Współcześnie, kiedy można się podzielić dokonaniami za pośrednictwem sieci, artyści znów znaleźli się w uprzywilejowanej sytuacji. Niejeden nieznany nikomu autor odnalazł swą publiczność drogą bez pośredników, kuratorów, rynku – po drugiej stronie ekranu komputera. I zaczął sprzedawać prace bez konfrontacji z rynkiem sztuki. Znane są sytuacje ekstremalne, kiedy dzieło nieistniejące fizycznie osiąga niebotyczne ceny, które nabywca gotów jest wydać za prawo do posiadania na wyłączność… pliku.
Z dala od zgiełku
Pandemia wymusiła na wielu z nas samotność. I niejednego ta nowa sytuacja pokonała. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że w normalnej sytuacji jesteśmy stale otoczeni hałasem. Współczesność, szczególnie miejska, nie zna ciszy. Nadmiar bodźców, których nie wybieramy, ale przed którymi nie ma ucieczki, zakłóca „intelektualną przestrzeń”, czystość, precyzję myślenia. Cisza jest nam potrzebna, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jak dowiodło doświadczenie lockdownu, przymusowe wyciszenie wywołuje u większości panikę.
W połowie XIX wieku Thomas Hardy napisał powieść o znamiennym tytule „Z dala od zgiełku”. Już wtedy gwałtownie przebiegająca industrializacja wielkich miast łączyła się z lawiną nieznanych wcześniej odgłosów oraz innymi doznaniami, zakłócającymi zwykłą ludzką potrzebę spokoju, kontakt z sobą samym, ze swymi myślami.
Modlitwa, medytacja, kontemplacja to także nauka wyciszenia, okazja do „zobaczenia” siebie bez tła narzuconego przez współczesny styl i rytm życia.
Zwłaszcza tworzenie wymaga izolacji. Paradoksalnie, COVID-19 dał niektórym na to szansę: żeby oduczyć się przebywania w wiecznym szumie, potrzebny jest „detoks dźwięków”.
Marcin Kędzierski, którego wystawa i blog sprowokował mnie do powyższych rozważań, w pewnym momencie swego życia poczuł „głód” duchowego przeobrażenia. Nie obawiał się do tego przyznać przed sobą – ani przed odbiorcami.
Na swój sposób, podążył za wędrującą gwiazdą.
Czego wszystkim życzę.
– Monika Małkowska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy