O co toczy się wojna wydawcy z redakcją? Raport o stanie „Gazety Wyborczej” i Agory
piątek,
10 grudnia 2021
To jest spółka giełdowa. Jej akcje kupili indywidualni inwestorzy i towarzystwa ubezpieczeniowe. A oni nie oczekują ideologicznej misji, ale realnego zarobku.
– Od dawna mówiło się, że redakcja wyznaczyła dziennikarza, który ma za zadanie szukać „kwitów” na Agnieszkę Sadowską, czyli członka zarządu Agora S.A. – mówią w rozmowie z Tygodnikiem TVP byli i obecni redaktorzy mediów należących do spółki wydającej „Gazetę Wyborczą”. Inni dodają, że nigdy dotąd nie spotkali się z sytuacją, żeby pracownicy wchodzili w tak ostry konflikt ze swoim pracodawcą.
– Bardzo dziwne jest przedsiębiorstwo, gdzie podwładny przygotowuje i rozsyła raport o porażkach swojego szefa. Nie umiem sobie tego wyobrazić nigdzie indziej – twierdzi były dziennikarz portalu gazeta.pl.
Naszemu rozmówcy chodzi o 60-stronicową publikację Wojciecha Czuchnowskiego, wieloletniego dziennikarza „Gazety Wyborczej”, w której zamieścił listę porażek inwestycyjnych zarządu Agory. Wyliczył w nim straty przedsiębiorstwa sięgające 260 mln zł.
Według naszych nieoficjalnych informacji znaleźć się tam miały zakupy dobrze rokujących polskich portali internetowych jak GoldenLine czy Domiporta, ale także nieudane wejście na rynek telewizyjny.
W ostatnich tygodniach niemal codziennie na łamach „Gazety Wyborczej” publikowane są listy poparcia od czytelników i znanych postaci z życia publicznego, w których wprost krytykuje się zarząd i próbuje się wymusić na nim, by zdecydował się na daleko idące ustępstwa i przywileje dla redakcji. Kosztem pozostałych pracowników spółki. Pisane są w tonie walki o wartości, poszanowanie demokracji, czy „wyrazy poparcia dla legendarnego redaktora naczelnego”. Padają nawet zarzuty, że zarząd działa ręka w rękę z obecną władzą. Publicyści argumentują również, że w przypadku „Wyborczej” nie można kierować się wyłącznie względami ekonomicznymi.
– Istnieją dobra prywatne, które właściwie są dobrami publicznymi, tak że prawa ich „prywatnych" właścicieli są ograniczane prawnie lub nawet tylko przez względy etyczne – to słowa prof. Jacka Raciborskiego, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego. A sam Adam Michnik twierdzi, że Agora powstała po to, by dać zabezpieczenie finansowe „Gazecie Wyborczej” w trudniejszych chwilach.
Oczywiście taki model biznesowy może stworzyć każdy przedsiębiorca. Tyle tylko, że Agora jest obecnie Agorą Spółką Akcyjną, która weszła na warszawską Giełdę Papierów Wartościowych w kwietniu 1999 r. i której akcje zostały kupione zarówno przez szeregowych inwestorów, jak i przez towarzystwa ubezpieczeniowe. A inwestorzy chcą – a nawet muszą – na tych akcjach zarabiać. Bo sama spółka w szczytowym momencie swojej historii warta była nawet 12 mld zł.
Jednocześnie w czasie, gdy pojawiały się wielkie słowa o obronie niezależności redakcji, wyszło na jaw, że w czasie pandemii Jarosław Kurski (pierwszy zastępca redaktora naczelnego, de facto kierujący codzienną pracą „GW”) i Jerzy Wójcik (zwolniony niedawno dyscyplinarnie dyrektor wydawniczy) zwrócili się do zarządu z propozycją nowych warunków pracy. Ich oczekiwania obejmowały m.in. 12-miesięczne okresy wypowiedzenia, dodatkowe 12-miesięczne odprawy, dodatkowe urlopy zdrowotne, samochody i pełną opiekę medyczną dla rodzin.
Zarząd firmy odpowiedział, że na takich warunkach nie pracuje w Agorze nikt. A dla dziennikarzy mutacji regionalnych, których pensje oscylują w granicach minimalnej krajowej, takie zasady to prawdziwy kosmos.
Ta otwarta już wojna pomiędzy zarządem Agory a kierownictwem „Gazety Wyborczej” zaskakuje ludzi zarówno na lewej stronie sceny politycznej, jak i na prawej.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, o co chodzi. A im bardziej górnolotnych słów się używa, tym większe muszą być to sumy. Chociaż akurat w tym przypadku nie tylko pieniądze grają kluczową rolę. Przyjrzyjmy się więc, jaki jest model biznesowy koncernu i dlaczego doszło do tak silnej bratobójczej wojny.
Utrata wpływów
Jest rok 2006. Brytyjski „Financial Times", jeden z najważniejszych dzienników w Europie, publikuje na swoich łamach listę 20 najbardziej wpływowych dziennikarzy świata. Oprócz amerykańskich, brytyjskich czy francuskich sław jest jedno nazwisko z Europy Środkowej. To Adam Michnik.
„Choć dziś pisze rzadko, jego głos ma wciąż olbrzymi wpływ" – napisał londyński dziennik i przypominał artykuł naczelnego „GW” z 1989 r. „Wasz prezydent, nasz premier”. Pokazując tym samym, jak potężną władzę i realne przełożenie na życie polityczne miała dopiero co startująca gazeta.
Bo zanim przejdziemy stricte do analizy ekonomicznej spółki i konfliktu, to warto zwrócić uwagę na drugi czynnik, o którym dziś nie wszyscy chcą pamiętać. Jest coś, co boli bardziej niż utrata środków finansowych. To utrata wpływów.
Łatwo dzisiaj wieszczyć upadek „Wyborczej”, ale do czasu rewolucji internetowej była to bez wątpienia najbardziej wpływowa i kreująca rzeczywistość gazeta w Polsce.
Rozpoczynała oczywiście z potężnymi przewagami nad konkurentami. Wsparciem Lecha Wałęsy, logiem Solidarności, ułatwieniami w zakupie papieru, ogólnopolską dystrybucją. Dzisiaj może wydawać się to śmieszne, ale na początku III RP były to kluczowe kwestie do osiągnięcia sukcesu ekonomicznego. Przy tym niezwykle trudne do realizacji.
– Proszę też pamiętać, że była to de facto pierwsza tak masowa gazeta opozycji. A bonus bycia pierwszym zawsze ułatwia zajęcie kluczowego miejsca na rynku – tłumaczy ekonomista Marcin Leoszko ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
W latach 90., gdy w kiosku prosiło się o „gazetę”, to dla sprzedawcy jasne było że chodzi o „Wyborczą”. W szczytowym momencie miała sprzedaż na poziomie pół miliona egzemplarzy dziennie! „GW” miała tak potężny wpływ, dlatego, że nie miała konkurencji innych mediów. Druga „Rzeczpospolita” (skoncentrowana początkowo na tematach gospodarczych) nigdy nie zbliżyła się nawet do połowy tej liczby. Polsat zaczął nadawanie w 1992 r., a TVN dopiero w 1997. W praktyce były więc dwie telewizje (TVP1 i TVP2), dwa duże ogólnopolskie dzienniki („Super Express” od początku miał charakter tabloidu, a „Trybuna” była przybudówką SdRP i SLD) i radio.
Kto miał w PRL władzę, ten miał BS. Lub jak kto woli, kto miał BS, ten był kimś.
zobacz więcej
To „Gazeta Wyborcza” decydowała, kto w Polsce może uchodzić za gwiazdę, a komu ta rola nie przysługuje. Czyje poglądy są godne wyniesienia na piedestał, a kogo jest lepiej „zamilczeć na śmierć”. Dzisiaj ze swoją wersją wydarzeń możemy przebić się w ciągu godziny na Facebooku, ale wówczas gdy nie było cię w gazecie, nie było cię nigdzie.
Świat się zmienia
Warto też wspomnieć, że Adam Michnik jest jedynym redaktorem naczelnym w polskich mediach, który nieprzerwanie piastuje to stanowisko od początku zmian ustrojowych. A ówcześni decydenci „Wyborczej” byli „królami życia”, którzy nadawali ton polskiej debacie publicznej.
Wielu redaktorów pracujących w portalu gazeta.pl przyznaje, że kierownictwo „Wyborczej” do dzisiaj ma o sobie podobne zdanie. A na pewno uważają się za lepszych dziennikarzy niż „mediaworkerzy” (jak nazywają kolegów z internetu) z portalu.
– Żyją tak jakby czas się dla nich zatrzymał – uważają dziennikarze. – Nadal mentalnie funkcjonują w XX wieku. Nie chcą przyjąć do wiadomości, że świat się zmienił i należy się do niego dostosować.
Pierwszym potężnym ciosem w ambicje i ego było pojawienie się na rynku dziennika „Fakt”, który z miejsca stał się liderem sprzedaży. Całkowicie odmienił polską prasę. Wprowadził na niespotykaną skalę tabloidyzację, która idealnie wpasowała się w gusta milionów Polaków. Agresywna polityka cenowa również zrobiła swoje. Okazało się, że można wydawać periodyk, który kosztuje 1 zł brutto dziennie.
Kierownictwo „Wyborczej” nie uważało jednak „Faktu” za swoją konkurencję, gdyż był to dla nich tytuł „niepoważny” i nie opiniotwórczy.
3 lata później rękawicę „Gazecie” rzucił „Dziennik Polska Europa Świat” (dziś „Dziennik Gazeta Prawna”). Nigdy nie dorównał sprzedaży „Wyborczej”, a nawet „Rzeczpospolitej”, więc przeświadczenie Czerskiej, że to tam pracują najlepsi wydawcy prasy nadal się utrzymywało.
Dopiero rewolucja internetowa doprowadziła do dramatycznego spadku sprzedaży „papieru”. Tylko że już wtedy zarząd Agory posiadał kilkanaście innych świetnie prosperujących biznesów. W całej grupie „Gazeta Wyborcza” stawała się coraz mniejszym graczem. Czego nie chcieli zauważyć medialni decydenci.
Co czwarta złotówka
Agora to dzisiaj potężny konglomerat, w skład którego wchodzi ponad 20 podmiotów zależnych. Tylko w pandemicznym 2020 roku wygenerował przychód na poziomie 836 mln zł (rok wcześniej było to ponad 1,2 mld zł).
Żadna inna spółka związana z prasą nie ma choćby cienia takich możliwości jak Agora. Gremi Media, wydawca „Rzeczpospolitej” i giełdowego „Parkietu”, w tym samym kryzysowym roku osiągnął 96 mln przychodu, Infor Biznes („Dziennik Gazeta Prawna”) uzyskał 55,4 mln zł, a Fratria, właściciel m.in. tygodnika „Sieci”, portalu wPolityce.pl i telewizji wPolsce.pl 36 mln.
Porównujemy tutaj oczywiście cały biznes Agory, ale nawet jeśli wyciągnie się jedynie segment „prasa”, to było to 197 mln zł. Ponad dwukrotnie więcej niż „Rzeczpospolita”.
I tutaj doszliśmy do sedna problemu. Z 836 mln zł przychodu Agory „Wyborcza” przynosi właścicielowi mniej niż co czwartą złotówkę. A może być tylko gorzej. Sprzedaż „Gazety Wyborczej” spadła już do 54 tys. egzemplarzy. Ponad 100 tys. sztuk mniej niż ma „Fakt”! „Super Express” ma niemal dwukrotnie większą sprzedaż. I po raz pierwszy w historii może się zdarzyć, że „Wyborcza” nie wyprzedzi „Rzeczpospolitej”. Tendencja spadkowa gazety z Czerskiej jest niezwykle wysoka, podczas gdy dzienniki pozycjonujące się jako ekonomiczne („Rzeczpospolita” i „DGP”) ugruntowały swój model biznesowy na prenumeracie dla przedsiębiorców, i ich spadki są najmniejsze.
Spadki „Wyborczej” powodują niepokój wśród inwestorów giełdowych (a niemal połowa akcji to tzw. free float czyli akcje w wolnym obrocie). Agora w szczycie swoich możliwości – 20 lat temu – wyceniana była przez giełdę na 12 mld zł! Dzisiaj kapitalizacja rynkowa wynosi 347 mln zł.
Złote akcje
Gdy jesteśmy już przy akcjonariacie, to Agora jest spółką wyjątkową w skali kraju. Przed wejściem na giełdę jej założyciele zabezpieczyli się przed ewentualnym wrogim przejęciem. Stworzono spółkę Agora-Holding, w której obecnie jest pięcioro udziałowców. Helena Łuczywo (przez 20 lat wicenaczelna „Gazety Wyborczej”, przez kilka lat wiceprezes Agory), Seweryn Blumsztajn (dziennikarz, szef krakowskiego i warszawskiego wydania gazety), Wanda Rapaczynski (przez ponad 10 lat w zarządzie Agory, m.in. jako prezes), Bartosz Hojka (od 2014 roku prezes Agory) i Barbara Piegdoń-Adamczyk (związana z „GW” od jej założenia, obecnie wydawczyni „Książek. Magazynu do czytania”). Każde z nich ma 19,99 proc. kapitału spółki Agora-Holding. Udziałów w Agora-Holding nie można kupić, sprzedać ani odziedziczyć. Wejść do spółki można tylko przez kooptację. Odejście oznacza umorzenie udziału.
I teraz najciekawsze: Agora-Holding posiada tzw. Złote Akcje Agory. Jedna akcja serii A daje pięć głosów na walnym zgromadzeniu, ale co ważniejsze, w praktyce tylko ich posiadacze mogą dokonywać zmian składu rady nadzorczej i zarządu. Teoretycznie inni akcjonariusze również mogą zgłaszać swoich kandydatów, ale dopiero wtedy, gdy posiadacze serii A wyczerpią swoje prawa. To w praktyce uniemożliwia wrogie przejęcie Agory S.A. – nawet gdyby ktoś skupił wszystkie akcje na giełdzie, da mu to w najlepszym wypadku mniejszościową reprezentację we władzach spółki.
Jest to pozostałość po przejściu od kodeksu handlowego z 1934 roku do kodeksu spółek handlowych, który wszedł w życie 1 stycznia 2001 roku. Obecnie, w nowo tworzonych spółkach akcyjnych uprzywilejowanie nie może być wyższe niż dwa głosy na jedną akcję, ale Agora pod postacią spółki akcyjnej powstała przed wprowadzeniem zmiany w prawie i utrzymała 5-krotność uprzywilejowania akcji serii A co do głosu.
Co to oznacza w praktyce? Agora Holding Sp. z o.o. mimo, że posiada tylko 11,6 proc. udziału w kapitale zakładowym, to posiada aż ponad 35 proc. udziału w ogólnej liczbie głosów na walnym zgromadzeniu. Realnie więc w każdej sytuacji sprawuje i będzie sprawować pełną kontrolę nad Agorą SA.
CNews i Zemmour do tego stopnia funkcjonują w symbiozie, że trudno orzec, kto komu więcej zawdzięcza.
zobacz więcej
Obecny pat wynika więc nie z problemów między udziałowcami Agory, tylko z konfliktu wewnątrz Agory-Holding (Bartosz Hojka stoi po innej stronie niż stara gwardia).
Kim są pozostali udziałowcy Agory? Największym graczem jest państwowe Powszechne Towarzystwo Emerytalne PZU S.A., które ma ponad 16 proc. akcji i niemal 12 proc. głosów. Później jest Media Development Investment Fund, czyli jeden z funduszy powiązany z George’em Sorosem. Jest jeszcze holenderski Nationale-Nederlanden Powszechne Towarzystwo Emerytalne S.A.
Erotyczna produkcja
Agora rozrosła się do rozmiarów, o których dawni założyciele zapewne nawet nie marzyli. Schemat organizacyjny jest ogromny: kino i film, prasa, wydawnictwa, reklama zewnętrzna, internet, radio, kultura i rozrywka czy nawet gastronomia. Łącznie to ponad 20 zależnych spółek.
Największą częścią jest obecnie sieć kin Helios. W tym roku mija 11 lat odkąd Agora stała się właścicielem Helios S.A., czyli spółki posiadającej 52 obiekty w całym kraju, 291 ekranów i prawie 55 tys. miejsc. W 2019 r. przychody wyniosły ponad 417 mln zł przy zysku 97 mln zł (nie bierzemy pod uwagę roku 2020, bo przez pandemię kina były zamknięte).
Warto tu zaznaczyć, że przedsiębiorstwo zarabia aż w 3 różnych segmentach. Poza sprzedażą biletów, proponują wysokomarżowe usługi gastronomiczne (popcorn, przekąski, napoje), ale także sprzedają powierzchnię reklamową zarówno w samych kinach, jak i przed wyświetlaniem filmów. Tym zajmuje się Tandem Media. Broker kinowo-radiowy oferujący wsparcie marketingowe w innych podmiotach spółki matki.
Agora nie tylko zarabia na pokazach filmowych ale również na ich produkcji. Posiada w swoim portfolio Next Film, czyli koproducenta. Najgłośniejszą produkcją było „365 dni”, czyli ekranizacja erotycznej powieści Blanki Lipińskiej. Film był nominowany jako najgorsza produkcja roku, ale na amerykańskim Netfliksie wskoczył na pierwsze miejsce. Jego krytyka pojawiła się nawet na łamach „Gazety Wyborczej”. Next Film wypuścił również film „Bogowie” Łukasza Palkowskiego opowiadający historię Zbigniewa Religi, „Po prostu przyjaźń” Filipa Zylbera czy „Pokot” Agnieszki Holland.
To segment świetnie zarabiający m.in. również dzięki temu, że olbrzymia część pracowników sieci kin zatrudnianych jest na umowę zlecenie i niskich stawkach godzinowych. W przypadku konieczności zamknięcia kin poprzez pandemię, z takimi pracownikami było niezwykle łatwo się rozstać. I to oni zostali na lodzie, a sam Helios otrzymał potężne wsparcie rządowe.
Tylko w pierwszej połowie br. spółki Helios i Step Inside dostały z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych 2,4 mln zł dopłat. Ponadto Helios i Next Film otrzymały z ZUS decyzje o zwolnieniu z płacenia składek pracowniczych w łącznej kwocie 4,94 mln zł.
Adam Michnik pisze dziś, że „Agora ma być zapleczem materialnym dla redakcji”. Jak to rozumieć? Czy chodzi o to, że tysiące pracowników kin zatrudnionych na umowach zleceniach mają utrzymywać niebotyczne pensje szefostwa „GW”?
Klapa wydawnicza
Segment „prasa” to wbrew pozorom nie jest tylko „Wyborcza”. Agora posiada w swoim portfolio także dwumiesięcznik „Książki. Magazyn do czytania”, „Wysokie Obcasy Extra”, „Wysokie Obcasy Praca”, a wcześniej wydawała „Avanti” czy „Logo” (teraz pozostały wyłącznie wersje internetowe).
To również Agencja Wyborcza.pl (wcześniej Agencja Gazeta, ale po konflikcie z „internetem”, zmienili nazwę). Agencja fotograficzna funkcjonująca od ponad 20 lat ma w swoich zasobach miliony skatalogowanych i zarchiwizowanych zdjęć.
Agora ma też własną drukarnię offsetową w Warszawie, z której usług jeszcze niedawno korzystała także „Rzeczpospolita”, „Super Express” czy „Dziennik Gazeta Prawna”. Z biznesem drukarskim również wiążą się duże kontrowersje. Bo Agora wcześniej posiadała jeszcze dwie inne drukarnie. Tylko ze względów finansowych i z powodu spadków sprzedaży gazet firma zdecydowała się pozbyć obciążenia, m.in. zwalniając olbrzymią część załogi w Pile i Tychach. Na bruk poszło niemal 150 osób. Drukarze do dzisiaj pamiętają, że wtedy nie było listów protestacyjnych redakcji. Adam Michnik przeszedł nad ich losem do porządku dziennego.
Niewiele osób pamięta spektakularną porażkę „Nowego Dnia”, czyli tabloidu dla inteligencji. Miał być bez gołych bab na końcu, bez krwi i taniej sensacji. Za jego wprowadzenie na rynek odpowiadał zwolniony właśnie dyscyplinarnie przez zarząd Jerzy B. Wójcik. Tytuł został wycofany po zaledwie 3 miesiącach. Ale konsekwencje miał opłakane do dziś. Nowotworzona redakcja podkupywała bowiem dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Dostawali o wiele lepsze warunki finansowe i nowoczesny sprzęt. Po klapie wydawniczej ci ludzie z superetatami wracali do „GW”. I okazywało się, że w regionalnej redakcji redaktorzy z takimi samymi obowiązkami zarabiają zupełnie inne pieniądze. To powodowało wewnętrzne konflikty.
Biedna kultura
Agora zajmuje się też szeroko rozumianą kulturą. Wydawaniem książek (m.in. Hanna Krall, Jacek Hugo-Bader ale też w portfolio znajdziemy „Ziemię Obiecaną” Baracka Obamy), muzyki (Natalia Kukulska, Fisz) czy obsługą kanałów na YouTube (Agora Digital Music). Są także księgarnie internetowe takie jak Publio czy Kulturalnysklep.pl.
Spółka jest właścicielem bardzo prestiżowych eventów i nagród: Nagroda Literacka Nike (zwycięzca otrzymuje 100 tys. zł), Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego (działa już od ponad dekady), Nagroda im. Krzysztofa Millera (fotografia), Europejskie Targi Muzyczne Co Jest Grane 24 razem z festiwalem muzycznym.
To zdecydowanie najmniejszy segment gospodarczy Agory, ale kultura zawsze była niszowym biznesem.
Reklama zewnętrzna
Duży jest za to outdoor. AMS jest liderem reklamy OOH (zewnętrznej) w Polsce. W ubiegłym roku wygenerował 114 mln zł przychodu.
Spółka posiada blisko 23 tys. miejsc powierzchni reklamowych z każdego segmentu rynku: nośniki citylighty i backlighty, cityscrolle, frontlighty, billboardy 12 i 18 m2 ale też City Transport (reklama na / lub w autobusach miejskich i podmiejskich oraz tramwajach), CityINFOtv (serwis informacyjno-reklamowy emitowany na ekranach LCD).
Jak polski święty stworzył medialne imperium. Alleluja i do przodu?
zobacz więcej
AMS jest także liderem w segmencie mebli miejskich w Polsce – wyposażył w nie ponad 30 miast, instalując kilka tysięcy wiat przystankowych. Jest operatorem wiat przystankowych w Warszawie.
Przyszłość w sieci
Agora bardzo mocno stawia na internet. Gazeta.pl nigdy nie przebiła rozpoznawalnością i oglądalnością Onetu czy Wirtualnej Polski, ale zawsze jest w czołówce. Oprócz informacji jest jeszcze portal eDziecko, poradnikowy Avanti24, kulinarny Haps, sportowy Sport.pl, motoryzacyjny Moto.pl czy słynny Plotek.pl.
To wydanie internetowe wymyśliło akcję zakupu erotycznego pisma „Twój Weekend" i wydania jego ostatniego numeru w postaci profeministycznej.
Poza samymi portalami Agora jest właścicielem Yieldbird – czyli spółki specjalizującej się w optymalizacji zasobów reklamowych.
„Yieldbird zatrudnia kilkudziesięcioosobowy zespół analityków, programistów, specjalistów ds. sprzedaży, wydajności i obsługi, którzy współpracują z ponad 145 wydawcami w ponad 23 krajach świata” – chwalą się władze Agory.
Ale internet to również pasmo dużych porażek. GoldenLine kosztował spółkę ok. 20 mln zł. Miał być realną konkurencją dla LinkedIn, a okazał się workiem bez dna. Właściciel zwolnił większość załogi GoldenLine, chcąc minimalizować straty.
Finansowym sukcesem nie zakończyło się również przejęcie Trader.com, czyli spółki z portalami ogłoszeniowymi jak autotrader.pl czy domiporta.pl. O tym, że jest to świetny biznes poza Agorą niech świadczy sukces OtoMoto. Trader.com przynosi straty, podczas gdy jego bezpośrednia konkurencja w postaci OtoMoto ma się świetnie. Nie zmienia to faktu, że internet jest – poza filmem – najbardziej przychodową częścią Agory. Tylko w 2020 r. dał 211 mln zł.
Życie w eterze
Zarząd zawsze mocno inwestował w nowe tytuły radiowe. Radio TOK FM, Radio Złote Przeboje, Radio Pogoda i Rock Radio oraz platforma muzyczna Tuba.FM są własnością Agory. Jeśli doliczymy do tego próbę kupna Radia Zet (największa po RMF FM rozgłośnia w Polsce), to okazałoby się, że Agora jest potentatem w eterze. Tym bardziej, że jej stacje mają koncesję na nadawanie w najatrakcyjniejszych reklamowo miastach: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku.
Dodatkiem jest SVG Studio zajmujące się tworzeniem produkcji dźwiękowych.
Nieudane gastro
Mało kto wie, ale Agora chciała mocno wejść w gastronomię. Pasibus, czyli marka burgerowni, jest jej własnością. To, poza Heliosem, jest jedyna marka gastronomiczna. Wcześniej należąca do Agory spółka Foodio Concept, właściciel sieci gastronomicznych Papa Diego i Van Dog, ogłosiła upadłość.
Papa Diego oferowała kuchnię meksykańską, a Van Dog hot dogi. Obie sieci miały swoje lokale niemal wyłącznie w centrach handlowych. Można więc śmiało powiedzieć, że to koronawirus je zamknął. Chociaż winny był również brak dostosowania się do panującej sytuacji - żadna z tych marek nie prowadziła sprzedaży na wynos i dowozów.
Przewidywalna do bólu
Przy opisywaniu modelu biznesowego warto również przedstawić zarobki samego zarządu. Zwłaszcza sytuację z 2019 r., kiedy to Agora zdecydowała się wejść w zwolnienia grupowe załogi, jednocześnie przyznając zarządowi rekordowe podwyżki i niebotyczne premie.