Rozmowy

Po co naukowcy próbują „wskrzesić’’ tygrysa tasmańskiego?

Naukowcy wykorzystali materiał genetyczny szczeniaka, który od ponad stu lat jest zakonserwowany w alkoholu. Uzyskano w ten sposób prawie kompletne DNA wilkowora – wyjaśnia prof. Tomasz Sulej, biolog.

TYGODNIK TVP: Amerykańska firma biotechnologiczna we współpracy z naukowcami z uniwersytetu w Melbourne planuje ,,wskrzesić’’ tygrysa tasmańskiego. Zanim porozmawiamy, po co i dlaczego, powiedzmy, co to było za zwierzę?

TOMASZ SULEJ:
Nazwa „tygrys tasmański” jest nieco kontrowersyjna. Po polsku nazwalibyśmy go wilkoworem. Wór dlatego, że to torbacz, choć drapieżny. Zwierzę wyglądało trochę jak dzisiejszy pies, średnich rozmiarów, ale miało pręgi jak tygrys. Stąd angielska nazwa brzmi „tiger”. Po polsku nazywaliśmy go wilkiem workotowatym, a obecnie wilkoworem tasmańskim. To było rzeczywiście dosyć niezwykłe zwierzę, bo, jak powiedziałem, choć z grupy torbaczy, ale było też drapieżnikiem. Warto przy tym podkreślić, że wyewoluował on zupełnie niezależnie, jako osobna gałąź, która bardzo wcześnie oddzieliła się od innych drapieżnych łożyskowców. To bardzo ciekawy i fajny przykład na to, że ewolucja prowadzi różnymi drogami do prawie tego samego.

Skoro był on tak niesamowity, to dlaczego wyginął?

To zwierzę dzisiaj rzeczywiście jest wymarłe. Niestety, my ludzie przyczyniliśmy się do jego wytępienia. Miało to miejsce głównie w Australii, gdzie osobnik ten występował i żył. Ostatnie sztuki były obecne na terenie Tasmanii, stąd przymiotnik „tasmański”.

Wilkowór był oskarżany o to, że poluje na owce i kury, dlatego pierwsi osadnicy w Tasmanii, ale i na terenie całej Australii, tępili go, uważając za szkodnika na czterech łapach. Ostatnie egzemplarze były jeszcze obecne w ogrodach zoologicznych i próbowano je w jakiś sposób ratować i ocalić przed wymarciem. Niestety, w 1936 roku padła ostatnia sztuka i wtedy gatunek ten wyginął na dobre.

W Polsce przez pewien czas w Muzeum Ewolucji Instytutu Paleobiologii PAN mieliśmy okaz wypchanego wilkowora. To dowodzi, że był też jakiś polski wkład w wyginięcie tego gatunku. Wtedy jednak nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że to zwierzę tak szybko zniknie, a zabijając je, przyczyniamy się do jego zagłady.

Powiedzieliśmy, że wilkowór głównie zabijał owce i kury, ale skoro istniał, to być może był naturze potrzebny?

Park plejstoceński. Czy odtworzenie wymarłych gatunków uzdrowi Ziemię?

„Zrobienie” mamuta i innych dawnych zwierząt ma odbudować ekosystemy.

zobacz więcej
Być może to nie on zabijał te owce i kury... Tak mówili ludzie, a jaka była prawda, tego nie wiemy. Na pewno wilkowór był drapieżnikiem, a te są bardzo potrzebne w każdym środowisku, bo eliminują osobniki chore i słabe. Czuwają w pewnym sensie nad tym, by populacja roślinożerców była w dobrej kondycji. Gdy nie ma drapieżników czy myśliwych, to osobniki chore na choroby zakaźne lub posiadające w swoim organizmie pasożyty trwają w populacji i zakażają osobniki zdrowe. A gdy drapieżnik działa, to wyłapuje te słabsze, chore i wprowadza pewnego rodzaju równowagę w przyrodzie. Na pewno wilkowór w dzikich miejscach Tasmanii pełnił właśnie taką rolę. Poza tym wiemy obecnie, że różnorodność w ekosystemie jest niesamowicie potrzebna. Środowiska, w których jest dużo różnych gatunków zwierząt i roślin, są dużo bardziej stabilne i odporne na zagrożenia. Dlatego warto dbać o gatunki, które trwają i o te, które są zagrożone, ale też próbować odtwarzać te wymarłe.

Można powiedzieć, że dziś wilkowór ma swoje „pięć minut” za sprawą amerykańskich i australijskich naukowców. Dlaczego to właśnie oni podjęli się próby odtworzenia tego gatunku?

Grupa naukowców z Australii, a dokładnie z Melbourne, dogadała się z amerykańskimi uczonymi, ponieważ mają oni doświadczenie w próbach odtworzenia mamuta. Wspólnie więc podjęli próbę przywrócenia wilkowora na nowo do środowiska. Wykorzystali materiał genetyczny, który od ponad stu lat był trzymany w zakonserwowanym w alkoholu szczeniaku. Uzyskano w ten sposób prawie kompletne DNA wilkowora. Teraz naukowcy zapowiadają, że będą próbować go odtworzyć, co oznacza, że w jakimś innym torbaczu pozmieniają DNA tak, żeby w tych miejscach, gdzie geny tego torbacza różnią się od genów wilkowora, włożyć właśnie geny wilkowora. Prawdopodobnie tych różnic nie ma aż tak wiele. Wymienione w embrionie DNA sprawi, że torbacz urodzi pierwszego „nowego” wilkowora.

Czy wystarczą dwie, trzy odtworzone sztuki?

Myślę, że odtworzone nawet pojedyncze sztuki wilkowora nie byłyby zbyt nieszczęśliwe. Co innego z mamutami: z nimi byłby pewien problem, bo były to zwierzęta stadne, tak jak dzisiejsze słonie, które potrzebują do życia stada, relacji, a do tego bardzo źle znoszą samotność. Być może stąd też bierze się tak wiele znaków zapytania co do możliwości ich odtworzenia. Przy wilkoworze jest ich zdecydowanie mniej.
To z tego osobnika, zakonserwowanego w alkoholu 100 lat temu, pobrano materiał genetyczny. Fot. Miller/Fairfax Media via Getty Images
Ale czy to dobry pomysł? Zapewne będzie wielu przeciwników takiej ingerencji w naturę.

To jest bardzo ciekawy pomysł pod względem naukowym. Wygląda na to, że z odtworzeniem mamuta jest wciąż bardzo duży kłopot. Naukowcy już dawno temu zapowiadali, że go odtworzą i ciągle się to nie udaje. Przyczyn może być kilka. Po pierwsze nie mamy tak kompletnego DNA, jak w przypadku wilkowora. Drugi, dużo poważniejszy problem to bardzo długa ciąża u słoniowatych. Pamiętajmy, że mamut urodziłby się z samicy dzisiejszego słonia. A ciąża u słoni trwa około dwóch lat, w związku z czym okres, kiedy trzeba by utrzymać inny gatunek w brzuchu samicy słonia, trwałby bardzo długo. Pojawia się więc ogromna masa przeszkód z tym związanych.

Inaczej jest w przypadku torbaczy. Tu ciąża trwa bardzo krótko. Po około dwóch tygodniach zarodek, na bardzo wczesnym etapie rozwoju, opuszcza macicę i przechodzi do torby, gdzie odbywa się pozostały okres jego rozwoju. W związku z tym, czas, który wilkowór spędziłby w matce innego gatunku, byłby naprawdę bardzo krótki. Dlatego szansa, że ten eksperyment zakończy się sukcesem, jest o wiele większa.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Oczywiście, tak jak pani zauważyła, wiele osób będzie miało wątpliwości natury etycznej, poczucie manipulowania przy genach. Uważam jednak, że nie ma z tym jakiegoś ogromnego problemu. Moim zdaniem przy okazji rozwoju tego typu technik nauczymy się leczyć choroby genetyczne u człowieka. Obecnie borykamy się z wieloma przypadłościami, które związane są z uszkodzeniem jednego genu. Każdy rodzic chciałby, aby jego dziecko było zdrowe, więc być może dzięki właśnie takim zabiegom, postępowi nauki, nauczymy się leczyć różnego rodzaju choroby związane z dysfunkcją genów.

Warto przy tym pamiętać, że technikę edycji DNA, mówiąc brzydko – manipulowania przy genach, wykorzystujemy już od dawna: weźmy chociażby krowie mleko, jeśli chcemy, by obecna w nim była insulina. Wiele lekarstw można produkować właśnie w ten sposób. Często zmusza się komórki bakterii do tego, by produkowały jakąś substancję, która jest nam potrzebna. Ja jestem więc raczej zwolennikiem takich metod. Oczywiście pojawiają się też głosy, że skoro podejmujemy się takich działań, to ktoś za chwilę będzie próbował manipulować genami człowieka. Na szczęście środowisko naukowe jest w tej kwestii tak jednomyślne, że jakiekolwiek próby takich doświadczeń zostałyby szybko ukrócone. Czym innym jest odtwarzanie wymarłych gatunków, do których zagłady przyczynił się człowiek, a czym innym manipulowanie przy ludzkim DNA.

Czy na przestrzeni ostatnich lat udało się odtworzyć jakieś gatunki?

Udało się z gatunkami, które dopiero co wymarły i dosyć szybko przywrócono je do ekosystemu. Niestety w przypadku mamutów – jak już powiedziałem – czy innych zwierząt, które wyginęły kilkaset lat temu, to się niestety wciąż jeszcze nie udaje. Jeżeli miałoby to miejsce, to rzeczywiście byłby to nie lada sukces. Być może biologia szykuje nam niespodzianki, o których wciąż nie wiemy, a zabawa w pana Boga może się okazać nie taką prostą sprawą, jak nam się wydaje.

Uważano je za gatunek wymarły. Myszojelenie są w polskich zoo

Po 30 latach „wróciły do życia” dzięki fotopułapkom zainstalowanym w lasach Wietnamu.

zobacz więcej
Są rzecz jasna takie gatunki zwierząt jak chociażby myszojeleń, który przetrwał, choć wydawało się, że wyginął. Można zażartować, że z wilkoworem jest podobnie, bo co chwila pojawiają się głosy, że ktoś gdzieś go widział. Nie jest to jednak udokumentowane, ale co jakiś czas takie informacje się zdarzają. Trudno uwierzyć w to, że przy wszechobecnych kamerach taki zwierzak czy kilka jego osobników uchowałyby się niezauważone.

Właściciele psów klonują ukochane pupile. W Korei działa instytut, do którego jeżdżą ludzie z całego świata ze szczątkami swoich zmarłych zwierzaków i dostają kopie swoich pupili. Wszystko rzecz jasna zależy od gatunku. Pamiętajmy, że do odtworzenia danego gatunku potrzebna jest matka płodu i, tak jak mówiłem, w przypadku dużych zwierząt jest to dużo bardziej skomplikowane.

I naprawdę warto próbować?

To jest wciąż trudne pytanie, które przy takich eksperymentach się pojawia: czy przeznaczać pieniądze na ochronę środowiska, czy na odtworzenie gatunków. Myślę, że idealnie by było, gdybyśmy mieli pieniądze i na to, i na to. Gdy się pojawiają tego typu wyzwania, naukowcy je uwielbiają, więc tak czy siak ktoś będzie próbował to robić. Jestem przekonany, że przy okazji zarówno nauka, jak i leczenie ludzi pójdą do przodu i wszyscy na tym skorzystamy.

– rozmawiała Marta Kawczyńska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Dr hab. Tomasz Sulej, prof. nadzw. IP PAN jest biologiem, paleontologiem. Specjalizuje się w badaniu ewolucji bazalnych archozaurów i płazów z grupy temnospondyli oraz paleontologii triasu.  
Zdjęcie główne: Rok 1933. Jeden z ostatnich wilkoworów żyjących w tasmańskim ZOO. Fot. Universal History Archive/Universal Images Group via Getty Images
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.