Kultura

Spał obok ludzi, którzy mieli zaraz pójść na rozstrzelanie

W porównaniu z losami współtowarzyszy Krasiński nie uważał swego za wyjątkowy. Spotkał w więzieniu gigantów ducha, którzy swoją niezłomnością i odwagą budzili najwyższy podziw. Napatrzył się na wielu uczciwych, wspaniałych, nierzadko bardzo uzdolnionych ludzi, którzy ginęli na jego oczach, mordowani lub wykańczani z dnia na dzień.

Fragmenty książki „Żyć dla pisania prawdy. O twórczości literackiej Janusza Krasińskiego” drukujemy dzięki uprzejmości wydawcy, którym jest Instytut Literatury.

Jako twórca Janusz Krasiński nigdy nie cierpiał z powodu braku tematów. Za to jako człowiek nacierpiał się wiele. Kryje się w tym spostrzeżeniu pewien gorzki paradoks: „luksus” niewyczerpanego źródła wątków pisarz okupił prawdziwą gehenną, przez którą przeszedł najpierw jako nastolatek w niemieckich obozach koncentracyjnych w czasie wojny, a potem, już po wojnie, jako dwudziestolatek – w więzieniach stalinowskich. Móc – pisząc – czerpać z własnych doświadczeń, budować dzieło niejako wrośnięte w ciało i krew, zanurzone w autentycznych doznaniach i zdarzeniach, a nie utkane z fantazji i zmyślenia, to dla artysty niebagatelny przywilej.

Łaźnia życia

Sporo wzmianek na ten temat znajdziemy na łamach ostatniej powieści Krasińskiego [„Przełom”, Kraków 2015]. Znamienny jest, na przykład, dialog Szymona Bolesty (głównego bohatera – przyp. red.) z kolegami po piórze.

– Masz wielkie doświadczenia – rzekł.
– Niektórzy ci ich zazdroszczą.
– Mnie…?! Tych ferii w Auschwitz, wakacji w Konzlager Dachau? I tych długich lat w kazamatach komuny?! […]
– No wiesz. Nikt nie chciałby mieć takich przejść jak ty, ale talent do pisania bez prawdziwej łaźni życia to złośliwy dar niebios. Roznosi cię energia słowa, czujesz pazur pióra, a pod nim zamiast twardego kołtuna rzeczywistości – lukier.


W takiej perspektywie za „prawdziwą łaźnię życia” twórca powinien być wdzięczny jak za wyjątkowo cenny dar. Przy innej okazji wyraził to celnie inny bohater powieści Witold Dunajewski (pierwowzorem postaci jest pisarz Włodzimierz Odojewski, 1930–2016 – przyp. red.), przyjaciel Bolesty i sam także wybitny pisarz, namawiając Szymona, by ten nie ustawał w twórczym wysiłku, by pisał, „choćby do szuflady!”. Uzasadniał to wezwanie wzniośle: „Dramatyczne przeżycia człowieka to jego herby. Nieodbite w brązie, przetrwają w pisanym słowie”.
Włodzimierz Odojewski (na zdjęciu z lat 70. XX wieku) był pierwowzorem Witolda Dunajewskiego. Fot. PAP/CAF-Bolesław Miedza
W stwierdzeniu tym zawarta została istotna myśl o szlachectwie nabytym, bo płynącym z czynów i zasług człowieka, którego los postawił wobec ekstremalnych wyborów. Takie rycerskie dziedzictwo, nawet jeśli oficjalnie nieuznane, nieprzekute na pomniki i popiersia z brązu, trzeba mimo wszystko utrwalać w literaturze. Witold, zwany też w powieści „Dunajem”, zdaje się chwilami mieć dwuznaczny stosunek do Bolesty: z jednej strony niejednokrotnie okazuje mu zazdrość „niepoobijanego przez życie pisarza”, z drugiej zaś niestrudzenie nakłania go: „Ty pisz o tym! O tym pisz!”. (…)

Krasiński, podobnie jak jego bohater Bolesta, nie potrafił odkreślić przeszłości grubą kreską. Wracała do niego w snach. Prześladowała na jawie. Bolała, dręczyła. Burzyła krew. Ale też domagała się świadectwa.

Tym bardziej, że pisarzowi nie chodziło wyłącznie o odtworzenie własnych przeżyć. Będąc bacznym i wrażliwym obserwatorem, rejestrował także historie innych. Ostatecznie ci inni zajmą w przedstawionym przez pisarza świecie równie ważne, a chwilami nawet ważniejsze niż on sam miejsce. Jak trafnie odnotowała w swojej monografii Agnieszka Kramkowska-Dąbrowska, „jego własna tragedia nie przesłaniała mu losu innych ludzi” [Janusz Krasiński. „Świadectwo”, Łódź 2020]. Potwierdza to przytoczone przez badaczkę poruszające wyznanie pisarza zaczerpnięte z wywiadu, którego udzielił Helenie Zaworskiej w 1992 roku:

Sprawa wyroku wydanego przez podziemie ciągnęła się za nim do śmierci

Prof. Kazimierz Maciąg: Mackiewicza wzburzyło, że nagrodą „Wiadomości” zaczęto honorować twórców krajowych. Czarę goryczy przelało zgłoszenie Jacka Kuronia.

zobacz więcej
„Przy mnie wyprowadzano ludzi na śmierć i ja to bardziej przeżywałem niż własny dramat. Moja sprawa była stosunkowo drobna, jakaś prowokacja, posądzono mnie o szpiegostwo na rzecz wywiadu amerykańskiego, dostałem wyrok, siedzę. Śpię obok ludzi, którzy mają zaraz pójść na rozstrzelanie, rozmawiam z nimi. To są moje najstraszniejsze przeżycia”.

Tak więc w porównaniu z losami współtowarzyszy Krasiński nie uważał swego za wyjątkowy. Spotkał w więzieniu gigantów ducha, którzy swoją niezłomnością i odwagą budzili najwyższy podziw. Napatrzył się na wielu uczciwych, wspaniałych, nierzadko bardzo uzdolnionych ludzi, którzy ginęli na jego oczach, mordowani lub wykańczani z dnia na dzień. Tyle niewinnych ofiar bezsensownego bestialstwa i niepojętej nienawiści!

Pragnął o nich napisać. O ich walce, sprzeciwie, wytrwałości i dzielności. Ich cierpieniu i samotności. Dla wielu z nich – już tylko pośmiertne epitafium.

Bezkarność oprawców

Krasiński czuł się zobowiązany, by zostawić po nich choćby ślad, drobne wspomnienie. Ocalić imię, rysopis, wypowiedziane słowo – i w ten sposób przywrócić pamięci tych, których skazano nie tylko na fizyczne unicestwienie, ale też na zapomnienie. Niepamięć była potrzebna tyranom jeszcze z jednego powodu: miała zapewnić bezkarność oprawcom. Chodziło o to, by cisza zaległa zarówno nad zbiorowymi mogiłami ofiar, jak i nad popełnionymi przez ich dręczycieli przestępstwami.

Żarliwe pragnienie jej przerwania trawiło pisarza już w więzieniu. Świetnie oddaje to uczucie fragment drugiego tomu „Twarzą do ściany”, kiedy Szymon przeżywa wewnętrzne męki, nie mogąc wykrzyczeć prawdy o okolicznościach śmierci pułkownika Lipińskiego [1]. „Napisać to! Napisać, że pułkownik profesor Lipiński nie popełnił samobójstwa, nie umarł na serce i nie skoczył z galeryjki, lecz został zamordowany. […] aż paliło go, by przerwać jakoś tę zbrodniczą ciszę. […] O tak, zbrodnia miała tu zapewnione milczenie” („Twarzą do ściany”, Warszawa 1996).
Rok 1947. Proces pokazowy III Komendy WiN przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. W pierwszym rzędzie od lewej siedzą Wincenty Kwieciński, Włodzimierz Marszewski, Wacław Lipiński. W drugim rzędzie od lewej: Adam Obarski, Halina Sosnowska, Stanisław Sędziak. Fot. PAP
Tuszowaniu prawdy służyły też akcje dezinformacyjne, w które służby angażowały donosicieli na swych usługach.

Pisarz-świadek niczym Mickiewiczowski Konrad narodził się w celi. Na pytanie: „Kiedy Pan postanowił napisać o tym wszystkim, o okresie stalinowskiego więzienia?”, Krasiński odpowiedział (autorce – przyp.red.):

„W stalinowskim więzieniu. Wtedy myślałem, że będę pisarzem i że będę o tym pisał. I zastanawiałem się, gdzie ja to będę chował, bo wiedziałem, że tu jest stalinizm i że jak ja to napiszę, i wpadnie to w łapy UB, to mnie wtedy wsadzą jeszcze raz, zaczną męczyć, torturować, Bóg wie co. I szukałem w myślach dziupli w wierzbie, w której bym mógł schować to, co napiszę”.

Jak widać z powyższych cytatów, świadek, który miał zdać sprawę z komunistycznych zbrodni, musiał nie tylko przezwyciężyć traumę koszmarnych przeżyć, lecz w warunkach terroru panującego w państwie totalitarnym, jakim była PRL, stawał również wobec realnej groźby ponownych prześladowań i ponownego uwięzienia.

Piąty etap Sergiusza Piaseckiego: agent wywiadu zakordonowego

Na tle innych agentów nie najlepiej działającej ekspozytury, Piasecki spisywał się nieźle.

zobacz więcej
Mamy tu więc do czynienia z sytuacją zakleszczenia między przeszłością a przyszłością, które straszą: pierwsza upiorami tego, co było, druga zaś widmami tego, co może się powtórzyć. Toteż pisarz, chcąc dać świadectwo prawdzie, musiał mierzyć się z nękającym go strachem, do którego przyznał się zresztą przy okazji wręczenia mu w czerwcu 2010 roku Nagrody im. Piotra Skórzyńskiego, przyznawanej „nieulękłym w dążeniu do prawdy”.

Prawda i strach

To szczytnie brzmiące sformułowanie, jak słusznie zauważa cytowana już Kramkowska-Dąbrowska, „stało się dla niego impulsem do wygłoszenia przewrotnego Traktatu o prawdzie i strachu. Pisarz wyznał w nim na wstępie, że całe życie nieustannie się bał. Ale paradoksalnie – im większy towarzyszył mu lęk, tym bardziej czuł, że jest bliższy prawdy”.

Dlatego wraz z wprowadzeniem w grudniu 1981 roku stanu wojennego, kiedy „znowu wywlekają ludzi z domów, wyłapują na ulicy” („Traktat o prawdzie i strachu”, przemówienie 2010), obok poczucia zagrożenia pisarza ogarnęło także nieprawdopodobne twórcze ożywienie, które skłoniło go „do podjęcia na nowo opowieści o czasach stalinowskich”. A zatem, jakkolwiek może się to wydać dziwne, właśnie dlatego, że Krasiński boi się o tym pisać, „siada do zarzuconej wcześniej powieści”.

Oczywiście na jej wydanie przyjdzie poczekać. Stanie się ono możliwe dopiero dziesięć lat później, po przełomie 1989 roku (pierwszy tom „Na stracenie” ukaże się drukiem w 1992 roku). To, co istotne, to że pisarz do pracy nad swym najważniejszym i jednocześnie najniebezpieczniejszym (w wielorakim znaczeniu tego słowa) dziełem, prawdziwym opus magnum , jak określiła je Kramkowska-Dąbrowska, przystępuje na nowo w latach 80., kiedy z jednej strony Polaków zjednoczył solidarnościowy zryw przeciw opresji, z drugiej zaś ich wolnościowe i godnościowe dążenia władza postanowiła brutalnie stłamsić.

Po co to wszystko?

Mimo niejednokrotnie deklarowanego braku łaski wiary, Krasiński dostrzegał w swojej roli świadka rys metafizyczny.
Więzienie na Rakowieckiej w Warszawie podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych 1 marca 2018 r. Fot. PAP/Radek Pietruszka
Kiedy zapytałam go w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Czy napisanie tych powieści dało poczucie, że wyrzucił Pan z siebie coś strasznego, pozbył się ciężaru traumatycznych doświadczeń? Czy to było raczej spełnienie powinności?”, odpowiedział bez wahania:

„Ulga, że pozbyłem się jakiegoś ciężaru? Nie, to nie. Żadne katharsis. To jest głęboka potrzeba przekazania swych doświadczeń. Gdy spotykam kogoś, kto mi mówi: Borowski dał świadectwo o hitlerowskich obozach, a ty o więzieniach stalinowskich, to dla mnie wielka satysfakcja! Czuję, że spełniłem obowiązek przekazania prawdy, która – jak teraz obserwuję – jest coraz bardziej zacierana. Czasem też myślę sobie, że może jakaś Istota Najwyższa postanowiła przeprowadzić mnie przez piekło dwu totalitaryzmów tak, bym nie zginął w czasie bombardowań w 1939 r., ani na ulicy okupowanej Warszawy, że przejdę przez Powstanie, obozy koncentracyjne, Oświęcim, Hersbruck, marsz śmierci do Dachau, a potem więzienia stalinowskie i całą komunę. A wszystko po to, aby dać świadectwo”. (…)

W twórczości Krasińskiego zło, które przyniósł Polsce komunizm, wysuwa się oczywiście na plan pierwszy. Wynika to zasadniczo z dwóch powodów. Po pierwsze, w niemieckich obozach koncentracyjnych Krasiński przeżył osiem miesięcy, w stalinowskich kazamatach zaś – aż dziewięć lat. Po drugie, literatura obozowa jest bogata. Powstawała w PRL bez przeszkód, była popularyzowana i szeroko dostępna, dzięki czemu prawda o zbrodniach III Rzeszy przebiła się do powszechnej świadomości.

Inaczej rzecz się miała z wiedzą o zbrodniach popełnianych w czasie okupacji sowieckiej, pod którą Polska znalazła się ponownie po drugiej wojnie światowej. Toteż ogromny deficyt prawdy w tym zakresie, skumulowany przez dziesięciolecia, domagał się zadośćuczynienia.

– Agata Kłopotowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

„Żyć dla pisania prawdy. O twórczości literackiej Janusza Krasińskiego”, wyd. Instytut Literatury
O książce

W tej książce spotykają się w pewien sposób trzy niezwykłe osoby, choć jedna z nich pojawia się zaledwie na moment, w otwierającej książkę autorskiej dedykacji, którą warto przytoczyć w całości: „Mojemu Ojcu, Antoniemu Lenkiewiczowi, który wraz z tysiącamai mu podobnych stawiał opór stalinowskiemu reżimowi, a chcąc przybliżyć mi oprawdę o swych więziennych doświadczeniach z lat 1952-56, skłonił mnie na początku XXI wieku, bym sięgnęła po książki Janusza Krasińskiego”.

Miałam zaszczyt nie tylko poznać dr. Antoniego Lenkiewicza, kiedy w latach 90. pracowałam w „Tygodniku Solidarność”, ale też korzystać z jego wspaniałego kalendarium historycznego, które w cotygodniowych odcinakach przynosiło czytelnikom solidną wiedzę, jakiej nie wynieśliśmy ze szkoły. Jego córka zaś, Agata Kłopotowska jest nie tylko świetną publicystką literacką, ale też znakomitą – sądząc po odpowiedzialnej pracy – tłumaczką. Absolwentka anglistyki na UW (studiowała także na Wydziale Polonistyki) najpierw przez pięć lat była szefową sekcji polskich tłumaczy w Europejskim Trybunale Obrachunkowym w Luksemburgu, od 2012 roku zaś jest kierownikiem Działu Języka Polskiego w Sekretariacie Generalnym Rady UE i Rady Europejskiej w Brukseli.

Zafascynowana twórczością Janusza Krasińskiego, w latach 2010-2012 prowadzila z nim rozmowy, nie ich zapis jednak jest treścią prezentowanej dziś książki. Janusz Andrzej Krasny-Krasiński (1928-2012), choć jest jednym z najważniejszych współczesnych pisarzy polskich, wciąż pozostaje nieznany szerszym kręgom czytelniczym. Jego doświadczeniem literackim stały się wojna, hitlerowskie obozy koncentracyjne i stalinowskie więzienie, w którym przez dziewięć lat przeszedł swoiste uniwersytety, mając za towarzyszy z więziennej pryczy takich tuzów jak płk Wacław Lipiński, Kazimierz Pużak czy Jan Radożycki, tłumacz Flawiusza, co przedstawił w piatym rozdziale powieści „Na stracenie”.

Potem – w latach 60. XX wieku – jako reporter zjeździł Polskę wzdłuż i wszerz. Pisał w zasadzie od samego początku, a jednak ostatni tom epopei polskiego losu opartego na własnym życiu pięcioksięgu wyszedł dopiero po śmierci pisarza. Przypomnijmy jego tytuły, aby mogli po nie sięgnąć wszyscy chętni: „Na stracenie”, „Twarzą do ściany”, „Niemoc”, „Przed agonią”, „Przełom”.

– Barbara Sułek-Kowalska


[1] Wacław Lipiński, 1896–1949, historyk, piłsudczyk, legionista, uczestnik walk o Lwów w 1918 roku oraz walk podczas wojny z bolszewikami w 1920 roku. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku jako jeden z dowódców obrony Warszawy; od 1940 do 1942 roku na Węgrzech; po powrocie do Warszawy działał w Polskim Państwie Podziemnym; w 1944 roku więziony przez Gestapo; po wojnie związany z antykomunistycznym ruchem niepodległościowym; aresztowany na początku 1947 roku, zamordowany przez UB w więzieniu we Wronkach w kwietniu 1949 roku.
Zdjęcie główne: W 2006 roku Janusz Krasiński za książkę „Przed agonią” otrzymał Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza. Fot. Darek Golik / Forum
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.