Cywilizacja

Demokracja w stanie grzechu śmiertelnego

Gdy ustanowi się klasyczną demokrację, ludy łatwo dochodzą do przekonania – albo są przekonywane dla uzyskania głosów – że nie ma niczego ponad ich wolą. Dążenie do równości odsłania swoją prawdziwą naturę, którą jest nienawiść do wszelkiej zwierzchności.

Dzięki uprzejmości Fundacji św. Benedykta publikujemy fragmenty eseju „Dwie demokracje” Jeana Madirana z książki „Dwie demokracje. Wybór pism”. Tekst z języka francuskiego przełożyli Marek Jurek i Tomasz Glanz.

Istnieją dwie demokracje: pierwszą nazwaliśmy klasyczną, drugą – nowoczesną.

Klasyczną nazywam tę demokrację, która istniała zawsze lub prawie zawsze, którą – w sensie względnym oczywiście – można nazwać odwieczną: polega ona na sposobie wyznaczania ludzi sprawujących władzę. Z desygnowaniem tych, którzy będą rządzić, przez tych, którzy będą rządzeni, dokonywanym według różnych zasad wyborczych, możemy się spotkać w mniejszym lub większym stopniu we wszystkich okresach historii. W różnych krajach i w różnych epokach wybierano biskupów, królów, urzędników, prezydentów, dyktatorów. Liczba i kwalifikacje wyborców były różne, bo istniało wiele ustrojów „mieszanych”, łączących w różnym stopniu system demokratyczny z systemem arystokratycznym. Czysta demokracja klasyczna polega na tym, że wszystkie władze w państwie są bezpośrednio lub pośrednio, na określony czas, obsadzane w drodze wyborów przez obywateli, z których każdy posiada prawo wyborcze.

Metafizyczny bunt

Demokracja nowoczesna działa tak samo jak klasyczna. Z pozoru nie ma między nimi różnic. Jednak rzeczywistość jest inna.

Po pierwsze, desygnowanie rządzących przez rządzonych jest tutaj uznawane za jedynie słuszny sposób ich wyłaniania, ustroje niedemokratyczne uznawane są za niemoralne. Taka demokracja przestaje być jednym z ustrojów, który można wybrać ze względu na sprawność, pożytek, obyczaj polityczny i który można też poprawiać, ograniczać lub znosić, kierując się podobnymi względami. Na przykład św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu znali tylko demokrację klasyczną, a więc nie mieli wątpliwości moralnych, że można zakładać sytuacje, w których powinna być zniesiona:

„Augustyn daje taki przykład: «Jeżeli naród jest okrzesany i stateczny oraz jak najbardziej zatroskany o wspólny pożytek, słusznie otrzymuje prawo, dzięki któremu wolno mu ustanawiać nad sobą własnych zwierzchników, którzy by rządzili rzecząpospolitą. Gdy jednak ów naród z biegiem czasu ulegnie znieprawieniu i w głosowaniu staje się przekupny, a rządy powierza ludziom bezecnym i zbrodniczym, słusznie taki naród zostaje pozbawiony prawa dawania komuś zaszczytu władzy, a rozstrzyganie [o sprawach narodu] oddaje się w ręce kilku zacnych ludzi»”1.
Źródło wszelkiej suwerenności spoczywa całkowicie w narodzie i prawo jest wyrazem woli ogółu – głosi Deklaracja praw człowieka i obywatela z 1789 r. Na zdjęciu: obraz przypisywany Jeanowi-Jacques’owi-François Le Barbier, zwanemu Starszym. Fot. Leemage/Corbis via Getty Images
W demokracji nowoczesnej taka ewentualność uznana zostanie za moralnie naganną i pozbawioną logiki. Demokracja jest tu traktowana jako niepisane prawo, którego uchylenie zawsze jest sprzeczne ze sprawiedliwością. Natomiast demokracja klasyczna była instytucją odwoływalną, którą częściowo lub w pełni wprowadzano lub uchylano zależnie od czasu, miejsca i okoliczności.

W demokracji nowoczesnej definicję sprawiedliwości politycznej stanowi demokracja, zaś niesprawiedliwości – brak demokracji.

Po drugie – desygnacja rządzących przez rządzonych stanowi jedyną podstawę prawowitości (legitymizacji, org. légitimité). Ten punkt właśnie uzasadnia słuszność poprzedniego. Źródło wszelkiej suwerenności spoczywa całkowicie w narodzie i prawo jest wyrazem woli ogółu – głosi Deklaracja praw człowieka i obywatela z 1789 r., akt narodzin demokracji nowoczesnej. Wszelka suwerenność, wszelkie prawo odwołujące się do innej podstawy jest faktycznie bezpodstawne, a więc stanowi tyranię. Od tej pory na uznanie zasługuje tylko ta suwerenność i tylko to prawo, które opierają się na woli ogółu.

W ten sposób demokracja nowoczesna podszywa się pod demokrację klasyczną, przebiera się w jej formy i przeciwstawia się rozróżnianiu ich obu. Uznaje się za prawdziwą demokrację. Desygnację rządzących miesza z ich prawowitością: prawowitość wynika z desygnacji (demokratycznej) i stanowi z nią jedną całość.

Po trzecie – w konsekwencji poprzednich zasad władza demokratyczna staje się w demokracji nowoczesnej władzą nieograniczoną. I ma do tego prawo: prawo demokratyczne. Kiedy prawowitość władzy opiera się wyłącznie na desygnacji tego, komu powierzono jej wykonanie, władza ma prawo robić wszystko: bo któż miałby prawo ją ograniczyć? Tak naprawdę hamują ją przyzwyczajenia, tradycje, rzeczywistość, przeciwstawne poglądy. Żadne z nich jednak nie wynika z praw (nowoczesnej) demokracji, ta zaś stara się je znieść poprzez nieustanną demokratyzację społeczeństwa.

Społeczeństwo z natury składa się z rodzin, z grup zawodowych, jest hierarchiczne. W demokracji nowoczesnej (nowe) prawo wchodzi w konflikt z naturą, nieograniczona demokratyzacja staje się procesem, któremu z zasady nie wolno wyznaczać kresu i który dlatego marginalizuje, podważa, a w końcu niszczy społeczności naturalne.

Czy chrześcijańską demokrację da się pogodzić z demokracją liberalną?

Może mamy do czynienia z procesem nieuniknionym? Chrześcijaństwo jako konstrukt teoretyczny, jako pewna mądrość, a nie wiara w Boga, prędzej czy później przemienia się w świecki humanizm…

zobacz więcej
***

Zasada, że prawo [ma być] wyrazem woli ogółu i niczym więcej, jest czymś bardzo nowym w historii świata. Zasada ta, proklamowana w 1789 r., nie ustanowiła demokracji, ale nadała jej inny sens. Narzuciła życiu politycznemu nową moralność i nowe prawo.

Zawsze, we wszystkich cywilizacjach aż do 1789 r. (i jeszcze potem, choć raczej słabnącą siłą bezwładu i coraz mniej otwarcie) prawo było wyrazem rzeczywistości wyższej od człowieka, obiektywnego dobra, dobra wspólnego, które człowiek wyjaśniał, interpretował i kodyfikował w sposób wolny, ale nie samowolny. Prawodawcy robili to, na co pozwalała im ich władza, nie zawsze to, co powinni, ale ich uznawaną funkcją było formułowanie wielkich imperatywów, których nie można było wymyślać. Trzeba je było odkryć albo przynajmniej otrzymać, jak Mojżesz na górze Synaj. Prawo było ludzkim wyrazem woli Bożej wobec ludzi, zgodnej z nadaną im przez Boga naturą, z przeznaczeniem, do którego zostali powołani. Kiedy nawet Bóg był nieznany lub zapomniany, prawo jednak pozostawało wyrazem rozumu, sprawiedliwości, porządku wyższego od woli ludzkiej. Bo jak mówi Antygona Kreonowi:

Nie Zeus przecież obwieścił to prawo,

Nie wola Diki, podziemnych bóstw siostry,

Taką ród ludzki związała ustawą.

A nie mniemałam, by ukaz twój ostry

Tyle miał wagi i siły w człowieku,

Aby mógł łamać święte prawa boże,

Które są wieczne i trwają od wieku,

Że ich początku nikt zbadać nie może.

Ja więc nie chciałam ulęknąć się człeka

I za złamanie praw tych kiedyś bogom

Zdawać tam sprawę…?
2

Prawowitość ustaw stanowionych przez władze i rządzących wynikała więc z ich zgodności z wyższym porządkiem, niezależnie od właściwej desygnacji urzędników i prawodawców. Prawidłowość desygnacji stanowiła o jej legalności i była rzeczą ważną. Ale prawowitość, a więc sprawiedliwość, opierała się na dobru wspólnym, czyli Dekalogu, a zatem na Bogu. Nawet poganie, nie w pełni wiedząc o Jego istnieniu, bardzo mocno prawo boskie przynajmniej przeczuwali. Dlatego tak straszliwa jest ta data w historii świata, gdy ludzie zadecydowali, że odtąd prawo będzie „wyrazem woli ogółu”, czyli wyrazem woli ludzi. Jest to data, gdy ludzie postanowili nadać sobie samym prawo, data, gdy grzechowi pierworodnemu nadali wymiar kolektywny.
Arystoteles używał pojęcia „demokracja” w sensie pejoratywnym, łącząc je z demagogią. Na zdjęciu: posąg filozofa w Atenach. Fot. Prisma/UIG/Getty Images
Indywidualnie, chcąc nadać sobie samemu własne prawo, popełnił go Adam, jak poświadcza najbardziej klasyczny opis: „któregokolwiek dnia będziecie jeść z niego, otworzą się oczy wasze i będziecie jako bogowie, znając dobre i złe (Rdz 3, 5). Pierwszy człowiek zgrzeszył głównie dążeniem do podobieństwa z Bogiem w zakresie znajomości dobra i zła, co im podsuwał wąż. Chodziło mu o to, by człowiek siłami własnej natury decydował, które czyny mają być dobre i złe dla niego (…)”3, aby „jak Bóg światłem swej natury rządzi wszystkimi rzeczami, tak żeby i człowiek światłem swej natury, bez pomocy światła zewnętrznego, mógł rządzić się sam (…)”4.

Fundamentalny grzech: metafizyczny bunt, poprzez który człowiek chce sobie samemu nadać własne prawo moralne, odchodząc od tego, które otrzymał od Boga. W 1789 r. apostazja ta nabrała charakteru kolektywnego. Stała się podstawową zasadą polityki. Demokracja nowoczesna to demokracja klasyczna w stanie grzechu śmiertelnego.

Pojęciami nie można posługiwać się dowolnie

Prawodawcy i rządzący mogą być wyznaczani przez ogół obywateli, a obywatele mogą – w głosowaniu lub poprzez wybranych przez siebie przedstawicieli – uchwalać ustawy. Nie zamierzamy tych zasad roztrząsać w tym miejscu, bo teraz chodzić nam będzie o porządek sprawiedliwości i moralności. Krótko mówiąc, można działać tak, a można inaczej, można o tych kwestiach dyskutować, a nawet o nie walczyć w imię dowolnych racji historycznych, geograficznych, politycznych. Ale kiedy wybiera się tę drogę, trzeba jasno zdawać sobie sprawę z władzy, jaką przyznaje się ciału wyborczemu:

– albo uznajemy jego prawo do wyznaczania ludzi lub przyjmowania ustaw, które wydają mu się najlepiej odpowiadać woli Bożej, woli Boga z imienia wymienianego, milcząco uznawanego lub choćby nieświadomie przywoływanego poprzez poszukiwanie zgody z obiektywnym i wyższym od ludzi dobrem wspólnym;

– albo przypisujemy mu prawo do wybierania ludzi i ogłaszania praw najpełniej odpowiadających jego własnej woli, uznanej za powszechnie obowiązującą i mającej wyłączne prawo do suwerenności. Z pozoru oba systemy mogą wyglądać tak samo i dlatego właśnie myli się ich zasady. Ale w rzeczywistości są różne, a nawet się wzajemnie wykluczają.

Demokracja nie może funkcjonować w ustroju liberalnym

Dlaczego liberalizm zawiódł? Na pytanie odpowiada amerykański politolog.

zobacz więcej
***

Chcąc przejść od demokracji klasycznej do demokracji nowoczesnej, mówiono narodom raczej o klasycznych pozorach niż o nowoczesnej rzeczywistości. Najpierw mówiono im o demokracji jako o tylko jednym z systemów rządzenia, za to bardziej rozwiniętym, łagodniejszym i bardziej godnym od innych. Jeszcze w naszych czasach dwutomowa encyklopedia Larousse’a tak definiowała demokrację: forma rządu, w której uważa się, że naród sprawuje władzę suwerenną. Zwróćmy uwagę na ten sceptyczny niuans: uważa się, że. Ale teraz nie chodzi już (tylko) o (mniej lub bardziej realne) sprawowanie władzy suwerennej lub władzy najwyższej, nie chodzi o to, kto ją sprawuje. Teraz chodzić będzie o jej (nowe) źródło. Artykuł 3 Deklaracji z 1789 r. mówi: Źródło wszelkiej suwerenności spoczywa całkowicie w narodzie. Demokracja nie jest więc już jedną z form rządu, ale formą jedyną. Nie musi więc już przynosić korzyści, nie musi niczego gwarantować, nawet ładu. Nie wymaga zgody, nie jest już przedmiotem wyboru zależnego od czasu, miejsca i okoliczności. Artykuł 3 dodaje: żadne ciało, żaden człowiek nie może sprawować władzy, jeśli nie wypływa [ona z woli ludu] bezpośrednio. Wszelkie władze tracą więc prawną podstawę, z władzą ojcowską na końcu. W coraz większym stopniu żyjemy już w takiej demokracji, choć ciągle dzieje się to w imię innej. Po cytowanej wyżej obłudnej definicji demokracji dwutomowy Larousse daje jej równie obłudny przykład: „demokrację ateńską”, tak jakby nigdy nie było Deklaracji z 1789 r. albo jakby ona nic nie zmieniła...

Pojęciami nie można posługiwać się dowolnie. Jeśli można, należy dwóm demokracjom nadać dwie różne nazwy. Pierwszą można by nazwać „rzecząpospolitą (republiką)” (co nie wyklucza monarchii w stylu angielskim). Właśnie to robił Arystoteles, który, używając określenia politeia, używał pojęcia demokracja w sensie pejoratywnym, łącząc je z demagogią. Cytowany już dwutomowy Larousse definiuje republikę w sposób identyczny jak demokrację: państwo, w którym lud sprawuje władzę suwerenną za pośrednictwem wybieranych przez siebie na określony czas przedstawicieli.
Jean Madiran „Dwie demokracje. Wybór pism”, Fundacja św. Benedykta, Dębogóra 2020
Prawo naturalne jest prawem moralnym

Chciałbym móc teraz odnaleźć to miejsce w dziełach G.K. Chestertona, w którym pisarz, wykorzystując całe bogactwo języka angielskiego, głosił pochwałę demokracji brytyjskiej. Nie mogąc jednak mieć tego fragmentu przed oczami, zacytuję jego główne myśli z pamięci. Jest pewna kategoria rzeczy, pisał Chesterton, których lepiej nie robić samemu, jeśli ktoś inny zrobi je lepiej. Na przykład bronić się albo zabiegać o swoją sprawę przed sądem, naprawiać samochód czy instalację elektryczną w domu. W tej kategorii rzeczy tym, co liczy się przede wszystkim, są umiejętności i kompetencja. Jest też druga kategoria rzeczy, dodaje, które trzeba zrobić osobiście, nawet jeśli ktoś inny zrobiłby je lepiej: wytrzeć sobie nos, ożenić się, rządzić samym sobą. Większość obywateli nie ma kompetencji politycznych, ale polityka nie jest w pierwszym rzędzie kwestią kompetencji, jest ona obowiązkiem i odpowiedzialnością. Ludźmi wolnymi są ci, którzy sami się rządzą przez system demokratyczny. Chesterton, będąc katolikiem rzeczywistym, w żadnym razie nie rozumie przez to – jak nowoczesna demokracja – że mamy być moralnie autonomiczni i powinniśmy sami sobie nadawać prawo moralne. Ale wyraźnie zdaje się skłaniać ku temu, że klasyczna demokracja jest moralnie najlepszym sposobem rządzenia, ponieważ jedynie ona jest prawdziwie moralna.


Prawdą jest, że powołanie do rządzenia samym sobą jest właściwe dla człowieka, aby mógł zrealizować swoją naturę i osiągnąć swój cel z własnej chęci, w sposób wolny, w odróżnieniu od minerału, rośliny czy bezrozumnego zwierzęcia. Dlatego też człowiek jest jedyną istotą pod słońcem, dla którego prawo naturalne jest jednocześnie prawem moralnym. Mimo to jednak J.-B. Bossuet zauważa, że człowiek jest dużo bardziej zdolny do bycia rządzonym przez kogoś innego niż do rządzenia samym sobą. Możemy przyjąć, że istnieje wielki rozdźwięk między faktyczną zdolnością a powołaniem.

Będąc posłusznym, człowiek nie przestaje rządzić samym sobą: chodzi tu o dobrowolne podporządkowanie się władzom ludzkich społeczności, których legitymizacja opiera się na ich odniesieniach do dobra wspólnego, a nie na obliczeniu głosów. Jest to szczyt rządzenia samym sobą, do którego nie dociera się łatwo. Często koniecznym okazuje się wsparcie udzielane przez potrzebę, pilność sytuacji czy grożące niebezpieczeństwo. W tym ma swe źródło maksyma Ch. Maurrasa: „Aby polecenie odniosło sukces, potrzeba jego wypełnienia powinna wychodzić mu na spotkanie i spotykać się z nim w pół drogi”.

Czyń dobro. O charakterze i ograniczeniach prawa naturalnego

I Arystoteles, i św. Tomasz zgodzą się, że celem każdego ludzkiego działania jest szczęście.

zobacz więcej
Gdy ustanowi się klasyczną demokrację, ludy łatwo dochodzą do przekonania – albo są przekonywane dla uzyskania głosów – że nie ma niczego ponad ich wolą. Dążenie do równości odsłania swoją prawdziwą naturę, którą jest nienawiść do wszelkiej zwierzchności.

Dziś świadomość powszechna przywołuje demokrację, jakby była jakąś wyższą instancją, do której można się odwołać. Ludzie domagają się, aby była taką instancją, moralnym punktem odniesienia, najwyższym prawem. Szanować demokrację to znaczy szanować dobro, prawo i moralność. Demokracja zajęła miejsce prawa naturalnego, przejmując w posiadanie ludzką wrażliwość, zaślepioną w zdewastowanych duszach. Ludy wychowane w samobójczym religijnym uwielbieniu samych siebie chcą dostać jeszcze więcej demokracji, fundamentu i źródła wszelkiego nowoczesnej arbitralności, którą jednak postrzegają jako jedyną ochronę przed arbitralnością.

– Jean Madiran

Autor (1920-2013) był francuskim filozofem i publicystą, wydawcą miesięcznika „Itinéraires” oraz redaktorem naczelnym dziennika „Présent”. Angażował się w ruch tradycyjnego katolicyzmu. W roku 1987 został oblatem zakonu św. Benedykta


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy



Zdjęcie autora: okładka książki, wydawca – Fundacja św. Benedykta

Śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji

Przypisy:

1 Św. Tomasz z Akwinu, „Summa teologiczna”, I-II, 97, 1, tłum. o. S. Bełch OP, Londyn, t. XIII, s. 91
2 Sofokles, Antygona, tłum. K. Morawski, Warszawa 1985, ep. II, 449–459
3 Św. Tomasz z Akwinu, dz. cyt., t. XXII, s. 285 (II-II, 163, 2)
4 Św. Tomasz z Akwinu, „Scriptum super libros Sententiarum”, II, XII, I, 2 ad 2 (tłum. własne z języka francuskiego)

Francja – córa Kościoła czy Napoleona?, 05.05.2021
Zdjęcie główne: Szturm na Bastylię, 14 lipca 1789 r. Obraz znaleziony w zbiorach Musée Carnavalet w Paryżu. Rewolucja francuska narzuciła życiu politycznemu nową moralność i nowe prawo. Fot. Fine Art Images/Heritage Images/Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.