W czasie wizyty w Izraelu znalazł wspólny temat do rozważań o rewizjonistach-syjonistach i ŻZW z m.in. z profesorem Mosze Arensem, byłym ministrem obrony i spraw zagranicznych Izraela. Po przejściu na emeryturę prof. Arens, członek izraelskiej partii politycznej Likud, uważanej za spadkobiercę założeń programowych rewizjonistów-syjonistów, opublikował w Izraelu i USA prace o rewizjonistach-syjonistach w konspiracji i w powstaniu w warszawskim getcie.
Prezydent Kaczyński po powrocie przedstawił warszawskim radnym ustalenia i rezultaty rozmów, efektem których było przyznanie przez Radę m. Warszawy skwerowi na Woli nazwy imienia Mieczysława Dawida Moryca Apfelbauma. Nie wszystkim się to spodobało.
Postać fikcyjna, wymyślona…
Barbara Engelking-Boni, psycholog i socjolog (po doktoracie), kierująca Centrum Badań nad Zagładą Żydów w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, wyrażała wątpliwości co do istnienia ŻZW. Później zmieniła zdanie.
Jej najbliższy współpracownik, historyk Dariusz Libionka w książce napisanej wspólnie z Laurencem Weinbaumem „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze - wokół Żydowskiego Związku Wojskowego” (Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, 2012) ogłosili, że osoba Mieczysława Apfelbauma, patrona jednego z warszawskich skwerów, rzekomego komendanta Żydowskiego Związku Wojskowego, została wymyślona przez dwójkę sprytnych hochsztaplerów, którym dali wiarę poważni historycy.
Libionka mógłby sam się zaliczyć do poważnych historyków, gdyby spróbował np. odnaleźć w przedwojennej książce telefonicznej adres zamieszkania, a w Centralnym Archiwum Wojskowym informacje o poruczniku Apfelbaumie, który dzielnie walczył w obronie Warszawy we wrześniu 1939 roku. W konspiracji używał pseudonimów „Jabłoński”, „Kowal”, „Mietek”. „Sprawa Apfelbauma to jednak tylko jedno z licznych przekłamań, które przez lata narosły wokół tej organizacji” - mówił Dariusz Libionka w rozmowie z PAP.
Tylko nieliczni polscy historycy i publicyści zareagowali na twórczość Libionki i Weinbauma. Maciej Rosalak w publikacji „Żydowska prawica strzela do SS” („Historia Uważam Rze”, 28.11. 2015) napisał, że „polska opinia publiczna powstanie w getcie wiązała wyłącznie z ŻOB, nic nie wiedząc o związanym z Betarem ŻZW, a Edelman – przynajmniej w publicznych wystąpieniach i szeroko rozpowszechnianych relacjach – milczał celowo. Oczywiście nie tylko on, i nie tylko w PRL, ale także w III RP...”
Edelman długo milczał, Po wielu latach dwom krakowskim publicystom Witoldowi Beresiowi i Krzysztofowi Burnetko („Marek Edelman Życie. Po prostu”, 2008) wyznał: „Z ludźmi ŻZW spotkałem się raz, parę dni przed powstaniem – jeśli to w ogóle było powstanie. Chcieli nas zaszantażować i przejąć ŻOB. Wyjęli rewolwery, żeby nas zmusić. Byłem wtedy z Anielewiczem i „Antkiem” (Icchakiem Cukiermanem – M.K.), a oni do nas – jeżeli się nie poddacie…
Pierwsze strzały dali w sufit, a my chamy, prosto w nich. Strzelałem, jak umiałem, ale nosili takie szerokie bluzy i jeden tylko dostał w bluzeczkę. Wtedy jednak zrozumieli, że nie ma żartów, i poszli w cholerę”.