Co zabrać w chwili ucieczki, rękopisy czy kota? Kufer z papierami został w kamienicy na Montmartre. Céline wrócił do mieszkania po dwóch latach więzienia, czterech – internowania w Danii i pół roku u teściowej w Mentonie. Stało puste; również szafy i kufer; „Nie zostawili nic – pisał w liście do przyjaciela sześć lat później. – Ani chustki do nosa, ani jednego krzesła, ani jednego rękopisu”.
Aż do śmierci w 1961 r. podejrzewał o kradzież Oscara Rosembly, obieżyświata-Korsykanina, któremu w szczęśliwych, przedwojennych dniach powierzył klucze do mieszkania i prowadzenie swoich finansów w przekonaniu (tak prymitywnym, jakby wziętym od najbardziej tępych bohaterów „Śmierci na kredyt”, traktującej o zapluskwionych mieszczanach), że „Żydzi znają się na pieniądzach”.
Co do sprawstwa kradzieży prawdopodobnie się nie mylił. Mylił się zarówno co do talentów Rosembly’ego, jak i jego pochodzenia: Oscar był naprawdę Korsykaninem i mitomanem (w sierpniu 1944 usiłował wkręcić się do Résistance, ale jego opowieści o dziesiątkach zastrzelonych Niemców nie przekonały nikogo), lekko traktującym moralność publiczną – starość spędził w Ajaccio, pijąc i pluskając się w fontannie na rynku. Czy pieniądze na mandaty i pastis pochodziły ze sprzedaży skrzyni?
Wdowie ani grosza
Tego nie wiemy; tożsamość „środkowego ogniwa” pozostaje nieznana. Wszystko, co dotąd wiemy, to że około roku 2006 ktoś przekazał spuściznę Céline’a dziennikarzowi „Libération”. Jean-Pierre Thibaudat był w latach 80. korespondentem dziennika w pierestrojkowej Moskwie, potem zajął się na tych samych łamach krytyką teatralną. Uważano go za człowieka pióra, erudytę i nienagannego lewicowca; dlatego też (jak wynika z jego słów) ofiarodawca wybrał właśnie jego, wierząc, że członka redakcji „Libération” nie sposób posądzić o sympatyzowanie z prawicą.
Rękopisy zostały powierzone Thibaudatowi nieodpłatnie, pod jednym warunkiem: nie wolno ich ujawnić, dopóki żyje Lucette, wdowa po pisarzu. Tajemniczy pośrednik nie życzył sobie, by ewentualne zyski z publikacji przypadły „żonie faszysty”.
Dziennikarz musiał czekać długo: Lucette Almanzor-Destouches dożyła 107 lat! Przeżyła męża o blisko 60 lat; zmarła 8 listopada 2019 roku. Do początku lat 90. pracowała jako choreografka i nauczycielka tańca. Nie zmarła w niedostatku, ale z pewnością ujawnienie zaginionych pod koniec wojny rękopisów męża miałoby dla niej, pomijając już kwestię spadku, ogromne znaczenie.