Historia

Czy honor jest ważniejszy od pokoju? Czy bez Józefa Becka „pasalibyśmy Niemcom na Uralu krowy”?

Nie zgodził się na oddanie Gdańska i na sojusz z Niemcami Hitlera. Świetny polityk i dyplomata czy grabarz polskiej niepodległości.

9 września 1939 roku rozpoczęła się bitwa nad Bzurą, jedyne w kampanii wrześniowej na większą skalę posunięcie zaczepne wobec Wehrmachtu. Nadzieje rozwiały się polską klęską 18 września, nie zaszkodzi dodać, że 17 września rano w granice Rzeczypospolitej wkroczyła Armia Czerwona. Pomimo broniących się jeszcze wydzielonych punktów było już po wojnie.

Inicjatywa strategiczna Wojska Polskiego nad Bzurą nie mogła przynieść więcej, niż przyniosła. Nie do końca zmobilizowana armia została zaatakowana jednocześnie z zachodu, północy i południa przez przeciwnika dysponującego wielokrotną przewagą w artylerii, broni pancernej, lotnictwie i środkach łączności. Czy można było przewidzieć taki obrót rzeczy?

Przenikliwsi dyplomaci i specjaliści od polityki mogli przewidzieć klęskę wrześniową, ale było ich bardzo niewielu, a tych niewielu nikt nie słuchał. Minister spraw zagranicznych II RP Józef Beck zdawał się nie przyjmować do wiadomości możliwości wojny z Niemcami, przynajmniej nie w 1939 roku. Przecież Polska była chroniona przez świeże gwarancje pomocy złożone w przemówieniu premiera rządu brytyjskiego w Izbie Gmin w kwietniu 1939 roku. Neville Chamberlain oświadczył, że przemawia także – po odpowiednich uzgodnieniach – w imieniu Francji, z którą Polska miała już zresztą układ z 1921 roku.

Wielka Brytania i Francja miały opinię, szczególnie w Polsce, niepokonanych mocarstw, zatem tylko szaleniec i samobójca – a Hitler jeszcze nie miał takiej opinii – odważył by się na wojnę na dwa fronty. Tym bardziej, że w Niemczech pamiętano, że wojnę na dwa fronty Niemcy przegrały w 1918 roku. Czyli Polska była zabezpieczona swoją przewidującą polityką zagraniczną.

Tak naprawdę jednak Niemcom nie groziła wojna na dwa fronty. Pełna pacyfistycznych nastrojów Francja czuła się bezpieczna za linią Maginota, a zamorska Anglia nie miała prawie wojsk lądowych, które mogłaby wykorzystać w Europie. Francuzi mając armię o podobnej sile do niemieckiej nie chcieli umierać za Gdańsk, prawie rok później okazało się, że także nie chcieli umierać za Paryż. Z kim ten Beck się umówił, można by zapytać, i dlaczego czuł się bezpiecznie?

W PRL Beck miał prasę jak najgorszą, obwiniano go o klęskę wrześniową, zaś historiografia i propaganda PRL wskazywały zamiast obranej taktyki, opartej na papierowych gwarancjach, „jedynie słuszną” drogę – Związek Radziecki, z którym powinniśmy zawrzeć sojusz przeciwko Niemcom, co oznaczałoby zaproszenie Armii Czerwonej do Polski. Czyli zafundować sobie status satelicki wobec Rosji sześć lat przed PRL. Dla komunisty to rozwiązanie idealne, ale w Polsce nie było wielu komunistów. Dla Polaków sojusz z Sowietami był śmiertelnym niebezpieczeństwem i nikt poważny nie brał go pod uwagę.

Można by powiedzieć, że Józef Beck zrobił co mógł w okolicznościach, w jakich przyszło mu działać, a że wiadomo jak to się skończyło. Ale ministra krytykowano nie tylko w PRL, gdzie odsądzano od czci i wiary całą II RP, ale także w kręgach niepodległościowej emigracji. Skutkiem jego polityki było przecież ponad pięć milionów ofiar śmiertelnych, obozy koncentracyjne, uliczne łapanki, praca niewolnicza, nieznany w historii terror okupacyjny, pacyfikacje i wysiedlenia całych obszarów Polski, hekatomba Powstania Warszawskiego i kompletne zniszczenie stolicy oraz – pośrednio – sowieckie zniewolenie Polski po wojnie na długie dziesięciolecia.

W ostatnim dziesięcioleciu doszła do głosu w Polsce historia alternatywna i z jej dorobku można się dowiedzieć, co by było gdyby Józef Beck zrealizował sojusz z Hitlerem. Szokujące i nie do pomyślenia? Krytycy takiej opcji pod uwagę nie mogą wyzbyć się myślenia o Hitlerze jako o zbrodniarzu jednym z największym w dziejach. Ale w 1938 czy 1939 roku, to jeszcze nie był ten Hitler. Był dyktatorem i antysemitą, ale jeszcze nie zbrodniarzem takim, jakim go znamy z historii. Może wystarczyło tylko zatkać nos w imię Realpolitik?
Minister spraw zagranicznych Niemiec Joachim von Ribbentrop (z lewej) w towarzystwie ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka na dworcu w Warszawie w styczniu 1939. Fot. NAC/IKC
W dobrze udokumentowanej i szeroko czytanej książce „Pakt Ribbentrop – Beck” Piotr Zychowicz ocenia jak najgorzej ministra Becka za to, że postawił na Francję i Anglię. Zachował się jak minister mocarstwa, którym Polska nie była i odmówił Hitlerowi Gdańska i autostrady oraz linii kolejowej do Prus Wschodnich przez Pomorze. Zychowicz rozumie, że to by była wasalizacja państwa, ale lepsza utrata pełnej suwerenności, niż niepodległości, co Polskę ostatecznie spotkało.

A mogło wszystko być inaczej. Marszałek Józef Piłsudski jeszcze gdy Hitler nie był u władzy, ale już na to się zanosiło, wyprawił do niego wysłannika z misją sondażową. Z wyników rozmowy Marszałek był zadowolony zwłaszcza, że Republika Weimarska była skrajnie antypolska. Żądano dawnych ziem zaboru pruskiego i zacieśniano współpracę militarną z Sowietami, co bardzo niepokoiło Piłsudskiego. Jeżeli pisano o Polsce w prasie, to wyłącznie jak najgorzej, a satyryczny periodyk „Kladderadatsch” przedstawiał na rysunkach Polaków jako insekty. Gorzej w czasie pokoju już być nie mogło. Dla kanclerzy weimarskich Polska była państwem sezonowym, które w interesie Niemiec, a nawet Europy powinno zniknąć.

Hitler doszedł do władzy w 1933 roku. Już w 1934 roku podpisał z Polską pakt o niestosowaniu przemocy na 10 lat, a w wypowiedziach wodza III Rzeszy na temat Polski pojawiły się przyjazne, przynajmniej neutralne akcenty, niemożliwe w czasach Republiki Weimarskiej, w „Kladderadatsch” Polacy uzyskali ludzkie rysy, a czołowy organ nazistów, „Volkischer Beobahter” pisał z szacunkiem o Marszałku. Na pogrzeb Józefa Piłsudskiego w 1935 roku przyjechał Herman Göring (druga osoba w państwie), a Adolf Hitler urządził okazałą uroczystość żałobną w Berlinie.

Skąd ta idylla? Hitler przez lata nie chciał Polski podbić, tylko uczynić z niej sojusznika. Wojna miała się zacząć od Francji, zaprzyjaźniona Polska miała ochraniać III Rzeszę przed ewentualnym uderzeniem radzieckim, a za niedługi czas po zwycięskiej kampanii wojska niemieckie i polskie miały odbyć defiladę w Moskwie. Po pokonaniu – jak zakłada Zychowicz – Związku Radzieckiego Niemcy zaczęłyby przegrywać z Amerykanami i Anglikami na Zachodzie Polska zmieniłaby sojusze i znalazła się w obozie zwycięzców II wojny światowej. Pełna niepodległość Polski była możliwa jedynie po pokonaniu obydwu wrogów, a przedstawiony w książce scenariusz był jedynym możliwym.

Dlaczego Beck tego nie rozumiał i nie zgodził się w 1938 roku na oddanie Gdańska – i tak przecież niemieckiego – oraz autostrady i nie przystąpił do paktu antykominternowskiego, co było dalszym żądaniem Hitlera? Gdyby zrozumiał, historia Europy i nawet świata potoczyłaby się inaczej. Nie byłoby PRL i obozu demoludów, nie było by także ekspansji komunizmu na świecie, bo nie byłoby Związku Radzieckiego…

W Polsce nie byłoby ofiar i strat i nie byłoby Holokaustu. Nawet gdyby Niemcy zdołały przeciwdziałać zmianie sojuszy przez Polskę i interweniować, to kilka lat później, niż zaczęła się rzeczywiście okupacja, co znaczy odpowiednią ilość strat i ofiar mniej, niż było w rzeczywistości. To Józef Beck przez swoją krótkowzroczność był prawdziwym grabarzem porządku wersalskiego, jaki zapanował po I wojnie światowej…

Realpolitik wymaga pozbycia się odczuć i sentymentów, liczy się przebiegłość i siła, a państwa mają interesy nie imponderabilia do ochrony. A tymczasem Józef Beck wygłosił – już po ponowionych propozycjach niemieckich w sprawie Gdańska 5 maja 1939 roku przemówienie w Sejmie, w którym mówił:

„słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dnia 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań – to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!”

Przecież w II RP w popularnej piosence śpiewano:

Beck rozumiał, że Hitler chce Polaków „zhołdować” pokojowo

Beck musiał zmagać się z zarzutami nie tylko o to, że był świadkiem śmierci gen. Zagórskiego, ale również, że osobiście go zamordował.

zobacz więcej
Morze, nasze morze,
Będziem ciebie wiernie strzec!
Mamy rozkaz cię utrzymać,
Albo na dnie, na dnie twoim lec,
Albo na dnie z honorem lec.


Zapewne w związku z tym przekonaniem minister Beck kontynuował w sejmowym przemówieniu:

„Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor.”

Państwa nie mają honoru tylko interesy, a obowiązkiem władz państwowych jest o nie dbać. Interesem Polaków było przetrwać zbliżającą się nieuchronnie wojnę, a jak się da zarobić coś na Wschodzie, powtarza do znudzenia Piotr Zychowicz. Książka odpowiada na spodziewane w chwili jej pisania zarzuty. Po wojnie bylibyśmy traktowani nie gorzej, niż Włochy. Węgrom i Rumunii, choć były satelitami III Rzeszy przypadł nie gorszy los jak nam, niezłomnym – obóz państw socjalistycznych.

Co do Zagłady to są wyliczenia profesora Timothy’ego Snidera, które mówią, że w krajach w różnym stopniu podległym Niemcom, ale które zachowały państwowość ocalał średnio co drugi Żyd, w krajach pod okupacją – jeden na dwudziestu.

Trzeba było więc mieć państwo wprawdzie wasalne, ale niepodległe. Duce Benito Mussolini do okupacji Włoch przez III Rzeszę nie wydawał jej Żydów. Podobnie regent admirał Miklós Horthy na Węgrzech i conducător Ion Antonescu w Rumunii. Hitler szanował odrębność sojuszników dopóki byli jego sojusznikami i trudno też sobie wyobrazić, że jakieś oddziały Totenkopf biorą się za budowanie obozów zagłady w sojuszniczej Polsce, czy też Eisatzgruppen podążające za polskimi odcinkami frontu wschodniego.

Te i inne argumenty Piotra Zychowicza świetnie się czyta, aż serce rośnie. Szkopuł – jeden z wielu – w tym momencie zmiany sojuszy. Czy zmienilibyśmy w lepszym momencie, niż Węgry i Włochy? Czy Stany Zjednoczone przystąpiłyby do wojny w Europie w obliczu niemiecko-polskiego Blitzkriegu na Wschodzie, czy też utkwiłyby w izolacjonizmie i powstałaby tysiącletnia III Rzesza, z nasza pomocą, od Atlantyku po Ural i „pasalibyśmy Niemcom na Uralu krowy”, jak mówił Józef Beck już internowany w Rumunii. Dla większego realizmu trzeba dodać, że od uzyskania broni atomowej (sierpień 1945 roku) USA mogło by już przystąpić do wojny z najpotężniejszą Rzeszą, mogąc uczynić z Berlina bardzo dużą Hiroszimę.

A jak mógł Beck zapisać Polskę do paktu antykominternowskiego wobec silnie antyniemieckich nastrojów w wojsku, elitach opiniotwórczych i na polskiej ulicy? A tak przy okazji, to musielibyśmy zdradzić – wprawdzie nie wiadomo dlaczego, ale siostrzaną – Francję, a Polak w ogóle nie prowadzi wojen napastniczych, tylko broni ojczyzny. Do pewnego stopnia władze mogą iść przeciw nastrojom społecznym, tylko do jakiego?

Nastroje polskie były wrogie i Rosji i Niemcom. Marszałek Piłsudski przestrzegał przed sojuszem tych naszych odwiecznych wrogów, ostrzegał przed podjęciem wojny na dwa fronty i mawiał: „Zwlekajcie póki się da, a jak już się nie da, podpalcie świat”. Zdaniem Józefa Piłsudskiego Polska powinna wejść do przyszłej wojny jako ostatnia, a spokój na granicy polsko-niemieckiej zapewniony przez pakt z 1934 roku obliczał na cztery lata. Zmarł w 1935 roku i pozostawił uczniów, w tym jednego z najbardziej zaufanych, Józefa Becka.

Józef Beck miał typowy „sanacyjny” życiorys. Legionista, odznaczony czterokrotnie Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari, wykazał się w najbardziej krwawej bitwie Legionów pod Kostiuchnówką. Dzielnie się sprawował w wojnie 1920 roku. Z oficera liniowego, jeszcze w czasie wojny, przechodzi do wywiadu, później oficer sztabowy, dyplomowany pułkownik artylerii, w czasie zamachu majowego, oczywiście, po stronie Piłsudskiego.
Józef Beck na balkonie Ministerstwa Spraw Zagranicznych podczas manifestacji w Warszawie z okazji przyłączenia ziemi zaolziańskiej do Polski. Październik 1938. Fot. NAC/IKC
Komendant docenił jego analizy wywiadowcze, stąd posada kierownika gabinetu Marszałka, wicepremiera i w 1932 roku ministra spraw zagranicznych. Pilnie słuchał nauk Szefa, którego, jak inni pułkownicy, darzył prawdziwym kultem. Według Piotra Zychowicza naukom Mistrza się sprzeniewierzył, bądź ich nie zrozumiał. Co by zrobił Marszałek w 1938 i 1939 roku? Czy zawarł by takie same sojusze z Zachodem, który nie bez racji uważał, za „parszywieńki”, jak jego uczeń? Czy też oddał by Gdańsk? Trudno sobie wyobrazić Komendanta, jako czyjegoś wasala.

Gdańsk i autostrada to byłby dopiero początek, jak wykazał tak zwany kryzys sudecki. Hitler w Monachium zarzekał się, że Sudety to jego ostatnie żądania, pół roku później był już w Pradze. Józef Beck mówiąc w maju 1939 roku w Sejmie o honorze nie mógł tych świeżych wydarzeń nie brać pod uwagę, zatem byłaby to odmowa Niemcom w nieco romantycznej retoryce, co konkretnie znaczyło, że przejrzeliśmy niedoszłego partnera.

Czy Beck sprzeniewierzył się Piłsudskiemu? Piotr Zychowicz wylicza, że Komendant przestrzegał przed wojną na dwa fronty, a Beck do tego doprowadził, że Polska miała wejść do wojny jak najpóźniej, a weszła pierwsza i że nie należy liczyć na zgniły Zachód, a Beck zaufał gwarancjom, które okazały się warte tyle, co papier, na którym je zapisano.

Zychowicz nie był pierwszy w krytyce polityki Becka i w suflowaniu po faktach politykowi możliwości opcji niemieckiej, ale gdy na przykład profesor Paweł Wieczorkiewicz robił to po akademicku, bez zbytniego ładunku emocji, to Piotr Zychowicz (którego recenzentem pracy magisterskiej był Wieczorkiewicz) napisał namiętny pamflet. Józef Beck w jego książce to bête noire w skali Europy i nawet świata, gdzie na demoniczne skutki jego działań złożyły się niespotykana niekompetencja i zadufanie w sobie ministra.

Czy kto inny na miejscu Becka mógł wszystko przewidzieć, co najgorsze i czy naprawdę sprzeniewierzył się myśli politycznej Marszałka? Nie wziął pod uwagę – jak wielu ówczesnych dyplomatów – że ZSRR i III Rzesza mogą wejść w sojusz i podobno, gdy już został zawarty, to go lekceważył i nastąpiła wojna na dwa fronty. Ale co z tego, z samymi Niemcami też byśmy przegrali, właściwie już przegraliśmy przed 17 września 1939. Jeszcze wtedy ostrożny Hitler asekurował się od Wschodu niepotrzebnie, bo Stalin nie uderzyłby na Niemcy „pomagając” Polsce. Chciał wejść do wojny jak najpóźniej, nie był na pewno jeszcze gotowy, co innego zająć połowę pokonanej już faktycznie Polski.

Weszliśmy do wojny jako pierwsi, ale Beck tego nie planował, przecież zabezpieczył Polskę sojuszami. Nawet gdyby w nie nie wierzył do końca, co jest bardzo możliwe, to liczył na to, że Hitler się przestraszy wojny na dwa fronty i rzeczywiście, jak mówią pamiętniki, Führer miał nerwowe chwile, ale zaryzykował, okazało się, że miał rację. No i Beck umiędzynarodowił wojnę III Rzeszy przeciwko Polsce, czyli „podpalił świat”, jak życzył sobie Marszałek. A że nic z tego dla nas nie wynikło, bo front na Zachodzie – pomińmy Włochy jako mniej ważne – powstał dopiero w 1944 roku, tego nikt nie mógł przewidzieć, nawet postulujący „podpalenie” Marszałek.

I tak dalej, i tym podobne – w baśniowej nieco narracji można atakować i bronić Becka. Polityk powinien być przewidujący i kalkulować na zimno, ale na jego zdolności parapsychologiczne i kompetencje astrologiczne żaden naród nie liczy. Co by zrobił Marszałek, gdyby dożył niemieckiego ultimatum w sprawie Gdańska, autostrady i paktu antykominternowskiego? Oddałby Gdańsk i szykował wojsko na Moskwę zapominając o honorze? Oddałby Gdańsk, też zapominając o honorze i szykował wojsko na Niemcy, gdyby zaczęli posuwać się za daleko? Jedno i drugie? Ani jedno, ani drugie licząc, że „parszywieńki” Zachód tym razem nie zawiedzie i można pamiętać o honorze?

Marszałek proponował Francji wojnę prewencyjną z Niemcami w 1934 lub 1935 roku i co do Zachodu miałby jasność. Józef Beck proponował Francji pomoc wojskową, gdyby chciała zareagować na remilitaryzację Nadrenii w 1936 roku, co było złamaniem ze strony Niemiec traktatu wersalskiego.
ODWIEDŹ I POLUB NAS Propozycja została zignorowana i reakcji nie było, a więc i on miał jasność. Zatem nie liczył poważnie na gwarancje, a spodziewał się, że Hitler się przestraszy. Albo zawrócił mu w głowie czerwony dywan, który rozciągnięto dla niego na dworcu w Londynie. Beck był wrażliwy na czerwone dywany – Francja, to wiadomo, ale Anglia, jej gwarancje muszą być poważne. Nie wszystko jest zapisane czarno na białym w źródłach historycznych, do myśli aktorów wydarzeń nie ma dostępu, nie mówiąc już o psychice.

Marszałek Piłsudski zalecał politykę równego dystansu wobec Niemiec i Rosji. Co do Rosji, dystans był oczywisty i naturalny, co do Niemiec, to polskie MSZ było nieczułe na syrenie śpiewy sojuszu antyradzieckiego, za cenę Gdańska i nie zmieniło tego nawet luksusowe trzytomowe wydanie w Rzeszy pism Józefa Piłsudskiego. A zanim nastąpiło złożenie oficjalnych propozycji przez cztery lata były wizyty, rozmowy, na polowaniach co roku bywał w Białowieży Herman Göring .

Dystans zachowano w zgodzie z testamentem politycznym Marszałka poza kryzysem sudeckim, gdzie Hitler mógł liczyć na naturalną osłonę polską w razie próby pomocy sowietofilskim Czechom przez Armię Czerwoną. No i na równy dystans nie wyglądało zajęcie Zaolzia, choć nastąpiło bez pytania Niemców o zdanie. To samo Zaolzie wcześniej zabrali nam Czesi wykorzystując naszą trudną sytuację na froncie wojny z bolszewikami.

Idealnie równy dystans zachowywała żona ministra, Jadwiga Beckowa, jednakowo unikając tańca na przyjęciach dyplomatycznych w Warszawie z kacapami i szkopami, co napisała w pamiętnikach („Byłam ekscelencją”). Narodowości sąsiadów tak właśnie zapisała.

Sam Marszałek nie miał równego dystansu do zaborców, poszedł z Legionami z jednym przeciwko drugiemu. Do utrzymywania równowagi i równego dystansu z dwoma wrogami potrzebna jest siła. Nie miał jej Józef Piłsudski mając tylko Legiony. Nie miał jej także Józef Beck, choć wydawało mu się co innego. Przekraczając granicę rumuńską 17 września 1939 miał powiedzieć: „Myślałem, że mam za sobą sto dywizji, a miałem gówno”.

O tych dywizjach to pewnie powiedział mu marszałek Edward Rydz-Śmigły. W tym remanencie po II RP trzeba wyjaśnić, dlaczego mówiąc o polityce zagranicznej mówi się właściwie tylko o Józefie Becku. Sanacja stworzyła specyficzny podział władzy. Dopóki żył Marszałek to wiadomo – z wszystkim, co najważniejsze to do niego.

Po śmierci Piłsudskiego rządził triumwirat; prezydent Ignacy Mościcki, generalny inspektor Sił Zbrojnych, Edward Rydz-Śmigły i minister spraw zagranicznych, Józef Beck. Był jeszcze, oczywiście, premier, Felicjan Sławoj-Składkowski, zajmował się administracją i zasłużył się podniesieniem poziomu higieny na wsi, nie zawsze bywał przy rozmowach politycznych triumwiratu. Beck miał autonomię w sprawach zagranicznych i wiele decyzji podejmował samodzielnie.

Może zbyt wiele, ale Mościcki reprezentował i uświetniał, a Rydz-Śmigły zajmował się wojskiem i czekał na murowaną prezydenturę po Mościckim. We trzech nie mogli zastąpić jednego Marszałka, choć oni z nim przynajmniej rozmawiali, Składkowski tylko meldował.

Co by zrobił sam Marszałek w 1938 i w 1939 roku już pytaliśmy retorycznie, bo inaczej się nie da. W PRL krążył dowcip w formie ogłoszenia prasowego: „Zamienię suwerenność na korzystne położenie geograficzne”, podpisane: „Polska”. Pasuje do lat końca II RP i nie tylko. Kleszcze tego położenia zaciskają się z rożną mocą od czasów panowania Stanisława Augusta do dzisiaj.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Minister spraw zagranicznych Józef Beck z małżonką Jadwigą w oknie wagonu kolejowego na peronie Dworca Głównego przed wyjazdem z wizytą do Rumunii. Fot. NAC/IKC
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.