W porównaniu z Polską skazaną wyłącznie na „rażenie” Programu III Polskiego Radia, socjalistyczna Jugosławia była otwarta na zachodnią pop-kulturę. Dziesiątki stacji radiowych opierały swe playlisty na światowych przebojach, ukazywały się zachodnie płyty, istniał miesięcznik muzyczny „Džuboks”, śledzący najnowsze trendy, przyjeżdżali zachodni wykonawcy od Deep Purple po Talking Heads.
Jugosławia była bowiem komunistyczna inaczej. Mieszkańcy mieli paszporty w domu, waluta (dinar) była wymienialna, dziesiątki tysięcy zachodnich turystów przyjeżdżało nad Adriatyk, a setki tysięcy Jugosłowian pracowało jako gastarbeiterzy we Francji, Niemczech i Szwecji. Książki George'a Orwella i Aleksandra Sołżenicyna były w księgarniach, a w kinach pokazywano zakazane u nas filmy ze względów zarówno politycznych (seria o Jamesie Bondzie), jak i obyczajowych („Emmanuelle”, „Ostatnie tango w Paryżu”). Tyle że wraz ze śmiercią marszałka Josipa Broza Tity, w maju 1980 r., rozpoczął się pełzający kryzys, który doprowadził w 1991 r. do rozpadu Federacyjnej Republiki Jugosławii.
Punkrockowa rebelia została przyjęta na Bałkanach z otwartymi rękami. Wprawdzie wytwórnia Jugoton wycofała się z wydania albumu Sex Pistols obawiając się niezadowolenia brytyjskiej królowej (?!), ale płyty The Stranglers, Patti Smith, Talking Heads czy The Police ukazywały się regularnie.
Pierwszy jugosłowiański singiel punkrockowy (Pankrti – „Lepi in prazni”) ukazał się już w 1978 r., a pierwszy album rok później (Prljavo Kazalište – „Prljavo Kazalište”). Do tego czasu istniała w Jugosławii mocna scena rockowa, której liderem był zespół Gorana Bregovicia Bijelo Dugme. Grupa sprzedawała setki tysięcy płyt, dawała koncerty na stadionach, a płyty nagrywała w Londynie.
Śmierć dyktatora Tity (kochanego przez większość mieszkańców Jugosławii – o czym dziś chętnie się zapomina) zaowocowała rozkwitem tamtejszej kultury. Świat zachwycił się performance’ami Mariny Abramović, filmami Emira Kusturicy, książkami Dubravki Ugrešić czy pianistycznym kunsztem Iva Pogorelicia.
W obszarze rocka doszło do prawdziwej eksplozji nowofalowych grup, które zmiotły ze sceny dotychczasowe gwiazdy. Jugosłowiańska scena rozkwitła stylistyczną różnorodnością, która rozciągała się od: post-punku (Pankrti), psychodelii (Električni Orgazam), art-popu (Haustor, Idoli), new wave’u (Azra, Film, Lačni Franz) przez synth-pop (Denis & Denis), ska (Prljavo Kazalište) po industrial (Laibach), awangardę (Šarlo Akrobata) czy techno (Borghesia).
Oryginalność wykonawców przyciągnęła uwagę europejskiej prasy muzycznej. Reportaże z Jugosławii ukazały się w poczytnych tygodnikach „New Musical Express” i „Melody Maker”. Kontrakty płytowe z brytyjskimi wytwórniami podpisały zespoły Laibach (Mute) i Borghesia (Play It Again Sam).