UEFA nie ma interesu, aby grzebano w tej sprawie. Kto będzie grzebał, ten się dogrzebie, że ona w niej tkwi od początku. UEFA pilnuje swojej miski pośrednika w Lidze Mistrzów. Nieważne, czy miska jest w połowie pusta czy do połowy pełna, dopóki coś w niej jest.
A jest coraz mniej. „Parszywa dwunastka” straciła w pierwszym roku pandemii 1,5 miliarda euro. Oglądalność futbolu, a zwłaszcza Ligi Mistrzów, gwałtownie spada. W niektórych krajach nawet o 80 procent. Coraz trudniej o sponsorów.
Kluby piłkarskie to przedsiębiorstwa biznesowe. Żeby biznes się opłacał, musi być zysk. I musi być popyt na towar. Tyle, że w piłce nożnej podaż przewyższa popyt. Nie da się ogarnąć takiej liczby meczów w sezonie.
UEFA zarzuca konkurentom chciwość, ale czym są jej rozdęte kalendarze rozgrywek jak nie przejawem pazerności? Na każdym meczu można zarobić. Na trzech tysiącach spotkań więcej niż na trzydziestu, to oczywiste. Tyle, że istnieją granice przesytu.
Tak się porobiło, że obecnym zagrożeniem dla futbolu jest futbol. Produkowany w nadmiarze, zbyt drogi w użytkowaniu, przeszacowany finansowo, skorumpowany, pełen hipokryzji i hipokrytów.
Wyeliminowanie pośrednika
Czy Superliga jest na to lekarstwem? Szczerze i serdecznie wątpię. Superliga to samo co Liga Mistrzów i jeszcze gorzej, tyle, że bez UEFA. I o to toczy się ta gra. O wyeliminowanie pośrednika. Sądzę, że inaczej JP Morgan by w to nie inwestował.
Bank zaoferował 5 miliardów dolarów. Wykładając takie pieniądze trzeba monitorować przepływy, czego pośrednik w postaci dużej, międzynarodowej struktury organizacyjnej, opasanej biurokracją nie ułatwia.
Póki co dziewiątka z dwunastu drużyn wróciła do szeregu. UEFA przestała histeryzować. JP Morgan posypał głowę popiołem, żeby nikt nie pomyślał, że bank może być mściwy, a zwłaszcza chciwy. Co to oznacza? Moim zdaniem przerwę w rozgrywkach o Superligę.
Przerwa będzie zagospodarowana przez EURO nr 16. Nie ma lepszego sposobu odwracania uwagi od mętnych i pokrętnych sprawek piłeczki kopanej jak porządnie haratnąć w gałę. Gdy chłopaki wybiegają na boisko, nic się nie liczy oprócz gry.
Jest fan, jest adrenalina, kto by tam miał głowę do zajmowania się buntownikami czy wręcz przeciwnie, oraz do dociekań kto ma rację, a kto jej nie ma. Ten czas to prezent dla obu stron i niewątpliwie obie go wykorzystają.
UEFA złapie oddech, gdyż została zaskoczona w narożniku i wpadła w panikę, więc będzie miała miesiąc, żeby ochłonąć. Przy okazji skosi swoje „EURO sianko”, pewnie więcej niż pół miliarda euro, bo impreza jest Eurototalna.
A Perez i przyjaciele zamkną się z prawnikami, żeby dopracować projekt. Teraz będzie im łatwiej, ponieważ znają argumenty przeciwnika, gdyż padły publiczne. Znają mocne i słabe miejsca oporu środowiska a także kibiców.
Gdy wybrzmią hymny i fanfary EURO, zwaśnione strony zapewne siądą do twardych negocjacji, żeby wypracować kompromis. Nie wiadomo kiedy to nastąpi. Jednak wiadomo, że kierunek był już dawno uzgodniony.
Pozostał tak naprawdę chyba tylko jeden problem do rozwiązania – komu przypadnie większy kawał tego tortu?
– Marek Jóźwik
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy