Cywilizacja

Adopcja szkodzi pszczołom i ludziom

Dzikie gatunki bywają bardziej efektywnymi zapylaczami niż pszczoła miodna. Nie jest ona w stanie w pełni zastąpić wielogatunkowego zbiorowiska dzikich pszczół. Dlatego, jeśli chcemy pomóc pszczołom, nie stawiajmy kolejnej pasieki, ale zadbajmy o kwiaty (zwłaszcza dzikie) albo zrezygnujmy całkowicie z pestycydów w ogrodzie.

Owady to najbardziej bioróżnorodna grupa zwierząt tkankowych, jaka istnieje na naszej planecie. Prawdopodobnie już od wczesnego dewonu, czyli od jakiś 400 mln lat. Wymieranie permskie niemal je skasowało, ale odrodziły się niczym feniks z popiołów. Ani meteor, który wykończył dinozaury, ani wielkie zmiany klimatyczne, które zakończyły żywot mastodontów i gigantycznych leniwców, owadów nawet nie musnęły.

Nie brak wśród nich istot społecznych. Termity – które, jak dowodzą najnowsze badania genetyczne są … karaluchami! – mrówki, trzmiele będące pszczołami społecznymi innymi niż pszczoła miodna, szerszenie – czyli społeczne osy…. Już sam ten rozrzut wskazuje, że społeczny sposób funkcjonowania pojawiał się wśród owadów ewolucyjnie niezależnie co najmniej kilkukrotnie. U pszczół co najmniej dwu-, a nawet czterokrotnie, jak wykazały badania z zakresu socjogenomiki przeprowadzone przez Sandrę M. Rehan i jej współpracowników z wydziału biologii Uniwersytetu York, a sprawozdane na łamach „Communications Biology”.


Życie społeczne bowiem to taki pojawiający się co jakiś czas w naturze i oparty o specjalne mutacje genetyczne pomysł na jak najbardziej wydajną opiekę nad potomstwem [1]. Ma on niewiele wspólnego z zapylaniem roślin przez owady, co jest niezbędne nam jako gatunkowi ludzkiemu do przeżycia. Ująwszy rzecz dokładnie: bez zapylaczy znika 1/3 produkcji rolnej i 3/4 różnorodności naszej ludzkiej diety.

Nie tylko pszczółka Maja

Ewolucja roślin, zwłaszcza kwiatowych, przebiegła pod przemożnym naciskiem owadów. Bo bez zapylenia nie ma nasienia. Nie ma kolejnego pokolenia – genetycznie zrekombinowanego, a zatem niejako w swej masie odpornego na zmiany środowiskowe. Nie ma przyszłości.

Niespołecznych owadów zapylaczy jest więcej (przyczyniają się tu różne inne niż pszczoła miodna błonkówki, chrząszcze oraz motyle), ale my będziemy widzieć tylko tę Maję z dzieciństwa. (Śp. Zbigniew Wodecki opowiadał niegdyś anegdotę jak podczas licznych koncertów on tu śpiewa wszystkie swoje piękne piosenki, a z widowni ryk: „dobra, dobra, a teraz dawaj pan tę pszczołę!”).
Pszczela celebrytka - Maja. Fot. FilmPublicityArchive/United Archives via Getty Images
To być może dobrze – bowiem w powszechnej świadomości (poza ludźmi moim zdaniem psychicznie zaburzonymi, zdolnymi celowo zniszczyć ul czy pasiekę) pszczoła jest szanowana co najmniej na równi z bocianem, jeśli nie bardziej. Jak mówił poeta, a czego uczą nas w szkole, żyjemy w miejscu na globie: „gdzie grzechem jest dużym popsować gniazdo na drzewie bocianie, bo wszystkim służą…”. Kościół zaś, Matka nasza, w samą największą Wielkanocną Sobotę, podczas najważniejszej liturgii w roku każe nam wysłuchać starożytnej pieśni chrześcijańskiej „Exsultet”, gdzie pojawia się „pracowita pszczoła” w kontekście uświęconym: „W tę noc pełną łaski przyjmij, Ojcze Święty, wieczorną ofiarę uwielbienia, którą Ci składa Kościół święty, uroczyście ofiarując przez ręce swoich sług tę świecę, owoc pracy pszczelego roju. Znamy już wymowę tej woskowej kolumny, którą na chwałę Boga zapalił jasny płomień. Chociaż dzieli się on użyczając światła, nie doznaje jednak uszczerbku, żywi się bowiem strugami wosku, który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.” Nie wiem, jak Państwo, ale ja mam zawsze wtedy łzy w oczach.

Rozmawiając o tym swego czasu dla Naukovo.pl z melittolożką, czyli specjalistką od pszczół, dr Justyną Kierat z Wydziału Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego [2] uświadomiłam sobie jednak, że ma to też swoje konsekwencje negatywne. Pomijamy milczeniem inne „pracowite pszczoły”. A jest ich w Polsce – uwaga! – tyle samo mniej więcej gatunków, ile mają ich ptaki (czyli ponad 470). Zapominamy o nich tylko dlatego, że pracują dla nas wytrwale, zapylając rośliny, ale nie dostarczając nam miodu ani wosku; zazwyczaj nie żyją społecznie i nie da się ich „zapędzić do ula”, czyli udomowić – i to na masową skalę.

W co uzbroić komara? Długi marsz sześcionogiego wojska

W bilansie bojowym wielu państw owady stanowią ważną pozycję.

zobacz więcej
Dr Justyna Kierat opowiedziała mi np. o murarce ogrodowej, częstej mieszkance „hoteli dla pszczół”, która potrafi zakładać gniazda w najdziwniejszych miejscach takich jak dziura po gwoździu w stoliku ogrodowym albo suszarka na pranie. Jak jej nazwa wskazuje, zamurowuje swoje gniazdo ściankami z błota. Jej kuzynki, miesierki do budowy gniazd używają kawałków liści równo przyciętych w kółeczka.

Wiele pszczół, chociaż nie prowadzą społecznego trybu życia, preferują gniazdowanie w koloniach. Na polnej ścieżce można przy odrobinie szczęścia natknąć się na miejsce z mnóstwem małych dziurek, każda z nich to gniazdo jednej samiczki. Samotnice, a także społeczne smuklikowate (w większości są to malutkie pszczółki gniazdujące w ziemi) nie żądlą ludzi w obronie swoich gniazd, jak to może mieć w zwyczaju pszczoła miodna, jeśli podejdzie się za blisko ula.

Myślimy jednak pszczołą miodną – tym udomowionym przez człowieka jeszcze w głębokiej Starożytności owadzie leśnym, który żyje w rojach zarządzanych i tworzonych przez królową-matkę, buduje woskowe plastry z najregularniejszych na świecie sześciokątów i wypełnia je pysznym miodem – pokarmem dla członków własnej kolonii. Pokarmem, który my jej bezczelnie podbieramy, zastępując cukrem. Ów wprawdzie krzepi, ale zdrowia nie daje – zwłaszcza nie gwarantuje zdrowych i prawidłowych bakterii w jelitach. Bo owady to skomplikowane organizmy, mają niebanalny przewód pokarmowy, a w nim stosowny mikrobiom, którego skład, tak jak naszego, zależy od pożywienia.

Nadmiar uli przeszkadza w zapylaniu

O niezwykłych obyczajach oraz umiejętnościach pszczoły miodnej czytamy już w książeczkach dla dzieci i uczymy się o nich w szkole. A nawet „adoptujemy pszczołę”[3], co brzmi szlachetnie, ale bywa jak te malowanki kredą na asfalcie. Może też być wręcz szkodliwe.

Dlaczego? Jak przekonuje dr Kierat, dzikie gatunki bywają bardziej efektywnymi zapylaczami niż pszczoła miodna. Nie jest ona w stanie w pełni zastąpić wielogatunkowego zbiorowiska dzikich pszczół. Dlatego, jeśli chcemy pomóc pszczołom, nie stawiajmy kolejnej pasieki, ale zadbajmy o kwiaty (zwłaszcza dzikie) albo zrezygnujmy całkowicie z pestycydów w ogrodzie. To pomoże zarówno pszczole miodnej, jak i samotnicom. I przestańmy wreszcie wszystko kompulsywnie wręcz kosić! Zamiast kosić trawniki, zakładajmy kwietne łąki.
Dzikie gatunki bywają bardziej efektywnymi zapylaczami niż pszczoła miodna. Fot. Sazzad Hossain/SOPA Images/LightRocket via Getty Images
Ja w tym roku skosiłam swój spory trawnik dopiero w połowie czerwca. Jak nigdy dotąd, mam w tym roku bardzo obficie pozapylane mirabelki, czereśnie, maliny… Nawet swoim niewprawnym okiem dostrzegłam wśród kłębiących się tam pszczół: miodną, trzmiele i jeszcze co najmniej cztery inne gatunki, pojawiła się też czarno-fioletowa gigantyczna zadrzechnia – wspaniały znajdujący się pod całkowitą ochroną owad. Cały dzień bzyczenie, a wieczorem koncert świerszczy – to można mieć jako benefit, oprócz mniejszego bólu w krzyżu. Polecam.

Ta „adopcja pszczółki Mai” jako reakcja na pomór owadzi, który obserwujemy od dekady (są szacunki, że bezpośrednim wyginięciem zagrożone są miliony owadzich gatunków, aczkolwiek bywa to w środowisku naukowym przedmiotem dyskusji) prowadzi do tego, że stawiamy mnóstwo uli.

Tymczasem badania naukowe wskazują, że może to skutkować nawet pogorszeniem zapylenia roślin (np. producenckich dla owoców miękkich). W badaniach opublikowanych w tym roku w „Scientific Reports” pokazano, że w miejscach z większą liczbą uli zarówno liczba i bogactwo gatunkowe dzikich pszczół, jak i wielkość plonu truskawek była mniejsza. Pod nieobecność pasiek uprawy w dużej mierze były zapylane przez dzikie pszczoły. Te zaś nie są w stanie wytrzymać konkurencji o zasoby (pyłek i nektar) z pszczołą miodną, a miodna z kolei nie jest w stanie dorównać im w efektywności zapylenia.

Koniki polne smakują jak sardynki

Łukasz Łuczaj, przyrodnik: Larwy os, szerszeni czy mrówek są bezbronne i mięciutkie, tym samym łatwiej strawne. Gniazdo os obieramy jak cebulę, wyjadamy larwy i poczwarki.

zobacz więcej
Jeszcze bardziej „z kosmosu” pomysłem są próby obmyślenia dronów czy robotów zapylających. Tego typu metody walki z hekatombą zapylaczy można by porównać do sytuacji, w której na zniszczenie rafy koralowej reagowalibyśmy, masowo wypuszczając na atole rybki błazenka (albo lepiej – robota w jego kształcie). Każdy chyba czuje, że to nieskuteczny nonsens. Koralowce giną, bo znika lub ulega drastycznemu zanieczyszczeniu ich środowisko życia. Podobnie, jak pszczoły i inne zapylacze, oraz w ogóle owady.

Zabójcze pestycydy

Pszczoły, tak miodne, jak dzikie, są trute pestycydami. A także – bardzo często w wyniku osłabienia subletalnymi dawkami środków chemicznych stosowanych w rolnictwie – cierpią na coraz liczniejsze choroby zakaźne.

Tu musimy wrócić do pszczoły miodnej, bo pszczelarstwo to spora gałąź gospodarki rolno-spożywczej, produkty pszczelarstwa trafiają również do konsumentów w formie kosmetyków, leków i produktów przemysłu chemicznego. Jest zatem oczywiste, że nauka i innowacje muszą pracować na rzecz dobrostanu pszczoły miodnej czy raczej jej właściciela. A jemu najbardziej szkodzą pestycydy, rozpylane przeciwko szkodnikom masowych upraw roślin.

W USA rolnictwo opiera się na wynajmowanych przez farmerów usługach zapylania. Pszczelarze podróżują po całym kraju i przywożą pszczoły na pola w celu zapylania upraw – od wiśni, przez pomidory, po migdały. I każdego roku z powodu pestycydów stosowanych w uprawach tracą około połowy swoich rodzin pszczelich. 98 proc. uli w USA jest skażonych co najmniej sześcioma różnymi pestycydami.
W USA pszczelarze przywożą pszczoły na pola w celu zapylania upraw. Fot. Education Images/Universal Images Group via Getty Images
Straty uderzają w pszczelarzy ekonomicznie, ale uderzają również w bioróżnorodność pszczoły miodnej. Konkretne genotypy giną i znikają z puli genowej tego gatunku. Co zawsze będzie miało dla niego konsekwencje ewolucyjne. Wyobraźmy sobie, że co roku ginęłaby połowa ludzkich rodów…. Giną całe roje pszczoły miodnej, co jest dla nas rodzajem termometru – wskazuje, co się dzieje z innymi zapylaczami [4].

Enzym na ratunek

I tutaj ostatnio głośno było o nowo opracowanej technologii, która pomaga pszczelarzom chronić ule przed niektórymi śmiercionośnymi pestycydami zwanymi organofosforanami. Przy czym nie jest wykluczone, że obmyślony sposób da się zaaplikować do innych grup chemikaliów stosowanych w rolnictwie, a szkodliwych dla pszczół. Naukowcy z Uniwersytetu Cornell zidentyfikowali enzym, który może rozkładać szkodliwe pestycydy spożywane przez pszczoły. Badanie wykazało, że enzym daje się przekształcić w drobniutki, stabilny granulat, a po spożyciu może rozkładać pestycydy i ratować pszczoły przed śmiercią lub innymi skutkami.

Sześć miliardów istot w ciemności, cieple i zaduchu rodzi się, kopuluje, pożera i tratuje w drodze do wody

Wygląda ślisko, ma wiele odnóży i pseudo-żądeł, jest jednym z najszybszych stworzeń na Ziemi, więc może w każdej chwili do nas doskoczyć. Co gorsza, umie trawić białko, z którego składają się nasze paznokcie i włosy.

zobacz więcej
Pomysłodawcą nowej technologii i założycielem firmy Beemmunity, która ową technologię rozwija, jest James Webb, 27-letni doktorant Uniwersytetu Cornell. Jest on także współautorem badania na ten temat w czasopiśmie „Nature Food”. Antidotum jest wielkości ziarna pyłku, a po spożyciu przez pszczoły pozwala zwierzętom wejść w kontakt z pestycydami. „Możemy dodać mikrocząsteczki do paszy cukrowej, a nawet suplementu pyłkowego”, a pszczoły z radością je zjedzą” – tłumaczył na antenie radia „wbur” James Webb.

Badanie wykazało, że wszystkie pszczoły, które otrzymały enzym tuż przed lub tuż po, przeżyły ekspozycję na śmiertelne dawki pestycydów. Nie jest to zatem szczepionka – bo działa enzymatycznie, a nie immunologicznie – ale właśnie antidotum na truciznę. Sam w sobie wydaje się dla pszczół nieszkodliwy. Czy pszczelarze z tego skorzystają, zwłaszcza że nie będzie to środek tani?

Ja bym wolała, żebyśmy mniej pryskali pola, ale jest oczywiste, że intensywne rolnictwo do korzeni już nie wróci. Oznaczałoby to bowiem bardzo wysokie cenny żywności. Wyobraźmy sobie jednak czasami, że dziś to nie wieś, a miasto (o ile nie prowadzi się masowych akcji oprysków przeciw komarom) jest bezpieczniejszym środowiskiem życia wszelkich pszczół.

Nowa technologia to rodzaj ucieczki do przodu, a nie rozwiązanie problemu (tym bardziej, że trudno sobie wyobrazić karmienie enzymatycznym antidotum dzikich pszczół), ale na razie nic lepszego nie mamy.

Czy owadomorki uratują pszczoły?

Kolejnym po pestycydach wielkim zabójcą pszczół, zwłaszcza miodnej, jest drobniusieńki pajęczak wyglądający pod mikroskopem jak kleszcz czy tym bardziej roztocze (bo do tej grupy pajęczaków się zalicza), a mianowicie dręcz pszczeli (Varroa destructor).

O warrozie słyszeli z pewnością nie tylko pszczelarze i ich rodziny. Nieleczona prowadzi do pomorów całych rodzin pszczelich. To ektopasożyt, czyli działa od zewnątrz. Poczwarki pajęczaka odżywiają się hemolimfą pszczół i ich larw. Dręcz przenosi wiele chorób wirusowych, na które sam nie choruje, a które mogą dotknąć pszczoły. W ten sposób warroza może zabijać i inne gatunki pszczół, których bezpośrednio nie atakuje. Bo zainfekowane wirusami pszczoły miodne, przekażą owe patogeny dalej. A leki albo są bardzo drogie, albo nieskuteczne. Varroa uodparnia się na środki chemiczne dość szybko.

Entomolodzy z Washington State University w Pullman pod kierunkiem Jennifer Han wyszli zatem z założenia, że czas skorzystać ze strategii „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” i zaprząc do roboty grzyby zwane obrazowo „owadomorkami”, czyli entomopatogenne. I nie chodzi o muchomory, a o mikroskopijnej wielkości organizmy należące do lęgniowców i innych grup grzybów tzw. grzybopodobnych, ale też przedstawicieli jak najbardziej prawidłowych grzybów, jak workowce, czyli krewni drożdzy czy smardzów.

Jak wyjaśniają autorzy badania opublikowanego na łamach „Scientific Reports” w maju 2021, są one bardzo obiecujące jako pestycydy, bo mają stosunkowo wysoką specyficzność docelowo atakowanego gatunku stawonoga, niską toksyczności niedocelową i niski wpływ rezydualnego na polach rolniczych i w środowisku. Oznacza to, że jak każdy prawidłowy drobnoustrój chorobotwórczy, grzyby entomopatogenne są specyficzne wobec konkretnego atakowanego stawonoga. Zatem, taki owadomorek, który atakuje dręcza, nie będzie atakować pszczół i wywoływać u nich choroby. Tak powstają bio-pestycydy.
Jeden z nich, pospolity grzyb glebowy Metarhizium acridum był w ostatnich latach stosowany przeciwko szarańczy. Około 20 lat temu naukowcy z Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych i innych krajów zaczęli badać pokrewne gatunki, które mogą zabić roztocza Varroa. Kiedy na przykład zarodniki jego kuzyna M. anisopliae wylądują na roztoczu warrozy, kiełkują i wyrastają w maleńkie, rurkowate strzępki, które przewiercają egzoszkielet i rozrastają się w obrębie owada, zabijając go. Dosłownie przebijają się przez pancerzyk pajęczaka.

Źródło: WSU CAHNRS

Problem polega na tym, że ten akurat gatunek owadomorka, który by się tu wyśmienicie nadał, a kuzyn buławinki czerwonej wywołującej sporysz (jej cyklem życiowym dręczyła nas pani od biologii) jest bardzo wrażliwy na temperaturę. A w ulu panuje stała temperatura ok. 35 °C – i grzybowi jest gorąco. Za gorąco.

Jak opisują zatem sami autorzy badania: „Wykorzystując kombinację tradycyjnych technik selekcji i ukierunkowanej ewolucji opracowanych dla tego systemu, stworzono nowe szczepy Metarhizium brunneum , które przetrwały, kiełkowały i lepiej rosły w temperaturze ula. Testy terenowe na pełnowymiarowych koloniach pszczół miodnych potwierdziły, że nowy szczep JH1078 jest bardziej zjadliwy dla roztoczy Varroa i zwalcza szkodniki co najmniej równie dobrze, jak inne – chemiczne – metody leczenia za pomocą kwasu szczawiowego.” Prosto rzekłszy, uczeni wymusili ewolucję grzyba, aby dorwał swoją ofiarę tam, gdzie ona jest, a która szkodzi pszczołom i nam.

Uczeni liczyli tysiące martwych roztoczy dziennie. By tego doczekać, przenosili do uli grzybowego pogromcę roztoczy, wyhodowanego najpierw na brązowym ryżu umieszczonym w siateczce. Ową siateczkę wkładali do gniazda pszczelego w ulach, przenosząc infekcję. Pszczoły próbowały usunąć z ula ową siateczkę, powodując, że zarodniki grzyba osiadały na kolonizujących ul roztoczach. I zakażały je, a następnie zabijały. Pobierano zatem zarodniki grzyba-zabójcy wprost z roztoczych zwłok – i tak w kółko, pokolenie za pokoleniem. Grzyb który już zabił roztocze, miał ku temu stosowne aktywne geny, a nie łagodniał hodowany kolejne pokolenia na laboratoryjnej szalce.

Prof. Han i jej koledzy nadal opracowują skuteczniejsze szczepy grzyba i obniżają ich koszty. To potrwa, ale jeśli się uda, być może pszczoły przeżyją ten straszny pomór trwający od kilku dekad.

Na szczęście jest mnóstwo pszczelarzy, którzy nie chcą wkładać pestycydów do uli, którzy prawidłowo dbają o swoje roje, nie podbierają im zbyt wiele miodu, po prostu kochają „pracowitą pszczołę”.

– Magdalena Kawalec-Segond

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Przypisy:
[1]. W przypadku pszczół (należą do rzędu błonkoskrzydłych, czyli błonkówek) robotnice mają szansę być miedzy sobą bliżej spokrewnione (jeśli są pełnymi siostrami, mają wspólną matkę i ojca), niż byłyby spokrewnione ze swoimi córkami (wynika to ze specyficznego sposobu determinacji płci w tej grupie: samice rozwijają się z jaj zapłodnionych, a samce – z niezapłodnionych, co oznacza, że samce nie mają ojców). Tak bliskie genetyczne pokrewieństwo w kolonii uznawane było dotąd za jeden z warunków ułatwiających rozwój życia społecznego u owadów. Robotnice bowiem, same nie rozmnażając się, dbają jednak o rozprzestrzenianie się swoich genów pośrednio – opiekując się rozwojem swoich najbliższych krewnych, czyli sióstr.

[2]. https://www.youtube.com/watch?v=X6rnU8gzCDg&list=PLgItcKew0VyyGi9ZsXEpUJeEkWTi4-Ou-&index=76 i https://www.youtube.com/watch?v=gKw-CxgJfC4&list=PLgItcKew0VyyGi9ZsXEpUJeEkWTi4-Ou-&index=77

[3]. Akcja Greenpeace pod tym hasłem wprawdzie jest reklamowana w większości pszczołą miodną, ale w rzeczywistości działania są skupione na wszystkich pszczołach, a nawet innych zapylaczach (np.. motylach).

[4]. Dużym zagrożeniem dla różnorodności pszczoły miodnej jest też kupowanie matek selekcjonowanych na różne cechy przydatne w hodowli i wypieranie dzikich, rodzimych linii genetycznych przez popularnie hodowane linie. Na przykład w Polsce na większości obszaru rodzima była pszczoła miodna z podgatunku Apis mellifera mellifera, a obecnie trudno znaleźć „czystej krwi” przedstawicielki tego podgatunku.
Źródła:

* https://www.wbur.org/hereandnow/2021/06/08/bees-pesticide-immunity
* https://www.sciencemag.org/news/2021/06/scientists-evolve-fungus-battle-deadly-honey-bee-parasite
* https://www.nature.com/articles/s41598-021-89811-2
* https://www.nature.com/articles/s42003-021-01770-6#Sec1

Zdjęcie główne: Tureccy pszczelarze zbierają miód w prowincji Mus. Fot. Yahya Sezgin/Anadolu Agency via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.