Kiedy zapytałam go w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Czy napisanie tych powieści dało poczucie, że wyrzucił Pan z siebie coś strasznego, pozbył się ciężaru traumatycznych doświadczeń? Czy to było raczej spełnienie powinności?”, odpowiedział bez wahania:
„Ulga, że pozbyłem się jakiegoś ciężaru? Nie, to nie. Żadne katharsis. To jest głęboka potrzeba przekazania swych doświadczeń. Gdy spotykam kogoś, kto mi mówi:
Borowski dał świadectwo o hitlerowskich obozach, a ty o więzieniach stalinowskich, to dla mnie wielka satysfakcja! Czuję, że spełniłem obowiązek przekazania prawdy, która – jak teraz obserwuję – jest coraz bardziej zacierana. Czasem też myślę sobie, że może jakaś Istota Najwyższa postanowiła przeprowadzić mnie przez piekło dwu totalitaryzmów tak, bym nie zginął w czasie bombardowań w 1939 r., ani na ulicy okupowanej Warszawy, że przejdę przez Powstanie, obozy koncentracyjne, Oświęcim, Hersbruck, marsz śmierci do Dachau, a potem więzienia stalinowskie i całą komunę. A wszystko po to, aby dać świadectwo”. (…)
W twórczości Krasińskiego zło, które przyniósł Polsce komunizm, wysuwa się oczywiście na plan pierwszy. Wynika to zasadniczo z dwóch powodów. Po pierwsze, w niemieckich obozach koncentracyjnych Krasiński przeżył osiem miesięcy, w stalinowskich kazamatach zaś – aż dziewięć lat. Po drugie, literatura obozowa jest bogata. Powstawała w PRL bez przeszkód, była popularyzowana i szeroko dostępna, dzięki czemu prawda o zbrodniach III Rzeszy przebiła się do powszechnej świadomości.
Inaczej rzecz się miała z wiedzą o zbrodniach popełnianych w czasie okupacji sowieckiej, pod którą Polska znalazła się ponownie po drugiej wojnie światowej. Toteż ogromny deficyt prawdy w tym zakresie, skumulowany przez dziesięciolecia, domagał się zadośćuczynienia.
– Agata Kłopotowska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy