Cywilizacja

Europa w cieniu minaretów. 20 lat po „Wściekłości i dumie” Oriany Falacci

Chrześcijaństwo dawno zrezygnowało z podboju świata, islam nie zrezygnował i jest taki jak w VII wieku. Obecna strategia muzułmanów jest obliczona na przynajmniej trzy pokolenia i wydaje się skuteczna zwłaszcza, że zaatakowani pomagają z całych sił agresorom. Kto się sprzeciwia zachodniej oikofobii i islamofilii jest uznany za „szalonego” lub za swój sprzeciw płaci karierą.

W piątek 19 listopada o godz. 20.20 na antenie TVP Historia wyemitowany zostanie monodram Remigiusza Grzeli „Oriana Fallaci. Chwila, w której umarłam” w reżyserii i z udziałem Ewy Błaszczyk. Wstępem do spektaklu będzie o godz. 20.05 rozmowa Mikołaja Mirowskiego z wicedyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski Krystyną Utą Różańską-Gorgolewską.

Późnym latem 2001 roku ukazał się w „Corriere della Sera” artykuł „Wściekłość i duma” autorstwa od jakiegoś czasu już nie piszącej do gazet Oriany Fallaci. Fallaci zdobyła sławę korespondencjami wojennymi, a przede wszystkim wywiadami z tak zwanymi wielkimi tego świata, których traktowała bez przesadnej atencji. Po wywiadzie udzielonym Fallaci ajatollah Chomeini kazał ją aresztować podczas następnego pobytu dziennikarki w Iranie. Jej wywiady w formie książkowej nie składają się z samych pytań i odpowiedzi, ale także odautorskich charakterystyk rozmówców.

O hołubionym przez lewicowe światowe salony Jaserze Arafacie pisała, że to tchórz i zbrodniarz. A z ludzi świata islamu nie uległa nie tylko charyzmie ajatollaha Chomeiniego, ale także – o czym mało ko pamięta – zdemaskowała głupotę Muhammada Ali. Ten wybitny bokser nazywał się do czasu Cassius Clay, a na islam przeszedł na fali mody wśród czarnoskórych Amerykanów szukania swojej tożsamości odróżniającej ich od białych chrześcijan. Fallaci dowiodła, że – będąc ikoniczną postacią na światowej lewicy – Ali nic nie rozumie z islamu i niewiele więcej z otaczającej go rzeczywistości.

Oriana Fallaci była wnikliwie krytyczna wobec każdego, ale jej doświadczenia z wyznawcami islamu – napisała książkę o wojnie w Libanie „Inszallach” – zwracają szczególną uwagę, bo w drugiej połowie XX wieku islam zaczynał mieć wyłącznie dobrą prasę. Piano peany na temat nacjonalizacji bogactw naturalnych i dekolonizacji krajów arabskich, a to, że tam więzienia pękały w szwach, a nawet organizowano publiczne egzekucje – jak w Libii Kadafiego – mało kogo na Zachodzie bardzo oburzało.

W 2001 roku śmiertelnie chora Fallaci mieszkała na Manhattanie, nie widywała się z nikim, pisała książkę. Uległa prośbie swego przyjaciela, redaktora naczelnego dziennika „Corriere della Sera” i opisała swoje wrażenia z zamachów 11 września, które nastąpiły w jej niedalekim sąsiedztwie. Tak powstał słynny tekst „Wściekłość i duma”, którego podstawowe wątki autorka rozwinęła później w książce o tym samym tytule.

Artykuł w ekspresyjnym i emocjonalnym stylu potępia zamachy, co nie dziwi, ale są też tam opinie o islamie jako takim, także – o zgrozo – pochwała tradycyjnego patriotyzmu amerykańskiego, a także przekonanie, że roszczeniowa emigracja muzułmańska na Zachód to najazd i zagrożenie, i wezwanie do Ameryki i Europy, aby się obudziły z letargu gościnnej poprawności politycznej.
Oriana Falacci (1929-2006), włoska Kassandra. Fot. GIOVANNETTI GIOVANNI / Olycom / Forum
„Nasza tożsamość kulturowa nie może przyjąć fali imigrantów złożonej z osób, które w ten albo inny sposób chcą zmienić nasz system życiowy. Nasze wartości. Twierdzę, że nie ma u nas miejsca dla muezinów, minaretów, fałszywych abstynentów, dla ich pieprzonego średniowiecza, dla ich pieprzonego czarczafu. A gdyby było, i tak bym ich nie wpuściła. Bo to by znaczyło tyle, co wyrzucić Dantego, Leonarda, Michała Anioła, Rafaela, renesans, zjednoczenie kraju, wolność, którą wywalczyliśmy sobie na różne sposoby, naszą Ojczyznę. Tyle co podarować im Włochy. A ja Włoch im nie oddam.”

Rasistowskie peany

Zarówno wtedy, jak i teraz koledzy i koleżanki Oriany Fallaci – pisarze, intelektualiści, a przede wszystkim politycy chcą oddać Włochy, Francję, Niemcy, Belgię, Holandię, Szwecję i inne kraje Zachodniej Europy „pieprzonemu średniowieczu”. Nie ma co pytać, „dlaczego?”, bo nikt na to pytanie wyczerpująco nie odpowie.

Fallaci w swoim artykule popełniła sporo myślozbrodni z dowodami czarno na białym. Po zakończeniu opisywania zamachu na WTC w Nowym Jorku przypomniała, jak przed rokiem na placu przed katedrą we Florencji koczowali muzułmanie z Somalii, żądając przysłania im krewnych z Afryki. Fallaci – w przeciwieństwie do władz miasta – nie podobało się zamienienie historycznego centrum Florencji w śmietnik i miejsce defekacji, a imigrantów z namiotu na placu katedralnym widziałaby chętnie z powrotem w kraju ich pochodzenia.

Ale to jeszcze nic. W cytowanym fragmencie „Wściekłości i dumy” autorka wspomina Leonarda, Rafaela i inne wielkości kultury europejskiej. W innej części artykułu taka lista jest dłuższa, od Homera do Verdiego. To spowodowało, że „Gazeta Wyborcza" przedrukowująca z „Corriere” tekst Fallaci uznała za konieczne opatrzyć materiał odredakcyjnym komentarzem, w którym czytamy między innymi: „Tekst «Wściekłość i duma», który ukazał się tydzień temu w największym włoskim dzienniku «Corriere della Sera«, wzbudził we Włoszech sensację. Po pierwsze dlatego, że nieuleczalnie chora Oriana Fallaci przerwała nim wieloletnie milczenie. Po drugie, ze względu na wysoce kontrowersyjne treści. Choć większość opinii publicznej zareagowała nań z zachwytem (Fallaci jest już dla Włochów żywą legendą), dla wielu zawarte w nim bezkompromisowe potępienie islamu i peany na cześć «białej» kultury są najzwyklejszym rasizmem.”

„Wyborcza” nie jest oryginalna z tym rasizmem. Tak myślą od dziesięcioleci wszyscy po obu stronach Atlantyku, wszyscy, których – jak dotąd – zawsze było lepiej słychać. Prezydent Francji, Emmanuel Macron powiedział jeszcze w kampanii wyborczej: „Zresztą nie ma czegoś takiego jak francuska kultura; jest kultura we Francji. Jest ona różnorodna i wieloraka”. Kraje walczące z rasizmem chcą być pustą przestrzenią, bez historii i związanej z nią hierarchii, gdzie przybysze z trzeciego świata mają czuć się coraz swobodniej, przy coraz większym zagubieniu i dyskomforcie rdzennych mieszkańców.

Francja ulega muzułmanom. O czym nie wolno głośno mówić

Organizacje LGBT walczące z seksizmem i homofobią, siedziały cicho, gdy nastolatce grożono gwałtem i gdy wyzywano ją od „brudnych lesbijek”.

zobacz więcej
W krajach o kilkuprocentowej, dochodzącej do 10 procent, jak we Francji i Niemczech, mniejszości muzułmańskiej o tym, kto jest rasistą decydują uniwersytety, redakcje i wychowani tam politycy, ale także sami najbardziej zainteresowani. A jeżeli decydują oni, to z wyrokiem natychmiastowej wykonalności. Policja w Rotterdamie zniszczyła mural z napisem „Nie będziesz zabijał” i datą śmierci Theo van Gogha, bo imam z pobliskiego meczetu uznał go za rasistowski. Dla przypomnienia, Theo van Gogh nakręcił film krytycznie przedstawiający sytuację kobiet w islamie, za co fundamentalista muzułmański obciął mu głowę w biały dzień, na ulicy. Broniącego muralu mężczyznę policja rotterdamska aresztowała, a filmującej niszczenie upamiętnienia kamerzystce kazano skasować nagranie.

Delikatny appeasement

Policja wszędzie na Zachodzie ma przykazane nie podawać dopóty, dopóki to możliwe pochodzenia etnicznego sprawców aktów terroru i przestępstw. Trochę to się ostatnio zmienia, ale jeszcze niedawno, nawet po największych zamachach w Paryżu, Londynie i Madrycie użycie w mediach określenia „terroryzm islamski” mogło się spotkać z zainteresowaniem prokuratury. Pomimo okrzyków „Allahu akbar!” wydawanym przez sprawców siły bezpieczeństwa starały się walczyć ogólnie z terroryzmem. Szczególnie w Niemczech po tragicznym rajdzie ciężarówki z islamistycznym kierowcą po chodnikach w Berlinie BND znajdowało coraz więcej groźnych neonazistowskich ekstremistów w internecie... W świecie realnym nie można zadrażniać stosunków z coraz potężniejszą i coraz bardziej wrogą wobec państwa mniejszością.

Mistrzostwo w delikatnym appeasement zdaje się należeć do policji brytyjskiej, która pomimo licznych doniesień nie zauważała gwałtów na 1400 młodych rdzennych Brytyjkach dokonywanych przez gang pakistański. Dopiero gdy sprawy nie dało się już tuszować – proceder trwał dziesięć lat – w raporcie napisano m.in., że „powodem zaniechania wyjaśnienia, wyciszania i bagatelizowania tych przestępstw była obawa organów ścigania przed zarzutami o rasizm, a także przed politycznymi konsekwencjami zwrócenia się przeciwko mniejszości etnicznej.”

W Wielkiej Brytanii jest 1600 meczetów sfinansowanych przez króla Arabii Saudyjskiej Fahda. W największym z nich, Północnolondyńskim Meczecie Centralnym nauczał radykalny kaznodzieja Abu Hamza. Policja nagrała, jak Hamza planuje zamordowanie prezydenta Stanów Zjednoczonych George'a W. Busha na szczycie G8 przy pomocy porwanych samolotów. Jak wiadomo, plan w poszerzonej wersji został wykonany w USA. Kilkuletnie apele do brytyjskiego Sądu Najwyższego o zakaz wygłaszania kazań przez Abu Hamzę latami pozostawały bez odpowiedzi.

Abu Hamza (nie mylić z szefem irackiej A-Kaidy) wychował w londyńskim meczecie sporą grupę terrorystów znanych z późniejszych zamachów. Wreszcie trafił do brytyjskiego więzienia, skąd został ekstradowany do USA. Tam dostał dożywocie bez prawa wcześniejszego zwolnienia.
Egipski duchowny Abu Hamza podczas piątkowych modłów w Północnolondyńskim Meczecie Centralnym w kwietniu 2004 roku. Fot. Bruno Vincent/Getty Images
Gdyby USA nie czekały na Abu Hamzę, to po wyjściu z brytyjskiego więzienia – zwłaszcza że był wniosek złożony do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – realizowałby swoje prawa człowieka, inspirując i organizując niejeden zamach. Tak na marginesie i zupełnie bez związku wspomnieć nie zaszkodzi, że Północnolondyński Meczet Centralny powstał z inicjatywy księcia Walii, Karola.

O ile jeszcze w latach 60. XX wieku połowa Brytyjczyków nie znała bezpośrednio nikogo o kolorze skóry innym niż biały, to teraz chyba kogoś takiego nie ma. Mieszkańcy byłych kolonii poczuli się obywatelami metropolii i zaczęli się tam przesiedlać. W ramach Brytyjskiej Wspólnoty Narodów nie mieli z tym trudności. Wielka Brytania zamiast jednak naciskać na integrację, cieszyła się z różnorodności kulturowej kraju. Doszło do niepisanej umowy z terrorystami islamskimi, że się ich nie ściga pod warunkiem, że nie atakują na Wyspach. Dopiero zamach w londyńskim metrze w 2005 roku, z dużą liczbą ofiar, nieco otrzeźwił władze kraju.

Szwedzkie barbarzyństwo

W debacie publicznej wszystko zostało po staremu. Gdy w 2008 roku Melanie Phillips wydała książkę „Londonistan”, w której zawarła to, co wszyscy wiedzą, a nikt głośno nie powie, została „Mad Melanie” (szaloną Melanią) dla lewicowo liberalnych, czyli wszystkich, mediów w Wielkiej Brytanii. W „Londonistanie” pisała (jak relacjonuje Wikipedia): „Wielka Brytania utraciła wiarę w swoją tradycyjną kulturę i historię, co powoduje różnorakie trudności wiążące się z multikulturalizmem oraz dynamicznym rozwojem islamu. Wskazuje brytyjskie elity jako obciążone poczuciem winy za imperialny rozdział historii Anglii, który według establishmentu był ucieleśnieniem zła. Krytykuje Kościół anglikański za uległość i utratę wiary. Jako jeden z objawów upadku Wielkiej Brytanii autorka wskazuje zastąpienie „archaicznego” (zdaniem elit) brytyjskiego patriotyzmu ideologią praw człowieka. Wszystko to powoduje, że Brytyjczycy utracili sens istnienia jako wspólnota polityczna. Jako ogarnięte patologią wskazuje: inteligencję, media, polityków, prawników oraz policję. Wszystko to sprzyjać ma coraz mocniejszemu rozwojowi religii muzułmańskiej, która jest silna, zwarta i posiada skrystalizowane cele, jak również wartości, wokół których może się jednoczyć. Wypełnia ona próżnię po obumarłych brytyjskich wartościach narodowych, kulturalnych i religijnych.”

Powyższy cytat odnosi się równie dobrze do Francji, Niemiec, Belgii, Holandii, Hiszpanii, ale też do licznie zaludnionej przez muzułmanów Szwecji, która nigdy imperium kolonialnym nie była.

W Szwecji nie było problemu z ostentacyjnymi wyjazdami muzułmańskich obywateli tego kraju na wojny tzw. Państwa Islamskiego. W innych krajach dzihadyści musieli być bardziej dyskretni. W Szwecji, w odróżnieniu od innych krajów zachodniej Europy, prawie nie ma terroryzmu islamskiego, za to jak nigdzie indziej kwitnie pospolita przestępczość. Do 2000 Szwedek rocznie jest gwałconych, a do tak zwanych stref no-go nie wjeżdżają policja, straż pożarna i pogotowie.

Buty, wojenna flaga, psy i świnie. Co obraża muzułmanów?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że choć pozornie postępowcy wspierają duchowo wyznawców islamu, jest to tylko pretekst do walki z tradycjami i chrześcijańskim charakterem Europy.

zobacz więcej
Gwałtom, rabunkom, wymuszeniom i kradzieżom dokonywanym przez emigrantów na Szwedach sprzyja szwedzki system prawny i penitencjarny, który emigranci już zastali. Praktycznie nie karze się tam młodocianych, a przestępca może sobie wybrać dogodny dla siebie termin odbywania kary. Każdy opuszcza sąd wolny i tyle go widziano, aż do następnej wpadki.

Jednak „Volenti non fit iniuria” („Chcącemu nie dzieje się krzywda”) można by powiedzieć z całą mocą, jeżeli wierzymy – a czemu nie? - że demokratyczne władze reprezentują poglądy obywateli. Szwedzkie elity chyba najbardziej w UE posunęły się w niechęci do własnej tożsamości i cywilizacji, oraz w preferowaniu obcych kultur. W 2006 r. premier Szwecji Fredrik Reinfeldt z liberalno-konserwatywnej Umiarkowanej Partii Koalicyjnej oświadczył: „Tylko barbarzyństwo jest autentycznie szwedzkie. Cały dalszy rozwój został przyniesiony z zewnątrz.” Duchowieństwo szwedzkie podkreśla, iż polityka imigracyjna państwa musi uwzględniać, że sam Jezus był uchodźcą.

„Autentycznie szwedzkie barbarzyństwo” nie może zatem zbytnio protestować gdy do samochodu włamie mu się „dalszy rozwój”. Zwłaszcza, że ten sam premier Reinfeldt w 2014 roku stwierdził w wywiadzie telewizyjnym, że Szwedzi są „nieciekawi”, a granice to „fikcyjne” twory oraz że Szwecja należy do ludzi, którzy tam przyjechali w poszukiwaniu lepszego życia, nie zaś do tych, którzy tam mieszkają od pokoleń.

Islam nie zrezygnował

W Niemczech sytuacja jest inna o tyle, o ile do islamskiej identyfikacji imigrantów dochodzi ich związek z Turcją, a nie państwem, którego są obywatelami. Tę lojalność islamsko-państwową pielęgnuje z sukcesem prezydent Turcji Recep Tayyp Erdoğan. Imigranci muzułmańscy w Niemczech byli przeważnie gastarbeiterami i ich potomkami z Turcji do 2015 roku, kiedy to kanclerz Angela Merkel zaprosiła innych chętnych. Przybył nowy milion imigrantów, a za dwa lata jeszcze kilkaset tysięcy ich krewnych.

W opanowanym przez Kalifat Bagdadu w średniowieczu półwyspie iberyjskim chrześcijanie i żydzi mogli przejść na islam. Za pozostanie sobą płacili specjalny podatek, dzizję. Współczesne Niemcy płacą może większą dzizję, czyli zasiłki i inne świadczenia muzułmanom niż inne kraje z powodu fali imigracji z 2015 roku i ich rodzin, bo większość z nich, w przeciwieństwie do dawniej przybyłych Turków, nie znalazła miejsca na rynku pracy.
Meczet w Malmö został otwarty w 1984 roku jako pierwszy meczet w Skandynawii i do dziś jest jeden z głównych meczetów w Szwecji. Obok meczetu wybudowano centrum islamskie wraz ze szkołą i biblioteką dla ok. 55000 muzułmanów całego regionu Skanii. Malmö jest największym skupiskiem muzułmanów w Szwecji. Fot. Bob Strong / Reuters / Forum
Europa krok po kroku oddaje też terytoria, nie formalnie, ale realnie. W okolicach meczetów w miastach Zachodu musi panować szariat, do którego mieszkańcy nie będący muzułmanami muszą się dostosować. Pilnują tego specjalne patrole, w Anglii zwane Sharia Police. Taktyka podboju jest taka, że muzułmanie starają się wybudować nowy meczet tam, gdzie są jeszcze mniejszością, a już patrole religijne sprawią, że rdzenni mieszkańcy się wyprowadzą i powstaje nowa enklawa muzułmańska. W coraz dłuższym cieniu minaretów nic nie należy już do Anglii, Francji czy Niemiec, bo należy do wiernych Allahowi.

Podczas kampanii wyborczej w 2012 roku w mieście Satrouville, gdzie mieszka duża liczba ludzi pochodzących z krajów Maghrebu, ubiegający się o reelekcję rodowity Francuz, Jacques Myard odwiedził miejscowy bazar. Tu zaczepił go Arab, który pouczył deputowanego: „Nie ma pan tu nic do roboty. To jest ziemia arabska. Teren należący do muzułmanów, to nie jest ziemia francuska. Pan jest rasistą, syjonistą i powinien pan stąd sobie iść.”

Nieco wcześniej wielu mieszkańców Paryża znalazło w swoich skrzynkach pocztowych ulotki o treści: „My, muzułmanie, przejmiemy Francję, tak jak wy kiedyś skolonizowaliście Algierię. Francuskie rodziny mają po jednym dziecku, my w tym czasie rodzimy ich pięcioro. Za dwadzieścia lat to my będziemy kontrolować Francję.”
Chrześcijaństwo dawno zrezygnowało z podboju świata, islam nie zrezygnował i jest taki jak w VII wieku. Nie udało się utrzymać Al Andalus, czyli zdobytego na chrześcijańskich Wizygotach półwyspu iberyjskiego. Muzułmanie przegrali w VIII wieku pod Poitiers, w XVI pod Lepanto w XVII pod Wiedniem. Obecna strategia podboju jest obliczona na przynajmniej trzy pokolenia i wydaje się skuteczna zwłaszcza, że zaatakowani pomagają z całych sił agresorom. Kto się sprzeciwia zachodniej oikofobii i islamofilii jest „szalony”, jak Melanie Phillips lub płaci karierą, jak niemiecki polityk Thilo Sarrazin.

Odkurzanie maleńkiej kaplicy

W sierpniu 2010 roku, a więc jeszcze przed „Serdecznie witamy” miliona nowych muzułmańskich imigrantów kanclerz Angeli Merkel, Sarrazin wydał książkę o tytule, który na polski można przełożyć: „Niemcy likwidują się same: Jak wystawiamy nasz kraj na ryzyko”. Według Wikipedii „W swojej książce Sarrazin zarzuca imigrantom z państw muzułmańskich, że tworzą «równoległe społeczeństwo», swoiste państwo w państwie, przez co ich integracja jest utrudniona. (...) emigranci z krajów islamskich przysparzają państwu również więcej kosztów socjalnych, niż dostarczają korzyści rozwojowi gospodarki. Autor przytaczając liczne statystyki zauważa, że podobnej skali problemów nie ma z emigrantami z Azji czy Europy Środkowo-Wschodniej. Winą obarcza więc islam, który − zdaniem Sarrazina − stoi w opozycji do wartości liberalnych państw europejskich.”

Nie podają ręki nauczycielom, dziennikarzom, politykom. Nakaz religijny czy pogarda dla niewiernych

Spór o uścisk ręki to nowe pole konfliktu czy może nawet wojny religijnej i kulturowej.

zobacz więcej
Thilo Sarrazin musiał napisać coś, na co wielu Niemców czekało, bo do końca roku sprzedało się półtora miliona egzemplarzy. Radość z sukcesu pisarskiego zmąciła Sarrazinowi jego macierzysta partia SPD, wykluczając go z szeregów, a prezydent Niemiec zaapelował do niego o rezygnację z zasiadania w zarządzie (niezależnego) Bundesbanku. Nagonka na polityka była tak ostra, że po miesiącu rzeczywiście podał się do dymisji.

Każda wspólnota broni się przed dominacją obcej kultury, za którą musi nastąpić dominacja polityczna, jeżeli jest wspólnotą religijną, kulturalną i ma świadomość wspólnej historii. Oriana Fallaci nie chciała oddać Włoch. „W moim domu na wsi, w Toskanii, jest maleńka kaplica. Jest zawsze zamknięta. Od kiedy umarła mama, nikt tam już nie chodzi. Ale ja czasami tam chodzę, żeby odkurzyć, żeby sprawdzić, czy nie zagnieździły się myszy, i pomimo mojego laickiego światopoglądu czuję się tam jak u siebie. Pomimo mojego antyklerykalizmu poruszam się po niej swobodnie. I myślę, że ogromna większość Włochów wyznałaby ci to samo. (Mnie wyznał to sam Berlinguer)” – napisała we „Wściekłości i dumie”. Enrique Berlinguer był wieloletnim szefem Włoskiej partii Komunistycznej, Oriana Fallaci była antykomunistką.

Była także ateistką, która w przywoływanym artykule „Wściekłość i duma” pisała o sobie: „Urodziłam się w krajobrazie pełnym kościołów, klasztorów, Chrystusów, Madonn, świętych. Pierwszą melodią, jaką usłyszałam, przychodząc na świat, była muzyka dzwonów. Dzwonów katedry Santa Maria del Fiore, którą w Epoce Namiotu zagłuszało wycie muezina. To w tej muzyce, w tym krajobrazie się wychowałam. To poprzez tę muzykę i poprzez ten pejzaż nauczyłam się, co to jest architektura, rzeźba, co to malarstwo, sztuka. To poprzez ten Kościół (następnie odrzucony) zaczęłam zadawać sobie pytanie, co to jest Dobro, co to jest Zło, na Boga...”

Lewicowo-liberalni islamofile i entuzjaści multi-kulti w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Holandii i Szwecji też musieli się urodzić w jakimś „krajobrazie”. Co to mogło być? Zapewne coś, co nie zapada głęboko w pamięć.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Muzułamanie modlą się w turyńskim Parco Dora w 2018 roku podczas corocznej uroczystości Id al-Adha (Święta Ofiarowania). Fot. Nicolò Campo/LightRocket via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.