Nie każdy człowiek ma sumienie
piątek,
5 sierpnia 2022
Objawiają się różni „dobrotliwi psychologowie”, którzy mówią, że „człowieka trzeba zrozumieć, bo miał trudne dzieciństwo”. W ten sposób usprawiedliwiają przestępstwa, nawet te drastyczne – mówi dr Kazimierz Szałata, filozof i etyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
TYGODNIK TVP: W lipcu Sejm uchwalił nowelizację kodeksu karnego, a w piątek 5 sierpnia odrzucił niemal wszystkie poprawki senackiej opozycji. Prawo karne zostanie zaostrzone, między innymi wprowadzona zostanie kara 30 lat pozbawienia wolności oraz bezwzględnego dożywocia (bez możliwości warunkowego zwolnienia). Czym właściwie powinna być kara?
KAZIMIERZ SZAŁATA: Kara jest zawsze reakcją na zło, które niszczy kondycję moralną sprawcy, ustalony ład społeczny i relację człowieka do Boga. Kara ma zadanie naprawcze poprzez resocjalizację, a także poprzez tworzenie poczucia sprawiedliwości. Na pewno nie może być zemstą za popełnione zło, albowiem zemsta zawsze wiąże się ze złymi emocjami. Poczucie krzywdy i zemsty rodzą się w człowieku w sposób naturalny, ale po to są władze wykonawcze – oceniające daną sytuację i rozważające racjonalnie jak wyrządzone zło można naprawić – by zemsty uniknąć. Jak wiemy, jeżeli ktoś z zemsty sam próbowałby wymierzyć karę, również będzie podlegał osądowi i karze.
Sposoby realizacji kary powinny być modyfikowane – w oparciu o doświadczenie i rzetelna wiedzę – po to, żeby skutecznie spełniała rolę resocjalizacyjną. Żeby naprawiała człowieka i uzdalniała go do powrotu do życia w społeczeństwie. Ale kara powinna również dawać temu społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa. Niekiedy bywa z tym problem. Na przykład w ostatnich latach znacząco wzrosła przestępczość wśród młodocianych. Istnieje poważny dylemat, jak należy traktować młodocianych bandytów, zabójców.
W Polsce odpowiedzialność karną ponoszą osoby, które skończyły 17 lat. Granica wieku powinna zatem zostać obniżona?
Z dokładnym wyznaczeniem tej granicy jest problem, albowiem należy ocenić dojrzałość młodych sprawców. To można zrobić podczas procesu sądowego. Dlatego każdy przypadek powinien być rozpatrywany oddzielnie. Natomiast nie ulega wątpliwości fakt, że granica wieku przestępców wyraźnie się obniżyła. Tym samym środki prewencyjne i wychowawcze muszą się zmieniać. Są zabójcy, którzy mają po 13-14 lat… Często działają w poczuciu bezkarności. Pamiętam sytuację, kiedy usłyszałem krzyk kobiety. Pobiegłem do niej, leżała ze złamaniem otwartym ręki. Świadkowie złapali dwóch małolatów, którzy ją napadli. Wezwano policję. Jeden ze sprawców, używając bardzo wulgarnych słów, powiedział do policjanta: „Ostrzegam, jestem małoletni. Tylko spróbuj mnie ruszyć!”.
Nikt nie może mieć poczucia bezkarności, nawet małoletni. Poczucie bezkarności demoralizuje. Oczywiście kara, resocjalizacja w przypadku małoletnich wymaga specjalnej troski i wrażliwości. To jest trudne. Ale społeczeństwo musi być chronione również przed przestępcami małoletnimi.
Wspomniał pan, że kara powinna spełniać rolę resocjalizującą. Można się jednak zastanawiać, na ile resocjalizacja – w warunkach więziennych, demoralizujących – jest możliwa, i czy nie jest ona mitem.
To jest poważny problem. Pytanie o skuteczność resocjalizacji stawiane jest w dyskusjach na całym świecie. Istnieje dylemat, co zrobić, by więzienie nie było miejscem, które demoralizuje.
Nowelizacja kodeksu karnego przewiduje także zaostrzenie prawa dotyczącego ruchu drogowego. Na przykład możliwa będzie konfiskata pojazdów nietrzeźwych kierowców.
Mamy stosunkowo łagodne środki zapobiegawcze wobec wykroczeń i przestępstw drogowych, szczególnie tych najbardziej drastycznych. Mam z tym związane osobiste doświadczenie, które ilustruje paradoks iż, jeśli ktoś przekroczy ciągłą linię zostaje natychmiast ukarany mandatem i punktami karnymi. Jeśli natomiast zabije kogoś na przejściu, przez kilka lat będzie się bronić w procesie karnym i ewentualnie dostanie coś „w zawieszeniu” nie ponosząc nawet kosztów sądowych, bo na przykład nie pracuje zawodowo. To się musi zmienić.
Należy zmienić nasze myślenie wobec osób, które z premedytacją używają pojazdów mechanicznych, wyrządzając innym krzywdę. I zacząć ich traktować w kategorii zabójców, a czasem nawet zbrodniarzy. Rozpędzony samochód to bardzo niebezpieczne narzędzie.
Oczywiście każdy przypadek jest inny i należy takie sytuacje rozpatrywać indywidualnie. Od tego są sądy i ławnicy, którzy w mojej ocenie powinni odgrywać rolę bardziej aktywną. Mam wrażenie, że najczęściej są to osoby, które przysypiają w trakcie rozprawy i nie mają zwyczaju albo odwagi się odezwać. A przecież są powoływani z ramienia społeczeństwa, żeby brać udział w procesie i wyrażać swoje opinie.
Kwestią często podlegającą dyskusji jest wymiar kary.
Tak, tym bardziej, że czasy się zmieniają, a wraz z nimi typy przestępstw. Za przykład mogą posłużyć przestępstwa dokonywane przy pomocy telefonów komórkowych czy systemów informatycznych. Dlatego kodeks karny musi być stale aktualizowany, i to w każdej dziedzinie.
Oczywiście niezmienne pozostają zasady: za dobre czyny należy obywatela nagradzać, a za złe karać, by w społeczeństwie było poczucie sprawiedliwości. A ponadto, by można było dać człowiekowi, który wyrządził zło, szansę powrotu na normalną, prawą drogę życia, i by mógł razem z nami rozwijać się i doskonalić. Chodzi o to, by każdy miał szansę powrotu na prawą ścieżkę życia.
Zresztą każdy z nas popełnia pewne uchybienia, mniejsze lub większe, a rolą społeczeństwa jest stworzenie odpowiednich warunków do tego, żebyśmy mogli mieć szansę zadośćuczynienia ewentualnej krzywdzie i zwykłej poprawy.
A jaki ma pan stosunek do kary śmierci?
To jest temat często rozważany w literaturze. W kwestii kary śmierci osobiście zawsze sięgam do rozważań ks. prof. Tadeusza Ślipko, który był moim profesorem etyki. Na studiach wprawdzie raczej nie lubiliśmy jego podręczników, gdyż były bardzo formalne i zawierały mnóstwo definicji, jednak wraz z upływem czasu coraz częściej korzystam z jego dorobku. To był filozof klasyczny w dosłownym tego słowa znaczeniu, który nam wszystko uporządkował i zdefiniował.
Czasem odnoszę wrażenie, że dyskusje o karze śmierci są tak naprawdę rozmowami o niczym, ponieważ każdy – używając tych samych pojęć – mówi o czym innym; każdy po swojemu rozumie pojęcia, którymi się posługuje. Dlatego zdefiniowanie podstawowych pojęć w etyce jest absolutnym fundamentem tego, by dyskurs był poważny. To właśnie zawdzięczamy podręcznikom ks. prof. Tadeusza Ślipko.
Ks. prof. Tadeusz Ślipko w książce „Kara śmierci: za czy przeciw” doszedł do wniosku, że nauka Kościoła o karze śmierci ma charakter historyczny, a nie ponadczasowy, że „Kościół w sprawie kary śmierci nie przekazuje Bożej doktryny moralnej, ale przemawia w imię własnego ludzkiego autorytetu, który nawet dla wierzącego katolika problem ten czyni kwestią otwartą”. I zwrócił uwagę, że w niektórych okolicznościach, w przypadku najcięższych przestępstw, kara śmierci jest moralnie dopuszczalna.
Historia poucza nas, że jest to kara wyjątkowa. Zasada bowiem absolutnego poszanowania życia jest zasadą powszechną. Nikomu nie można odbierać życia. Natomiast są sytuacje, w których jest to jedyny sposób, by uratować pozostałą część społeczności. Myślę chociażby o sytuacji wojennej.
Pamiętam też rozmowę z lat 90. z młodym policjantem, który brał udział w akcji uwolnienia dzieci, będących zakładnikami. Terrorysta groził, że wysadzi w powietrze siebie razem z dziećmi. Tak więc policjant wykonał wyrok śmierci w sytuacji, w której absolutnie innego wyjścia nie było. Musiał być precyzyjny, pomyłka kosztowałaby życie wielu osób. Zrobił to, paradoksalnie rzecz ujmując, w imię zasady ochrony ludzkiego życia, jako dobra nadrzędnego.
Nie wolno zabijać. Nawet w ramach zemsty czy wyrównania krzywd. Śmierć mordercy nie przywróci nam tego, co straciliśmy, nie wyrówna krzywd. Ale nie można zapomnieć, że są sytuacje, kiedy wyeliminowanie człowieka z danej społeczności jest nieunikniona koniecznością, by uratować innych.
Jest jeszcze jedna sytuacja, w której kara śmierci jest dopuszczalna. Mianowicie, wprowadzenie jej prewencyjnie, jako wskazanie miary dokonanej zbrodni, ale bez jej egzekwowania. Są kraje, w których kara śmierci została utrzymana, ale od lat żaden tego typu wyrok nie został wykonany.
Wymiar sprawiedliwości międzywojennej Polski.
zobacz więcej
Można jakoś dotrzeć do świadomości przestępcy?
Jest to problematyczne. Był czas, gdy dostawałem dużo listów od więźniów (prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego). W żadnym z nich osadzony nie wyrażał skruchy, nie miał poczucia, że zrobił coś złego. Często było wręcz odwrotnie. Na przykład jeden z nich żalił się: „Postąpiłem dobrze, bo zrobiłem porządek na osiedlu i za to dziś cierpię...”.
Dlatego potrzebna jest ciężka i rzetelna praca wychowawców, psychologów, by docierać do świadomości zwłaszcza młodych przestępców, by zrozumieli, że warto żyć uczciwie.
Pobyt w więzieniu powinien być takim momentem w życiu, w którym osadzony uświadomi sobie, że jest coś warty, że jest komuś potrzebny. I że nie jest śmieciem wyrzuconym na margines życia społecznego. Jeżeli zabraknie szacunku dla osadzonego, to i on przestanie szanować samego siebie. A tym samym przestanie dbać o to, żeby się wyprostować, żeby spróbować dostrzec zło, którego jest sprawcą, a następnie je naprawić. Dobrą drogą jest umożliwienie więźniom pracy.
Drogą do odkupienia swoich win?
Raczej taką, dzięki której poczują się przydatni. Podam przykład: wielokrotnie byłem wolontariuszem podczas powodzi. W Wilkowie pomagali nam więźniowie. Bardzo dbali o to, by wieczorem móc powiedzieć wychowawcy, że byli uprzejmi i dobrze pracowali.
Przed urzędem gminy zorganizowano „giełdę” wolontariuszy. Przyjeżdżali tam mieszkańcy, którzy prosili o pomoc. Zawsze mówili: „Najlepiej, gdyby przyszło do nas dwóch więźniów”. Skazani byli grzeczni i uczynni. Oczywiście to byli ludzie, którzy zrobili w życiu coś złego, a może nawet strasznego, być może ich uprzejmość była na pokaz. Ale im naprawdę zależało na tym, żebyśmy dostrzegli, że oni są tacy jak inni i mogą zrobić coś dobrego.
Czy kierując się prawami człowieka, godnym traktowaniem więźniów, czasem jednak nie zapominamy o ofiarach, które przecież też miały swoje prawa? Przypomnę tylko Andersa Breivika, który w 2011 roku na wyspie Utoya zabił 77 osób. Warunków życia, w jakich ten zbrodniarz odbywa karę 21 lat więzienia (najwyższy wymiar kary w Norwegii; kara jednak będzie mogła być przedłużana), niejeden człowiek – prowadzący przyzwoite, uczciwe życie – mógłby mu pozazdrościć. On może nawet prowadzić korespondencję ze swoimi sympatykami…
Osadzonemu należy zapewnić podstawowe prawa człowieka: nie może być głodny, musi mieć normalne warunki higieniczno-sanitarne, do tego celę, w której jest ciepło, a w niej miejsce do spania. Ale inne wygody? Wielu ludzi nie stać na codzienny dostęp do prasy. Breivik mógł liczyć na taki przywilej… To ma być kara, a nie wczasy.
Niekiedy mamy do czynienia z przesadną dbałością i wrażliwością wobec praw osadzonych, zapominając o ofiarach, które na przykład po utracie zdrowia i sprawności tracą zdolność do pracy, walczą o podstawowe środki do życia. Oczywiście każdego człowieka, nawet więźnia, należy traktować z godnością. Natomiast nie można zapominać, że kara jest pozbawieniem skazanego części praw.
Ponadto, objawiają się nam różni „dobrotliwi psychologowie”, którzy tłumaczą postawę więźniów. Mówią, że „człowieka trzeba zrozumieć, bo miał trudne dzieciństwo”, itd. W ten sposób usprawiedliwiają oni przestępstwa, nawet te drastyczne. Zdarza się, że w tym samym dniu, kiedy człowiek popełni przestępstwo, z łatwością zwalniają go z odpowiedzialności. To jest wynik niefrasobliwości, ale też mody na pobłażanie przestępcom. Taka narracja w rzeczywistości stępia naszą wrażliwość. Jako społeczeństwo odpowiadamy za bezpieczeństwo obywateli – nie można o tym zapominać.
Zapytam o karę bezwzględnego dożywocia. Czy kara, zgodnie z którą człowiek resztę życia spędzi w więzieniu, oznacza, że nie należy po nim spodziewać się poprawy? I że może on stanowić zagrożenie dla współwięźniów oraz pracowników zakładu penitencjarnego?