Wojna za Chrystusa Króla
piątek,
12 lutego 2021
– Kiedy w 1979 r. Jan Paweł II pojechał z podróżą apostolską do Meksyku, to wedle wciąż obowiązującego prawa groziło mu aresztowanie za pojawienie się w publicznym miejscu w sutannie. Msza sprawowana na stołecznym stadionie była niezgodna z prawem. Meksykański Kościół za te „przestępstwa” musiał uiścić grzywnę – przypomina historyk Andrzej Solak.
Film „Cristiada” z Andym Garcią i Evą Lonogorią będzie można zobaczyć w TVP Historia w niedzielę 14 lutego o godz. 21.20 i w środę 17 lutego o godz. 22.35
– Pytali mnie, ile zabiłem osób. Odpowiadałem, że nie zabiłem nikogo. Kto wie, może kule kogoś zabiły, ale ja nie – mówił w wywiadach nieżyjący już Juan Daniel Macías z San Julián w meksykańskim stanie Jalisco. W 1926 r. jako trzynastolatek dołączył do partyzantki, która wystąpiła zbrojnie przeciwko prześladującym katolików władzom Meksyku.
Walczących katolików nazwano cristeros od okrzyku, jakim się pozdrawiali i z jakim ruszali do walki: „Viva Cristo Rey y Santa María Virgen de Guadelupe!” („Niech żyje Chrystus Król i Najświętsza Maria Panna z Gwadelupy!”). – Kiedy ktoś z sił rządowych nas złapał i pytał, o co walczymy mówiliśmy, że za Chrystusa Króla – wspominał Macías.
Skrajnie antykatoliccy
– Meksykański Kościół był Kościołem prześladowanym i to nie od 1926 r., kiedy wybuchła Cristiada, ale co najmniej od połowy XIX stulecia – mówi Andrzej Solak, historyk, autor książek m.in. „Modlitwa mieczy. Opowieści o obrońcach wiary”.
– Trzeba się cofnąć do rządów liberała Benito Juáreza, który reformę wymierzoną w Kościół wprowadził w latach 50. XIX w. Od tego czasu można mówić o prześladowaniach, które przez lata przybierały różne natężenie. Zawołanie „Viva Cristo Rey!”, dziś kojarzone z cristeros, było hasłem chłopów – katolików indiańskiego pochodzenia, którzy już w latach 70. XIX stulecia organizowali lokalne powstania w reakcji na prześladowania religijne. W następnych dekadach prezydent Porfirio Díaz, choć liberał i wolnomularz, nie angażował się w sprawy religijne. Antykatolickie represje zostały wstrzymane, a meksykański Kościół odzyskał część wpływów. Jednak podczas wojny domowej, tzw. rewolucji meksykańskiej, która wybuchła w 1910 r., do głosu doszli szczególnie antyklerykalni przywódcy zwalczających się armii: Pancho Villa, Venustiano Carranza czy Álvaro Obregón – tłumaczy historyk.
Rewolucjoniści plądrowali i niszczyli świątynie. – Szacuje się, że tylko w czasie wojny domowej zamordowanych zostało około 160 księży – mówi historyk.
Oficjalnie konflikt zakończył się w 1917 r. przyjęciem konstytucji, w której znajdowały się skrajnie antykościelne zapisy. Wprowadzała ona m.in. laickość szkół, nie mogły ich prowadzić zakony i księża. Ustawa zasadnicza pozbawiła Kościół nie tylko osobowości prawnej, ale i własności. Zabraniała praktyk religijnych poza świątyniami, wprowadzała bezwzględny prymat państwa nad Kościołem.
– Jednak zapisy konstytucji od razu nie zostały wprowadzone w życie. Kraj był zniszczony działaniami wojennymi, w wyniku których, jak się szacuje, mogło zginąć nawet milion Meksykanów – zwraca uwagę Andrzej Solak. – Generał Obregón, który został prezydentem, dążył do stabilizacji kraju, więc na tym etapie nie egzekwował nadmiernie antykościelnych postanowień konstytucji. Zrobił to jego następca Plutarco Calles, mason inicjowany w loży „Helios” i fanatyczny antyklerykał.
Antychryst u władzy
Plutarco Elías Calles, założyciel socjalistycznej Meksykańskiej Partii Pracujących, prezydentem Meksyku został w 1924 r. Mówił o sobie, że jest „osobistym wrogiem Boga”. Przylgnął do niego przydomek el anticristo (antychryst). Już jako gubernator stanu Sonora dał się poznać jako nieprzyjaciel Kościoła katolickiego, ale jako prezydent zmierzał do całkowitego jego unicestwienia.
Calles w 1926 r., po dwóch latach rządów, postanowił na dobre zająć się Kościołem, ożywiając raczej martwe za jego poprzedników antykościelne zapisy konstytucji. W czerwcu 1926 r. wydał do nich przepisy wykonawcze.
Tak zwane „prawo Callesa” przewidywało ograniczenie liczby księży i wprowadzało obowiązek rejestrowania się ich przed urzędnikami państwowymi, którzy decydowali, czy ich obecność na danym terenie jest w ogóle potrzebna. Duchowni stracili prawa wyborcze, zabroniono im jakiejkolwiek krytyki rządu (groziła za to kara wiezienia), za noszenie sutanny w miejscach publicznych nakładano mandat 500 peso (wówczas równowartość 250 dolarów). Kościół pozbawiono dóbr. Nawet świątynie przeszły na własność państwa i wiernym były jedynie użyczane. Poza świątyniami nie można było organizować żadnych celebracji – modlitw czy procesji.
Doszło do kasaty zakonów, z kraju zostali wydaleni duchowni innych narodowości, także niektórzy biskupi. Zabroniono działania katolickim partiom politycznym i organizacjom. Na czasopisma katolickie nałożono kaganiec: nie mogły pisać nie tylko o polityce, ale w ogóle o sprawach publicznych. Władza w razie wykroczeń przeciwko „prawom Callesa” niekiedy nawet nie siliła się na procesy sądowe. Stosowała natychmiastową egzekucję.
Katolicka Ameryka Łacińska to mit. Wolnomularze stoją u fundamentów wszystkich niemal rewolucji niepodległościowych (co często znaczyło także antykatolickich) w całym regionie.
zobacz więcej
W odpowiedzi na „prawo Callesa” meksykańscy biskupi w porozumieniu z Watykanem w ramach protestu zawiesili sprawowanie publicznych mszy świętych w świątyniach na czas nieokreślony. Kościół zszedł do podziemia. Msze, chrzty czy śluby organizowano potajemnie w prywatnych mieszkaniach.
To posunięcie meksykańskiego Kościoła prezydent Calles uznał za swoje zwycięstwo. W korespondencji z ambasadorem Francji wyraził przekonanie, że meksykańscy katolicy pozbawieni mszy świętych i sakramentów szybko zapomną o wierze. Zignorował jednak to, jak wielkie znaczenie miał Kościół dla wielu Meksykanów.
Federales w sanktuarium
Świeccy katolicy powołali Ligę Obrony Wolności Religijnej (La Liga). Pod petycją protestacyjną podpisało się 2 miliony katolików. Próbowali zmusić władze do cofnięcia się, organizując bojkot, który miał uderzyć w finanse kraju. Nie płacili podatków, nie korzystali z komunikacji publicznej, nie kupowali paliwa i losów zmonopolizowanych przez państwo loterii. Nie chodzili do kin i teatrów.
Bojkot nie okazał się jednak wystarczająco skuteczny, zwłaszcza że sprzeciwiali się mu katoliccy przedsiębiorcy, którzy też notowali straty. – Niestety rząd zaostrzał represje. Dochodziło do egzekucji czy tzw. zaginięć działaczy katolickich. Wprowadzone zastało „prawo o ucieczce”, w efekcie czego coraz częściej słyszało się, że ktoś „został zastrzelony w czasie próby ucieczki”. De facto były to pozasądowe egzekucje – opowiada Solak.
Siły rządowe, czyli federales nie wahały się pacyfikować świątyń. Głośnym echem odbił się ich szturm na znajdujące się w Guadalajarze sanktuarium Matki Bożej z Gwadelupy, które wcześniej zajęli wierni. Zginęło 18 osób, kilkadziesiąt zostało rannych.
Lokalnie zaczęły powstawać partyzanckie grupy mające bronić katolików przed represjami federales. Dowodzili nimi księża oraz mężczyźni z wojskową przeszłością. Tak rozpoczęła się trwająca trzy lata (1926-1929) wojna katolików z siłami rządowymi znana w historii jako Cristiada. – Powstanie cristeros nazywa się czasem kolejną krucjatą. Było to wystąpienie w obronie wiary, ale nie krucjata pobłogosławiona przez hierarchów czy papieża – zaznacza Andrzej Solak. – To był ruch oddolny, hierarchia kościelna nie stanęła na czele powstania. Zresztą znaczna część biskupów albo została uwięziona, albo wypędzona z kraju. Oczywiście Kościół rozumiał motywację powstańców, potępiał represje, ale dążył do porozumienia z rządem i zakończenia powstania.
Do pierwszych lokalnych starć między cristeros a federales doszło w stanach Durango, Zacatecas, w górzystym regionie los Altos de Jalisco. – W tych pierwszych bitwach, które według generała Amaro (Joaquín Amaro, minister wojny w rządzie Callesa – red.) nie były bitwami tylko polowaniem, cristeros nie mogli za wiele zwojować. Nie mieli broni, organizacji, doświadczenia na polu walki. To była raczej wielka manifestacja tłumu uzbrojonego w pałki i noże. Czasami dołączały do nich kobiety wyposażone w mielone chili i gaszone wapno, które miały ciskać w oczy żołnierzy – opowiadał w dokumencie „La guerra de los cristeros” Jean Meyer, historyk, jeden z pierwszych i najbardziej zasłużonych badaczy historii Cristiady.
Jeden z cristeros z San Francisco de Asis mówił: „Byliśmy zieloni, byliśmy chłopcami. Nie wiedzieliśmy, czym była wojna, nie wiedzieliśmy, jakim była horrorem. Myśleliśmy, że to będzie fiesta, która skończy się w ciągu kilku dni”.
– Ponad 50 proc. z nas to byli bardzo młodzi chłopcy, którzy nie skończyli nawet 20 lat. Biedacy mieszkający z rodzinami. Co my wiedzieliśmy o koniach, o broni? – wspominał Guadelupe Tejeda, cristero z Arandas w stanie Jalisco.
Spełniają prośby, uzdrawiają, pomagają zajść w ciążę i zdać egzamin. Kanonizowani przez lud, a nie przez Kościół.
zobacz więcej
Liga szybko zrozumiała, że w starciu z federales nie wystarczy chłopskie pospolite ruszenie, a katolickiej wojnie potrzebna jest organizacja, taktyka i dowódca. Dlatego też w 1927 r. wysłannik Ligi zapukał do drzwi Enrique Gorostiety Velarde.
Najdroższy generał w Meksyku
Gorostieta działał w branży kosmetycznej, co ponoć przysparzało mu kompleksów. „Generał meksykańskiej armii robiący perfumy dla pań. Co za wstyd” – miał napisać o sobie. Generalskiego tytułu sobie jednak nie wymyślił. Przez lata służył w meksykańskiej armii.
Urodził się w 1890 r. w uprzywilejowanej rodzinie liberałów z Monterrey. Jego ojciec był adwokatem, dziennikarzem i pisarzem. Angażował się w politykę. Został nawet ministrem skarbu w rządzie Victoriano Huerty, który sprawował ten urząd krótko, w czasie rewolucji meksykańskiej. W okresie porfiriatu (czyli rządów wspomnianego już Porfirio Díaza) rodzinie Gorostieta powodziło się nad wyraz dobrze.
Enrique Gorostieta myślał o polityce, ale matka namówiła go na karierę w wojsku. W 1906 r. jako 16-latek został przyjęty do szkoły wojskowej w stolicy kraju. Cztery lata później jako kadet poprosił o zwolnienie, by na froncie walczyć z rebeliantami dążącymi do obalenia Porfirio Díaza.
Przez kolejne kilka lat Gorostiecie nie brakowało okazji do zdobywania doświadczenia na froncie. W kontrrewolucyjnej armii federalnej walczył i dowodził jednostkami wojsk. Wziął także udział w obronie Veracruz przed amerykańskim desantem w 1914 r. Dzięki talentowi w dziedzinie taktyki szybko piął się po szczeblach wojskowej kariery. Miał zaledwie 24 lata, kiedy został generałem brygady – najmłodszym w armii federalnej.
Upadek rządów Victoriano Huerty położył kres jego karierze wojskowej. Armia federalna czasów Díaza została rozwiązana. Gorostieta z całą rodziną wyemigrował do Teksasu. Wrócił do kraju dopiero w 1921 r. Zajął się produkcją mydeł.
Katolickiej Lidze postawił niemal zaporowe warunki. Za dowodzenie armią zażądał 3 tys. peso miesięcznie (dwa razy więcej niż w tamtym czasie zarabiali meksykańscy generałowie) i wypłacenie sowitej kwoty swojej rodzinie, gdyby zginął w czasie Cristiady. Liga jednak jego warunki przyjęła, bo Gorostieta wydawał się idealnym kandydatem. Nie tylko ze względu na umiejętności wojskowe, ale także na niechęć do rewolucyjnych władz, które zrujnowały jego wojskową karierę.
Gorostieta pod dowództwo dostał 20 tys. źle uzbrojonych ochotników. To on wprowadził porządek i dyscyplinę tak, że pospolite ruszenie zaczęło przypominać niemal regularną armię. Działania generała zniweczyły nadzieje Callesa na szybki koniec powstania cristeros, którzy zaczęli odnosić większe i mniejsze sukcesy, zdobywać kolejne przyczółki.
Andrzej Solak przypomina, że katolickie powstanie w swoim apogeum liczyło 50 tys. cristeros. – Jak na 16-milionowy wówczas kraj, to była ogromna liczba, a przecież w ciągu trzech lat walk przez armie cristeros przewinęło się dużo więcej żołnierzy ochotników. Możemy więc mówić o dużym zasięgu tego powstania i znacznym poparciu, zwłaszcza na terenach wiejskich, bo to była przede wszystkim, choć nie tylko, wojna chłopska – mówi historyk.
Wojska federalne nie stroniły od bestialstwa. Powstańczych jeńców, ale także wspierających ich cywilów nierzadko zabijano po brutalnych torturach. Do historii przeszły przerażające zdjęcia katolików powieszano na słupach telegraficznych w stanie Jalisco.
Siostry zakonne były wieszane na własnych różańcach. Kapłanom wbijano krucyfiksy w gardła. Łaską w takiej sytuacji była kula w potylicę.
zobacz więcej
Brutalnie traktowano nawet dzieci. Młody cristero José Sánchez del Río zginął, mając zaledwie 14 lat. Został złapany przez wojsko federalne, gdy w czasie walki oddał dowódcy swojego konia. José był torturowany, zmuszony do oglądania egzekucji innego dziecka i ostatecznie pchnięty nożem przez wojskowego, kiedy odmówił wyrzeknięcia się wiary (w 2006 r. Sánchez del Río został kanonizowany przez papieża Franciszka).
Do okrucieństw dochodziło też ze strony cristeros. W 1927 r. atakiem na rządowy pociąg, którym miały być przewożone znaczne kwoty pieniędzy i złoto dowodził ks. José Reyes Vega. Nakazał cristeros oblać pociąg benzyną i podpalić. W pożarze zginęło przeszło 50 osób – żołnierze, ale i cywile. Akcja cristeros spotkała się ze społecznym potępieniem, rząd wykorzystał ją propagandowo.
– Po stronie powstańczej też zdarzały się okrucieństwa. Żadna armia nie składa się z aniołów. Są ludzie o różnym stopniu wrażliwości, różnie reagujący na zło, które widzą. Dochodziło do drastycznych działań cristeros, ale czym innym jest indywidualny czyn partyzanta czy dowódcy oddziału, a czym innym masowy systemowy terror wprowadzany odgórnie przez państwo – ocenia Solak.
Obrońcy Cristiady twierdzili, że ks. Vega w ataku na pociąg stracił brata i dlatego nakazał podpalenie, nie da się jednak ustalić ponad wszelką wątpliwość, że tak było naprawdę.
Listy zawinięte w szal
W przeszłości w oficjalnej meksykańskiej historiografii generała Gorostieta przedstawiano jako zdeklarowanego masona, agnostyka, oportunistę, który do cristiady przystąpił dla pieniędzy i z powodu osobistych ambicji politycznych. Pisano nawet, że będąc wśród cristeros kpił ze świętości, ale był tolerowany ze względu na talenty dowódcze.
Nowe światło na to, kim był gen. Gorostieta rzuciło ujawnienie jego pełnych miłości i oddania listów, jakie w czasie powstania wysyłał do żony Gertrudis Sepúlvedy pieszczotliwie nazywanej Tulitą. Wnuki gen. Gorostiety zdecydowały się na upublicznienie ich treści w 2012 r., kiedy zaplanowana była już premiera amerykańskiego filmu „Cristiada” z Andym Garcíą w roli generała i Evą Longorią grającą Tulitę.
Po lekturze listów gen. Gorostiety do błędu przyznał się Jean Meyer wspomniany już badacz Cristiady, który o katolickim powstaniu napisał trzy książki.
„Był głęboko wierzącym katolikiem. Skorzystam z okazji, by powiedzieć: mea culpa. W mojej »Cristiadzie« opublikowanej w 1973 r. powtórzyłem, bez weryfikacji, pobożną hagiograficzną legendę kościelnego pochodzenia. Wedle tej bajki Gorostieta nie był katolikiem tylko agnostykiem, masonem, a nawet antyklerykałem z liberalnej rodziny z północy. Dołączył do cristeros ze względu na niechęć do rewolucjonistów, którzy przerwali jego błyskotliwą karierę wojskową. A nawet, że poszedł z nimi jako najemnik, dla pieniędzy, katolikiem został zaraziwszy się wiarą od ludu, swoich żołnierzy cristero. W końcu umarł za Kościół i za Chrystusa. Święty Paweł w drodze do Damaszku albo prawie. To nieprawda – pisał na łamach meksykańskiego dziennika „El Universal” Meyer i dodawał, że z listów, które udostępniła mu rodzina Gorostiety wyłania się zupełnie obraz.
„Listy pisane między kawalkadami i bitwami pokazują człowieka, który jest głęboko zakochany w swojej żonie, uwielbia swoje dzieci. I katolika, który zgodził się iść do walki z obowiązku, żeby bronić katolicki lud i Kościół”.
W filmie fabularnym „Cristiada”, którego scenariusz powstał na podstawie książek Meyera Gorostieta w walkę angażuje się jako człowiek wątpiący, walczący po prostu o wolność wyznawania wiary. Historyk przyznał, że listy generała rodzina ujawniła zbyt późno, zdjęcia do filmu zostały zrealizowane wcześniej.
Generał Gorostieta zginął 2 czerwca 1929 r. zastrzelony przez wojska federalne. Nieco ponad trzy tygodnie później meksykański episkopat podpisał porozumienie z rządem. Gorostieta był przeciwny tym rokowaniom, chciał walczyć do zwycięstwa.
Temat tabu
Kompromis okazał się zgniły. Kościół zobowiązał się, że nie będzie kontestował poczynań rządu w zamian z mniej surową interpretację zapisów konstytucji. Cristeros miała objąć amnestia. Efekt był jednak taki, że co prawda nie stawali oni przed sądem, ale ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Wielu musiało z Meksyku wyemigrwać. Antykościelną śrubę przykręcano dalej i w latach 30. wybuchła kolejna, już mniej liczna, Cristiada.
– Szacunkowe wyliczenia wskazują, że po stronie rządowej było 55-60 tys. ofiar. Zginęło też 35-40 tys. cristeros. Niewiadomą jest liczba cywilnych ofiar represji. Niektórzy historycy szacują ją nawet na 150 tys., co by oznaczało, że w konflikcie tym zginęło ćwierć miliona Meksykanów. Przez dziesięciolecia nikt jednak nie prowadził tu wiarygodnych badań. Dopóki Meksykiem rządziła Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna, ten temat był tabu – mówi Andrzej Solak.
Film „Cristiada” w reżyserii Deana Wrighta, z Andym Garcią i Evą Lonogorią w rolach głównych, będzie można zobaczyć na antenie TVP Historia w niedzielę 14 lutego o godz. 21.20 i w środę 17 lutego o godz. 22.35.