Jak zrobić zwierzę hodowlane o szczególnie dla nas cennych właściwościach? Mamy trzy wyjścia: mityczne, obliczone na dekady i inżynierię genetyczną.
O mitycznym poucza nas Księga Rodzaju, gdzie teść obiecuje Jakubowi każde jagnię lub koźlę pasiaste i w tym celu patriarcha sprawia, że zwierzęta parzące się u wodopoju patrzą na paski. Miłośników dosłownego rozumienia opowieści biblijnych zachęcam, by sami spróbowali tak wyhodować jakąś odmianę, wyleczy ich to z mniemania, że Biblia zawsze mówi prawdę faktograficzną i jest nieomylna także w kwestii biologii. Jakub w swym dziele był jednak sprytny, bowiem do parzenia przy wodopoju dobierał zwierzęta białe i czarne…
Drugi pomysł jest przez ludzi stosowany od lat. Otóż w każdym regionie świata udomawiano biegające tam po lasach czy preriach dzikie bydło czy owce. Następnie przez stulecia krzyżowano zwierzęta o pożądanych cechach i tworzono czyste linie. Taka metoda uzyskiwania nowych ras bydła musi być obliczona na dekady, choć jest dziś wspomagana technikami sztucznej inseminacji i embriotransferu, co rzecz całą przyspiesza i wbrew pozorom potania. Bo na przykład nie trzeba za ciężkie pieniądze spotykać ze sobą dwóch zwierząt żyjących w oborach na dwóch końcach świata.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Od ćwierć wieku istnieje jednak nowoczesna technologia inżynierii genetycznej: CRISPR/Cas9, zwana potocznie genetycznymi nożyczkami. Weszła szeroko do agrokultury, zmieniając hodowlę nowych odmian roślin uprawnych i zwierząt gospodarskich, a nawet dostała już Nobla (z chemii). Mamy zatem sposób, aby wprowadzać do genomów wszelkie zmiany, jakie nam się podobają albo są potrzebne. A wyzwania rosną. Nie chodzi już o to, by uzyskać jeszcze więcej mleka i mięsa, ani o jeszcze miększą i wytrzymalszą wełnę, ale o to, by rośliny uprawne i zwierzęta hodowlane przetrwały nadchodzące wyzwanie klimatyczne. Dawniej chodziło o mrozoodporność. Dziś desperacko poszukujemy genów adaptujących uprawy i bydło do temperatur z drugiej strony skali – do upałów. Próbuje się zmienić ich nieciepłolubne geny w ich ciepłolubne warianty lub dodać im odpowiednie nowe geny.
Krowy gotowe na plażę
Rośliny GMO to już nowa normalność, choć wielu z nas nadal ma z nimi problem. Legislacje zatem, zwłaszcza europejska, starają się wychodzić naprzeciw lękom obywateli. Dla mnie jest jasne, że geny – zbudowane z DNA – w naszym przewodzie pokarmowym na ogół ulegają całkowitemu strawieniu i raczej nas nie pomutują. Stanowią one jednak, jak wynika z mojej niedawnej rozmowy z prof. Łukaszem Łuczajem z Uniwersytetu Rzeszowskiego,
zagrożenie dla bioróżnorodności: poczynając od wypierania odmian mniej „doskonałych” w danym momencie (a przecież nie wiemy, co przyniesie następny moment, jest to zatem groźne), po patentowanie nasion i tworzenie takich, że rośliny z nich wyhodowane są niepłodne (żeby wymusić na rolnikach zakup kolejnego materiału siewnego od producenta).