Tymczasem w XIX wieku Wilno stało się ośrodkiem religijnej kultury żydowskiej promieniującym na całą diasporę w Europie. Żydzi wileńscy dumni ze swoich rabinów, wydawców, pisarzy i obdarzeni pewnymi przywilejami w mieście, nie chcieli żyć w kraju, którego polityka i kultura mogłyby ich zdominować.
Stanowisko Żydów zostało zaprezentowane w dzienniku „Nais” z 29 września 1921:
„Chcemy... wolelibyśmy, aby Wilno zostało Wilnem, żydowskim Wilnem. Mamy wszelkie podstawy do przypuszczenia, że Żydzi posiadają nie mniej praw na Wilno, niżeli strony sporne. I może projekt uczynienia z Wilna miasta wolnego jest nie tylko najmądrzejszy, lecz i najbardziej sprawiedliwym. Głos nasz atoli nie sięga zielonego stołu dyplomatów w Genewie, a pytanie wystosowane do nas brzmi: do Polski czy do Litwy? Mamy na to jasną odpowiedź: Lepiej z Litwą! Albowiem Polska jest dla Wilna trucizną i nie tylko ze względu na swą morderczą politykę antyżydowską. Wilno, nasze żydowskie Wilno, jest demokracją i pracą. Polska szlachetnością i lenistwem. Wilno to uosobienie tolerancji i kultury. Polska – Polska panów – inkwizycji i cynizmu. Litwa jest młodą i nie posiada tradycji antyżydowskich. Litwa, ten mały kraj włościański może stać się jeszcze demokracją cichej pilności i poszanowania kultury, a Wilno wiele może w tym zdziałać. Litwa, ta lepsza i dalekowidząca zrozumie, że Żydzi przynieśli jej kulturę miejską.”
Od Krewy do Genewy
Jednak, jak napisał żydowski autor, głos Żydów nie sięgał stołu dyplomatów w Genewie. Pragnienia żydowskie warto więc zanotować i powrócić do tych, których głos tam sięgał bardzo skutecznie.
W punkcie 5 memoriału złożonego przez delegację litewską podczas rozmów z Polakami w Brukseli (14 maja 1921) czytamy:
„W czasie całego swego istnienia jako państwa suwerennego i później w epoce walk o wyzwolenie Litwy z Wilnem na czele stale stwierdzała (Litwa) i broniła z niesłabnącą energią swą własną narodowość i swe prawo do zupełnej niepodległości. Również unie z Polską nie były nigdy wyrazem wolnej woli Litwy, lecz kombinacjami narzuconymi temu krajowi przez Polskę, która korzystała z trudnego położenia Wielkiego Księstwa Litewskiego. Unia Lubelska z 1569 r. jest jaskrawym przykładem tej polityki.”
Te inne unie, poprzedzające tę najgorszą, lubelską, to te w Krewie i Horodle – i tu absolwent polskiej szkoły może sobie z pożytkiem intelektualnym poszerzyć horyzonty sformatowane tak ciasno, że nawet uprawniające pytanie – czy bez tych unii mogłoby nie być żadnej Litwy mającej jakiekolwiek pretensje w Genewie? Czy Krzyżacy, a później Moskwa, daliby radę? Nie wiadomo. Wiadomo, że na dawnej Litwie Kowieńskiej na skutek intensywnej lituanizacji Polaków dziś prawie nie ma, a to tylko jedno stulecie.
– Krzysztof Zwoliński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy