Jego ostatnia partnerka Joanna Kubisa kontynuuje tę misję i choć nie jest jej już tak łatwo, jak wtedy, gdy żył Smoleń, wciąż stara się, by to wszystko działało. Nawet wtedy, gdy Bohdan już tylko fundacji prezesował, gdy pod koniec choroby wyjeżdżał na wózku inwalidzkim, był swego rodzaju „atrakcją”. Dzieci robiły sobie z nim zdjęcia, uwielbiały go i miały w nim kumpla. Mimo swojej szorstkości i nienawiści do ludzi, jaką miał w sobie pod koniec życia, zupełnie inne uczucia żywił w stosunku do dzieci.
Wspomniała pani o tym, że te ostatnie lata życia Bohdana Smolenia nie należały do najłatwiejszych.
Przeszedł trzy udary, miał lekki zawał i przede wszystkim nie chciał się leczyć. Stwierdził, że nie rzuci palenia papierosów. Jego syn Maciej powiedział mi, że gdyby ojciec chciał o siebie zadbać, to dziś siedzielibyśmy przy jednym stole i rozmawiali o tym, co przeżył na kabaretowych scenach. Bywały momenty, kiedy nie pił i wtedy był zupełnie innym człowiekiem. Odzyskiwał sprawność, chodził na grzyby, co uwielbiał, miał jasność umysłu. A potem znowu wracał do picia i znowu go nie było.
Te ostatnie lata to czas, kiedy Smoleń popełniał samobójstwo na raty – nie chciał jeść, nie chciał się rehabilitować. Jeden ze znajomych wspominał, że gdy zadzwonił do szpitala i zapytał o jego samopoczucie, lekarka odpowiedziała, że tak owszem robi postępy i wypowiada jedno słowo. Gdy ten zapytał jakie, padła odpowiedź, że słowem tym jest „wyp......aj”.
Pod koniec życia brał tyle leków, że - jak mówił Maciek - miał stany odrealnienia, halucynacje, krzyczał, ale nie mógł powiedzieć, co mu jest. Do końca trwała przy nim, gdy już nie mówił, nie chodził i był okropny dla ludzi, Joanna Kubisa. Była przy nim do śmierci i nie zawsze słyszała słowo „dziękuję”. Kuzynce Basi Bohdan wyznał, że nie chce już żyć, że chciałby aby to wszystko się skończyło. Ten dzień nadszedł 15 grudnia 2016 roku.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
W książce wśród osób, które wspominają Smolenia, wypowiada się tylko jeden z synów.
Bartek nie chciał opowiadać o ojcu, bo być może to było dla niego za trudne, a poza tym wiedział, że będzie się wypowiadał na ten temat Maciej. Wspomógł mnie za to częścią zdjęć, która pochodzi z rodzinnego archiwum. To było to, co mógł mi dać. Nie dał mi swoich emocji, ale dał mi swoje fotografie.
Czy jest coś, co odkryła pani w postaci Smolenia, co panią zachwyciło, zafascynowało?
Uwielbiam historię powstania jedynego tekstu, który Smoleń napisał sam. To pokazuje, że był leniem, a jego kariera jako twórcy tekstów mogła się potoczyć zupełnie inaczej. Mam na myśli „Szeptankę” znaną wszystkim jako „A tam, cicho być!”. Bohdan siedział podczas przerwy, czytał gazetę i komentował na wesoło to, co wyczytał. Na przykład ogłoszenie, że zaginął pudel podpalany. „Gdyby mnie podpalali, też bym uciekał” - skwitował, a wszyscy zaczęli się śmiać. W ten oto sposób powstał kolejny kultowy skecz, jedyny w całości autorstwa właśnie Bohdana.
Zaskakujące jest dla mnie to, że człowiek z takim potencjałem nie chciał napisać nic więcej. Gdyby się do tego zmusił, być może mielibyśmy dziś innego Smolenia. Sam się zresztą często śmiał, że ma „lenia” w nazwisku, skoro nazywa się Smoleń. Oprócz tego lenistwa był człowiekiem słodko-gorzkim, dobrym, szarmanckim zwłaszcza w stosunku do kobiet i chciałabym żeby takim właśnie został zapamiętany.
- rozmawiała Marta Kawczyńska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Katarzyna Olkowicz, autorka książki "A tam, cicho być! Biografia Bohdana Smolenia", jest dziennikarką. Była związana z wieloma tytułami prasowymi, w tym z „Expressem Wieczornym” i „Vivą!”. Pracowała jako zastępca redaktora naczelnego w „Pani”, „Zwierciadle” oraz „Twoim Stylu”. Absolwentka dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego i psychologii społecznej SWPS.