Jego podwładni, młodzi, z pustymi jeszcze pagonami, eskortują ubranych po cywilnemu mężczyzn. Trzymają ich za rękawy. Jeden policjant, jeden więzień. Przy nogach Niemców karabiny, na twarzach więźniów szerokie chusty, w dłoniach eskortowanych tobołki z osobistymi rzeczami, ciepły płaszcz przerzucony przez przedramię, z szyi innego – stojącego z tyłu, w jasnej marynarce, eleganckich pantoflach i ciemnym kapeluszu na głowie, ze starannie przystrzyżonymi wąsami – zwisa haftowany szalik.
Mężczyzna na przedzie kolumny w zapiętej pod szyją białej koszuli i podniszczonej ciemnej marynarce garbi się, może pod ciężarem bagażu, a może strachu. Całą twarz ma przesłoniętą czarnym materiałem. Na pewno trudno mu oddychać.
Stojący obok strażnik zaciska dłoń na jego łokciu. Zadba o to, by mężczyzna nie potknął się na korzeniach, nie upadł, nie zrobił sobie krzywdy przed tym, co go czeka. Jego oczy nie wyrażają żadnych emocji. Daleko za nimi widać kolejną grupę przygotowującą się do wymarszu.
Następne zdjęcie, następna scena. Tym razem pięć kobiet. Każda ze swoim „przewodnikiem” trzymającym ją za prawe ramię. Każdy „przewodnik” w prawej dłoni niesie karabin. Gdyby którejś udało się wyrwać, szarpnąć mocno, zrzucić czarną opaskę z oczu, miałaby nie więcej niż kilka sekund życia. Tyle zajęłoby mu podbicie mausera do lewej dłoni, przeładowanie i oddanie strzału. Zresztą jak wyrwać się młodemu, silnemu mężczyźnie, dokąd uciekać? Więc idą, stawiają kroki ostrożnie, czasem opierają się na mocnych ramionach „przewodników”. Nie niosą już walizek ani tobołków. Prawdopodobnie wszystko musiały zostawić na ścieżce przed wejściem w gęstwę lasu.
Fotograf podąża za nimi. Strzela ujęcie, na którym widać plecy tego konwoju. Zwraca uwagę płaszcz kobiety na pierwszym planie – jasny, w charakterystyczną kratę. Dzięki temu płaszczowi uda się potem ustalić jej nazwisko i prawdopodobną datę egzekucji. Janina Skalska, żona właściciela młyna z podwarszawskiego Piaseczna, rozstrzelana 20 lub 21 czerwca 1940 roku.
Wraz ze Skalską Niemcy aresztowali jej brata, Eugeniusza Ostapowicza. Eugeniusz też jest w tym lesie. Gdzieś przed nimi znajduje się cel ich marszu. Jeszcze niewidoczny, ale coraz bliższy.