Historia

Wino, Francuzi i naziści. Bohaterstwo nieoczywiste

Patrząc na dotychczasowe publikacje o II wojnie światowej we Francji, profesor historii i specjalista winiarski Christophe Lucand pisze w swojej książce, że to jakby obserwować tamtą wojnę z komedii filmowej „Wielka włóczęga” z Louis de Funèsem i Bourvilem. Francuski uczony stawia inną tezę: raczej trudno tu mówić o bohaterstwie, o masowej niemieckiej grabieży, a ten winiarski kraj raczej… zyskał na okupacji.

W 2001 roku ukazała się słynna i cenna książka dziennikarskiego małżeństwa Amerykanów mieszkających na stałe w Normandii – Dona i Petite Kladstrupów – „Wine & War. The French, the Nazis, and the Battle for France’s Greatest Treasure” (Wino i wojna. Francuzi, naziści i bitwa o największy skarb Francji). Sprawa dotyczy wina i przedstawia, jak francuscy winiarze stawiali opór faszystowskim agresorom. I byli ograbiani z winiarskiego skarbu. Chowali przemyślnie wino w różnych skrytkach, np. budując dodatkowe ścianki w piwnicach i trzepiąc na nich dywany, by wyglądały na oryginalne, stare. Ale winiarz – z natury rzeczy – nie żyje z przechowywania wina, tylko z jego sprzedaży. A okazuje się, że okupanci płacili bardzo dobrze za francuskie trunki i jeszcze handlowali nimi w całej okupowanej Europie.

Dr. Christophe Lucand jest profesorem w słynnym Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu (Sciences Po), wykładowcą na L’IUVV (l’Institut Universitaire de la Vigne et du Vin „Jules Guyot”) w Dijon (Burgundia) oraz w kilku innych ośrodkach. W wydanej niedawno książce „Winnice Hitlera” stawia zupełnie odmienną tezę od dotychczasowych: Niemcy uratowali wiele upadających winiarni, wiele z nich zbiło wręcz na wojnie fortuny – i naukowiec podaje na to wiele przykładów.
Książka Christophe’a Lucanda jest ciekawym spojrzeniem na wojenne fakty nad Sekwaną, napisaną rzetelnie przez francuskiego historyka
Jako historyk nie przedstawia relacji z rozmów z często bardzo znanymi rodami winiarskimi, które musiały uchodzić przed agresorem, by uniknąć śmierci, bo np. mieli „złe” pochodzenie. Albo byli związani z terenami włączonymi do III Rzeszy, jak Alzacja czy Lotaryngia i nie chcieli być wcieleni do Wehrmachtu. Jako zawodowy historyk Lucand przekopał się przez tony dokumentów, by zbadać, jak było naprawdę.

Winiarstwo francuskie w latach trzydziestych zeszłego wieku przeżywało głęboki kryzys ekonomiczny (jak cały świat), mimo że mieszkańcy konsumowali około 135 litrów wina „na głowę”. Inne źródła podają, że aż 180 litrów, ale faktycznych statystyk nie ustalimy – część winiarzy zostawiało sobie wino dla siebie i rodziny, inni rolnicy mieli małe przydomowe winogrady, by też zaspokoić swoje roczne zapotrzebowanie – tego nie wciąga się do statystyk. Jednak, jeśli znamy zamiłowanie Francuzów do różnych innych trunków – choćby pastisów, aperitifów, cydrów, diżestifów, koniaków, armaniaków, kalwadosów, a także whisky, to łatwo stwierdzić, że kraj był na granicy choroby alkoholowej (a może ją przekroczył?).

Wino lało się szerokim strumieniem, nawiasem mówiąc – dopiero w 1956 roku we Francji zakazano dzieciom przynoszenia wina (najczęściej rozcieńczonego wodą) do szkoły, bo ich babcie i dziadkowie nie mieli zaufania do kranowej wody. Największy dziś na świecie rynek amerykański nie istniał (i karaskał się z czasów prohibicji), nikt nawet nie marzył o Dalekim Wschodzie, a w Londynie pijało się wino tylko w wyższych sferach, a więc niewiele.

Władze francuskie starały się jak mogły ograniczyć konsumpcję. Choć było to trudne, bowiem w czasie I wojny światowej wino stało się częścią francuskiej kultury narodowej, symbolem patriotyzmu. Wielu – jak marszałek Philippe Pétain – twierdziło, że wprost przyczyniło się do zwycięstwa, podnosząc morale i psychikę żołnierzy. Do książki „Mon Docteur, le Vin” napisał nawet wstęp. Poza tym we Francji w branży winiarskiej pracowało – bezpośrednio lub pośrednio – aż siedem milionów ludzi.

Polak, który pokazał Francuzom, jak się robi dobre wino

Trafiło do puli „101 rzeczy, które stworzyły Amerykę”. Obok skafandra kosmicznego Neila Armstronga, czy cylindra Abrahama Lincolna.

zobacz więcej
Powszechnie uważa się (i tak podają niemal wszystkie źródła), iż wprowadzenie w połowie lat 30. XX wieku systemu apelacji, chroniących nazwy pochodzenia dla różnych win, miało na celu ukrócenie fałszowania wina. Pewnie było i tak, ale też wprowadzając apelacje prawo dawało możliwość używania słynnej nazwy, a także zmuszało winiarzy do przyjęcia ograniczeń wydajności produkcji.

Nie przynosiło to znaczących rezultatów, skoro 30 procent francuskiego wina pochodziło wtedy z również francuskiej Algierii. Ten muzułmański kraj był wówczas największym eksporterem wina na świecie! Tanie wino jechało cysternami z Prowansji, Langwedocji i Roussillon. Sprawdzano też inne sposoby – wprowadzenie „stawek socjalnych” (stałych cen na wino), dopłat do obniżenia produkcji, czy masowej destylacji. Ale wzrostu produkcji i spadku cen wina nie dało się ograniczyć.

Pakt przed wojną

Rankiem 21 sierpnia 1939 roku w Bad Kreuznach (region Nahe w Niemczech), leżącym przy linii kolejowej Berlin – Paryż, otwarto z pompą obrady Międzynarodowego Kongresu Wina. Była to pierwsza tej klasy impreza w Niemczech, przybyli na nią reprezentanci z 24 krajów świata, ściągnęły najwyższe osobistości III Rzeszy, NSDAP, Wehrmachtu i – co oczywiste – sam dr Hermann Reichsle, przedstawiciel m.in. winiarzy w faszystowskim rządzie oraz Edmond Diehl, szef tej imprezy, który w przemówieniu wstępnym cytował Goethego. Kongres miał trwać do 26 sierpnia, a potem przekształcić się w spotkanie winiarzy niemieckich i ciągnąć się dalej do 30 sierpnia.

Program był bogaty: spływ statkami po Renie, wizyty w okolicznych zamkach i winnicach, koncerty filharmoniczne, zwiedzanie Wiesbaden i Moguncji, nie licząc wykwintnych posiłków. W jednej z winnic ustawiono nawet woskowe figury zbieraczek winogron. Było pięknie, słonecznie i ciepło. Niemcy postanowili wykorzystać imprezę propagandowo. Nadeszło przesłanie z pozdrowieniami od Hitlera, Hermana Göringa (prywatnie miłośnika win francuskich) i Joachima von Ribbentropa (wcześniej handlarza winami, który importował niemieckie wina do Kanady, ale lepiej wyszedł na ślubie z panną Anneliese, a właściwie Anną Elisabeth Henkell, córką Otto, zamożnego producenta wina z Wiesbaden – Henkell to do dziś jeden z największych gigantów na światowym rynku wina).

Z powodu kongresu cały kraj oklejono pięknymi, kolorowymi plakatami ze swastyką, rolnikiem w czapce z otokiem, motyką na ramieniu i kiścią dorodnych, białych winogron. Inny przedstawiał dwie kiście i oczywiście swastykę. Ich autorem był Max Eschle, nazistowski twórca, słynący do tej pory z graficznej oprawy niemieckiej olimpiady w 1936 roku i projektów związanych z tym wydarzeniem znaczków pocztowych.
Butelka niemieckiego wina z 1940 roku. Fot. DEA / C. BALOSSINI /De Agostini via Getty Images
Pod ogromnym portretem Adolfa Hitlera wielu deputowanych chwaliło führera za wspaniałe uporządkowanie spraw wewnętrznych (było po Anschlussie Austrii i zajęciu Czechosłowacji!). A prezydent Światowej Organizacji Winiarskiej, francuski socjalistyczny deputowany Édouard Barthe, zdołał jeszcze zwrócić się do niemieckich przywódców, by mimo czających się zewsząd wrogów, trwali w swym trudzie oraz dziękował „jego ekscelencji, kanclerzowi Hitlerowi, iż poświęcił swoją inteligencję w służbie swojemu krajowi”. Dodajmy na marginesie, iż Barthe rok później głosował za upadkiem francuskiej III Republiki na rzecz rządów bohatera I wojny światowej marszałka Pétaina i rządu Vichy, co zupełnie mu nie przeszkodziło, by po wojnie zostać nobliwym francuskim senatorem.

Jednak trzeciego dnia kongresu coś nagle zaczęło się psuć – odwołano wieczorny program rozrywkowy, zaś następnego ranka uczestników wywalono z hoteli, odcięto telefony w mieście, zapakowano do autobusów i w wojskowej eskorcie odtransportowano do Saarbrücken na granicę francuską, gdzie celnicy bezceremonialnie przetrzepali im bagaże. Powód był prosty: 23 sierpnia podpisano pakt Ribbentrop-Mołotow i zbliżała się data napaści na Polskę. Hitler był w euforii i nie chciał obcokrajowców u siebie.

Grzaniec dla obrońców i weinführery

Kiedy Niemcy napadli na Polskę i Francja wypowiedziała im wojnę, zaczęły się kłopoty. Paryż padł zanim Francuzi zorientowali się, że do takiej sytuacji może w ogóle dojść. Wcześniej Francuzi obsadzili granice i zorganizowali gigantyczną akcję logistyczną wysyłania wina żołnierzom na front. Wino zwożono do wielkich składów, gdzie mieszano je z dużymi partiami dostaw z różnych regionów i wysyłano na granicę, na 700-kilometrową Linię Maginota. Francuzi bali się sabotażu, np. zatrucia wina przez niemieckich agentów, stąd takie punkty mieszalnicze były silnie strzeżone. Gdy przyszła jesień 1939 roku, a potem zima, wysyłano żołnierzom grzańce, czy też właściwie składniki do ich przyrządzania. „Le vin chaud du soldat” (grzaniec dla żołnierza), nawoływały plakaty na murach. Wisiały obok posterów z nadrukami: „Wygramy, bo jesteśmy silniejsi”.

Te ostatnie to jeden z ciekawszych obiektów propagandowych wszech czasów – przedstawiono na nich mapę świata i Francję ze wszystkimi koloniami w Indochinach i Afryce, plus Wielką Brytanię, a na górze małą czarną plamę w kształcie Niemiec. Wkrótce miało się okazać, że ta plama będzie znacznie większa.
Akcję skupu win przez Niemców w czasie wojny zaplanowano jeszcze przed agresją – wyznaczono osoby, które zarządzały poszczególnymi regionami, których Francuzi przezywali weinführerami. Były to osoby świetnie obeznane z miejscowym rynkiem, handlujące na nim od lat, niemal wszyscy mówili biegle po francusku. Znali ten kraj lepiej niż niejeden Francuz. I od razu trzeba dodać, że nie byli to idioci – doskonale znali się na winie, na jego produkcji i jej specyfice, byli ostatnimi, którzy daliby się oszwabić. Zresztą mieli dowolną liczbę (dziesiątki tysięcy) francuskich pomocników-kolaborantów z branży. Po kraju krążyły masy winiarskich cwaniaczków, chcących szybko dorobić się na handlu z okupantami.

Winiarz musi pielęgnować winograd niemal przez cały rok, a potem jeszcze zrobić wino. Skoro więc Niemcy chcieli mieć stałe i porządne dostawy wina przez lata, to po co mieliby zarzynać winonośną kurę? Niemcy płacili za trunek dobrze, a w dodatku oferowali stały niemal odbiór. Kiedy rząd Vichy opodatkował winiarzy za handel z Niemcami, ci podnieśli cenę skupu o tę samą wartość. Rzecz jasna byli weinführerzy, którzy mieli „lepkie” ręce i odkładali dla siebie sporą część zakupów.

Najlepsze wina trafiały do faszystowskich notabli, według hierarchii mundurów. Tańsze – w tankach czy beczkach – rozlewano w podbitych krajach, np. w Krakowie czy Warszawie. Choć i tu trafiały się np. bardzo cenione bordoskie medoki z niemieckimi etykietami.

Prawdopodobnie te „lepkie” ręce i podejrzenia o nieprawidłowe „rozdziały” stały się przyczyną konfliktów między weinführerami a różnymi hitlerowskimi służbami. Najszybciej zareagowała Abwehra, która miała dość dużą swobodę działania na okupowanych terenach. Po prostu sama zaczęła kontraktować wina i rozsyłać je do swoich dowódców. Wkrótce do działań Abwehry dołączyło Gestapo i SS oraz inne służby.

W filmie „Stawka większa niż życie” Hans Kloss z Abwehry zawsze ma w barku dobry koniak, a od święta czy na Sylwestra – szampana. Słynne wina i koniaki pojawiają się w krakowskich restauracjach w utworze „Lista Schindlera”; sam bohater pyta w knajpie o burgunda Romanée-Conti – dziś najdroższe wino świata, którego butelkę trudno zobaczyć nawet przez szybę – jakby był pewien, że naturalnie otrzyma pozytywną odpowiedź.

Wielka grabież

Kłopoty z kapitulacją Niemiec. Dlaczego francuski generał groził samobójstwem?

Prosił, groził, uderzał w płaczliwe tony.

zobacz więcej
Ogromne ilości świetnych win zostały zagrabione we Francji na początku wojny, ale nie była to kwestia utraty zysku dla winiarzy, raczej restauratorów, których szybko „zniknięto”. Niemcy w dużych i małych miastach zajmowali najlepsze lokale, słynne hotele z restauracjami dla różnych służb i same restauracje, na swoje imprezy. To, co znaleźli w piwnicach, traktowali jak swój łup. A w takich miejscach zasadą było i jest, że sommelier (specjalista od wina) corocznie kupuje przednie trunki od znanych i zaufanych dostawców. Te wina często nie są jeszcze gotowe, dojrzewają w restauracyjnych piwnicach, raczej nigdy nie trafiają do sklepów i są magnesem dla klientów z grubym portfelem – inni nie bywają w takich przybytkach. I to na pewno Francuzi próbowali ukryć czy zamurować i chronić, jak się dało.

Ale często po prostu się nie dało. W słynnym, pięciogwiazdkowym hotelu Lutetia w Paryżu w łapy Abwehry wpadło 75 tysięcy dokładnie skatalogowanych butelek win! Często właśnie to precyzyjne katalogowanie przyczyniało się do wielkich strat. Carltona zajął sztab Kriegsmarine, Goerges V (uważany za jeden z najlepszych hoteli na świecie, i przedstawiony dokładniej w filmie „Francuski pocałunek”) zajął Wehrmacht, Ritza – Dowództwo Transportu Wojskowego, Astorię – Inspekcja Uzbrojenia itd. Wszyscy kradli na potęgę, ile się dało, bo piwnice były pełne i dobrze opisane, wysyłali prezenty do swoich przełożonych i rodzin. Upojeni szybkim zwycięstwem, nazistowscy żołdacy pakowali się do otwartych i zamkniętych knajp, by oblać zwycięstwo, kradnąc na prawo i lewo.


Jednak był to w sumie ułamek, drobny zapewne, obrotu winem w czasie wojny. Do Niemiec jechały setki milionów butelek i kolejowe cysterny. Bez wątpienia sztuczne ściany stawiali właściciele najlepszych winiarni, w Bordeaux, Burgundii czy Szampanii – takie miejsca posiadają tzw. archiwa, czyli piwniczki, w których przechowuje się jakąś część butelek z najlepszych roczników.

Książka Christophe’a Lucanda jest ciekawym spojrzeniem na wojenne fakty nad Sekwaną, napisaną rzetelnie przez francuskiego historyka. Winiarz, jak każdy rolnik, produkuje z tego, co ma na polu lub w oborze. Ale z drugiej strony trudno stawiać winiarzy w równym rzędzie z ludźmi, którzy narażali swoje życie w walce z okupantem. Ta wojna to nie była bynajmniej komediowa „Wielka włóczęga”. Nie da się też nie zauważyć faktu, iż po wojnie Francja stała się wielką eksportową potęgą… Lektura Lucanda godna polecenia i zastanowienia.

– Wojciech Gogoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Niemieccy oficerzy pijący szampana podczas wystęów kabaretu w Paryżu, 1939 rok. Fot. Roger Viollet via Getty Images
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.