Kultura

Komunizm inaczej? Karnawał Solidarności w Jugosławii

Jesienią 1981 roku odbyły się w Polsce trasy koncertowe zespołów Šarlo Akrobata i Električni Orgazam, które wywołały ferment w kręgach polskiego undergroundowego rocka. Przyjazd trzeciego przedstawiciela Belgradzkiej Sceny Alternatywnej, grupy Idoli, uniemożliwiło wprowadzenie stanu wojennego – wspomina uczestnik wydarzeń, od których w tym roku mija 40 lat.

Na początku tego roku ukazały się w Chorwacji winylowe reedycje płyt wymienionych serbskich zespołów, które 40 lat temu zmieniły oblicze jugosłowiańskiego rocka. Pierwszy nakład rozszedł się w ciągu miesiąca.

Ćwierć wieku po zakończeniu krwawej wojny na Bałkanach przynajmniej w świecie kultury dochodzi do normalizacji między zwaśnionymi narodami. Przez lata wszystko, co zawierało przedrostek „jugo-” było w Chorwacji traktowane jak zaraza.

W ukochanym przez naszych turystów kraju wręcz negowano, że jest on częścią Bałkanów. Dziś Croatia Records, spadkobierczyni największej jugosłowiańskiej wytwórni płytowej Jugoton, wznawia albumy serbskich, macedońskich czy bośniackich wykonawców oraz wydaje książki poświęcone jugosłowiańskiej muzyce. Co więcej pod patronatem firmy, od dziewięciu lat, funkcjonuje z powodzeniem kanał telewizyjny Jugoton TV, emitujący nostalgiczne przeboje z czasów kraju, którego już nie ma.

Kiedy rock coś znaczył

Boom rockowy wybuchł w Polsce i w Jugosławii w tym samym czasie. Były to jednak całkiem inne zjawiska muzyczne. Na Bałkanach pojawiły się dziesiątki zespołów zapatrzonych w przyszłość.

U nas jako pierwsi zyskali popularność wykonawcy mocno osadzeni w przeszłości. Na czele naszego rockowego boomu stali trzydziestolatkowie: tekściarze znudzeni estradową miałkością (Andrzej Mogielnicki – Lady Pank; Bogdan Olewicz – Perfect; Marek Dutkiewicz – Budka Suflera, Kombi; Andrzej Sobczak – Lombard, Turbo), hipisi (Marek i Olga Jackowscy – Maanam), klezmerzy o rockowym sercu (Zbigniew Hołdys – Perfect) czy menedżerowie (Piotr Niewiarowski – Lombard). Nawet za aktorką Izabelą Trojanowską, kokietującą z nowofalowym wizerunkiem stali dojrzali fachowcy – Romuald Lipko i Andrzej Mogielnicki.

Jedynie album „Helicopters”, który w 1980 r. zapoczątkował na naszym terenie rockową eksplozję, zawierał nowoczesne brzmienia. Tyle że liderem grupy był Walijczyk (John Porter), też trzydziestolatek, który za głosem serca osiadł w Polsce. Świeżość muzyczną wniosła Republika. Pojawiła się ona jednak dopiero w 1982 r.
Electrični Orgazam na koncercie w roku 2008. Występem tej grupy w Warszawie w roku 1981 zachwycony był między innymi Kazik Staszewski. Fot. Wikimedia
W porównaniu z Polską skazaną wyłącznie na „rażenie” Programu III Polskiego Radia, socjalistyczna Jugosławia była otwarta na zachodnią pop-kulturę. Dziesiątki stacji radiowych opierały swe playlisty na światowych przebojach, ukazywały się zachodnie płyty, istniał miesięcznik muzyczny „Džuboks”, śledzący najnowsze trendy, przyjeżdżali zachodni wykonawcy od Deep Purple po Talking Heads.

Jugosławia była bowiem komunistyczna inaczej. Mieszkańcy mieli paszporty w domu, waluta (dinar) była wymienialna, dziesiątki tysięcy zachodnich turystów przyjeżdżało nad Adriatyk, a setki tysięcy Jugosłowian pracowało jako gastarbeiterzy we Francji, Niemczech i Szwecji. Książki George'a Orwella i Aleksandra Sołżenicyna były w księgarniach, a w kinach pokazywano zakazane u nas filmy ze względów zarówno politycznych (seria o Jamesie Bondzie), jak i obyczajowych („Emmanuelle”, „Ostatnie tango w Paryżu”). Tyle że wraz ze śmiercią marszałka Josipa Broza Tity, w maju 1980 r., rozpoczął się pełzający kryzys, który doprowadził w 1991 r. do rozpadu Federacyjnej Republiki Jugosławii.

Punkrockowa rebelia została przyjęta na Bałkanach z otwartymi rękami. Wprawdzie wytwórnia Jugoton wycofała się z wydania albumu Sex Pistols obawiając się niezadowolenia brytyjskiej królowej (?!), ale płyty The Stranglers, Patti Smith, Talking Heads czy The Police ukazywały się regularnie. Pierwszy jugosłowiański singiel punkrockowy (Pankrti – „Lepi in prazni”) ukazał się już w 1978 r., a pierwszy album rok później (Prljavo Kazalište – „Prljavo Kazalište”). Do tego czasu istniała w Jugosławii mocna scena rockowa, której liderem był zespół Gorana Bregovicia Bijelo Dugme. Grupa sprzedawała setki tysięcy płyt, dawała koncerty na stadionach, a płyty nagrywała w Londynie.

Śmierć dyktatora Tity (kochanego przez większość mieszkańców Jugosławii – o czym dziś chętnie się zapomina) zaowocowała rozkwitem tamtejszej kultury. Świat zachwycił się performance’ami Mariny Abramović, filmami Emira Kusturicy, książkami Dubravki Ugrešić czy pianistycznym kunsztem Iva Pogorelicia.

W obszarze rocka doszło do prawdziwej eksplozji nowofalowych grup, które zmiotły ze sceny dotychczasowe gwiazdy. Jugosłowiańska scena rozkwitła stylistyczną różnorodnością, która rozciągała się od: post-punku (Pankrti), psychodelii (Električni Orgazam), art-popu (Haustor, Idoli), new wave’u (Azra, Film, Lačni Franz) przez synth-pop (Denis & Denis), ska (Prljavo Kazalište) po industrial (Laibach), awangardę (Šarlo Akrobata) czy techno (Borghesia).

Oryginalność wykonawców przyciągnęła uwagę europejskiej prasy muzycznej. Reportaże z Jugosławii ukazały się w poczytnych tygodnikach „New Musical Express” i „Melody Maker”. Kontrakty płytowe z brytyjskimi wytwórniami podpisały zespoły Laibach (Mute) i Borghesia (Play It Again Sam).
Idoli. Przyjazd zespołu do Polski w roku 1981 uniemożliwiło wprowadzenie stanu wojennego. Fot. Wikimedia
Studencki czas

W lipcu 1977 r., po pięciu latach spędzonych w Belgradzie, powróciłem do kraju. Ojciec zakończył pobyt na placówce i nagle mój świat z kolorowego stał się szarobury. Rozpocząłem studia na Politechnice Warszawskiej i związałem się z klubem Riviera-Remont. Mimo szyldu Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie egzystowała niezależna kultura.

Galeria Remont zorganizowała w 1978 r. pokazy sztuki performance z udziałem pięćdziesięciu artystów z całego świata, a rok później pod jej patronatem powstał Post Remont ‒ miejsce będące kolebką warszawskiego punk rocka.

Dyskusyjny Klub Filmowy Kwant zapraszał wybitnych filmowców i pisarzy: Liv Ullmann, Rolanda Topora, Julio Cortázara, Claude’a Leloucha, Sidneya Lumeta, Ettore’a Scolę czy Istvána Szabó. Dzięki Kwantowi ojczyznę po długiej przerwie odwiedzili – Roman Polański, Walerian Borowczyk i Jan Lenica. W 1975 roku w sali Riviery odbyła się światowa prapremiera filmu „Zawód: Reporter” Michelangela Antonioniego, i to z udziałem reżysera.

Mnie najbardziej interesowały wydarzenia muzyczne. Tylko w mej ojczyźnie nawet oświeceni prezenterzy radiowej Trójki nie zauważyli, że na Wyspach wrze muzyczna rewolucja.

1 kwietnia 1978 r. musiałem zatem być w Rivierze na koncercie angielskiej formacji nowofalowej The Raincoats. Na następny bezpośredni kontakt z zachodnim punk rockiem trzeba było czekać ponad dwa lata. W lipcu 1981 r., w Rivierze zagrały trzy norweskie zespoły, w tym De Press, którego liderem był polski góral Andrzej Dziubek. Nie widziałem tych występów, bo byłem w Belgradzie, gdzie wraz z Leszkiem Kułakiem ustalałem warunki imprezy, która miała w tamtejszym Studenckim Centrum Kultury zaprezentować polską kulturę czasów Solidarności.

Nieco wcześniej w jugosłowiańskich sklepach pojawił się album „Sunčana strana ulice” zagrzebskiego zespołu Azra, który zawierał piosenkę „Poljska u mom srcu” („Polska w moim sercu”).

Gdańsk osiemdziesiątego / Kiedy jesień powiedziała „nie” / Gdańsk osiemdziesiątego / Trzymaliśmy kciuki / Górnicy, studenci, stocznia, wszyscy my / Gdańsk osiemdziesiątego / Wrzące fabryki / Dwa razy nie wysyła się czołgów na robotników / Nie odważyli się / Wygraliśmy wszyscy MY.

Szefowie belgradzkiego klubu entuzjastycznie zareagowali na możliwość wprowadzenia do swojej instytucji solidarnościowego wirusa. Ustaliliśmy, że ponad pięćdziesięcioosobowa inwazja z Warszawy wyląduje w Belgradzie w listopadzie. Wcześniej w Warszawie mieli pojawić się reprezentanci muzycznej Belgradzkiej Sceny Alternatywnej. Podjąłem się organizacji tras koncertowych trzech zespołów mimo, że nie miałem o tym pojęcia.

Od psychodelii po patriotycznego rocka. Samotność górala

Kiedy skończył się PRL, Andrzej Dziubek ponownie zamieszkał w rodzinnych stronach. Nie stał się establishmentowym artystą III RP.

zobacz więcej
W październiku nad Wisłę przyjechał zespół Šarlo Akrobata. W sklepach pustki, na ulicach anarchia, pogoda parszywa, a my w zdezelowanym dostawczaku marki Nysa przemierzaliśmy Polskę. Belgradzcy szarlatanów grali muzykę nad wyraz ambitną, która mogła spodobać się w Londynie, ale w kraju nieobeznanym z najnowszymi trendami wywoływała popłoch.

W Warszawie chłód wiał ze strony publiczności. W Toruniu, gdzie już rządziła Republika, muzyczna elita była zaintrygowana. W Poznaniu przyjęcie było nieoczekiwanie gorące. W Gliwicach publiczność rządna obcowania z zakazanym punk rockiem była tak podekscytowana, że w finale koncertu porwała muzyków i z radości podrzucała do góry. Natomiast w Domu Kultury w Pionkach, mimo że organizatorzy zakupili migające kolorowymi światłami gumowe węże, ze strony widowni powiało mrozem.

Wieczorem, 7 listopada, w Rivierze rozpoczął się koncert Električnego Orgazamu. Snop białego światła wydarł z mroku pająkowatą sylwetkę przeraźliwie chudego dryblasa odzianego w kolorowe rajstopy. Jego twarz pokrywał biały puder, a pod oczami miał wyraziste czarne kreski. Pobudzony syntetyczną melodią wydobywającą się z taniego klawisza zaczął się wić przed statywem z mikrofonem i wyrecytował:

Elektryczne panny z fabryki głupoty / Od dziś zaspokoją wasze wszelkie pragnienia / Wasze tajemne marzenia staną się jawą / Elektryczny Orgazm dla starych i młodych / Elektryczny Orgazm za małą KAAASSĘĘĘ!!!

Serbski tekst zrozumieli nieliczni, a i tak efekt był piorunujący. Takiego początku koncertu jeszcze nikt tu nie widział. Po olśniewającym wstępie zespół zagrał kilka psychodelicznych utworów, po których lider kapeli, Gile, wykrzyknął po naszemu „kelner” i… zamilkło nagłośnienie. Audytorium wypełnił smród gazu łzawiącego. Po minutowej pauzie zespół ruszył ze zdwojoną energią. Nikt na sali nie przeczuwał, że pozostało nam jeszcze nieco ponad miesiąc wolności.

Na trzech warszawskich koncertach Električnego Orgazamu była warszawska nowofalowa elita. Kazik był zachwycony. Po latach w wywiadzie dla „Machiny” tak opisał tamte koncerty: „Piosenki są świetne, znam je od lat. Nawet z El Dupą ostatnio nagraliśmy »Električni orgazam«, który śpiewam po serbsku. Muszę przyznać, że nawet się do tego podjarałem. (…) Wtedy, w latach 80., u nich było jak na Zachodzie – wychodziły wszystkie zachodnie płyty. (…) Z »oficjalnej« muzyki nasza załoga akceptowała po trochu tylko dwa bandy: Republikę i w mniejszym stopniu Maanam. A to, co grały jugosłowiańskie kapele, pachniało Zachodem. Kiedy w 1981 roku Električni Orgazam przyjechał na koncerty do Remontu, byłem na wszystkich trzech...”.
Niechciana impreza

15 listopada 1981 r. w Belgradzie miała się rozpocząć manifestacja pod hasłem „Polska ’81”. Odbyła się, tylko pod zdecydowanie mniej buńczuczną nazwą. Okazało się, że jugosłowiańskie władze zasugerowały, że byłoby lepiej, gdyby impreza zniknęła z programu Studenckiego Centrum Kultury. Nastąpiła medialna blokada. Dzienniki odmówiły publikacji wcześniej opłaconych reklam, telewizja zaniechała nadawania relacji. Poza stolicą Jugosławii nikt się nie dowiedział o polskiej imprezie.

Słowo „młodość” dało nam parasol ochronny. Nazwa imprezy została przemianowana na „Młoda polska kultura”. Panowie w długich płaszczach po raz pierwszy w historii belgradzkiego klubu przejrzeli wszystkie materiały, ale ich znudzone miny wskazywały, że robią to tylko z czystej formalności.

Nie było mowy, by władze wiąż postępowej, socjalistycznej Jugosławii zablokowały imprezę. Niepokorność wobec Moskwy i otrzymywane przez lata kredyty z Zachodu nauczyły jugosłowiańskich komunistów gry na dwa fronty. Bali się solidarnościowej zarazy, ale jednocześnie kredytodawcy patrzyli im na ręce. Uznali, że lepiej, by gówniarze przez tydzień poszumieli w swoim gronie, niż miałoby dojść do międzynarodowej afery.

W czasie solidarnościowego karnawału nie było poza granicami naszego kraju większej polskiej manifestacji polityczno-kulturalnej. Tylko że o tym nawet w Polsce mało kto się dowiedział. Korespondent Telewizji Polskiej Edward Mikołajczyk, pojawił się przed startem imprezy, a potem się gdzieś zawieruszył. Pogoda była nie najlepsza i łatwo było o przeziębienie.

Czechosłowaccy pogranicznicy mieli jasne wytyczne – w żadnym wypadku nie wolno przepuścić wrażej studenckiej propagandy. Na szczęście otrzymali je dzień później i zaplombowana ciężarówka z wystawami i dziesiątkami szpul filmowych przejechała granicę. Jednak wesoły autobus z podchmielonymi muzykami Brygady Kryzys, Maanamu i członkami teatru Provisorium nie zdołał sforsować bratniej granicy.

Mimo deprecjonującej nowej nazwy impreza w Belgradzie wywołała gigantyczne zainteresowanie. Nasz program był imponujący. Kwant w ramach cyklu „Nic o nas bez nas” pokazał zatrzymane przez polską cenzurę filmy dokumentalne, w tym słynnych „Robotników ’80”. Z obrazów fabularnych belgradzka publiczność zobaczyła: „Człowieka z marmuru”, „Człowieka z żelaza”, „Indeks”, „Wahadełko” i „Jak żyć”.
Paweł Kukiz i Katarzyna Nosowska na pierwszym i jedynym koncercie zespołu, który nagrał płytę „Yugoton” (2001). Fot. PAP/Jacek Turczyk
Gościem specjalnym imprezy był Wojciech Marczewski, którego „Dreszcze” miały w stolicy Jugosławii światową prapremierę. W panelach dyskusyjnych wzięli udział: filozof prof. Stefan Morawski, krytyk filmowy Andrzeja Werner i prawnik, współtwórca tak zwanych struktur poziomych w PZPR, Wojciech Lamentowicz. Odbyły się seminaria dotyczące polskiego teatru alternatywnego, polskiego jazzu i twórczości Chopina. Na wystawie „Polskie chwile – galeria słów” pokazaliśmy zdjęcia z przełomów politycznych od Czerwca’56 do Sierpnia’80. Na żywo wystąpiły zespoły jazzowe Strajk 80 i Duet 46, Staszek Sojka oraz pianista Bogdan Czapiewski, który zagrał utwory Chopina.

Najbardziej oczekiwany był koncert Brygady Kryzys, który w wyniku natłoku programu, opóźnił się o pięć godzin! Od dwóch lat belgradzka scena muzyczna tętniła w rytmie nowej fali, więc widownia nie tylko wiele już widziała, ale i na bieżąco czytała relacje „New Musical Express”, który pisał o ukazaniu się płyty Kryzysu we Francji. Gdy w końcu otworzono drzwi do sali koncertowej, Brygada z furią wymiatała piosenkę „Wojna”.

Wojna! Maszerują niewolnicy / Wojna! Będą na was polować / Wojna! Będą was zabijać / Wojna! Będą eksterminować / Paranoiczne halucynacje, polityczne degeneracje.

Polska w ich sercach

Wprowadzenie w Polsce stanu wojennego spowodowało zmianę w polityce informacyjnej jugosłowiańskich mediów. Nagle przypomniano sobie, że niedawno w Belgradzie gościli Polacy.

W lutym 1982 r. „Omladinske Novine” poświęcił imprezie dwie strony. Można było tam przeczytać: „Pierwszy raz (niestety) niektórzy dowiedzieli się, że poza Ameryką i podobnymi krajami wykonywana jest muzyka rockowa, i to całkiem nieźle. Pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć ważne, piękne filmy dokumentalne i fabularne, zanim przemkną przez prowincjonalne kina w wielkim świecie. Dzięki temu wydarzeniu wysłuchaliśmy tych, co mają coś do powiedzenia – a POTEM mogliśmy rozmyślać, dyskutować, krytykować, komentować… O (nie)celowości tej manifestacji najlepiej świadczy fakt, że przed każdą imprezą w drzwiach SCK przepychali się mężni panowie, a jednocześnie ani jedna gazeta codzienna nie publikowała jej programu. A należało”.

Kiedy w maju 1982 r. w Polsce obrzucaliśmy się kamieniami z ZOMO, w jugosłowiańskich sklepach pojawił się koncertowy album „Warszawa ’81” zawierający nagrania Električnego Orgazamu z Riviery.

W tym samym czasie Azra nagrała piosenkę „Proljece je 13. u Decembru” („Wiosna 13 grudnia”):

Wiosna jest nawet w grudniu / Trzynastego albo każdego innego / Wiosna stoi na barykadzie z podniesioną ręką / Czyżbyś nie wierzył w swoje dzieci / Myślisz, że nie pamiętają / Powiedz, czy cię pytały o drogę do nieba / Cena z pewnością jest wysoka.

W Słowenii, Igor Vidmar, dzięki któremu rok później mogłem do Polski zaprosić słoweński Laibach, zorganizował koncert w hołdzie dla Solidarności.

Dwadzieścia lat później

Croatia Records wznowiła w tym roku debiutanckie płyty Šarlo Akrobaty i Električnego Orgazamu oraz składankowy album „Paket Aranżman”, który zawierał oprócz wymienionych zespołów również nagrania grupy Idoli. To ostatnie wydawnictwo było manifestem Belgradzkiej Sceny Alternatywnej i do dnia dzisiejszego jest uznawane za jedną z najważniejszych płyt wydanych w Jugosławii.

Z tych longplayów pochodziły trzy nagrania, które znalazły się na płycie „Yugoton”, która z mojej inicjatywy ukazała się w Polsce w 2001 r. Polskie wersje piosenek „Malcziki” (Kazik) i „Rzadko widuję cię z dziewczętami” (Kasia Nosowska & Paweł Kukiz) stały się u nas sporymi przebojami. Album, na którym znalazły się również utwory pięciu innych jugosłowiańskich zespołów nowofalowych rozszedł się w osiemdziesięciotysięcznym nakładzie.

„Był taki moment – powiedział Kukiz w wywiadzie dla »Tylko Rock« ‒ że zespoły jugosłowiańskie ceniłem wyżej niż te brytyjskie czy amerykańskie. (…) Oni za czasów komunistycznych mieli o wiele większą wolność od nas i może dlatego ludowość, obecna gdzieś tam w tych piosenkach, jest spontaniczna, nie zajeżdża cepelią – czuje się autentyczną słowiańską duszę”.

„Do Jugosławii jeździłem regularnie przez dwa lata. – wyjawił Tymon Tymański »Machinie«. ‒ Do dziewczyny, do Dubrownika. Pierwszy raz jesienią 1989 roku – miałem być tydzień, a wyszły dwa miesiące. Ona mieszkała z rodzicami w eleganckiej dzielnicy. Fajnie było rano wychodzić na taras z ogrodem i widokiem na morze, chodzić do babci na obiady… Wtedy też bliżej zetknąłem się z tymi piosenkami. Słuchali ich moi kumple z Trójmiasta – Olaf, Jarek Janiszewski. Zespół Bielizna nagrał nawet numer »Miłość w Jugosławii«”.

Projekt Yugoton nie mógł się obyć bez udziału oryginalnych twórców. Zaprosiłem Serba Vladę Divljana i Chorwata Darko Rundka.

„Serbskie i chorwackie zespoły tworzyły jedno środowisko – tłumaczył Rundek. ‒ Czuliśmy wobec siebie wzajemny szacunek. W Serbii byliśmy nawet bardziej popularni niż w Zagrzebiu”.

Bob Dylan Leningradu, Jim Morrison Eurazji i narodowy bolszewizm. Kontrkultura w ZSRR

„Oczywiście byli wśród nas brutale, jacyś nerwowi goście, byli też skini z wilczurami, którzy straszyli porządnych ludzi, wykonując hitlerowskie pozdrowienia”.

zobacz więcej
„Zespół Idoli bylł fantastycznie przyjmowany w Chorwacji – potwierdzał Divljan. ‒ Oczywiście nienawiść cały czas tliła się w zwykłych ludziach, ale to był rodzaj nienawiści przez przyciąganie”.

Rozpad Jugosławii w brutalny sposób zakończyła kariery obu muzyków. Darko przeniósł się do Francji, a Vlada wylądował aż w Australii. Wojna na Bałkanach oprócz bestialskich okrucieństw spowodowała również śmierć muzyki rockowej.

Serbią na długie lata zawładnął turbo-folk będący dalekim krewnym naszego disco polo. W Chorwacji wykonawcy, którzy nie opowiedzieli się po stronie nacjonalistów, nie mieli racji bytu. Tam największą gwiazdą stał się Marko Perković „Thompson”, który na koncertach wzywał do mordowania Serbów i wypędzania Żydów.

Na szczęście potem wszystko wróciło do normy i dziś dawne rockowe gwiazdy znów zapełniają hale i stadiony we wszystkich republikach byłej Jugosławii. Na dwa koncerty chorwackiego Parnego Valjka, który zagrał w Belgradzie po 22 latach przerwy, sprzedano ponad czterdzieści cztery tysiące biletów. Nic to w porównaniu z mini tournée Bijelo Dugme z 2005 roku. Występy w Sarajewie, Zagrzebiu i Belgradzie obejrzało trzysta pięćdziesiąt tysięcy widzów!

Niestety nie ma już kilku moich jugosłowiańskich przyjaciół, z którymi w 1981 roku zaczynałem rockandrollową przygodę. W 1992 roku przedawkował VD (Ivan Vdović), perkusista zespołu Šarlo Akrobata, trzy lata później przegrał walkę z rakiem Milan Mladenović, gitarzysta tej grupy, a później lider wielce popularnej Ekateriny Velikej. W 1997 roku zabrakło Čavketa (Goran Čavajda), perkusisty Električnego Orgazamu, a w styczniu 2015 roku zmarł na raka Vlada Divljan, lider zespołu Idoli. Dwa lata temu poważny udarł przerwał muzyczną karierę Dušana Kojicia, ostatniego żyjącego członka Szarlo Akrobaty.

W 2015 r. chorwacki oddział magazynu „Rolling Stone” przeprowadził ankietę wśród krytyków muzycznych byłej Jugosławii. Wybrano najlepsze albumy ostatnich sześćdziesięciu lat. Na pierwszym miejscu znalazła się płyta „Оdbrana i poslednji dani” („Obrona i ostatnie dni”) zespołu Idoli, a na drugim debiut Šarlo Akrobaty „Bistriji ili tuplji čovek biva kad...” („Bystrzejszym i bardziej tępym człowiek bywa, kiedy…”).

– Grzegorz Brzozowicz
Dziennikarz. W latach 80. organizował koncerty w warszawskim klubie studenckim Riviera-Remont. Dla TVP2 zrealizował szereg programów dokumentalnych, wśród nich są „Goran Bregović. Szczęściarz z Sarajewa” (1995) i „Yugonostalgia" (2005). Animator projektów muzycznych Yugoton i Yugopolis oraz pomysłodawca płyt, między innymi: Gorana Bregovicia z Kayah („Bregović & Kayah”) i Krzysztofem Krawczykiem („Daj mi drugie życie”) oraz Justyny Steczkowskiej z Bobanem Markoviciem („Na co mi to było”).


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Zdjęcie główne: Bijelo Dugme. Zespół robił furorę już w latach 70. Płyty nagrywał w Londynie. Fot. Wikimedia
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.