Kultura

Widzowie wciąż cenią bareizmy. Ależ Bareja by się zdziwił

Wszyscy bywamy „żabami w śmietanie” i wszyscy bywamy zabawni, od niego samego poczynając, na przykład gdy jeździł po Mokotowie na niebieskim składaku, w spodniach spiętych spinaczem do papierów, z nieodłączną teczką ze scenopisem i kanapką oraz siatkami pełnymi zakupów z bazaru przy ulicy Dolnej.

Fragmenty książki „Żaby w śmietanie” i ilustracje do niej drukujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Axis Mundi.

„Istnieje chyba jakaś »Bareja wytrzymałości?«” – w 1974 roku wymruczał w eter radiowiec wiedziony sympatią wobec reżysera, który sam siebie określał mianem „chłopca do bicia” ówczesnych środków masowego przekazu.

Do lat osiemdziesiątych było oczywiste, że każda recenzja na temat kolejnego filmu Taty będzie szydercza, a co najmniej krytyczna; łagodnie zasugerował, żebym ich nie czytała: „Bo ci będzie przykro”…

Stanisław Bareja przypuszczał, że jego filmy w niedługim czasie będą stawały się niezrozumiałe dla widzów z powodu aluzji do konkretnych aspektów ówczesnej rzeczywistości. Tymczasem niegasnąca popularność tych komedii dowodzi, że widzowie wciąż cenią bareizmy. Ależ by się zdziwił i pewnie zrobił swój słynny grymas, by ukryć zmieszanie, ponieważ przy całej twórczej energii i erudycji był bardzo skromny.

À propos bareizmów – chciałabym ostatecznie wyjaśnić zarówno etymologię, jak i autorstwo tego określenia. Nie stworzył go Kazimierz Kutz, lecz Janusz Weychert, przyjaciel Taty ze szkoły filmowej w Łodzi.

Termin „bareizm” powstał jako wyraz uznania przyjaciół wobec poczucia humoru Staszka i jego specyficznych żartów. Kutz spostponował bareizmy oraz twórczość dotychczasowego przyjaciela podczas spotkania przedstawicieli kinematografii z towarzyszami z PZPR (w latach sześćdziesiątych XX w.).

„Pies szczeka, karawana idzie dalej” – zwykł mawiać w takich sytuacjach Bareja. I coraz sprawniej „robił swoje”. A określenie „bareizm” odzyskało uznanie, stając się synonimem absurdów polskiej rzeczywistości i przeniknęło do codziennego języka Polaków w stopniu, jakiego Stanisław Bareja nie mógł przewidzieć.

Pan na niebieskim składaku

Jego umiejętność dostrzegania absurdów i przedstawianie ich w inteligentny i dowcipny sposób urozmaicały nasze domowe życie. Żartował, kpił, ale nie szydził, nad nikim się nie wynosząc, pełen nieskrywanego uznania wobec mądrych i prawych ludzi. Kochał Polskę i Polaków; wierzę, że fenomen nieustającej popularności jego komedii wynika między innymi z faktu, że widzowie wyczuwają szacunek i ciepło tego reżysera w stosunku do nich samych, jego serdeczność i przyjazną chęć dzielenia się tym, co śmieszne, a zatem nie takie straszne i do przezwyciężenia. Wszyscy bywamy „żabami w śmietanie” i wszyscy bywamy zabawni, od niego samego poczynając, na przykład gdy jeździł po Mokotowie na niebieskim składaku, w spodniach spiętych spinaczem do papierów, z nieodłączną teczką ze scenopisem i kanapką oraz siatkami pełnymi zakupów z bazaru przy ulicy Dolnej.

Świadoma niemożności dogonienia/przegonienia Taty w Jego unikalnym poczuciu humoru, najchętniej oddaję głos Jemu samemu, cytując fragmenty młodzieńczych pamiętników z Jeleniej Góry oraz zachowane listy.
Co do domowników, każde z nas pamięta Go na swój sposób; marzyło mi się umieszczenie w tej książce wszelkich opowieści, ale z rozmów z Mamą i Bratem wynikło, że może sami zechcą kiedyś zaprezentować swoje wspomnienia, a zatem postaram się zadowolić Czytelnika tymi materiałami, do których otrzymałam dostęp i przyzwolenie na publikację. (…)

Z młodzieńczego dziennika, 31 stycznia 1948

„Czyli ogólnie czytam regularnie 19 pism oraz nieregularnie 7. Oprócz tego jestem członkiem KDK [Klubu Dobrej Książki – red.] no i oczywiście należę do czytelni. Poza tym chodzę 2–3 razy na tydzień do kina i ok. 1 raz na miesiąc do teatru”.

Z listu do córki z 7.VII.1978

„Towarzysz Gierek jest w formie, co 2 dni wygłasza przemówienie do Polaków, co powoduje zupełną katastrofę w programie ramowym telewizji. Ostatnio strasznie nagderał, że źle wykonujemy plany i zarządzenia, którymi obdarza nas jego ulubiona partia. Trwało to półtorej godziny i jeszcze do tego doszedł tajfun oklasków. Tyle korzyści z tego, że teraz Tym z Kowalewskim jak mają dialog na estradzie, to kiedy ich publiczność oklaskuje, to oni zaczynają z kamiennymi twarzami oklaskiwać publiczność, a kiedy na końcu mają owacje, to składają sobie gratulacje z okazji trafnie wykonanego programu i zaczynają się całować jak Breżniew na lotnisku z kim trzeba. Bo tego ich nauczyła telewizja.”

Ze wspomnień Jacka Fedorowicza

„Trzeba wiedzieć o Staszku, że był – często tak to określałem przy różnych okazjach – chory na patriotyzm. Regularnie przemycał do kraju wydawnictwa paryskiej »Kultury« i sprzęt drukarski. Od połowy lat siedemdziesiątych w jego domku-szeregowcu na Mokotowie w piwnicy zainstalowana była na stałe pracownia fotograficzna Tomasza Michalaka, która służyła jako przygotowalnia nielegalnych druków.

U niego wysmażyliśmy – jako autorska trójka tym razem, Bareja, Tym i ja – premierowe, chyba pierwsze w czasach jeszcze gierkowskich podziemne pisemko satyryczne. Przez całe lata osiemdziesiąte kwitła u Staszka wytwórnia lewych dokumentów dla ukrywających się działaczy »Solidarności«. Staszek wykazywał przy tym zawsze stoicki spokój, a jego bezczelność była czasem denerwująco niebezpieczna. Choć on sam próbował nas przekonać, że nic podobnego. »Staszku – mówiło mu się – przecież nie możesz o takich rzeczach przez telefon«. »To jest socjalizm – odpowiadał. – Wszystko w socjalizmie działa źle. Niby dlaczego Służba Bezpieczeństwa miała być wyjątkiem?« (…).”

Dobry śmiech

Prawda czasu i prawda ekranu. Stanisław Bareja, kronikarz życia w socjalizmie

Naprawdę zbytnio nie odrealniał. Daję słowo honoru. W okrągłą, czterdziestą rocznicę wejścia „Misia” do kin.

zobacz więcej
W maju 1987 roku tata dał się zaprosić przez moich kolegów ze studenckiego klubu Remedium na spotkanie w Sosnowcu. Przygotował i wygłosił wykład na temat komizmu, po czym odpowiadał na pytania rozentuzjazmowanych jego przybyciem studentów. Wieczorem z zainteresowaniem uczestniczył w nielegalnej projekcji filmu „Pola śmierci”. Nocował u mnie w akademiku.

Oto stenogram ostatniego spotkania Stanisława Barei ze studentami Uniwersytetu Śląskiego w klubie studenckim Remedium w maju 1987 roku.

„Śmiech pojmuję jako uzewnętrznienie odniesionego sukcesu; to jest pokonanie własnej słabości w stosunku do sił natury albo fizycznego przeciwnika. Wywołanie śmiechu zakłada bowiem istnienie konfliktu oraz pokonanego, z którego się śmiejemy. Śmiech pojawia się tylko tam, gdzie istnieje odbiorca. Jest zatem zjawiskiem społecznym, zakładając konieczność zaistnienia narratora i odbiorcy. Im więcej odbiorców, tym pełniejszy odbiór. Lepsza reakcja zapewniona jest w kabarecie, kinie – w wypadku kilku osób wysłuchujących anegdotę. Trudniejszy odbiór następuje przy czytaniu czy oglądaniu programu satyrycznego w telewizji w pojedynkę.

Śmiech jest zasadniczo reakcją na zgodny z pragnieniem odbiorcy przebieg wydarzenia. Dlatego są dowcipy, które wywołują śmiech w jednym, a gniew i irytację w drugim, szczególnie jeżeli odbiorca identyfikuje się z osobą ośmieszaną. Jako reżyser przeżywałem to nieraz na kolaudacjach, kiedy naruszając tematu tabu, czułem, że obrażam zebranych decydentów.

Uważam śmiech za zjawisko pozytywne, ponieważ podnosi on na duchu, względnie umacnia, przekonuje, że piętrzące się przeszkody są do pokonania, a przeciwnik, nawet jeśli chwilowo silniejszy fizycznie, to słabszy od nas duchowo. Opowiadając żart, nie zawsze kwitujemy pomyślne wydarzenia, ale często je antycypujemy, to znaczy, że osoba ośmieszana ma jeszcze przewagę, którą usiłujemy w ten sposób osłabić.

Innym typem żartu jest ośmieszanie samego siebie. Działa tu zjawisko samoobrony, jakbyśmy przemawiali do przeciwnika: »Nie musisz się mnie obawiać, spójrz, jaki jestem słaby i śmieszny«. Tak reaguje pies, przestraszywszy się silniejszego, tak postępuje Chaplin, nieopatrznie zadarłszy z kimś potężniejszym od siebie (niekoniecznie fizycznie – bo choćby z policjantem), o czym przekonuje się poniewczasie.

Rozśmieszanie to wywołanie emocji, a więc prawidłowy gag nie zawsze zmusza do zastanowienia. Moim marzeniem jest taki układ gagów i żartów, aby ich ciąg tworzył pewne przesłanie, aby na koniec zmusić widza do zastanowienia się nad tym, co zobaczył.
Kadr z filmu „Miś” w reżyserii Stanisława Barei. Ten film wszedł na stałe do popkultury. Fot. TVP
Film »Miś« jest opowieścią o kłamcy i o kłamstwie oraz o fałszywej tradycji. Na końcu rozbrzmiewa kolęda i trochę patetyczny tekst o tradycji. I rzecz przestaje być śmieszna. Oczywiście nigdy nie wiadomo, czy dało się widzowi odpowiednią ilość przesłania. Za dużo – urazi się go wewnętrznie, za mało – nie zrozumie, o co chodzi. Sądzę, że źle byłoby zrezygnować z przenośni i aluzji, żeby wykazać pokorę wobec cenzury. Istnieje niebezpieczeństwo w autocenzurze oraz w tak zawoalowanej aluzji, że jest prawie nie do odcyfrowania. Pisząc i reżyserując, staram się nie myśleć o cenzurze, i dlatego moje filmy zawsze mają kłopoty z cenzurą – »półki«, nakazy usuwania i przerabiania dialogów i scen.

Śmiech, jak wszystko, może być życzliwy lub nikczemny. Zły śmiech to taki, w którym wyszydza się słabszego, jak wyśmiewanie Żydów, stawianie ludzi pod pręgierzem, nakładanie dzieciom »oślich uszu« w szkole, żarty rzecznika prasowego [Jerzego Urbana – KB] z Wałęsy – to jest agresja przeciw bezbronnemu.

Dobry śmiech to biorący za przeciwnika moc, śmiech zagrożony karą prześladowań, to żart szeptany w czasach stalinowskich, taki, który utwierdza w wierze słabszych, ośmieszając możnych.

Żart jest małym, zamkniętym utworem dramatycznym, względnie nowelą. Im krótszy – tym lepszy. Trzeba zakładać minimum informacji, opierając się na ogólnie znanych faktach, osobach i obyczajach. (…)

Bywają także komedie (mowa tu o rodzimej twórczości), które zawierają wartości uniwersalne, jak na przykład Zemsta Fredry, prezentująca portret Polaków, ich wady i zalety, które nie uległy zmianie: zapalczywość Cześnika, oportunizm Milczka, wazeliniarstwo Papkina itede. (…)

Generalny pomysł dramaturgiczny bierze się na ogół z zasady łamania jakiejś normy – to protestując przeciwko niesłusznemu prawu, to krytykując łamiącego normę naturalną dla danego społeczeństwa. Na przykład film »Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz« był opowieścią o miłości i przyjaźni – w świecie władzy. Serial »Alternatywy 4« opowiadał o próbie zorganizowania kolektywu lokatorskiego na kształt totalitarny i o udanej akcji przeciwstawnej.

Świat, w którym żyjemy, oparty został na szlachetnej utopii, która nie zdała egzaminu praktycznego, ale okazała się nader przydatna dla podporządkowania społeczeństwa, dzięki wprowadzeniu tysięcy nowych zarządzeń, zakazów i ustaw ograniczających prawa człowieka, których łamanie czy obchodzenie daje możliwość egzystencji oportunistom. Stwarza to dla scenarzysty olbrzymie pole do budowania konstrukcji dramaturgicznej, w moim przypadku – komediowej”.

– Katarzyna Bareja

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł i śródtytuły od redakcji
Książka opublikowana nakładem wydawnictwa Axis Mundi
O książce

Wróżę tej książce wielkie powodzenie – i to nie tylko dlatego, ze opowiada o Stanisławie Barei, którego filmy wciąż cieszą się wielkim powodzeniem, a wyświetlane odświeżają stare powiedzonka tak mocno obecne w polszczyźnie, że nawet nie pamiętamy skąd do nas przyszły – a przyszły z filmów Stanisława Barei. Ale wróżę tej książce licznych czytelników, bo pokazuje człowieka dobrego, uczciwego, szlachetnego, ciepłego, uśmiechniętego, świetnego ojca i męża jednej żony.

Książka wzrusza, cieszy, uczy, zaciekawia i pokazuje dobre wzorce – czegóż chcieć więcej? Czytelnik wciąż szuka takich książek, cóż dopiero kiedy opowiadają o jego ulubionych postaciach życia publicznego.

Stanisław Bareja (1929-1987) nie zostawił pamiętników i wspomnień – poza młodzieńczymi, które prowadził jako nastolatek – ale potrafił zachęcić do pisania swoją mamę. I dzięki temu mamy w książce taki zapis: „Kiedy Staś miał około trzech lat, byłam z nim w poradni lekarskiej, a on zaczął się wygłupiać, wtedy doktór mówi: »Niech pani go krótko trzyma, bo wyrośnie z niego komediant«.

Tytuł – wyjaśnia autorka, córka reżysera Katarzyna Bareja – „nawiązuje do scenariusza komedii filmowej „Żaby w śmietanie” napisanego przez reżysera do spółki z Jackiem Fedorowiczem w roku 1970. Główny bohater filmu oferuje upragnionej dziewczynie pomoc w przeprowadzce z Targówka na Bardzo Daleki Mokotów (dokąd sami państwo Barejowie przenieśli się w latach sześćdziesiątych XX wieku). I jak to u Barei, „całodniowa wędrówka głównego bohatera przez stolicę miała pokazać stolicę i służyć spiętrzeniu gagów. Scenariusz przyjęto, po czym… odrzucono bez wyjaśnienia (autorka reprodukuje pismo odmowne) tuż przed zapowiedzią przystąpienia do realizacji.

Katarzyna Bareja opatruje tę sytuację swoistym „filmowym” komentarzem: „To jest bardzo dobra koncepcja! Bardzo dobra koncepcja! Niech pan jedzie na grzyby!” – Miś.

– Barbara Sułek-Kowalska


        ODWIEDŹ I POLUB NAS    
Zdjęcie główne: Serial »Alternatywy 4« opowiadał o próbie zorganizowania kolektywu lokatorskiego na kształt totalitarny i o udanej akcji przeciwstawnej - tłumaczył Stanisław Bareja. Na zdjęciu: Roman Wilhelmi jako gospodarz domu. Fot. TVP
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.