Korzeni obecnych buntów należy upatrywać w roku 1968, kiedy marksistowskie hasła zagościły na amerykańskich uczelniach – twierdzi prof. Tomasz Żyro.
zobacz więcej
Film stał się symbolem walki o prawa czarnych w latach 90-tych. Podobnie jak jej symbolem byli członkowie N.W.A, na czele z Ice Cubem, który zagrał potem także w filmie Singletona „Studenci” (1995). Inny raper i głos radykalnego buntu lat 90-tych Tupac Shakur wystąpił natomiast u Singletona w „Poetic Justice” (1993), który też dotykał społecznych problemów Afroamerykanów.
Silny ojciec i profesor uniwersytetu
Singleton jasno mówił w swoim kinie, że systemowy rasizm był problemem Ameryki, a czarni przez niego są do dziś zamknięci w gettach. Tyle że – jego zdaniem – wyrwanie się z tego getta nie powinno odbywać się ani przez gangsterkę, ani przez ideologiczny radykalizm. W „Chłopakach z sąsiedztwa” to silny ojciec (Lawrence Fishburne) wyrywa syna z objęć „prawa ulicy”, przekonując go, że czarnoskóry z wyklętego Compton w Los Angeles powinien się edukować i zmieniać Amerykę w białym kołnierzyku, a nie z glockiem w ręku.
Ten sam Fishburne gra w „Studentach” profesora uniwersytetu odciągającego od ideologicznego radykalizmu zagubionego studenta (Omar Epps). Można zinterpretować jego postawę jako antymarksistowską. Profesor przekonuje studenta, że w życiu nic nie dostaje się za darmo, a każda skrajność prowadzi w ślepą uliczkę. Mimo masakry, jaką na uczelni dokonuje neonazista, to sojusz między czarnymi i białymi jest odpowiedzią na walkę z rasizmem – mówi nam reżyser w symbolicznym, ale też otwartym na interpretacje finale.
Usptawiedliwienie lenistwa
Również w zapomnianym i niedocenionym „Baby Boy” (2001) czarnoskóry filmowiec przekonuje, że źródłem problemów czarnych nie jest przede wszystkim „systemowy rasizm”, ale też nastawienie samych Afroamerykanów. Problemem są rozbite rodziny, seksualizacja kobiet, kultura maczyzmu i gwałtu rodem z hip-hopowych klipów (to zabawne, że jedną z ról gra Snoop Dogg), brak ojcowskiego autorytetu, niedojrzałość emocjonalna, ale też uzależnienie od pomocy społecznej.
W tym obrazie ojcem jest były skazaniec, grany przez Vinga Rhamesa, przekonujący tytułowego „dużego chłopca” (Tyrese Gibson), że tylko ciężką i uczciwą pracą, można zbudować szczęście rodzinne. Nie gniewem. Nie ciągłym usprawiedliwieniem swojego lenistwa rasistowskim systemem.
Przywołuję przykład kina Johna Singletona, by pokazać, że gniew dzisiejszego czarnego kina i popkultury nie musi mieć twarzy Freda Hamptona. Odpowiedzią nie musi być ani marksizm w odmianie Szkoły Frankfurckiej, ani Black Lives Matters. Odpowiedzią nie musi być odwrócony rasizm Malcolma X i jego następców, budujących nową segregację rasową w imię ukarania białych Amerykanów, za grzechy ich ojców i dziadów.
Black Lives Matters mogło mieć przecież twarz Martina Luthera Kinga. Kino antyrasistowskie mogło przemawiać w duchu Johna Singletona. Oby przedwczesna śmierć reżysera nie była zapowiedzią śmierci idei prawdziwej asymilacji białych z czarnymi.
– Łukasz Adamski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy