To jest absurd wojny, która ma oblicze destrukcyjne. Ale żeby to oblicze powstrzymać, trzeba umieć zdobyć się na gest heroiczności, na postawę dobroci i wsparcia, nawet wobec wroga. Ewangelia głosi: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół”.
Wróćmy do pomocy cywilom.
Zwróciłbym uwagę na jeszcze jedną kwestię. Otóż jeżeli korespondent wojenny uratuje komuś życie, udzieli pomocy, to zdobędzie wśród miejscowej ludności zaufanie i popularność. Pomoc ludziom zawsze popłaca. Dziennikarz za sprawą legitymacji prasowej, jak i swoich zasięgów, może podczas wojny zrobić znacznie więcej, niż zwyczajni ludzie. Jeżeli zechce z tych przywilejów skorzystać, to ma wiele możliwości działania. Począwszy od przekazania cywilom swojej żywności, udzielenia wsparcia materialnego i duchowego, po organizowanie zbiórek i transportów żywności czy środków medycznych.
Czy dziennikarz powinien organizować zbiórki pieniędzy dla żołnierzy? W ostatnich dniach zbiórkę na samochody terenowe dla Sił Zbrojnych Ukrainy pomógł nagłośnić Igor Janke. Z kolei Karolina Baca-Pogorzelska zorganizowała zbiórkę na zaopatrzenie dla Batalionu Donbas (jak czytamy na stronie zbiórki: m.in. na leki czy elementy wyposażenia, takie jak pasy taktyczne, nakolanniki, czapki, lornetki, itd.) – krytycznie do tej akcji odniósł się na Twitterze Łukasz Warzecha, argumentując, że angażowanie się po jednej ze stron nie jest rolą dziennikarza.
Jestem za tym, by dziennikarz nie mieszał się do takich spraw. Nie powinien opowiadać się po jednej ze stron. Wcześniej zaznaczyłem, że ten zawód ma charakter posługi, misji. Dlatego legitymacja z napisem „Press” zobowiązuje do zachowania bezstronności. Najlepiej jakby dziennikarz nie był uwikłany w działania zbrojne. Nie chodzi o to, że nie może mieć własnych poglądów, popierać Ukrainy – wielu dziennikarzy stoi po jej stronie – i napiętnować wojsk rosyjskich.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Tylko o to, że wykonując swój zawód powinien dążyć do obiektywizmu i neutralności. Po to, żeby być wolnym, a co za tym idzie – lepiej wykonywać swoją pracę.
W mediach można znaleźć wiele drastycznych relacji, obrazów wojny na Ukrainie. Z jednej strony są one świadectwem okrucieństw dokonywanych przez Rosjan. Z drugiej strony można mieć wątpliwości, czy właśnie ze względu na to jak bardzo są brutalne, powinny być publikowane. Gdzie leży granica między sensacją a rzeczywistością wojny?
Przede wszystkim to, co robi dziennikarz powinno być prawdziwe. Jeżeli odbiorca zapozna się z relacjami z wojny na Ukrainie, to zapewne pomyśli: „Muszą one być prawdziwe, bo przecież autor relacjonuje to, co widział i co jest faktem”. Owszem, może być faktem, tyle że zdarzają się reporterzy, którzy fakty naciągają, nadinterpretują, którzy dramatyzują, gdy sytuacja tego nie wymaga, grają na emocjach, itd. Z wyprawy na wojnę robią fabułę kryminalno-przygodowo-sensacyjną. To jest nieprawdziwe, sztuczne. Co więcej, odbiorca szybko to zauważy. Takie postawy działają na niekorzyść mediów.
Przyglądając się relacjom polskich i zagranicznych korespondentów z różnych wojen, czasem mam wątpliwości, czy nie stosują oni chwytów pod kamerę, czy nie udają. Zdarza się, że dziennikarz zdając relację wygląda tak, jakby dopiero wyszedł z okopu – wyposażony w kamizelkę kuloodporną, w hełm – tymczasem znajduje się sześćset kilometrów od linii frontu… Powinien pokazywać prawdę, być rzetelny i autentyczny. Oddzielać informację od komentarza. Nie może naciągać faktów.
Nasuwa się wniosek, że bardzo ważna jest pokora.
Pokora ogólnie bardzo pomaga w życiu. Św. Alfons Maria Liguori wskazywał, że trzema najważniejszymi cnotami są: pokora, pokora i pokora. Brak pokory prowadzi na manowce. Dziennikarz musi być świadomy, że nie zjadł wszystkich rozumów, że jego interpretacja rzeczywistości jest częściowa. Powinien dalej doszukiwać się prawdy, wytrwale do niej dążyć.
Dla mnie autorytetem dziennikarskim był Ryszard Kapuściński, który przeżył wiele wojen, mierząc się z ich zagrożeniami.