Kiedy świadomość bycia członkami wyższej i większej osobowości po raz pierwszy pojawi się u tych, którzy przynależą do narodu, wtedy ten naród naprawdę „staje się człowiekiem”.
W tym momencie proces nie jest już jedynie biologiczny, lecz staje się polityczny. Bo naród, który czuje się dojrzały, chce być też za taki uznawany. Chce wysadzić istniejący system państwowy, gdyż w starym nie ma dla niego miejsca. Chce mieć prawa równe ze starszymi członkami systemu. Domaga się swego potwierdzenia w postaci
państwa. Wyraz tej siły to znów typowa deklaracja niepodległości. To właśnie ten proces doprowadził Holendrów do 23 stycznia 1579 roku, Amerykanów do 4 lipca 1776 roku, Norwegów do 17 maja 1814 roku i 7 czerwca 1905 roku oraz Bułgarów do 5 października 1908 roku.
Państwowa forma istnienia jest więc końcem tęsknoty narodu za życiem. Tylko w ten sposób jest on również zewnętrznie oddzielony od innych. Teraz może również zapłodnić, ze źródła lojalności, naturalną solidarność, tak jak i całe dzieło władzy państwowej. Ale jest tu coś jeszcze głębszego.
Za pośrednictwem państwa naród otrzymuje wyższą duchową treść, której jemu samemu brakuje. Jego ślepe instynkty przekuwane są przez państwo w rozsądne idee prawne. Jego naturalna moc wchodzi na wyższy, rozsądniejszy poziom świadomości. W kuszącym świetle wolności naród zobowiązuje się do odpowiedzialności historycznej.
Taka jest treść
zasady narodowościowej, jednej z najwspanialszych idei, jakie kiedykolwiek zdominowały epokę historyczną. Nie jest ona jednak tak stara; nie odegrała żadnej roli w tworzeniu państw przed połową XIX wieku. Choć narody są stare, to ich świadome roszczenia do indywidualności politycznej są młode. Starożytność o tym nic nie wiedziała. W przypadku Grecji mamy do czynienia z politycznymi mikrokosmosami, które nigdy nie zdołały osiągnąć jedności narodowej, a później w Rzymie z rządzącym makrokosmosem sojuszników i niewolników różnych narodowości. Również średniowiecze – łącznie z erą monarchii absolutnej – nie uznawało rzeczywistości narodów. W królestwach nie miało znaczenia, czy składają się z jednego ludu czy z wielu. Nauka też nie dostrzegała tego zagadnienia; również
Monteskiusz nic nie wie o zdolności i prawie narodu do budowania państwa. Z pozycji prawa naturalnego nie było żadnych pośrednich form ani stopni między jednostkami a ich sumą – ludzkością. Państwa budowano z abstrakcyjnych typów ludzkich, średnich proporcji francusko-niemiecko-angielskich i innych podobnych. Te jednostki wypełniały następnie państwo rzeczywistą aktywnością i rozwojem – nie widziano innego bohatera w historii.