Historia

Superszpieg z „Liceum”

Kiedy w listopadzie 1945 bezpieka aresztowała Henryka Żuka, Basia jako „Robert” przez kilka miesięcy kierowała siatką wywiadowczą. Wpadła w marcu 1946. Śledczy wiedzieli, że jest kimś ważnym – przy Żuku znaleziono jej zdjęcie w mundurze oficera II Korpusu – ale nie wiedzieli, że to ona jest „Robertem”.

Jest klasycznym przykładem – w najlepszym znaczeniu – panienki z dobrego, a nawet bardzo dobrego, przedwojennego domu: mieszkanie w alei Róż w Warszawie, letnisko w podwarszawskim Klarysewie, angielski i francuski od dziecka, własny fortepian, wakacje nad morzem, podróże z rodzicami po Europie, matura w gimnazjum platerek.

Dalej też typowo dla tego środowiska i pokolenia: „W czasie wojny, w roku 1942, rozpoczęłam pracę w ZWZ, początkowo jako kolporterka BIP, a następnie kurierka dalekobieżna AK, rozwożąca prasę podziemną do Krakowa, Lwowa, Lublina, Chełma. W roku 1943 przeszłam do wywiadu Wschód przy Komendzie AK, gdzie jako kurier przewoziłam meldunki do Mińska Litewskiego i Brześcia oraz z tamtych ekspozytur do Warszawy” – pisała Barbara Sadowska w 1990 roku.

Jej szefowa, Helena Zakrzewska „Beda”, która przyjmowała ją do wywiadu, wspominała – co cytował dziennikarz PAP w wywiadzie z prof. Jackiem Czaputowiczem, zięciem Basi – że kurierka wyglądała na 18 lat, miała jasne długie loki, była śliczna i bardzo rezolutna. Na pytania odpowiadała zdecydowania i roztropnie: nie kryła, że meldunki wywiadowcze uważa za materiał w walce z okupantem bardziej potrzebny niż tajna prasa.

Czy mówiła rodzicom, w jaki dokładnie typ konspiracji się angażowała? Jej ojcem był Henryk Rewkiewicz, dyrektor Polskiego Monopolu Zapałczanego, który swoją hojną dotacją umożliwił w 1927 roku realizację pierwszego konkursu chopinowskiego. Ojciec nie tylko wspierał zaangażowanie wszystkich trzech (czwarta była jeszcze mała) córek w Armii Krajowej, ale sam czynnie angażował się w pracę Polskiego Państwa Podziemnego na różnych polach, włącznie z ratowaniem Żydów i przechowywaniem cichociemnych. Jego najstarszy zięć był lotnikiem w polskich dywizjonach w Wielkiej Brytanii, drugi – mąż Basi, Michał Sadowski był w AK: cztery razy był zatrzymywany przez Niemców i uciekał, potem siedział na Pawiaku, a jeszcze później zasłynął ucieczką z transportu do KL Auschwitz.

Basia i Michał pobrali się w styczniu 1944 roku w kościele ojców jezuitów przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Wierzyć się nie chce, jacy oni wszyscy byli młodzi: Basia i jej maż urodzili się w 1921 roku, Basia zresztą 23 sierpnia. – Nikomu do głowy by nie przyszło, że akurat w dniu jej osiemnastki Ribbentrop i Mołotow wychylą toast za swój właśnie podpisany tajny pakt – komentował prof. Jacek Czaputowicz w stulecie jej urodzin w wykładzie na otwarcie wystawy „Dziewczyna z Liceum”.
Lata wojny w Klarysewie. Na zdjęciu: Henryk Rewkiewicz z żoną Józefą (trzecia z lewej), córką Basią (czwarta z lewej) i Michałem Sadowskim. Fot. Archiwum rodzinne Magdaleny Sadowskiej-Czaputowicz
Konsekwencje paktu pięć lat później zaprowadzą Basię do więzienia, a jej męża do łagru. I naznaczą ich życie na długie lata, także życie ich córki i jej męża, a nawet wnuczek urodzonych wprawdzie już w latach 80. XX wieku, ale przecież wciąż w cieniu tego paktu.

Wystawa, wciąż możliwa do zobaczenia (i ściągnięcia, gdyby ktoś chciał ją pokazać w jakimś nomen omen liceum) w sieci, została zaprezentowana w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, a przygotowana przez Agencje Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Przez ABW, ktoś zapyta. Tak jest, bo Basia – kapitan Barbara Sadowska – odznaczona już wtedy orderem wojennym Virtuti Militari, była ostatnim szefem powojennej, poakowskiej, komórki wywiadu.

„Ekipa Wschód”

Najpierw służyła jako zwyczajna kurierka Oddziału II KG AK, ale od sierpnia 1944 była już zastępcą szefa komórki wywiadu „Pralnia II”, zaś od listopada 1945 r., po aresztowaniu szefa „Pralni II” Henryka Żuka, kierowała siatką „Liceum” aż do swojego aresztowania w marcu 1946 roku. Czyli w chwili, kiedy podjęła decyzję , że ich ekspozytura kontynuuje pracę wywiadowczą,miała zaledwie 24 lata. I nikt nie wiedział, kim jest szef ekspozytury „Robert” .

– Szybkie posuwanie się frontu sowiecko-niemieckiego latem 1944 r. groziło odcięciem placówek wywiadowczych na Wschodzie. W lipcu 1944 r. została powołana tzw. „Ekipa Wschód”, której celem było nawiązanie łączności, ewakuowanie ludzi i – jeżeli możliwe – kontynuowanie wywiadu o charakterze politycznym – opowiadał prof. Czaputowicz w swoim wykładzie.

Tajemnice konkursu chopinowskiego. Zapomniany fundator

Gdyby nie pieniądze, które wyłożył z własnej kieszeni, konkurs by się nie odbył.

zobacz więcej
Na czele ekipy stanął Henryk Żuk, a w jej skład wchodzili Michał Sadowski, który został wkrótce zastępcą Żuka, niedawno zrzucony cichociemny Tadeusz Kobyliński „Hiena”, Jan Kosowicz, Barbara Sadowska i Piotr Paluszkiewicz. Ekipa ulokowała się po zachodniej stronie Bugu i czekała na przejście frontu. Sadowska przewoziła meldunki do dowództwa w Warszawie. Za pierwszym razem dotarła bez problemu, jednak po wybuchu Powstania Warszawskiego stało się niemożliwe. Sadowska musiała zawrócić spod Mińska, gdzie stali już Rosjanie.

1 sierpnia 1944 r. Kobyliński i Kosowicz wyruszyli do Wilna i zostali aresztowani. Kosowicz zdołał uciec, a Kobyliński, który był przedwojennym policjantem i szkolił innych cichociemnych, jak zachowywać się w śledztwie, przekonał Rosjan, by go zwolnili.

Michał Sadowski przekroczył Bug 15 sierpnia, by objąć placówkę w Brześciu, jednak także został aresztowany. Barbara ruszyła na poszukiwanie męża w brzeskich więzieniach, bezskutecznie. Z późniejszych relacji wiemy, że Michał, po kilku miesiącach pobytu w więzieniu, nierozpoznany trafił do obozu w Archangielsku, skąd wrócił po czterech latach.

Po jakimś czasie Sadowska wyruszyła po raz drugi do Brześcia, ale tym razem w celu zlikwidowania tamtejszej placówki. I została aresztowana przez NKWD. Była w przebraniu więźniarki, na bosaka, udawała analfabetkę. Udało jej się przekonać oficera, by ją zwolnił. Jeszcze tego samego dnia przeszła kilkanaście kilometrów, w nocy doczołgała się do Bugu i przepłynęła rzekę.

„Pralnia II”

Jesienią 1944 roku Żuk i Sadowska krążyli – Siedlce, Lublin, Świder – i prowadzili pracę wywiadowczą. Ich ekspozytura przybrała kryptonim „Pralnia II”.

W Warszawie dogasło powstanie, w styczniu 1945 Basia z Żukiem przeszli przez skutą lodem Wisłę i dotarli do Klarysewa, gdzie w domu rodziców Basi, Józefy i Henryka Rewkiewiczów czekało wsparcie. Basia i Żuk uważali, że nie wolno im składać broni, komórki wywiadu muszą nadal pracować. Siostra Basi, Hala Włodarkiewicz notowała we wspomnieniach (wydanych nakładem rodziny), że mimo całkowitej niepewności co do losu męża, Basia „nie straciła wiary i zapału do prowadzenia dalszej działalności w AK”.


– Planowano wówczas zakończenie pracy wywiadowczej, jednak informacja o aresztowaniu gen. Leopolda Okulickiego i przedstawicieli rządu (aresztowanie szesnastu i wywiezienie ich do Moskwy – przyp.red.) wpłynęła na zmianę planów – mówił Jacek Czaputowicz. – Obok „Pralni II”, która obejmowała Warszawę, tereny leżące między Wisłą a Bugiem oraz Wilno, sieć wywiadowczą Delegatury Sił Zbrojnych tworzyły „Polpress” z siedzibą w Częstochowie, „Kasyno” obejmujące krakowskie i Śląsk oraz „Karo” z siedzibą w Bydgoszczy. „Pralnia II” zatrudniała ok. 70 osób, podczas gdy trzy pozostałe ekspozytury liczyły w sumie ok. 20 osób.

Nieformalną centralą „Pralni II” była willa Rewkiewiczów w Klarysewie, gdzie mieszkali Żuk, Sadowska i Bolesław Zieleniewski, przyjaciel Henryka Rewkiewicza, który był wcześniej kurierem do Paryża. Jan Kosowicz zorganizował w tym czasie w Warszawie komórkę samochodową i kontrwywiadowczą.

Na przełomie lipca i sierpnia 1945 r. płk. Rzepecki wydał rozkaz rozwiązania „Pralni II”, ale z tą decyzją Basia i Żuk nie mieli zamiaru się pogodzić.
Barbara Sadowska w mundurze oficera II Korpusu. Fot. IPN
„Baśka i Żuk po dłuższej rozmowie zawiadomili nas, że wybierają się do Włoch nie na stałe, ale na jakieś dwa miesiące, żeby zorientować się w sytuacji politycznej i od naszego rządu na Zachodzie dowiedzieć się, co mają robić w dalej rozbudowanych i prześladowanych w całym kraju komórkach AK”. Tak wspomina w swojej książce Hala Włodarkiewicz, która także planuje wyprawę – z sześcioletnią córeczką – do męża do Londynu. Na fałszywych papierach, rzecz jasna, które załatwiają jej koledzy z AK. Żeby nie przedłużać napięcia – jedna i druga wyprawa zakończyły się powodzeniem.

– W drodze do Włoch okazało się, że kierowca jednego z samochodów, którym się poruszali, nie dawał sobie rady , więc Basia usiadła za kierownicą i przeprowadziła samochód przez Alpy – opowiadał Jacek Czaputowicz.

W Ankonie przybysze z Polski rozmawiali m.in. z samym gen. Władysławem Andersem. Dostali polecenie kontynuacji działalności, która podlegała bezpośrednio II Korpusowi, 4 tys. dolarów na pierwszy miesiąc pracy, radiostację i szyfr.

Siostra Basi wspominała: „dobrze działająca komórka AK zawiadomiła mnie, że pewnie Basia zjawi się u nas lada chwila, bo już oboje są już w Polsce”.

Różański prowadzi śledztwo

Bezpieka aresztowała Henryka Żuka w listopadzie 1945, przez kilka miesięcy, jak już zostało powiedziane, Basia jako „Robert” kierowała siatką „Liceum”. Wpadła w marcu 1946. Śledczy wiedzieli, że jest kimś ważnym – przy Żuku znaleziono jej zdjęcie w mundurze oficera II Korpusu – ale nie wiedzieli, że to ona jest „Robertem”.

Kpt. Henryk Żuk był sądzony w procesie I Zarządu Głównego WiN, który zaczął się w styczniu 1947 r. i jest uważany za jeden z najważniejszych procesów pokazowych bezpieki. Na procesie prokurator zapytał : „Panie Żuk, czy pan wie, co się stało z kapitanem Sokołowskim, którego pan zwerbował? Rozstrzelany! Szpiegów się strzela!”. Po czym ogłosił dwadzieścia minut przerwy.

100 tysięcy ludzi w więzieniach. Miliony zastraszonych. Jak wykończyć opozycję i wygrać wybory

Gomułka rzucił hasło: „dobić faszystów z PSL”. Jego słowa potraktowano dosłownie.

zobacz więcej
Uważa się, że proces I Zarządu Głównego WiN został przygotowany w celu kompromitacji podziemia niepodległościowego i złamania resztek oporu przed zbliżającymi się wyborami (których fałszerstwo i tak chyba jednak zakładano). Nad procesem zawisła straszliwa atmosfera podejrzeń i spekulacji podkręcana przez niejasne dla społeczeństwa wiadomości o decyzjach płk. Jana Rzepeckiego, który zdecydował się ogłosić apel o zakończenie konspiracji, w co nie uwierzyli jego współpracownicy, podejrzewając wymuszenie takiej deklaracji przez funkcjonariuszy MBP.

W tej sytuacji Barbara Sadowska rozpoczęła pertraktacje z prowadzącymi jej sprawę śledczymi. Prof. Czaputowicz mówił: – Sadowska była przesłuchiwana w gmachu MBP na ul. Koszykowej niemal bez przerwy przez kilka dni. Pozwalano jej wyjść do celi najwyżej na godzinę. Odpowiadała wymijająco, na wiele pytań odmawiała udzielenia odpowiedzi. Np. na przesłuchaniu 18 marca powiedziała, że nie poda struktury „Liceum”, „ponieważ prowadziłoby to do dekonspiracji ludzi tego wywiadu”. Śledczy jednak mieli jednak zeznania zatrzymanych wcześniej osób, które przyznały się m.in. do zabójstwa żołnierza sowieckiego, by zatrzeć ślady po skradzionym mu samochodzie, napadów na polskich oficerów i przypadkowe osoby z samochodów zatrzymywanych na drodze. Łupem napadu w Wołowie był spirytus i samochód. Sadowska o tej działalności „swoich” żołnierzy nie wiedziała.

Śledczy poinformowali ją, że działalność „Liceum” jest zagrożona karą śmierci lub wieloletniego więzienia. W tej sytuacji Sadowska postanowiła napisać list, w którym przyznała, że jest „Robertem” i wzięła całą odpowiedzialność na siebie. Poprosiła o wydanie na nią kary śmierci, a uwolnienie jej współpracowników lub jak najłagodniejszy wyrok dla nich. Pisała, że działali oni z pobudek ideowych i na skutek wywieranej przez nią moralnej presji. Dodała, że honor i przyzwoitość nie pozwalają jej na wydawanie pracowników, a po jej aresztowaniu „Liceum” zaprzestanie działalności.
8 lipca 1947. Barbara Sadowska przegląda protokoły zeznań ze śledztwa pierwszego dnia procesu członków Zrzeszenia WIN oskarżonych o działalność szpiegowską. Rozprawa toczyła się przed Wojskowym Sądem Rejonowym. Fot. PAP
– Różański (Józef, oficer NKWD i MBP, zbrodniarz stalinowski – przyp. red.) zaproponował Sadowskiej ujawnienie, dzięki czemu członkowie „Liceum” mieli znaleźć się na wolności lub dostać mniejszą karę. Miało być tak jak w wypadku ujawnienia działalności WiN przez płk. Rzepeckiego, w wyniku którego większość osób znalazła się na wolności – wyjaśnia prof.Czaputowicz. – Ale Sadowska postawiła warunek, że musi to skonsultować ze swoim szefem Henrykiem Żukiem. Po długich targach Różański zgodził na ich spotkanie bez świadków. Wspólnie zdecydowali, że trzeba ratować ludzi. Zatrzymani członkowie „Liceum” zaakceptowali decyzję Sadowskiej i wykonali jej dyspozycję ujawnienia działalności.

Głośny proces

Proces „Liceum” odbył się w lipcu 1947 r., Basia przemawiała jako pierwsza. Po dwóch dniach zabrakło gazet w kioskach, bo chociaż uprawiały propagandę, to zdjęć nie dało się zafałszować. Oskarżona o superszpiegostwo drobna i pełna dziewczęcego uroku młoda kobieta w białym kołnierzyku nijak nie pasowała do narzucanego obrazu.

– Babcia zrobiła im wykład – opowiada jej najstarsza wnuczka, Katarzyna Czaputowicz-Wiśniewska, która z babcią przebywała przez kilka wczesnych lat dzieciństwa. – Przedstawiła swoją drogę konspiracyjną i broniła swoich racji. Przemawiała spokojnie i klarownie.

„Ekstremistki” niczego nie żałują

Dziewczyny z mniejszych miejscowości były szykanowane i upadlane, również po wyjściu z internowania. Płaciły ogromną cenę – mówi dawna opozycjonistka Ewa Józefowicz.

zobacz więcej
Została skazana na 9 lat więzienia. W więzieniu na Rakowieckiej spędziła ponad dwa lata. „Po wyroku przeniesiono mnie na oddział do obskurnej celi w 10-ym pawilonie, pozbawiono gazet, zabrano papier i ołówek” – pisała w 1990 roku, opublikowanym w katalogu do wystawy „Dziewczyna z Liceum”. – „Po pewnym czasie rozpoczęłam trzecią głodówkę (w czasie głodówki nie piłam wody ani żadnych płynów). Po raz pierwszy zastosowano wtedy przymusowo sztuczne odżywanianie, nie przerwałam głodówki, kapitan Serkowski (jedna z prawych rąk Różańskiego) zapewnił mnie, ze wkrótce moi współpracownicy będą zwolnieni, trwa dość skomplikowana procedura. Głodówkę zawiesiłam czasowo”.

Kiedy doszła do siebie, trafiła do celi ogólnej, w której przebywała setka kobiet, choć w okresie międzywojennym cela ta była przystosowana na 25 osób.

Prócz licznych złodziejek i prostytutek było tam kilkanaście więźniarek politycznych. „Były to na ogół zasłużone działaczki AK, NSZ i WiN, między innymi dr Franio, Halina Sosnowska, Maria Marynowska, Rysia Szelągowska, Stefania Żelazowska, Danuta Bańkowska, Ruta Czaplińska, Wanda Salska, Maria Hattowska, Basia Otwinowska oraz moja współpracowniczka Halina Dunin. Więźniarki polityczne były bardzo solidarne i trzymały się razem”.

Same asy

To tam Basia dostała od nich imieninowy prezent: koniczynę wyhaftowaną wyciąganymi z nędznych koców nićmi z datą 4.XII.47 i napisem „Uśmiechnij się i pamiętaj o nas!” oraz imionami 15 więźniarek. Basia przechowała ja do końca życia, a jej córka Magda Czaputowicz przekazała tę niezwykłą pamiątkę swoim córkom.
Prezent na imieniny. Fot. Barbara Sułek-Kowalska
Jacek Czaputowicz, b., minister spraw zagranicznych, a przed czterdziestu laty współtwórca Niezależnego Zrzeszenia Studentów i lider młodzieżowego buntowniczego ugrupowania Wolność i Pokój (WiP) to zięć Barbary Sadowskiej i ojciec jej pięciu wnuczek. Najstarsza z nich, Katarzyna Czaputowicz-Wiśniewska, pamiętana w kręgach studentów z lat 80. jako „rude niemowlę” stale obecne wraz z matką na polu walki z PRL, przekazała teraz oprawioną w szkło haftowaną koniczynę do zbiorów Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Jej tata zaś spróbował rozszyfrować wszystkie podpisane własnym haftem więźniarki i w ten sposób przywołał je na to spotkanie. A może nawet wezwał do apelu.

Mówił: – Doktór to niewątpliwie Zofia Franio, lekarka, szef łączności i kolportażu w Zarządzie Obszaru Centralnego WiN, skazana na 12 lat więzienia. Danka to zapewne Danuta Bańkowska, skazana na 10 lat w sprawie komórki wywiadowczej WiN „Stocznia”. Maria W. to Maria Wędrychowska, skazana na 7 lat w tej samej sprawie. Basia to zapewne Barbara Otwinowska z odpryskowej sprawy Pileckiego. Janka to albo Janina Warzycka ze sprawy Stoczni, albo kurierka Janina Konopacka ze sprawy Brygady Świętokrzyskiej, ta, która przewiozła radiostację „Liceum”, skazana na karę śmierci, zamienioną następnie na 15 lat więzienia. Alinka to Alina Sieńko, po mężu Liniarska, porucznik AK, szyfranta i łączniczka WiN. Halszka to Helena Dunin, podkomendna Sadowskiej ze sprawy „Liceum”, Agata to zapewne pseudonim Marii Nachtman, łączniczki Narodowych Sił Zbrojnych. Ruta, to niewątpliwie Ruta Czaplińska, także Narodowych Sił Zbrojnych, autorka wspomnień – ważnego źródła informacji o więźniarkach politycznych w tamtym okresie. Helena to zapewne Helena Sieradzka, skazana na 7 lat w związku ze sprawą Pileckiego. Maria to być może Maria Grzeszczykowa, aresztowana za współpracę z wywiadem USA. Razem z nią aresztowana była także jej córka Wiesława Grzeszczyk.

Polskie superagentki – śmierć przychodzi od „swoich”

To Muszkieterowie pierwsi przesłali na Zachód meldunki o zbrodniach niemieckich na Polakach i Żydach, zdobywali fotografie tajnych doków dla U- Botów i plany operacji Barbarossa (ataku na ZSRR). Niestety, wprawiali dowództwo ZWZ w irytację.

zobacz więcej
Halina to być może Halina Sosnowska, szefowa Wydziału Informacji i Wywiadu WiN, skazana na dożywocie, wyszła po 10 latach. Ciotka, to Maria Hattowska, skazana za współpracę z „Liceum”. Hattowska była bliską kuzynką Barbary Sadowskiej, jednak pokolenie wyżej, stąd określanie „ciotka”. Została tak pobita przez Humera, że była w agonii i długo dochodziła do zdrowia. Do celi dołączyła wkrótce Maria Marynowska „Maniuta”, tłumaczka z ambasady brytyjskiej, skazana na 12 lat. „Dziesiątka” gromadziła więźniarki z różnych politycznych obozów. W popularnej wówczas piosence autorstwa „Halszki” Dunin śpiewano: „Są tu WiN-y, Eneszety i „Liceum” z Basią swą / Wszystkie klawe są kobiety / Same asy tutaj są.

To w tej sali Basia zdecydowała się na kolejna głodówkę, ponieważ wbrew umowie nie zwalniano jej współpracowników. Przy pomocy koleżanek z celi ukrywała tę głodówkę przez niemal tydzień. Wtedy zwolniono kilka osób z „jej” listy. A w początku października 1948 roku przeniesiono karnie całą grupę więźniarek politycznych z Mokotowa do więzienia w Fordonie k. Bydgoszczy. „Byłyśmy przez ostatnie miesiące na Mokotowie pozbawione paczek, listów i widzeń z rodzinami, spacerów, możności leczenia itp. z powodu zatargu z naczelnikiem więzienia” – pisała Barbara Sadowska w 1990 roku.

Jacek Czaputowicz przytoczył wspomnienie prof. Barbary Otwinowskiej: Basia „miała naturalną młodzieńczą werwę, poczucie humoru i romantyzm młodej dziewczyny”. Grała rolę Matki Boskiej w jasełkach 1947 r., prowadziła gimnastykę, dawała lekcje angielskiego. Wszystkich nauczyła piosenki „Czerwone maki na Monte Casino”, którą poznała we Włoszech.

– Babcia we wszystko wprowadzała ład i była cudowna nie tylko dla nas – wspomina dziś Joanna Czaputowicz-Kopyt, która miała sześć lat, kiedy Barbara Sadowska zmarła. – Wciąż spotykam ludzi, którzy ją znali i którzy ją wspominają jako ostoję spokoju, ciepła i porządku moralnego – dodaje.

X Pawilon

W 1948 roku wydarzyło się coś jeszcze. „Późną jesienią 48-go roku miałam 1-sze widzenie z moim mężem – Michałem Sadowskim, który powrócił wtedy z obozu koncentracyjnego w Archangielsku. Przez następne 5 lat przyjeżdżał on regularnie co miesiąc do Fordonu na widzenia” – wspominała Basia. Widzenie odbywało się przez podwójne kraty. Michał wciąż pisał wnioski o jej uwolnienie. W 1950 roku musiał powiedzieć żonie, że jej ojciec został wysłany do karnego obozu pracy.
Barbara Sadowska wyszła na wolność 30 października 1953 roku. W 1956 roku urodziła córkę Magdalenę. W 1986 roku mąż Magdy Jacek Czaputowicz został aresztowany i znalazł się w X Pawilonie.

Michał Sadowski zmarł w 1978 roku, Barbara w 1991. Nie doczekali razem swoich pięciu wnuczek i piętnaściorga prawnucząt, ale one za to doczekały wystawy „Dziewczyna z Liceum”. Z tej okazji Jacek Czaputowicz pokazał swoim córkom i najstarszej wnuczce X Pawilon. Dziś to część Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Może tym razem już na zawsze.

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: 8 lipca 1947. Pierwszy dzień procesu członków Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oskarżonych o działalność szpiegowską w ramach komórki wywiadowczej o kryptonimie Liceum. Rozprawa toczyła się przed Wojskowym Sądem Rejonowym. Na zdjęciu Barbara Sadowska. Fot. PAP
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.