Pietrzykowski przetrwał w Auschwitz nie tylko katorżniczą pracę, głód i chłód, ale także kilkadziesiąt walk bokserskich, które stoczył za drutami.
zobacz więcej
Piłkę o braku warsztatu odbili szybko w polemikach na połowę Romanowskiego prof. Antoni Dudek i dr Tomasz Łabuszewski, historycy, którzy – w przeciwieństwie do autora „Polityki” – w archiwach pozostałych po służbach i sądownictwie PRL spędzili długie lata.
Romanowski skupił się na fotokopiach zeznań Pileckiego ze śledztwa, w których rotmistrz podaje informacje o członkach swojej siatki i skrytce u siebie w mieszkaniu. Fotokopie mają być w jaskrawej niezgodzie z hagiograficznym wstępem, jakim został zaopatrzony album wydany przez IPN. Słowem, nic nie jest jednoznaczne, a kult Pileckiego może być na wyrost. Jest sugestia, że IPN nie wie, co publikuje, bo gdyby wiedział, to przecież fotokopii niewygodnych dla lansowanego przez Instytut bohatera w albumie by nie było.
Andrzej Romanowski walczył z IPN przez lata i artykuł w „Polityce”, to kolejna odsłona batalii. Chodziło o to, by IPN nie lustrował, bo jak się spojrzy w te pokomunistyczne akta, to nawet Pilecki nie wypada najlepiej, a skoro nawet taki bohater, to sama idea pisania historii na podstawie archiwów Instytutu jest podejrzana.
Romanowski posłużył się Pileckim w walce politycznej, bo najnowsza historia jest w Polsce bieżącą polityką. Sugerował nawet, że nie wiadomo, czy rotmistrz był torturowany szczególnie, że pierwsze zeznanie złożył w dniu aresztowania. Nie wziął pod uwagę, że Witold Pilecki mówił to, co UB i tak wiedziało, a chronił innych i brał wszystko na siebie. Rotmistrz prosił o karanie jedynie jego w liście do zarządzającego śledztwami UB, podpułkownika Józefa (Jacka) Różańskiego. Fakt, że list ten był napisany wierszem jest – zdaniem Romanowskiego – kompromitujący dla rotmistrza. W XX wieku czasy zmieniały się szybko i wychowanie i duchowość jednych mogą być egzotyczne dla innych z następujących po nich pokoleń.
Jeżeli był tak użyteczny śledczym, jak sugeruje Andrzej Romanowski, to dlaczego go zastrzelono w więziennej piwnicy? Syn Tadeusza Płużańskiego, sądzonego wraz z rotmistrzem kategorycznie zaprzecza, aby ojciec, ułaskawiony i zwolniony po 1956 roku, miał jakiekolwiek pretensje do rotmistrza Pileckiego. Współwięźniowie wspominają rotmistrza jedynie „hagiograficznie” – jak by napisał z ironią Andrzej Romanowski – i świadczyli już po 1990 roku o wyjątkowym sadyzmie śledczych, nawet jak na standardy ulicy Rakowieckiej, z jakim spotkał się w więzieniu Pilecki.
Jeszce przed wspomnianym artykułem w „Polityce” pojawiały się głosy o Witoldzie Pileckim, że jaki z niego „Ochotnik do Auschwitz” skoro dostał rozkaz, aby się tam znaleźć. Bohater tak wyjątkowy, że aż niemożliwy. Przecież nic nie może być czarno-białe, bo wszystko jest względne, a jeżeli podważy się nieskazitelność wyjątkowych bohaterów, to lepiej wyglądają życiorysy tych, którzy bohaterami na pewno nie byli.
– Krzysztof Zwoliński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy