Do Ameryki trzeba było jednak wcześniej dopłynąć, zaś z Włoch wyjeżdżali nie mając już wystarczających pieniędzy na prom. Przeprawili się więc fortelem. Smosarski w małym porcie na końcu apenińskiego „buta” podał się za znanego podróżnika, Jeliński za jego osobistego kierowcę.
Rozklekotany ford powrócił sam
W Tunezji służby celne nie wykazały się podobną wielkodusznością i kazały im zapłacić za dobra wwożone na kołach z Europy do ich północnoafrykańskiego kraju, czy też po prostu za tranzyt. A ponieważ Polacy nie mieli na to środków, ich samochód miał trafić na celniczą licytację. Na szczęście pomógł miejscowy klub automobilowy, tłumacząc odpowiednio zawiłości przepisów.
W Algierze do harcerzy znów uśmiechnęło się szczęście. Jednym z najwybitniejszych kartografów regionu był w owym czasie profesor Józef Czekalski i potrzebował akurat wynająć auto do realizacji badań terenowych. Podróżnicy chętnie zaoferowali swoje. Mieli dodatkowe tysiąc kilometrów do przejechania, ale też dzięki temu dodatkowe przygody. Zaś zarobione pieniądze pozwalały im na kontynuację wyprawy.
W końcu na nędznym drobnicowcu wyruszyli z Casablanki do Nowego Jorku. Co ciekawe, w rejsie towarzyszyli im polscy Żydzi przebrani za… Beduinów. Okazało się, że gdy w 1922 roku w Stanach Zjednoczonych wprowadzono
National Origins Quota Act ograniczający liczby emigrantów z poszczególnych krajów, obywatele Polski wyznania mojżeszowego chwytali się różnych pomysłów, by móc osiedlić się za oceanem. Służby imigracyjne na to pewnie dawały się nabrać, ale Smosarskiego nie przepuściły z powodu nabytej w Afryce choroby oczu. Tak na Ellis Island w Nowym Jorku, nie przechodząc weryfikacji, odpadł ostatni druh.
Odtąd Jeliński podróżował sam. Odwiedził Biały Dom i odbył niezliczone spotkania ze środowiskami polonijnymi w Stanach Zjednoczonych. Obdrapany z czasem ford, z zatkniętą wysoko biało-czerwoną flagą był dla Polonusów dowodem, że ojczyzna, od raptem siedmiu lat niepodległa, ma się coraz lepiej. I co najważniejsze – że o nich pamięta. A dla harcerza wygłaszane na spotkaniach płatne prelekcje były źródłem bieżącego finansowania wyprawy.
– W nawale wrażeń, przeżyć i przygód, góruje we mnie najsilniejsze zadowolenie wytrwania. Tysiące ludzi zaczynało i zaczyna wielkie przedsięwzięcia, lecz tylko znikomy procent doprowadza je do końca — powiedział nasz bohater Jeliński, cytowany na łamach „Iskier”, późniejszemu autorowi „Kamieni na szaniec” Aleksandrowi Kamińskiemu. I chyba jest to najlepsze podsumowanie determinacji młodego człowieka.