynie Sienkiewicz. O pokoleniu kobiet silnych, których nikt nie musiał stworzyć, ulepić na jakąś modłę. Często te osobowości, ich charaktery miały początek w wychowaniu wyniesionym z domu. Mówię o tym również w kontekście Kaliny.


Poznałem wiele osób z tego środowiska na różnych etapach mojej zawodowej pracy, które właśnie te wyraziste osobowości miały. Ci ludzie musieli być kimś, bo inaczej by nie zaistnieli. Potrafili rozmawiać ze sobą pewnym kodem, polegającym na poczuciu humoru, dowcipie. Niedawno oglądałem rozmowę z Agnieszką Osiecką, nagraną w latach 90. zeszłego wieku. Mówiła w niej, że środowisko bywające w SPATiFie – knajpie Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu – to było środowisko z mocnymi korzeniami, zapatrzone w takie przedwojenne kawiarnie, jak chociażby „Ziemiańska”, potrafiące mówić tym kodem pure nonsense’u, groteski, bywało, że z akcentem bezwzględności.

Mówię o tym dlatego, że Kalina Jędrusik – uchodząca za seksbombę, wydekoltowana, z krzyżykiem na piersi, która, jak głosi legenda, tak zezłościła Władysława Gomułkę, że ten rzucił w odbiornik telewizyjny kapciem – również była taką „Agnieszką”. W podobny sposób komunikowała się ze światem, który do niej nie pasował.

Czy rzeczywiście można uznać Jędrusik za „polską Marilyn Monroe”, bo tak o niej mówiono? Nawet mąż, znany pisarz Stanisław Dygat próbował zrobić z niej taką postać, stworzyć taki jej obraz.

Polska Marilyn Monroe, która inspirowała Meryl Streep. Miała talent, była sexy. W USA straciła karierę i męża

Amerykanka, wzorując się na Elżbiecie Czyżewskiej, dostała Oskara za rolę w filmie „Wybór Zofii”.

zobacz więcej
Z jednej strony to porównanie mnie bawi, bo gdzie Kalinie i Dygatowi, którzy mieszkali w dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie do blichtru, w jakim obracali się Marilyn Monroe i Arthur Miller. Nie da się tego porównać. Z drugiej dawali z siebie pewnego rodzaju jasność, światło, które w sobie mieli i którym potrafili tę rzeczywistość zahipnotyzować. Nie tylko pokazać swój talent, swoją energię, ale bez wątpienia mieli wpływ na ludzi, na to jak odbierano ich na ulicy, czy w towarzystwie. Dygat owszem, od dziecka kochał się w aktorkach, fascynowały go. Miał nawet pomysł, by spotkać się z Marilyn, kiedy był w USA, ale to mu się nie udało, mimo bardzo dobrych koneksji, które miał. Nie jestem jednak zwolennikiem mitu Kaliny jako Marilyn Monroe.

Dlaczego?

Miała z nią niewiele wspólnego. Jeżeli Dygat próbował ją kreować na gwiazdę tego pokroju, to jej tym bardziej szkodził niż pomagał. Owszem wymyślił sobie, że ona taka będzie, ale za tym niewiele szło. Jak wspomniałem, Kalina nie grała w filmach, bo Dygat kazał jej gwiazdorzyć. To za jego namową rzuciła Teatr Współczesny, w którym zaczęła grać naprawdę wspaniałe role. Potem w innych teatrach nie potrafiła się już odnaleźć. I choć napisała list do dyrektora Erwina Axera z pytaniem, czy może wrócić, nie otrzymała takiej możliwości. W tym kontekście Dygat jej zaszkodził, bo nie potrzebowała być kimś innym, niż tą Kaliną erotyczną z seksapilem i temperamentem, poczuciem humoru i inteligencją.

Warto pamiętać, że Jędrusik była bardzo dobrze wychowana i wykształcona. Niosła pewien rodzaj obyczajowości, którą obserwowała w domu. Taki był jej ojciec, który miał kilka żon, ale też w przeciwieństwie do Marilyn Monroe dostała w domu ciepło. Amerykańska aktorka była przerzucana od rodziny do rodziny. Kalina w swoim ojcu miała wspaniałego mentora, nauczyciela. To on jej doradzał przez całe życie. Poza tym umiała zawalczyć o swoje, była bardzo niezależna. Dlatego też, może poza seksapilem, nie widzę w niej żadnych podobieństw do Monroe.
31.10.2020
Od początku pracy nad tą książką przyświecała mi zupełnie inna myśl. A mianowicie to, że Dygat pisał zawsze o bohaterach niespełnionych. Kalina była właśnie taką postacią z jego książki. Nie tyle on ją stworzył, co była bardzo podobna do bohaterów, o których pisał. Mówiło się też, że Jędrusik i Dygat byli jak bliźniacze rodzeństwo. Nie chodziło wcale o to, że na pewnym etapie wspólnego życia nie sypiali ze sobą, ale o bliskość mentalną. Bardzo byli do siebie podobni i nad obydwojgiem wisiało fatum niespełnienia. Powiedziałbym, że Kalina była raczej postacią Dygata z jego prozy, niż jego najlepszym dziełem.

Jaka była ta młoda, a potem ta dojrzała Kalina? Jak się zmieniała?

Najpierw była grzeczną dziewczyną z dobrego domu, która wiedziała, że może iść swoją drogą. Już gdy miała dwa albo trzy lata wychodziła sobie sama z domu i szukano jej nieustannie na okolicznych polach. Kiedy zaczęła chodzić do szkoły, zaczęła być prowokatorką. Z racji tego, że była najmłodszym dzieckiem w rodzinie, to uchodziła za oczko w głowie rodziców i być może przez to nauczyła się manipulować ludźmi. Najpierw w podstawówce, a już na dobre w liceum Kalina potrafiła ułożyć sobie rzeczywistość tak, jak chciała, by wyglądała, właśnie nieco prowokując.

Była muzykalna, ambitna. Uczyła się śpiewu. Poszła do szkoły teatralnej i wpadła tam w środowisko samych najlepszych, m.in. Lidii Zamkow, która zabrała ją ze sobą do Teatru Wybrzeże. To była jej mentorka, wspaniała reżyserka, aktorka, silna osobowość. Kalina miała to szczęście, że na jej roku studiowali prawie sami wspaniali – Zbigniew Cybulski, Bogumił Kobiela. To też były postaci, które w naszej świadomości przetrwały. Wydaje mi się, że Kalina trafiła w odpowiednie dla siebie miejsce i od tego momentu zaczęła być bardzo świadoma siebie.

Nikt nie wiedział, kto się kryje za jego pseudonimem. Nawet żona, która przynosiła mu plotki potem spisywane w felietonach

Śmierć pisarza w raporcie SB podsumowano stwierdzeniem: „zaniechanie wrogiej działalności”.

zobacz więcej
Kiedy przyjechała w 1953 roku na Wybrzeże, była debiutującą aktorką, ale jak mówiłem – bardzo świadomą kobietą, niezależną, mimo że nie miała za sobą jakiegoś ogromnego bagażu doświadczeń. Dygata spotkała na swojej drodze bardzo szybko, bo ten jej największy rozdział w życiu otworzył się już w 1954 roku. Gdy on ją zobaczył, to poczuł „mrówki” – jak mawiał, chodziły mu po ciele na jej widok. Kalina stała się w tym małżeństwie z Dygatem osobą jeszcze bardziej wolną. Straciła dziecko, zmarło zaraz po porodzie, i bardzo tę śmierć przeżyła, a jednocześnie postanowiła wtedy, że będzie kobietą na 300 procent. Swój brak macierzyństwa przełożyła na seksapil.

A kiedy w świadomości widzów, ale też reżyserów stała się tą aktorką kojarzoną właśnie z erotyzmem i seksapilem?

Wcześnie, bo już na początku małżeństwa z Dygatem. Bardzo świadomie wykorzystywała swoją seksualność. To się zaczęło filmami „Lekarstwo na miłość”, „Jutro premiera”, ale już kiedy kręciła film „Jowita”, na podstawie prozy swojego męża, było w niej widać pewną zmianę. Nie chodzi o fizyczność, tylko o taki melancholijny rys. Zobaczyli go chyba najwcześniej Starsi Panowie i wykorzystali to, pisząc dla niej teksty. Nazywali Kalinę „stałą dosmucaczką”.

Ta melancholijność pogłębiała się, gdy jej kariera okazywała się coraz bardziej nieudana. Nie było fajerwerków, nie było wielkich ról, tylko chałtury, koncerty, wyjazdy, na które się godziła, bo w ten sposób zarabiała na dom, gdy Dygatowi odmawiano publikacji – za coś trzeba było żyć. Po jego śmierci w 1978 roku Kalina była już osobą, która szuka swojej młodości. Nie umie zerwać ze swoim wizerunkiem, w jakimś sensie wchodzi ze sobą w konflikt. Potrzebuje młodości, flirtu, świeżości, ale bardzo trudno jej to w sobie znaleźć. Zaczyna się otaczać młodymi ludźmi, próbując stworzyć pewnego rodzaju rodzinę. Karmi się tą ich młodością.
„Ziemia obiecana”, film Andrzeja Wajdy, 1974 rok. Na zdjęciu Kalina Jędrusik i Daniel Olbrychski. Fot. TVP
Wróćmy na chwilę do Kaliny Jędrusik jako seksbomby. Kiedy nastąpił ten przełom i zaczęła być postrzegana przez ten pryzmat?

Myślę, że Kabaret Starszych Panów, pierwsze role w Teatrze Telewizji i role w filmach, które wymieniłem, zrobiły z niej gwiazdę i właśnie tę erotyczną dziewczynę. To się kończy rolą w filmie Andrzeja Wajdy, czyli „Ziemia obiecana”. Lucy Zuckerowa to kobieta na granicy młodości, starzejąca się. To bohaterka, która żyje na krawędzi spełnienia i niespełnienia, zamożnego domu i wulgarności. Tym, którzy kochali Kalinę w wydaniu Kabaretu Starszych Panów, trudniej było taką Kalinę przyjąć.

Na jej wizerunku seksbomby zaważyło nie więcej, niż dziesięć lat jej kariery. Być może zagrałaby więcej i zupełnie inne role, gdyby nie fakt, że umarła dosyć wcześnie, bo mając 61 lat. Warto przy tym pamiętać, że Dygatowie byli ludźmi wciąż niszczonymi przez władze PRL. Lata 70. były dla nich bardzo trudne. Ciągle ich inwigilowano, zabierano im paszporty, musieli się wciąż z czegoś tłumaczyć. Nie mieli, a zwłaszcza Dygat nie miał zbyt wielu możliwości pracy. Wiele takich działań wpłynęło na to, że i ona nie grała.

Niektórzy historycy filmu uznali jej rolę w „Ziemi obiecanej” za najodważniejszą kobiecą kreację w polskim kinie. W „New York Times” pisano o Kalinie, że jest „szczególnie odrażająca”. W Polsce również oburzała. Ktoś napluł na nią w sklepie.

Kalina grała tę rolę wspaniale. Stworzyła bohaterkę, która walczy o miłość i jest w stanie zrobić wszystko, choć wie, że jej nie będzie miała. Kalina tę niemoc, rozczarowanie życiem i potrzebę miłości pokazywała ekspresyjnie. Kiedy patrzę na tę scenę w salonce pociągu, którą gra z Danielem Olbrychskim, siedząc za stołem zastawionym jedzeniem, to mam wrażenie, że ona go żre całą sobą. Pokazuje tę potrzebę trzymania się życia.

Mimo, że jest to rola drugoplanowa, to ją zapamiętujemy. Mnie osobiście nic w tej scenie nie odraża.

W estetycznej opozycji. Tak grzecznych panów to już dzisiaj nie ma…

Podobno już na początku cyklu chciano ich zdjąć z anteny.

zobacz więcej
A co do krytyki w „New York Timesie” to warto pamiętać, że Ameryka pierwszej połowy lat 70. to rządy Richarda Nixona, afera Watergate, wojna w Wietnamie – emocje tam buzowały, społeczeństwo było w konflikcie.

Wracając do filmu, Wajda miał świadomość ryzyka, kiedy podjął się obsadzenia Kaliny w tej roli i akceptując to, jak ją zagrała. Ocenzurował zresztą ten film, bo wiedział, że jeśli zostawi tę najostrzejszą scenę w całości, to nie dostanie Oscara – którego zresztą i tak nie dostał, ale z innych powodów. Pierwotnie tę postać miała grać Violetta Villas, ale z niej zrezygnowano. Kalina zagrała to wspaniale. Jak mówił Olbrychski, „potrafiła grać tak zmysłowo, że rumieniło się pewnie jej krzesło”.

Wspomniał pan, że Jędrusik i Dygat byli jak rodzeństwo. Dziś byśmy powiedzieli, że żyli w „otwartym związku”, bo dawali sobie wzajemne przyzwolenie na inne damsko-męskie relacje. Ona szykowała go na randki, on słuchał o jej nowych kochankach. Nigdy nie chcieli się rozstać?

Owszem, mieli w pewnym momencie taki plan. Znalazłem to w dzienniku pana Tadeusza Kwiatkowskiego, scenarzysty „Janosika”. Zapisał, że Dygatowie mówili o rozwodzie w 1968 roku. Byli zmęczeni i sobą, i rzeczywistością wokół nich. To był czas, gdy z Polski wyrzucano z powodu żydowskiego pochodzenia. Wielu filmowców, jak chociażby Jerzy Hoffman czy Jakub Morgenstern, było szykanowanych.

Kalina w tym czasie chyba zrozumiała też, że pewne możliwości ją ominęły przez Dygata i jego podejście do niej. Rezygnowała z tego, co mogło mieć dla niej znaczenie – szukała dla siebie fajerwerków i czasami je znajdowała, ale czasami nie.

Do rozwodu jednak nie doszło, bo paradoksalnie te relacje z innymi mężczyznami, czy w przypadku Dygata – z kobietami, bardzo ich zbliżyły. Na nowo umieli się porozumieć zarówno na poziomie intelektualnym, jak i emocjonalnym. W latach 70. już bardzo wyraźnie było widać, że nie potrafią bez siebie żyć. Tęsknili za sobą, dzwonili do siebie, pisali listy. Kalina opisywała w nich mężowi swoje relacje, gdy z innymi mężczyznami wyjeżdżała na wakacje. Przez te 25 lat łączył ich dom, byli dla siebie bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Jednak Dygat bywał też wobec niej okrutny. Zabrał ze szpitala ich zmarłe dziecko, pochował i do końca życia nie powiedział Kalinie, gdzie znajduje się ten grób. Potrafił też robić awantury.

Dygat był osobowością silną i dominującą. Dlatego moja książka przywraca właściwe proporcje, a mianowicie to, że Dygat nie był w tle, tylko na pierwszym planie. Jeśli spróbujemy zajrzeć w tamten czas, to on dyktował światu warunki. Był bardzo popularny, charyzmatyczny. Ludzie chcieli być obok niego, a on wpływał na ich los. Czasami dzięki niemu coś zyskiwali, ale też mogli stracić. Tak było chociażby z Kazimierzem Kutzem, który pomieszkiwał u Dygatów, spał w ich wannie, ale kiedy – jako producent – zgodził się, aby napisany przez Dygata scenariusz „Trędowatej” gruntownie zmienił reżyser filmu, został skreślony z listy przyjaciół.

Dygat wiódł prym i w środowisku, i w domu. Tadeuszu Konwicki wspominał, jak w Gdańsku został przez nich zaproszony na herbatę, na samym początku ich związku, kiedy dopiero co ze sobą zamieszkali. Dygat zrobił Kalinie awanturę, że w domu zabrakło cukru. To trochę pokazuje tę ich relację.

Nie był to bardzo dojrzały człowiek. Owszem wspaniały pisarz, ale wyrósł w domu, w którym nie stawiano na rodzinne relacje. Jego ojciec żył z dwoma kobietami, więc Dygat widział matkę pogrążoną w melancholii, smutku, wiecznie czekającą na męża. Wydaje mi się, że nie miał szansy nauczyć się odpowiedzialności i dojrzałości.

Zatem początkowo to on był na pierwszym planie w tej relacji z Kaliną, ale po ich śmierci to się odwróciło. W naszej świadomości Kalina stawała się bardziej wyrazista, a Dygat przesuwał się na tym portrecie na plan dalszy.

Znienawidzeni przez „pierwszą parę”. Kogo mogą bawić mizdrzący się podstarzali faceci?

To był cichy protest wobec otaczającego świata, w którym twórcy nie czuli się dobrze.

zobacz więcej
Prawdę powiedziawszy to gdyby nie Dygat, to bym tej książki nie napisał. Ta relacja między nimi, jego inteligencja, która była ostra jak nóż, wpływ na rzeczywistość miały dla mnie znaczenie. Niestety musiałem napisać też o tym, jak ranił ludzi wokół siebie, jak zerwał stosunki ze swoją córką. To wszystko tworzyło z niego postać okrutną, ale myślę, że bardzo trudno jest go jednoznacznie oceniać. Miał też piękne cechy.

Był intrygantem?

Potrafił hipnotyzować ludzi. Lubił coś wrzucić, namieszać. Polubiłem ich oboje, gdy pisałem tę książkę, jednak nie do końca Dygata rozumiem.

Kalina potrafiła stworzyć mu dom? Nie była tylko aktorką, gwiazdą sceny?

Tak, była panią domu. Lubiła to. Chciała mieć rodzinę, była ciepłą osobą. Ci, którzy bliżej ją znali, mówili, że bardzo dobrze gotowała. Wbrew ogólnym opiniom dla tych, którzy byli jej bliscy, była bardzo ciepła, otwarta. Choć pojawiały się również głosy, że była zdystansowana, okrutna. To kolejny dowód na to, że nie było jednej Kaliny, że miała różne osobowości.

Kiedy Dygat odszedł na zawsze, Kalina bardzo się zmieniła? Jak wyglądało jej życie bez niego?

Nie była na to przygotowana, chociaż długo chorował na serce i trafiał do szpitala. Kalina drżała o niego. W 1978 roku, kiedy on zmarł, miała 48 lat. Miała poczucie, że kończy się jej młodość i szanse na miłość.

Bardzo szybko związała się z dużo młodszym mężczyzną od siebie. Muzykiem z zespołu, z którym koncertowała. Wprowadził się do niej niecały rok po śmierci Dygata. Przez tę relację Kalina próbowała pobudzić w sobie młodość. Odżyła, flirtowała. Czuła się kobietą kochaną, ale w pewnym momencie zrozumiała, że to nie ma przyszłości. Ten związek wygasł jakoś naturalnie.
Mój ojciec Staś
Stawała się kimś innym. Miała potrzebę oparcia się na czymś, jak mówią ludzie z jej rodziny, dlatego też zaczęła szukać oparcia w wierze. Ale nie była to wiara dewocyjna, tylko duchowe oparcie. Zaangażowała się w działalność opozycyjną, w ruch „Solidarności”. Woziła paczki więźniom. W ten sposób radziła sobie z pustką po śmierci męża.

Co ciekawe, po swojej śmierci Kalina Jędrusik stała się zastrzeżonym znakiem towarowym.

Po Kalinie Jędrusik wszystko odziedziczyła zajmująca się nią Aleksandra Wierzbicka. To ona zastrzegła nazwisko Kaliny jako znak towarowy, co oznacza, że nie można używać go na okładkach, afiszach, w filmach, czy spektaklach bez porozumienia się z nią.

A co by było, gdyby Kalina nie umarła tak wcześnie, w 1991 roku?

Trudno jest gdybać, bo świat, również ten świat kultury, po 1989 roku bardzo się zmienił. Pod koniec swojego życia miała szansę zagrać w serialu „Hotel Polanów”, gdzie wcieliła się w nestorkę rodziny prowadzącej żydowski hotel w uzdrowisku. Gra tam tak, że dziś byłaby to rola na miarę królowej z serialu „The Crown”. Udowodniła, że jest wspaniałą aktorką, ma ogromny talent. Niestety, z powodu skomplikowanych praw producenckich „Hotel Polanów” nie jest pokazywany. To też kalinowe fatum. Zagrać swoją największą rolę w filmie, którego nie można zobaczyć.

Mimo to Kalina dzisiaj jest symbolem nawet dla tych, którzy nie widzieli jej na scenie, dla zupełnie innego pokolenia. Jest ikoną popkultury. Jest. Dla artysty to najlepsza forma pozostania w pamięci widzów.

– rozmawiała Marta Kawczyńska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: „Szelesty jesienne” - kabaret 1966, reż. Jeremi Przybora. Na zdjęciu Kalina Jędrusik. Fot. TVP, Zygmunt Januszewski
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.