Komputerowa rewolucja kwantowa zmieni świat. Czy Polska weźmie w niej udział?
piątek,
4 czerwca 2021
Kluczem do przyszłości jest uczestniczenie w przełomach technologicznych, a nie przesypianie ich. W rewolucji przemysłowej nie uczestniczyliśmy, bo zabory, w krzemowej – bo komunizm. Kolejna rewolucja – kwantowa 2.0 – nie może odjechać nam sprzed nosa.
Ona nie myśli, popełnia błędy i nigdy niczego nie jest pewna na 100%. Jest w tym uczciwsza od nas.
zobacz więcej
Tu nie są potrzebne żadne klucze do szyfrowania, przekazywane szpiegom w wydrążonych kamieniach przy rozstajnych drogach donikąd. Wystarczy dać – tłumaczył prof. Bartnik – ogłoszenie płatne w „New York Times” treści następującej: „Uwaga szpiedzy polscy w USA, od dziś stosujemy do szyfrowania RSA następujący klucz…” (i tu podajemy ową liczbę 400-cyfrową, która jest iloczynem). Ci, co zaszyfrowali, nie będą umieli z powrotem tego odcyfrować. Nikt nie potrafi, tylko osoba, która zna owe dzielniki wybrane z góry.
Szanowni Państwo, tak są zabezpieczone wszystkie wasze pieniądze, których nie trzymacie w skarpecie w bieliźniarce! Właśnie dlatego, że dla dziś istniejących komputerów rzecz cała jest nie do złamania. Aby ukraść nam pieniądze czy dane z banku, trzeba się po prostu włamać na nasze konto, czyli przejąć zaszyfrowane zabezpieczenia. Ich formę niezaszyfrowaną znamy wyłącznie my. Proste – z kluczem dostępnym publicznie, piękne i nie do złamania w istniejących, dostępnych powszechnie technikach obliczeniowych.
Tu wreszcie trzeba dodać, że na szczęście możemy spać spokojnie, bo od lat powstają algorytmy szyfrowania odporne na ataki z wykorzystaniem komputera kwantowego. Tak więc zanim komputery kwantowe osiągną możliwości, które pozwolą im łamać szyfry, instytucje finansowe oraz IT wymienią algorytmy na lepsze, realizowane z użyciem istniejącego sprzętu. Hasło to „kryptografia postkwantowa”.
Bitowe gender
Szybszych superkomputerów, w oparciu o procesory zbudowane z mikroobwodów krzemowych „drukowanych” przez roboty, nie da się zrobić. Za co odpowiada znów ta niezrozumiała dla większości z nas fizyka kwantowa. Prosto a obrazowo rzecz całą wykładając jest tak, że jak elektrony biegną po owych „wydrukowanych” dla nich krzemowych dróżkach z półprzewodników, to jeśli te dróżki byłyby jeszcze gęściej położone niż są dziś, to elektrony zaczną mimo woli (zwłaszcza zaś wbrew naszym najszczerszym chęciom) przeskakiwać pomiędzy sąsiednimi dróżkami. No nie da się zanieść żadnej informacji w stanie „obwód zamknięty” – 0 i „obwód otwarty” – 1, jeśli elektrony będą skakały niczym króliki, zamiast iść karnie i w porządku po ustalonym dla nich odgórnie obwodzie logicznym.
Osiągnięcia Grace Murray Hopper na długie lata zrewolucjonizowały świat komputerów.
zobacz więcej
Komputer kwantowy brzmi jak pieśń przyszłości, ma jednak historię niemal tak długą, jak fizyka kwantowa. W grudniu 1900 roku Max Planck opublikował pierwszą pracę, w której pojawiło się pojęcie „kwant energii”. Wyraża ono myśl, że energia wbrew pozorom nie przypomina np. ciągłego strumienia wody, tylko niejako zbiór pojedynczych kropel. Energia przepływa w maleńkich porcjach – czyli wspomnianych kwantach. W ciągu bez mała pół wieku geniusze pokroju Alberta Einsteina (zaproponował kwanty światła, zwane dziś fotonami), Nielsa Bohra (stworzył kwantowy model atomu) i Erwina Schrödingera (na jego równaniu się to wszystko dalej oparło) oraz ich koledzy po fachu, uczniowie i następcy sprawili, że fizyka już nigdy nie była taka sama.
Mechanika Newtonowska – jakże doskonała w swej prostocie przewidywania, kiedy zderzą się te nieszczęsne dwa pociągi wyjeżdżające z miast A i B, pędzące naprzeciw siebie po tym samym torze z prędkościami podanymi w zbiorze zadań do klasy 7 – stała się jedynie niewielką częścią gigantycznego obrazu wszechświata. Okazało się bowiem, że pewne jest tylko prawdopodobieństwo tego zderzenia, nie zaś ono samo. Zwłaszcza, jeśli mają się ze sobą zderzać cząstki elementarne, a nie pociągi, których ruch mechanika newtonowska przybliża niemal doskonale. Stało się to dla większości z nas, nawet tych jakoś radzących sobie z owymi pociągami z podstawówki, bardzo trudne do pojęcia i jeszcze trudniejsze do policzenia.
Najpiękniejszy paradoks tej historii polega właśnie na tym, że to teoria mechaniki kwantowej jak najbardziej potrzebuje do swego dalszego rozwoju komputera kwantowego. Jak wyjaśnił mi inny uczony – tym razem dr hab. Adam Sawicki, fizyk teoretyk zaangażowany w polski projekt komputera kwantowego, profesor Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i dyrektor tej jednostki badawczej – mechanika kwantowa rozwijana była latami, a jednak nadal jest morderczo trudna do liczenia. Wyobraźmy sobie: jeśli przyjmiemy, że cząsteczka, której stan chcemy poznać, to pojedynczy elektron, to on ma dwa możliwe stany (zwane spinem), czyli 2 do potęgi 1. Jeśli jednak badana przez nas cząsteczka ma 1000 elektronów, to jej stan to jeden z 2 do potęgi 1000 stanów. To się naukowo określa: liczba stanów kwantowych układu kwantowego rośnie wykładniczo z ilością cząstek. Można doskonale znać prawa mechaniki kwantowej i nadal nie móc rozwiązać jej równań, bo potrzebnej do tego mocy obliczeniowej po prostu nie ma na świecie.
Rewolucja kwantowa 1.0 była zatem udziałem niewielu. To jednak dzięki wykorzystaniu zjawisk mechaniki kwantowej w brutalnej codzienności wojny, Stany Zjednoczone wyprodukowały bomby atomowe, które zrzuciły na dwa japońskie miasta. I tak oto zostały wielkim zwycięzcą II wojny światowej, jak i powojennego ładu. Rzecz nie jest wyłącznie teoretyczną sztuką dla sztuki. Jak opowiedział mi profesor Sawicki, tu się okazało, że to, co jest największym przekleństwem (czyli owo kwantowe prawdopodobieństwo, że coś jest gdzieś, zamiast newtonowskiej pewności, że jest właśnie tam, gdzie dokładnie policzyliśmy z prostego wzoru) może być największym błogosławieństwem. Bo będzie stanowić podstawę technologii obliczeniowych miliony razy szybszych, niż rewolucja krzemowa była w stanie zaproponować.
W latach 80. XX wieku, kiedy nikt jeszcze nie myślał, że dobijemy do ściany z szybkością procesorów krzemowych, co dziś ma miejsce, w USA jeden z 10 największych fizyków wszechczasów, noblista Richard Feynman miał myśl zaprzęgnięcia zjawisk kwantowych do liczenia. I zaproponował: „Niech dla nas liczą te wszystkie stany pośrednie – cała ta chmura prawdopodobieństwa, że ów elektron jest gdzieś”. Ta „jednoczesna” obecność w wielu różnych miejscach z różnymi prawdopodobieństwami nazywa się superpozycją stanów. Tak rozpoczęła się rewolucja kwantowa 2.0.
Popandemiczny wyścig kwantowy
Jak wyjaśnia dalej profesor Sawicki, dziś jest to wyścig po nowe przywództwo i suwerenność. Jego liderem, przynajmniej jeśli chodzi o konstrukcje komputera kwantowego, są Stany Zjednoczone, tuż za nimi gonią Chiny. Inne technologiczne wykorzystania mechaniki kwantowej – a to w telekomunikacji, a to w szyfrowaniu, a to w technologiach optycznych – bywają szybko rozwijane przez inne państwa, m.in. Niemcy. Polacy są wśród liderów jeśli chodzi o badania teoretyczne w tym zakresie, także badania nad specjalnymi językami kodowania oraz programami niezbędnymi dla komputerów kwantowych.
W badaniach o znaczeniu strategicznym, czyli mających potencjał wywrócić świat i postawić na zupełnie innych nogach (rewolucja kwantowa 2.0, sztuczne inteligencje, energetyka termojądrowa, neuronauki, biotechnologia, w tym szczepionki nowych generacji) nie da się funkcjonować od grantu do grantu. Żeby badać superpozycję i później korzystać z potencjalnych owoców mechaniki kwantowej, środki powinny być oznaczone i pewne, nie zaś jedynie prawdopodobne i mgliste jak orbita elektronu. To przecież łatwiejsze do pojęcia, niż to, czy kot Schrödingera zamknięty w pudełku jest żywy czy martwy, skoro w danym momencie nie otwieramy pudełka. Trzeba zrobić wszystko, choćby korzystając ze środków na odbudowę po pandemii, aby umożliwić nasz stabilny udział w tym wielkim wyścigu, który de facto już trwa.