Historia

Legia nie potrafiła nawet „zginąć po bohatersku”. Jeśli spadnie, to nie pierwszy raz

Władze stołecznego klubu chciały „kilku starych piłkarzy przenieść na emeryturę” i „usunąć z drużyny element niepożądany”.

„Legła, Legła Warszawa!” – od lat śpiewają kibice na polskich stadionach, gdy Legia Warszawa przegra mecz z ich drużyną. Piosenka jest dziś wyjątkowo aktualna, bo mistrz Polski poniósł właśnie jedenastą porażkę w piętnastym meczu ligowym. Nie tylko warszawscy kibice zastanawiają się, czy pierwszy raz za swojego życia zobaczą spadek Legii z ekstraklasy. Bo takiego wydarzenia nie może pamiętać nawet legenda klubu – 87-letni Lucjan Brychczy. Gdy Legia jedyny raz w historii opuściła szeregi ekstraklasy, mały Lucek miał dwa latka, a prezydentem Polski był Ignacy Mościcki.

Rywalizacja ligowa w naszym kraju często pozbawiona jest jakiejkolwiek logiki. Lech Poznań, który od wielu tygodni prowadzi w tabeli, właśnie – a jesteśmy po 17. kolejce – uzbierał w lidze 38 punktów, czyli o punkt więcej, niż... w całym poprzednim, liczącym 30 serii spotkań sezonie. Legia z kolei, która teraz jest cieniem swojej własnej drużyny, dawniej, od stycznia do czerwca tego roku w 16 spotkaniach przegrała ledwie raz, w świetnym stylu zdobyła tytuł mistrzowski i awansowała potem do fazy grupowej Ligi Europy, w której – przed niedawną serią eurołomotów – pokonała Spartaka Moskwa i Leicester City.

Teraz Legia w 15 meczach ekstraklasy przegrała już 11 razy, ale co ciekawe, gdyby jakimś cudem w obecnym sezonie nie uległa już nikomu ani razu, to te 11 porażek wcale nie byłoby rekordem. W 2018, mając właśnie tyle przegranych, klubowi z Łazienkowskiej udało się nawet wywalczyć tytuł mistrzowski (grano 37 kolejek), a w 2020 to samo osiągnięcie powtórzyli z 10 porażkami.

Najnowocześniejszy stadion

Ale zostawmy science-fiction i zejdźmy na ziemię, bo jeszcze w tym roku Legia może jednak zapisać się w historii. Przed zimową przerwą wciąż aktualnego mistrza Polski czekają trzy mecze w lidze. Jeśli warszawiacy przegrają raz, wyrównają „osiągnięcie” 12 porażek w sezonie sprzed 29 lat, choć w sezonie 1991/92 zanotowali ich tyle w całych rozgrywkach, a po 15 meczach mieli ich sześć (wcześniej po 12 porażek w lidze notowali w sezonach 1982/83 i 1976/77).

Dwie ligowe porażki w trzech grudniowych spotkaniach to już wyrównanie rekordu klubowego. 13 porażek Legia zanotowała w dwóch sezonach: 1975/76 (ale wtedy też 12 razy wygrała i zajęła 8. miejsce w 16-zespołowej lidze) oraz w 1936 roku, kiedy jedyny raz w historii zanotowała spadek z najwyższej klasy rozgrywkowej (13 porażek w 18 meczach).

Jak wyglądało to pożegnanie Legii z I ligą, sprzed 85 lat? Na pewno nie było sensacją. Już rok wcześniej legioniści grali słabo i do końca walczyli o utrzymanie. Zajęli ostatnie bezpieczne miejsce i o punkt wyprzedzili Cracovię, która spadła razem z Polonią Warszawa („Pasy” wrócą po roku do elity i od razu sięgną po tytuł, również „Czarne Koszule” zdążą przed wojną ponownie zameldować się wśród najlepszych). Pamiętajmy też, że Legia nie była w międzywojniu tak popularnym klubem, jak teraz. Kibice liczniej dopingowali Polonię, czy Warszawiankę.
3 grudnia 2021 Legia Warszawa przegrała na wyjeździe z Cracovią 0:1 i była to jej 11. porażka w tym sezonie. Na zdjęciu bramkarz "wojskowych" Artur Boruc. Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Start sezonu 1936 zaplanowano na pierwszy weekend kwietnia. Rozgrywki toczyły się wówczas systemem wiosna-jesień (tak było aż do 1962 roku, gdy w cztery miesiące rozegrano skrócony sezon i rozgrywki przeszły na system jesień-wiosna, jakim gra się w większości krajów Europy). Nowością przed 85 laty było to, że wszystkie mecze danej kolejki postanowiono rozgrywać jednego dnia, jako „ligowe niedziele”.

Liga liczyła dziesięć zespołów. Poza Legią były to: broniący tytułu Ruch Hajduki Wielkie (w 1939 Hajduki zostaną dzielnicą Chorzowa; „Niebiescy” wygrają tytuł czwarty raz z rzędu, czym wyrównają rekord Pogoni Lwów z lat dwudziestych), Wisła Kraków, Warta Poznań, Garbarnia Kraków, Warszawianka, Pogoń Lwów, ŁKS Łódź oraz dwa kluby, dla których będzie to ostatni sezon w elicie: Śląsk Świętochłowice i beniaminek – Dąb Katowice (obydwa będą uczestnikami olbrzymiej afery i spadną z hukiem, o czym później).

Warszawski klub, który rozgrywał mecze na najnowocześniejszym stadionie w kraju (elewacja starej trybuny z 1930 roku jest jako zabytek wkomponowana w trybuny nowego obiektu z 2010 roku), przystąpił do rozgrywek z nowym trenerem, pochodzącym z Łodzi doktorem Karolem Hankem, który z zawodu był ginekologiem. Hankego znano wówczas przede wszystkim jako piłkarza – to 9-krotny reprezentant kraju, dwukrotny mistrz Polski z Pogonią Lwów (1925-26) i drugi po legendarnym Wacławie Kucharze zawodnik, który grał o mistrzostwo kraju więcej niż 10 razy. Potem, jako ligowy trener Pogoni i Legii jako pierwszy przekroczył liczbę stu meczów na ławce, a podczas wojny walczył m.in. w Powstaniu Warszawskim, zmarł w 1964 roku. Treningi w Legii prowadził społecznie.

Władze klubu miały nadzieję na poprawę wyników względem 1935 roku i – jak pisał „Przegląd Sportowy” – chciały „kilku starych piłkarzy przenieść na emeryturę” i „usunąć z drużyny element niepożądany”. Kierownictwo „nie liczyło na laury”, ale tylko na „ogranie nowego narybku”.

Hiperkombinacje napadu

Tydzień przed startem ligi w Legii mogły zapalić się lampki alarmowe, bo w towarzyskich derbach stolicy „wojskowi” przegrali 1:4 z Polonią, która – przypomnijmy – występowała szczebel niżej. „Wedle wszelkich obliczeń wygrać powinna ligowa Legia z A-klasową Polonią” – pisał „Przegląd Sportowy” (A klasa to był szczebel ligowy poniżej I ligi). Legioniści „starali się kombinować i grać z sensem, gdy jednak nic z tego nie wychodziło, głównie z powodu bezradności napadu, szybko się zniechęcili, tym bardziej, że przeciwnik brał sprawę na serio” – relacjonowała gazeta, a dziś można zapytać... skąd my to znamy?

„Pozycja Legii w tegorocznej kampanii ligowej nasuwać musi obawy”, bo zawodnicy „wykazywali mało hartu i zbyt szybko zrezygnowali z walki” – ostrzegał dziennikarz „PS”,

Nienawiść między Legią a Polonią wywołali komuniści

Był taki mecz, na którym pojawili się nawet kibice Legii, by kibicować Polonii.

zobacz więcej
W pierwszej kolejce warszawiacy zmierzyli się z beniaminkiem – Dębem Katowice, zespołem nieposiadającym nawet własnego boiska. W przedmeczowych prognozach wskazywano, że patrząc na formę Legii, wcale nie musi być ona faworytem ze śląskim Kopciuszkiem, „napędzonym entuzjazmem i ambicją”. I choć Legia wygrała 2:1, nie zostawiono na niej suchej nitki: „90 procent piłek górą, bez określonego celu, dziewięć rogów, spory zapasik rzutów wolnych, bramki więcej z przypadku, niż z wypracowania, zmarnowane najpewniejsze pozycje (...) nie świadczyły korzystnie o aktorach tego widowiska. Legia przypominała dziurawe sito”. Nic dziwnego, że kibice nie dopisali w ten śnieżny ranek, a „z widowni wiały pustki”.

Dwa punkty za zwycięstwo stały się faktem, a potem przyszły remisy ze Śląskiem Świętochłowice oraz Garbarnią Kraków i Legia znalazła się nawet na trzecim miejscu. To były jednak miłe złego początki i szybko zaczęły się schody. W maju przyszła przegrana 1:2 we Lwowie z Pogonią, która zapoczątkowała serię czterech porażek. Co ciekawe, w relacjach prasowych za każdym razem pisano, że piłkarze z Warszawy wcale nie grają źle, ale są bardzo nieskuteczni. „Legia przegrywa mecze dzięki złej grze napadu” – donoszono. Tydzień przed końcem rundy udało się jeszcze Legii pokonać w derbach 2:1 Warszawiankę, w meczu, który przyniósł „wiele stylowych atrakcyj, wiele żywiołowości, zmienne sytuacje, okresami o dramatycznym napięciu”.

Po czerwcowej porażce 1:2 z Łódzkim Klubem Sportowym Legia na półmetku rozgrywek wyprzedzała jedynie Dąb i to tylko lepszą różnicą bramek. To było jednak tylko preludium do pawdziwej katastrofy. Warszawska drużyna zaczęła dostawać łupnia od każdego, nawet od słabiutkiego Dębu i zanotowała najczarniejszą serię w dziejach klubu – siedmiu porażek z rzędu. Do dziś jest to klubowy rekord, wyrównany tylko raz, po 85 latach, akurat kilkanaście dni temu...

Siódma porażka, wyjazdowa z kroczącym po mistrzostwo Ruchem, była szczególnie dotkliwa, bo aż 1:6. „Mecz mistrza z outsiderem nie wywołał większego zainteresowania (...) zwycięstwo Ruchu, nawet w tak wysokim stosunku, należy uznać za niskie, bowiem cała piątka napadu bawiła się i przeprowadzała niepotrzebne hiperkombinacje” – pisał „PS”.

Ucieczka do Manhattanu

Nadzieję na cud dało październikowe zwycięstwo 2:0 nad Śląskiem, choć eksperci podkreślali, że punkty są spóźnione, a szanse Legii na utrzymanie – czysto matematyczne. „Nieliczna garstka najgorętszych zwolenników Legii przybyła oglądać beznadziejny dla wojskowych mecz ze Śląskiem i dopingowała swojego pupila tak, jakby zwycięstwo miało dać Legii jakąś niezmierną wagę i gwarantowało przynajmniej pozostanie drużyny Zielonych w lidze” – relacjonowano. Na dwie kolejki przed końcem sezonu Legia traciła do bezpiecznego miejsca trzy punkty (za zwycięstwo przyznawano wtedy dwa), a o utrzymanie walczyły jeszcze Dąb i Śląsk, które w dodatku miały zagrać ze sobą. I to o tym meczu miała za chwilę mówić cała piłkarska Polska.
Henryk Martyna, piłkarz WKS Legia Warszawa, rok 1935. Fot. NAC/ IKC
Tymczasem stołecznemu klubowi doszły kolejne problemy, bo stała się w zespole rzecz niespotykana! Czterej czołowi gracze: Henryk Martyna, Franciszek Cebulak, Józef Nawrot i Edward Drabiński... uciekli do USA! Wydarzenie było tak zaskakujące, że „Przegląd Sportowy” dał nawet wzmiankę o tym, z odpowiednią fotografią uciekinierów na tle Manhattanu, na pierwszej stronie! Pierwsi trzej gracze pochodzili z Krakowa i gdy ich kolega, były bramkarz Wisły – Stefan Nowak – zaproponował im rejs statkiem Batory za ocean i grę w morskiej lidze, nie wahali się ani chwili.

Media prześcigały się w domysłach. Pisano, że zawodnikami zainteresowane są amerykańskie kluby, albo że cała eskapada to tylko zwykła wycieczka krajoznawcza. Dziennikarze ustalili, że całej czwórki nie było na liście pasażerów Batorego, musieli więc znaleźć się na pokładzie transatlantyka jako członkowie załogi. Ostatecznie czterej piłkarze dopłynęli do USA, ale amerykańskie władze emigracyjne pozwoliły im zejść na ląd tylko na kilka godzin i to po wpłaceniu wysokiej kaucji. Wszyscy szybko wrócili do ojczyzny.

Co stało się z nimi potem? Martyna w Legii już nie zagrał, trafił do Warszawianki, w której grał do wybuchu wojny. Potem walczył w kampanii wrześniowej i Powstaniu Warszawskim. Po wojnie przez ponad ćwierć wieku prowadził w Krakowie sklep z dewocjonaliami, zmarł w 1984 roku. Cebulak po powrocie z USA również grał w Warszawiance, był zawodowym plutonowym w Wojsku Polskim, walczył w kampanii wrześniowej. Po wojnie prowadził warsztat hydrauliczny, zmarł w 1960 roku.

Nawrot z kolei to jedna z legend polskiej piłki, pierwszy i jedyny obok Lucjana Brychczego strzelec ponad stu goli w lidze dla Legii. Po powrocie do kraju grał w Polonii Warszawa. Z zawodu fotograf, po wojnie zamieszkał w Szkocji, zmarł w 1982 roku.
Drabiński natomiast jako jedyny po ucieczce zagrał jeszcze w Legii, choć wcześniej trafił do Warszawianki. Na Łazienkowską wrócił w 1947 i został jedynym w historii legionistą, który wystąpił w ekstraklasie przed i po wojnie (przerwa trwała 12 lat!); bohater wojenny, odznaczony m.in. krzyżem Virtuti Militari, zmarł w 1995 roku.

Bezrobotny biuralista

A Legia AD 1936? Mecz ostatniej szansy z Łódzkim Klubem Sportowym został przegrany 1:3, a dziennikarze podkreślali, że „Legia bez swych matadorów-dezerterów nie mogła wygrać”, a „rozbitki Legii nie były groźnym przeciwnikiem”. Klub zawiesił uciekinierów, a degradacja na tydzień przed końcem ligi się faktem. Tymczasem Dąb wygrał ze Śląskiem i wciąż toczyła się walka o uniknięcie drugiego miejsca spadkowego.

„Na Legii zemściły się liczne przesilenia organizacyjne (...) oraz kwasy i dąsy wewnątrz klubu, aż wreszcie przyszła katastrofa” – pisał „PS”. „Legia umierając od szeregu niedziel nie potrafi nawet zginąć po bohatersku...” – dodawał tygodnik sportowy „Raz, dwa, trzy”. Ostatni mecz w ekstraklasie przed wybuchem wojny piłkarze Legii rozegrali 1 listopada 1936 roku z krakowską Wisłą i przegrali 2:3. Spadli bez echa, bo piłkarska Polska żyła już wtedy aferą korupcyjną w śląskich klubach.

Piłka nożna nie dla kobiet?

Polskie kadrowiczki grały bez nazwisk na strojach i koszulki prały w domu, a najlepszą zawodniczkę roku nagrodzono… voucherem na kurs gotowania. W tym czasie na świecie damski futbol się rozwijał.

zobacz więcej
„Skończyła się gra, zaczęła się awantura. Smutnym udziałem sezonowej walki o spadek z Ligi jest zmaterializowanie się zjawy oszustwa i korupcji w naszym sporcie” – pisał „Przegląd Sportowy”. „Stojący nad grobem (ligowym) Śląsk podniósł zarzuty tak ostre i udokumentowane, że ani oskarżeni, ani władze nadzorcze nie będą mogły się wykręcić ogólnikowym komunikatem” – dodawano.

Co się właściwie stało? Bramkarz klubu ze Świętochłowic Alfred Mrozek dostał przed meczem z Dębem ofertę od rywali. Za 300 zł (trzy ówczesne pensje) miał pomóc katowiczanom w zwycięstwie. Działacze Dębu „wyciągnęli Mrozka do restauracji Zimmermanna w Wielkich Hajdukach, gdzie przy piwie i wódce omawiano szanse spotkania, a po stworzeniu odpowiedniego nastroju – zaproponowano mu 300 złotych za przegranie meczu” – relacjonował szczegółowo „Przegląd Sportowy”. Dodać należy, że Mrozek, niezamożny biuralista, akurat pozostawał bez pracy.

Bramkarz jednak zdecydował się poinformować o wszystkim władze klubu, a te zorganizowały zasadzkę i wszystko udokumentowały. Katowiccy działacze mieli przekonywać Mrozka, że – jak relacjonowały media – „nie będzie pierwszym, ani jedynym, który za srebrniki sprzedaje swe barwy klubowe, a wypadki takie zdarzają się notorycznie”. I to akurat kilkadziesiąt lat później wcale nie straciło niestety na aktualności.

Ostatecznie sprawą zajęły się najwyższe władze polskiej piłki, Dąb Katowice został zawieszony i choć figurował w gronie ligowców w roku 1937, to nie rozegrał już żadnego meczu na boisku, co skutkowało pożegnaniem na zawsze z elitą. Spadł też Śląsk, któremu nie dodano punktów. A Mrozek? W ekstraklasie już nie wystąpił, podobnie jak jego Śląsk. Po wojnie pracował w dyrekcji Huty Florian, zmarł w 1977 roku.

Nie załamywać rąk

A Legia? Do ekstraklasy wróciła po 12 latach w 1948 roku, gdy w PRL rozegrano pierwszy powojenny sezon i jako jedyny klub występuje w niej nieprzerwanie do dziś, choć kilka razy była już blisko degradacji. To już zatem 73 lata. Druga pod tym względem Wisła Kraków występuje w Ekstraklasie nieprzerwanie od 1996 roku, czyli 25 lat.

I na koniec odpowiedź na nurtujące młodszych kibiców pytanie, czy kiedykolwiek aktualny mistrz Polski spadł z Ekstraklasy? Otóż gdyby Legia jednak pożegnała się wiosną z elitą, nie byłby to pierwszy taki przypadek w historii. W 1955 pierwszą ligę opuściła mistrzowska rok wcześniej Polonia Bytom. A żeby było śmieszniej, pierwszy tytuł wywalczyła wtedy Legia. A Polonia szybko wróciła do elity i w 1962 znów została mistrzem. Tak więc w razie degradacji Legii jej fani nie powinni załamywać rąk.

- Piotr Wilczarek

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Pisząc tekst korzystałem z rocznika 1936 „Przeglądu Sportowego”, tomu Encyklopedii Piłkarskiej FUJI Andrzeja Gowarzewskiego „Mistrzostwa Polski 1918-39. Ludzie, fakty” oraz albumu PZPN „Mistrzostwa Polski. 1920 – 2020”.
Ciężka depresja, albo potraktujmy ten mecz z przymrużeniem oka
Zdjęcie główne: Zaprojektowany w czasach PRL herb Legii Warszawa, używany w latach 1957-2007 oraz od roku 2010 do dziś. Stadion w Warszawie przy ulicy Łazienkowskiej. Fot. PAP/Mateusz Marek
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.