Na tym jednak nie koniec. Było oczywiście niezbędnym stymulowanie wzroku światłem, za pomocą specjalnie opracowanych gogli. Te cuda elektroniki wykrywały lokalne zmiany natężenia światła i wysyłały korespondujące z nimi pulsy świetlne na siatkówkę w czasie rzeczywistym. Owe pulsy świetlne aktywowały podany wcześniej preparat optogenetyczny. Ten preparat był w stanie się przedostać do komórek neuronów zwojowych siatkówki – czyli dokładnie tam, gdzie sygnał chemiczny, wynikły z pobudzenia fotonami, zamieniany jest na sygnał elektryczny, wędrujący dalej w głąb mózgu. Podaje się go dużo, istnieje nadzieja, że takich iniekcji nie trzeba będzie często powtarzać.
W ten sposób owo jedno oko, które było leczone genetycznie glonowym światłoczułym białkiem, dzięki specjalnym goglom i kilkumiesięcznemu treningowi polegającemu m.in. na dotykaniu znajdujących się przed pacjentem przedmiotów i jednoczesnym ich obserwowaniu, nauczyło się znów widzieć. Czyli postrzegać, umiejscawiać, liczyć, a nawet identyfikować obiekty, takie jak tablet. Pacjent zaczął też widzieć przejścia dla pieszych i postacie ludzi, którzy przechodzą. O wszystkim tym z entuzjazmem opowiadał uczonym, nie mniej od niego rozentuzjazmowanym. Bo trzeba wiedzieć, że w laboratorium jest impreza i radosne podskoki, a i wino musujące leje się strumieniem, gdy udaje się uzyskać jakiś fenomenalny wynik. A ten jest fenomenalny.
Zarówno oko, w które wstrzyknięto jedynie kontrolę, jak i oko leczone glonowym białkiem, ale pozbawione gogli, nie są w stanie widzieć. Terapia nie wymaga drogiej i niebezpiecznej operacji oka, a komfort codziennego życia pacjenta ulega stopniowej poprawie, na którą po 40 latach choroby wspomniany Francuz nie miał już żadnej nadziei.
Jednak ani ten optogenetyczny lek, ani sama iniekcja, ani nawet te gogle to nie jest jakiś niesamowity, nieosiągalny „rocket science”. To jeden ze znaków czasu, gdy „głusi znów słyszą, niewidomi widzą”. Jeśli takie cuda (oficjalna nazwa: terapia optogenetyczna) nie zmienią wyłącznie negatywnego podejścia wielu z nas do inżynierii genetycznej, to nie bardzo wiem, co miałoby do tego doprowadzić.
– Magdalena Kawalec-Segond
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy