Dlaczego zatem Joe Biden się nie powstrzymał? Nie musiał przecież występować, i to już w pierwszych miesiącach urzędowania, z deklaracją, którą Turcja – co bez trudu można było przewidzieć – musiała przyjąć źle. W sprawie Ormian Turcy zawsze przecież reagują alergicznie, uważając, że cały świat, za sprawą działań wpływowej diaspory ormiańskiej, jest przeciwko nim (w czym, trzeba powiedzieć, mają sporo racji).
Blinken, biorąc na siebie delikatne zadanie wytłumaczenia prezydenta, wyjaśniał jego stanowisko wagą, jaką przywiązuje on do kwestii praw ludzkich. Przypomniał więc, że Joe Biden zawsze wypowiadał się tak samo jak teraz. Okazji nie brakowało, bo Izba Reprezentantów przed dwoma laty przyjęła już w sprawie Ormian uchwałę, niewiążącą, bo w jej ślady nie poszedł ani Senat, ani prezydent.
Wśród wspomnianych trudnych spraw najtrudniejszą jest zacieśniająca się współpraca Turcji z Rosją. Oliwy do ognia dolało zakupienie przez Turcję rosyjskiego systemu obrony antyrakietowej S-400. Antony Blinken do tego przede wszystkim, choć bez wskazywania palcem, nawiązał podczas swego niedawnego spotkania z dziennikarzami, krytykując sojuszników za sprowadzanie broni z Rosji.
Pierwsze dostawy rosyjskich rakiet, zrealizowane w 2019 roku, w USA przyjęto bardzo źle. W grudniu ubiegłego roku na Turcję nałożono sankcje (co nie jest zwyczajną praktyką w stosunkach między sojusznikami) i skreślono ją z listy potencjalnych nabywców najnowocześniejszych myśliwców F-35. Amerykanie naciskają, by Turcja wycofała się z kontraktu z Rosją, ale Turcy, świadomi konsekwencji, jak dotąd stawiają opór. Niemniej podczas marcowego spotkania ministrów spraw zagranicznych państw NATO turecki minister Mehmet Cavusoglu miał zapewnić, że Turcja systemy obrony antyrakietowej będzie odtąd kupować w USA lub w innym państwie NATO.
Na stosunkach turecko-amerykańskich zaciążyła również polityka USA w Syrii. Wsparcie amerykańskie dla syryjskich Kurdów Turcja od początku traktowała w kategoriach zagrożenia, obawiając się, że w dalszej perspektywie może ono torować drogę powstaniu państwa kurdyjskiego.
By bilans sporów i żalów był pełny, dodajmy, po stronie Turcji, sprawę Fethullaha Gülena. Gülen, islamski duchowny, który dawno temu pomógł Erdoganowi zdobyć władzę i ją umocnić, z biegiem czasu stał się dla niego wrogiem numer jeden. Erdogan uważa, że to Gülen, choć od lat mieszka w USA, stoi za nieudanym zamachem stanu z lipca 2016 roku. Dlatego domaga się, by USA przynajmniej go wydaliły – jak dotąd bez skutku.
Po stronie amerykańskiej z kolei odnotujmy aferę Halkbanku, wielkiego tureckiego banku państwowego, oskarżanego o umożliwianie Iranowi obchodzenia sankcji. Wiceszef banku Mehmet Hakan Attila podczas pobytu w USA został w związku z tym zatrzymany i postawiony przed sądem. Druga sprawa dotyczy amerykańskiego pastora Andrew Brunsona, aresztowanego w Turcji pod zarzutem m.in. szpiegostwa i współpracy z Gülenem. Brunson, po dwóch latach spędzonych w więzieniu, został zwolniony.
Pomost czy zapora
Analitycy, sięgając po terminologię z zakresu psychologii, piszą, że wobec świata Erdogan prowadzi „politykę asertywną”. Asertywną – czyli własną, bez oglądania się na sojuszników. Asertywną – bo lekceważącą, przynajmniej z pozoru, to wszystko, co przez dziesięciolecia stanowiło kanon polityki zagranicznej Turcji: miejsce w świecie zachodnim i ścisłą współpracę z sojusznikami z NATO.