Bohater dziesięciu ulic
Prasa sowiecka zaczęła się interesować Nowoczerkaskiem pod koniec lat 80., ale niewiele udało się ustalić. Prokuratura uruchomiła nawet śledztwo – ale podczas trzykilometrowej podróży z gmachu Głównej Prokuratury Wojskowej do siedziby Naczelnej Prokuratury ZSRS zginęło ¾ akt, w tym wszystkie zdjęcia: prok. Aleksander Tretecki musiał umorzyć postępowanie. Dziennikarze „Komsomolskiej Prawdy” umówili się na spotkanie z emerytowanym naczelnikiem miejscowego urzędu spraw wewnętrznych, który miał wskazać miejsce pochowania zabitych w walkach – ale chociaż oni podróżowali aż z Moskwy, a on z osiedla o trzy ulice, to on zaginął gdzieś po drodze.
Ostatecznie zrehabilitowano wszystkich hurtem – na mocy ukazu nr 858 prezydenta Jelcyna z 6 czerwca 1996 „O uzupełniających inicjatywach, służących rehabilitacji osób, represjonowanych w związku z udziałem..”. Przed wejściem do NEWZ wmurowano tablicę pamiątkową, na placu, gdzie oddano salwy, stanął kamień, pod którym złożył nawet (w 2008 roku) wiązankę goździków prezydent Władimir Putin.
I, w zasadzie, tyle. Jedna monografia, dwa filmy dokumentalne.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Generał Szaposznikow, który odmówił Chruszczowowi czołgowej salwy już 1 czerwca 1962, a nawet pisał jakieś listy do władz z prośbą o wyjaśnienie przebiegu wydarzeń, został w 1966 zwolniony ze służby i wykluczony z partii: uniknął sprawy karnej dokonawszy dogłębnej samokrytyki, w 1988 go zrehabilitowano.
A generał Pliejew, który salwy nie poskąpił? Sołżenicyn w „Archipelagu…” pisze, że jego imię będzie kiedyś wspomniane na wielkim pomniku ofiar Nowoczerkaska, ale na razie się to nie sprawdziło. Nie czepiała się go ani prokuratura, ani pieśń masowa: żadnego wersu „Ten krwawy Pliejew, kat Nowoczerkaska / przez niego giną dzieci, niewiasty”. Pełnił odpowiedzialne zadania – jeszcze w tym samym 1962 roku dowodził grupą operacyjną wojsk sowieckich na Kubie, w związku z kryzysem karaibskim – wydał, już po 1965, sześć tomów wspomnień, orderem Lenina odznaczony sześciokrotnie. Jego imię noszą ulice w 10 miastach, od Władykaukazu po Słuck na Białorusi. Ma swoją tablicę na domu, gdzie mieszkał w Rostowie (co prawda o łokieć krótszą niż ta na zakładach NEWZ, a od pięciu lat – popiersie aż het, w Mongolii, w Ułan-Bator, gdzie przed laty gromił interwentów.
– Wojciech Stanisławski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy