W książce „Nie ma i nie będzie” Magdalena Okraska zabiera nas w podróż po wałbrzyskich biedaszybach, zamkniętych kopalniach, wymarłych placach targowych i opuszczonych przemysłowych budynkach. Rozmawia z mieszkańcami i grzebie w starych ranach, by ukazać hekatombę prowincji, która nastąpiła po szokowej terapii gospodarczej na początku lat 90. ubiegłego wieku. Nie musi nawet prowokować, aby spotkać się z atakami liberalno-lewicowych elit.
Cywilizacyjny upadek
Pisarka, znana również jako redaktorka pisma „Nowy Obywatel” promującego idee sprawiedliwości społecznej, bierze pod lupę średnie i małe miasta z całej Polski. Odwiedza między innymi Wałbrzych, Tarnobrzeg, Ozorków, Myszków, Szczytno, Skarżysko-Kamienną i wiele innych. Historie tych miejscowości są różne, ale łączy je jedno: kiedyś każda z nich pod względem ekonomicznym dobrze prosperowała, rozwijała się, a po neoliberalnej transformacji gospodarczej, lub już w schyłkowym PRL-u, zaczęła umierać.
W Wałbrzychu nastąpiło to na skutek likwidacji kopalni, w Tarnobrzegu po upadku lokalnego przemysłu siarkowego, a w Skarżysku po znacznej redukcji zatrudnienia w przedsiębiorstwie zbrojeniowym i odesłaniu w ekonomiczny niebyt fabryki butów.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
A potem każda z tych historii wygląda tak samo – upadek przemysłu wiąże się z likwidacją miejsc pracy, wzrostem bezrobocia, wyjazdem młodych za lepszym życiem do większych miast lub za granicę, starzeniem się społeczności i ogólnym marazmem, który przeważnie trwa do dziś. Ale to nie oznacza, że w sercach tych, którzy zostali i dzielą się z autorką swoimi opowieściami, nie tli się już nic oprócz rezygnacji. Przeciwnie, poczucie gniewu jest duże, choć stępione i zagłuszone neoliberalnym jazgotem w mediach o tym, że trzeba być mobilnym, a nie roszczeniowym, często zmieniać pracę i miejsce zamieszkania.
Przecież to są ludzie posiadający swoją godność, zaradni, niegdyś specjalizujący się w swoich profesjach wykonywanych w zakładach przemysłowych. I ci ludzie zostali przemieleni przez bezwzględne mechanizmy rynkowe. Bo gdy upadało przedsiębiorstwo, które było jedynym żywicielem miasta, to wkrótce zniszczeniu ulegało wszystko – więzi sąsiedzkie, rodzinne, aktywność społeczna, połączenia autobusowe, a nawet kultura.
Dlatego Okraska skupia się nie tylko na ekonomicznej hekatombie, ale i z pośrednich zjawiskach z nią związanych. W Wałbrzychu symbolem umierania miasta jest nielegalne wydobywanie węgla w biedaszybach i gangi grasujące po ulicach w latach 90., ale już w Ozorkowie oprócz zakończenia produkcji bawełnianych i żakardowych tkanin również likwidacja kina. Bo jak nie ma pracy, znikają ludzie, a jak nie ma mieszkańców, to nie ma kto wydawać pieniędzy w kinach, teatrach, kawiarniach, restauracjach. Efekt domina powoduje stopniowy upadek wszystkiego. Cywilizacyjny dramat w wielu aktach, które prowadzą do tego samego smutnego finału.