TYGODNIK TVP: „I wzięłam jeszcze bardzo ładną sukienkę, niby zwyczajną, ale jednak wizytową. To była moja ukochana sukienka i bardzo elegancka. Myślałam sobie nawet, że sweterek niepotrzebny, bo to sierpień, ale sukienka się przyda, kiedy będziemy świętować zwycięstwo” – to słowa Hali Chlistunow, uczestniczki Powstania Warszawskiego, którą cytuje pani w swojej książce „Moda kobieca w okupowanej Polsce”. Wynika z tego, że nawet w czasie wojny kobiety chciały wyglądać elegancko i wbrew wszystkiemu znajdowały czas na rozważania, co założyć.
JOANNA MRUK: Kiedy dziś czytamy takie słowa, to zapewne niejednej i niejednemu z nas mogą się one wydać wręcz absurdalne. Tymczasem moda była dla kobiet ogromnie ważna także podczas okupacji, co w tych trudnych czasach z pewnością odgrywało istotną rolę z powodów emocjonalnych. Kobiety nawet w sytuacji dramatycznej nie zapominały o tym, by prostu wyglądać dobrze. Zapewne nie dawało się wtedy podążać za modą, jak to miało miejsce w dwudziestoleciu międzywojennym, ale pamiętano, by ubrania były czyste, wyprane, wyprasowane. Do tego dochodził też element makijażu, czy zawsze ułożonych włosów.
Co w tym świecie mody i urody czasów okupacji zaskoczyło panią najbardziej? Co wymagało największego poświęcenia ze strony kobiet?
Wbrew pozorom nie były to ubrania. Największym zaskoczeniem była dla mnie właśnie dbałość o fryzury, ich misterne układanie. Zwłaszcza, że miało to miejsce w czasach, gdy często brakowało ciepłej wody, a kobiety nie miały dostępu nie tylko do takiej liczby kosmetyków, jak my dziś, ale często do żadnych. Warto pamiętać, że okupant wprowadził reglamentację towarów, podobnie jak w przypadku ubrań czy artykułów pierwszej potrzeby. Pojawiły się również regulacje dotyczące tego, z czego może być zrobione mydło lub szampon. I tak: mydło toaletowe miało zawierać dokładnie 45 proc. kwasu tłuszczowego i mogło być wyrabiane w kostkach po 80 gramów, a szampon 36-40 proc. kwasu.
Powstawały zatem różne zamienniki, które mogły służyć jako szampon. Niemniej był to wciąż towar deficytowy. Dlatego też kobiety utrwalały fryzury piwem, a głowy myły szamponem przygotowanym wedle receptur zamieszczanych w poradnikach. W tym wydanym w 1940 roku opublikowano aż 180 sposobów na wyrób mydła, artykułów kosmetycznych i innych środków do czyszczenia. Przykładowo: szampon amerykański składał się z wody różanej, żółtek, spirytusu i węglanu amonowego.
Najbardziej uderzające były dla mnie jednak wspomnienia kobiet, które trafiły na Pawiak. Nawet tam, siedząc w celach, układały sobie włosy. Udawało im się znaleźć szpilki, grzebienie, kręcić loki. To, co wydaje się niewyobrażalne w takich warunkach, było tym, co trzymało je przy życiu i poczuciu, że będzie dobrze. To dbanie o siebie, choć może z dzisiejszej perspektywy wydać się komuś próżne, dawało im siłę.
Chodziło tylko o ich psychikę, namiastkę normalności w czasach, w których nie było poczucia bezpieczeństwa?
Można tu mówić o kilku czynnikach. Po pierwsze pokazywały w ten sposób, że duch nie został złamany. Właśnie w ten sposób – elegancją i na tyle, na ile to było możliwe modnym strojem dają wsparcie swoim mężom, braciom, synom, bo czują się lepiej widząc zadbaną panią domu. A przy okazji pokazywały tym okupantowi: „Zobacz, nie złamałeś nas, nie zastraszyłeś. Żyjemy wciąż tak samo”.