Nawet bratanek może zawieść, co dopiero obce państwo
piątek,
25 marca 2022
Podobno Viktor Orbán ma nad swoim biurkiem mapę Wielkich Węgier sprzed pierwszej wojny światowej, co odzwierciedla tendencję państwa do utrzymywania jedności narodowej Węgrów, gdziekolwiek oni mieszkają. To może być inna – poza „gazową” – przyczyna stosunku Orbána do Ukrainy, która ostatnio mniejszości narodowe ukrainizuje.
„Polak, Węgier – dwa bratanki i do szabli i do szklanki...”. Nie wiadomo dokładnie skąd się wzięło to powiedzenie ani od kiedy jest używane. Mówi o pokrewieństwie zapewne charakterologicznym – chodzi o tak zwany charakter narodowy – i ideowym, wspólnym umiłowaniu wolności, pewnie bardziej, niż inne narody, które bratankami nam i Węgrom nie są. Świadomość pobratania, właściwie kuzynostwa w pierwszej linii, nie jest starsza, niż czasy konfederacji barskiej, kiedy to część jej przywódców znalazło schronienie na Węgrzech, i nabierała mocy przez wiek XIX i XX.
Generał Józef Bem jest bardziej czczony na Węgrzech niż w Polsce i nic dziwnego, zważywszy na rolę, jaką odegrał w węgierskiej Wiośnie Ludów – dowodząc powstaniem przeciwko Austrii, został węgierskim bohaterem narodowym uhonorowanym licznymi pomnikami. W naszym powstaniu listopadowym zdołał się sprawdzić jako wybitny oficer artylerii.
Oba narody łączy też królowa Jadwiga Andegaweńska i król Stefan Batory. Obydwoje – Jadwiga w XIV, Batory w XVI wieku – przybyli panować w Polsce z jak najlepiej ocenianym przez historyków skutkiem. W średniowieczu polscy dynaści panowali niekiedy na Węgrzech, a za króla Ludwika I zwanego u nas Węgierskim kraje połączyła unia personalna.
Wdzięczni jesteśmy Węgrom za ich postawę i pomoc w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku i najazdu III Rzeszy w roku 1939. W pierwszym przypadku miliony nabojów karabinowych i artyleryjskich z Węgier rozładowano w Skierniewicach tuż przed bitwą warszawską. W drugim – Węgry, grożąc wysadzeniem własnych torów, nie pozwoliły sojusznikowi, czyli hitlerowskim Niemcom, na zaatakowanie Polski z ich terenu. Tak się złożyło, że w 1920 i w 1939 roku premierem Węgier był hrabia Pal Teleki. Doskonale przyjęto na Węgrzech polskich uchodźców wojennych, a internowanych żołnierzy z września 1939 pilnowano tak niestarannie, że masowo uciekali do formującego się polskiego wojska we Francji.
Premier Pál Teleki uważał, że Żydzi są wrogami narodu węgierskiego i zmierzają do jego „judaizacji”. Ale we wrześniu 1939 roku nie zamierzał iść ramię w ramię z Adolfem Hitlerem - odmówił wsparcia agresji III Rzeszy na Polskę.
zobacz więcej
Przez stulecia łączyła Polskę i Węgry przyjaźń i wspólni wrogowie: Niemcy, Turcy i Czesi, czyli co do szabli z porzekadła to prawda, a przy tym zapewne niejedną szklankę wspólnie wychylono. Tysiącletnie stosunki były sielankowe z drobnymi zatargami, a wspólną granicę mieliśmy kilkaset lat.
Mapa Wielkich Węgier nad biurkiem Orbána
Obecnie Polska i Węgry z racji kwestionowania federalistycznej drogi Unii Europejskiej nie cieszą się sympatią jej władz i razem przeciwstawiają się niesprawiedliwym zarzutom liberalnej większości rządzącej w UE. Do napaści Rosji na Ukrainę wszystko nas łączyło. Tuż przed agresją i po niej ukazały się rozbieżności na tyle duże, że rozczarowani podstawiają do porzekadła zamiast Polaka Rosjanina, jako bratanka Węgra.
Rzeczywiście, w stosunku do Rosji, szczególnie w kontekście wojny, zasadniczo różnią się Węgry z Polską i całym Zachodem. Premier Viktor Orbán nie zgadza się na przerzut broni na Ukrainę przez terytorium swojego kraju, nie pośle – co oczywiste – własnej. Przed wojną nie zgodził się na stacjonowanie dodatkowego kontyngentu NATO na Węgrzech, argumentując, że wojska NATO już tu są i jest to armia węgierska. Co do sankcji ekonomicznych wobec Rosji wyrażał się ogólnikowo. W końcu wiemy, że nie zablokuje na forum UE żadnych sankcji oprócz tych dotyczących kupowania gazu i ropy z Rosji, czyli najważniejszych.
Prawie cały gaz (90%) używany na Węgrzech pochodzi z Rosji i płynie przez tak zwany Turkish Stream – z Rosji do Turcji pod Morzem Czarnym, a dalej przez Bałkany na Węgry, od października ubiegłego roku omijając Ukrainę. A z którejkolwiek strony by nie patrzeć na mapę Europy, Węgry nie mają dostępu do morza i możliwości tego kraju dywersyfikacji dostaw gazu są obecnie zerowe. W przeciwieństwie do Polski, której kontrakt z Gazpromem wygasa wraz z końcem bieżącego roku, a zakończenie budowy Baltic Pipe mającej tłoczyć gaz z Norwegii przewidywane jest na październik 2022 roku. Do nieistniejących portów węgierskich nie przypłynie też żaden tankowiec.
Mając to na uwadze, łatwiej zrozumieć lawirowanie premiera Orbána pomiędzy świeżo obudzonym z rosyjskiego zaczadzenia Zachodem a Rosją w sprawie wojny na Ukrainie. Spotykający się przeciętnie raz do roku z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, Orbán już wcześniej był postrzegany jako – poza kanclerzami Niemiec – najbardziej przychylny Rosji przywódca. Co miało także związek z Ukrainą, której Węgry blokowały drogę do NATO i UE.
Na Ukrainie, w graniczącym z Węgrami okręgu Zakarpackim, mieszka 150-tysięczna mniejszość węgierska. Po zajęciu przez Rosję Krymu i części obwodów Donieckiego i Ługańskiego w 2014 roku, rząd ukraiński rozpoczął proces dekomunizacji i ukrainizacji kraju.
Ukrainizacja, polegająca na promowaniu ukraińskiego jako jedynego języka w życiu publicznym państwa, uderzyła w zakarpackich Węgrów. Od 2017 roku w szkołach ograniczono naukę po węgiersku do nauczania początkowego tłumacząc, że na Ukrainie każdy obywatel powinien płynnie znać język ukraiński. Węgry w reakcji zaczęły przyznawać obywatelstwo etnicznym Węgrom. Spirala się nakręcała i doszło do podpaleń instytucji mniejszości węgierskiej przez „patriotyczne” organizacje ukraińskie.
Węgierska mniejszość, którą państwo węgierskie się opiekuje, istnieje także w Rumunii, Słowacji, Serbii, Austrii, Słowenii i Chorwacji. Uproszczony sposób nadawania obywatelstwa węgierskiego i czynnego prawa wyborczego dla zamieszkałych w diasporze Węgrów, Ukraina oraz Rumunia i Słowacja uznają za mieszanie się rządu Orbána w ich sprawy wewnętrzne.
Po pierwszej wojnie światowej w wyniku przegranej Austro-Węgier powstało małe państwo austriackie i niewielkie Węgry, które straciły 2/3 terytorium przedwojennej Korony św. Stefana. Podobno Viktor Orbán ma nad swoim biurkiem mapę Wielkich Węgier sprzed pierwszej wojny światowej, co odzwierciedla tendencję państwa do utrzymywania jedności narodowej Węgrów, gdziekolwiek oni mieszkają. To może być inna – poza „gazową” – przyczyna stosunku Orbána do Ukrainy, która ostatnio mniejszości narodowe ukrainizuje.
Istota węgierskiego myślenia
Bratankowie nie przyjmą jednolitej z naszą postawy w sprawie sankcji dla Rosji, ale to zaledwie skutek ostatnio ujawnionego węgierskiego spojrzenia na geopolitykę w regionie. Premier Viktor Orbán opisał 3 marca w wywiadzie dla portalu Mandiner.hu jak widzi sytuację w szerszym kontekście:
„Rosjanie przestawiają mapę bezpieczeństwa kontynentu. Ich wizja polityki bezpieczeństwa polega na tym, że Rosja musi być otoczona strefą neutralną. Ukraina dotychczas postrzegana była jako strefa pośrednia, której nie udało się zneutralizować środkami dyplomatycznymi, więc teraz chcą to zrobić siłą militarną”.
Zrozumienie interesu i postawy Rosjan zostało skonfrontowane z tym, jak premier Węgier widzi postawę Polski:
„Polacy chcą przesunąć granicę świata zachodniego aż do granicy świata rosyjskiego. Dopiero wtedy poczują się bezpieczni. A NATO, w tym Polska, będą mogły rozmieścić odpowiednie siły na zachód od tej linii. […] Istotą węgierskiego myślenia taktycznego jest posiadanie wystarczająco szerokiego i głębokiego obszaru między Rosjanami a Węgrami. Dziś ten obszar nazywa się Ukrainą”.
Rosjanie chcą mieć za sąsiada Ukrainę neutralną, co może znaczyć – podporządkowaną Rosji. A Węgry? Ukrainę należącą, czy nie należącą do świata rosyjskiego, jako rzekomy bufor od świata rosyjskiego?
Trauma Trianon przetrwała „gulaszowy komunizm”, dwie dekady transformacji ustrojowej i jest żywa w epoce Viktora Orbana.
zobacz więcej
W ubiegłym roku Węgry zawarły z Rosją kontrakt gazowy na piętnaście lat, gwarantujący węgierskim odbiorcom tego paliwa ceny pięciokrotnie niższe od tych na zachodzie Europy. Wprawdzie od zawarcia kontraktu ceny gazu na światowych rynkach poszły wielokrotnie w górę, ale Węgrzy odczują to mniej i w dodatku z opóźnieniem, jak zapisano w kontrakcie. Rosja buduje też na Węgrzech elektrownię atomową i ma wyłączność na dostarczanie jej paliwa nuklearnego na dziesięć lat. A wybory na Węgrzech już niedługo, 3 kwietnia.
Większość mediów na Węgrzech przedstawia przekaz bliski intencjom rządu, a te są jasne – tylko rząd Fideszu jest zdolny trzymać kraj z daleka od wojny. Brak wyraźnego zaangażowania po stronie ukraińskiej popiera większość społeczeństwa węgierskiego, a w ostatnich latach o wiele trudniej, niż w Polsce, można tam było znaleźć obywateli upatrujących w Rosji zagrożenie, zwłaszcza, że gaz z Rosji docierający do gospodarstw domowych jest tani i taki ma pozostać.
Oczywiście, rząd węgierski popiera suwerenność Ukrainy, nie odmawia pomocy humanitarnej i przyjmuje uchodźców. Nikt nie odmawia pomocy humanitarnej, ale broni – oprócz Węgier – nie posyłają także Niemcy. „To bardzo frustrujące, że przez trzy tygodnie rząd niemiecki nie udzielił żadnej odpowiedzi na naszą listę pilnie potrzebnej broni defensywnej” – powiedział gazecie „Bild” Andrij Melnyk, ambasador Ukrainy w Berlinie. Jeden z czołowych producentów broni na świecie na początku chciał dostarczyć Ukrainie tylko powszechnie wykpione hełmy. Potem zaczął dostarczać sprzęt, który z kolei wykpiwano, że jest stary i Bundeswehra czyści sobie opustoszałe magazyny.
Rosyjski gaz i ropa, pomimo oburzenia na napaść Rosji na Ukrainę, są dostarczane jak dawniej – wszędzie, gdzie były zakontraktowane. Klienci z UE, szczególnie silnie uzależnione od rosyjskiego paliwa Niemcy, tłumaczą się, że tego nie można zmienić z dnia na dzień, bo to „pogrążyłoby nasz kraj i całą Europę w recesji”, jak powiedział Olaf Scholz w Bundestagu. Niemiecki kanclerz dodał, że „sankcje nie mogą uderzać w państwa europejskie mocniej, niż w przywódców Rosji”.
Odpowiednia i solidarna wola polityczna krajów Unii Europejskiej w sprawie nałożenia sankcji na rosyjski gaz, ropę i węgiel mogłaby je umożliwić bez względu na koszty własne. Na razie UE chce wprowadzić sankcje „tak szybko, jak to będzie możliwe”. Wszystko wskazuje na to, że zmianę tej postawy mogłoby jedynie przynieść gwałtowne zaostrzenie sytuacji na froncie – na przykład, użycie przez Rosję broni chemicznej lub zmasowane bombardowania Kijowa. Zatem Unia się waha, przygotowuje, zabiera i dojrzewa, tylko Węgry powiedziały stanowcze „nie” sankcjom gazowym. Rzeczywista różnica pomiędzy odmową a odmową w niedalekiej przyszłości jest obecnie niezauważalna. Sam zamiar wprowadzenia sankcji na gaz i ropę, dopóki się nie urzeczywistni, niczym dla Rosji nie skutkuje, ale to Węgry są tym złym. Jak długo tak będzie, zobaczymy.