Ojciec Jacek Salij kończy 80 lat i zdecydowanie jest to powód, aby przypomnieć jego postać i fantastyczną działalność nie tylko w warszawskim klasztorze na Freta, ale też w wielu innych miejscach i dziedzinach. Przez kilka dziesięcioleci prowadził w dominikańskim miesięczniku rubrykę „Szukającym drogi”, w której odpowiadał na niezliczone pytania czytelników dotyczące wiary, religii, Kościoła, relacji z Panem Bogiem i z drugim człowiekiem. Ale jak odpowiadał?! Pisał fascynująco „nie profesorskim” językiem, najtrudniejsze sprawy wyjaśniał bez śladu naukowego zadęcia czy nadmiaru erudycyjnych popisów, odwoływał się do przykładów z życia. Czytelnicy na pniu kupowali potem książki ze zbiorami tych felietonów, wydawane po dwa czy trzy razy i jeszcze pożyczali sobie nawzajem.
– To jest opoka – mówi dziennikarka i pisarka Alina Petrowa-Wasilewicz, która poznała ojca Salija dawno temu za pośrednictwem poetki Anny Kamieńskiej, zaprzyjaźnionej z jej rodzicami. – To jest człowiek, który odpowie na wątpliwości, da „glebę” intelektualną, bo wiara karmi się rozumem, on nie zostawi bez odpowiedzi.
– Ojciec Jacek był ważnym uczestnikiem dialogu między środowiskami katolickimi i uczestnikami protestu w Marcu’68, skupionymi wokół Jacka Kuronia i Adama Michnika – dodaje prof. Jacek Czaputowicz, były minister spraw zagranicznych. – Dla środowisk początkujących opozycjonistów, do którego wtedy należałem, krużganki i sale katechetyczne w klasztorze oo. dominikanów na Freta były zawsze otwarte, że przypomnę tylko spotkanie Sekcji Kultury warszawskiego KIK z Antonim Macierewiczem, członkiem KOR, zorganizowane w czasie, gdy wykłady Towarzystwa Kursów Naukowych były sparaliżowane przez bojówki Socjalistycznego Związku Studentów Polskich.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
A przecież jest ten jubilat profesorem teologii, wybitnym uczonym, promotorem licznych prac doktorskich, autorem dziesiątków książek oraz tysięcy artykułów. Był członkiem wielu różnych ważnych gremiów naukowych i społecznych, niekiedy – w czasach słusznie minionych – nieco niejawnych, w ostatnich 30 latach już całkiem oficjalnych. A przede wszystkim był duszpasterzem i gdyby ktoś miał wątpliwości ze zrozumieniem tego słowa, powinien je rozdzielić na dwie części: „pasterz – dusz” i w ten sposób spojrzeć na działalność Ojca Jacka. Że był – i jest – pasterzem dusz, które szukają pomocy.
– A wszystko jest zbudowane na fundamencie jego bardzo głębokiej duchowości, najgłębszego zrozumienia chrześcijaństwa, niesłychanie mocnej wiary i oparte o fantastyczne intelektualne zaplecze – wyjaśnia nam Alina Petrowa-Wasilewicz, autorka (z Jackiem Borkowiczem) wywiadu-rzeki z ojcem Jackiem pt. „Świętowanie Pana Boga”.
Po pierwsze: życie
Nikt już dzisiaj o tym nie pamięta, ale w końcówce lat 70. XX wieku – czyli w latach szalejącej „wolnej” aborcji – za najdrobniejsze choćby publiczne wystąpienie na rzecz obrony życia nienarodzonego każda redakcja czy inny podmiot życia społecznego miała błyskawiczne kłopoty ze strony cenzury, czy innego organu represyjnej władzy. I w takich okolicznościach trzej księża z kilkorgiem świeckich podejmują taką właśnie działalność: skromną i cichą ofertę pomocy dla dziewczyn i kobiet w ciąży wahających się, czy urodzić dziecko. Na czele stoi ojciec Jacek Salij, wciąż młody, ale już naukowo ustabilizowany, z habilitacją, więc i profesorską karierą w perspektywie – choć także z solidną teczką inwigilacji, skoro w 1975 roku podpisał List 59 – sprzeciw wobec planowanych w Konstytucji PRL zmian polegających na wprowadzeniu „kierowniczej roli PZPR” oraz „wieczystego sojuszu ze Związkiem Radzieckim”. Ojciec Jacek, jak opowiadali mi współtwórcy ruchu „Gaudium vitae”, wówczas bardzo młodzi Wanda i Andrzej Urmańscy oraz starsza o pokolenie Maria Wolframowa, był zawsze oparciem, zawsze można było na niego liczyć, nigdy nie odsyłał do innych czynników lub „na później”.