Na Ukrainę nie napadli Mongołowie, tylko Rosjanie. Rosyjscy sportowcy są obywatelami kraju agresora, który dopuszcza się zbrodni ludobójstwa. Są nie tylko mieszkańcami imperium zła. Są jego idolami, firmówkami wizerunku dyktatury. Trzeba dorosnąć dzieciaki!
Paradoksalnie zachowania ważnych działaczy sportowych, potwierdzają kultową zasadę olimpijską, że sport nie ma nic wspólnego z polityką i mieć nie powinien. Tyle że w sposób zdeformowany i nieakceptowalny.
Nic to wojna w Ukrainie, nic to prześladowanie Ujgurów, co tam terroryzm Katarczyków czy egzekucje innowierców w Arabii Saudyjskiej. Najważniejsze, żeby kasa się zgadzała. Nasza chata z kraja, a jedyny konkret to zysk. Myśmy są przecież apolityczni!
No, w mordę jeża, nie tak miało być! Sport miał być przykładem czystej gry. Pokoju i przyjaźni między narodami. Szlachetną inspiracją osobistego rozwoju w dążeniu do doskonałości. Szkołą charakterów, źródłem wartości i zasad. Jednak ludzie to spieprzyli.
Nie chce mi się gadać o bzdetach w rodzaju, z kim zagramy w barażach albo co z siatkarskim mundialem? Wojna to nie czas na gry i zabawy. Nie przejdzie demagogia w stylu – pokażmy Putinowi, że dobro zwycięża, więc żyjmy sobie normalnie.
Dziś nic nie jest normalne i nie będzie, dopóki na Kremlu siedzi oprawca. Teraz nie ma nic ważniejszego od zatrzymania wojny, która może podpalić świat. Polecam to uwadze dygnitarzy od sportu, którzy tak chętnie kolaborowali z Putinem.
Ogarnijcie się chłopaki! Raczej skupcie się na tym, jak odciąć źródło zła. Przestańcie kombinować, co zrobić, żeby nie odcięto was od kasy. Bo jak się nie uda to pierwsze, to drugie nie będzie mieć znaczenia. Wszyscy żyjemy na jednej planecie.
Jednak nie da się wszystkiego zwalić na globalizację. Ona oczywiście ma swoje pozytywne i negatywne strony. Pozytywem jest choćby to, że w każdym kraju na Ziemi wiadomo, gdzie szukać hamburgera albo w jakim sektorze Lidla można znaleźć dżinsy.
Negatywem jest to, co miało być pozytywem, mianowicie globalna uniformizacja. Gdy pęka jedno ogniwo, sypie się cały łańcuch. I tak jest teraz z wojną Putina na Ukrainie i ze sportem. Dopływ rosyjskiej gotówki może zostać przerwany. A to oznacza katastrofę dla sportu.
Nie dlatego, że tak musiało być. Tylko przez chciwość, wygodnictwo i zakłamanie korporacji, które sportem zarządzają. A w praktyce przez wyprzedaż trudnych do spełnienia ideałów za łatwe pieniądze. Obawiam się, że to się nie zmieni.
Nawet po szczęśliwym zakończeniu wojennej tragedii, nie znikną z tej planety dyktatorzy, którzy będą dysponować fortunami. Zawsze znajdzie się taki, który krzyknie – daję! Po drugiej stronie usłyszy – bierzemy! Oby w sporcie było ich jak najmniej.
– Marek Jóźwik
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy