Cały establishment zorganizował się przeciwko Marine Le Pen, do czego publicznie wzywali nawet psycholodzy!
zobacz więcej
Coraz więcej wskazuje jednak na to, że „kordon sanitarny” (zmowa partii establishmentowych, by nie dopuścić polityków ZN, a wcześniej Frontu Narodowego do władzy) wokół Marine Le Pen może zostać przełamany. A przywódczyni ZN bardzo się stara, by nastąpiło to jak najszybciej. Starannie dobiera słowa, unika radykalnych haseł i na każdym kroku usiłuje przedstawiać siebie jako polityka umiarkowanego. Jednocześnie dowodzi, że wykreowany przez media obraz Zjednoczenia Narodowego jako partii faszystowskiej, która pragnie zniszczyć demokrację, jest daleki od prawdy.
Tę przemianę dziennikarze nazwali już „dediabolizacją”, a lewicowy dziennik „Le Monde” określił tę strategię mianem „permanentnej normalizacji”.
Philippe Olivier, bliski doradca kandydatki narodowców, poszedł krok dalej: – Proces dediabolizacji dobiegł końca, nadszedł czas „prezydencjalizacji” – zapowiedział. Chodzi w nim o to, by udowodnić Francuzom, że Marine Le Pen może być kompetentnym prezydentem.
Sondaż Ipsos pokazał, że Francuzi bardziej wierzą w jej skuteczność w takich obszarach jak obrona wartości Republiki i laickości oraz walka z nierównościami i dyskryminacją. Jej prowadzenie jest jednak wciąż niewielkie, różnica wynosi ledwie parę punktów procentowych, z tym że gdy pojawiają się takie tematy jak zahamowanie imigracji albo walka z przestępczością, to różnica zaczyna rosnąć na korzyść Le Pen.
Badania jasno pokazują też, że kampania „permanentnej normalizacji” przynosi skutki. Co prawda 65% ankietowanych wciąż uważa, że ZN to partia skrajnie prawicowa, ale to o 9 punktów procentowych mniej niż w ubiegłym roku. O 4% wzrosła za to liczba tych, którzy oceniają, że Zjednoczenie to formacja, która sprawnie rządziłaby krajem.