– Zgadzam się, że nie jest to najlepszy moment na wprowadzanie innych podręczników. Jednakże proszę mi wierzyć, że w szkołach, także licealnych, uczniowie niekoniecznie zaopatrują się w podręczniki na samym początku roku szkolnego. Jako rodzic kilkorga – byłych i obecnych – licealistów, przypominam sobie, że książki były kupowane nawet głęboką jesienią. Jeżeli więc komuś nie podoba się podręcznik prof. Wojciecha Roszkowskiego, to naprawdę nie jest zmuszony, by z niego korzystać – mówi dr hab. Paweł Skibiński.
Historyk zarazem wyraźnie zaznacza: – Prof. Roszkowski nie jest dyletantem w dziedzinie pisania podręczników, tylko autorem bardzo doświadczonym, który odnotował spore sukcesy. Do legendy przeszły podręczniki autorstwa profesora i Anny Radziwiłł.
Ponadto zwraca uwagę, że wielu nauczycieli korzysta z podręczników w sposób swobodny. – To środowisko potrafi być zdystansowane do przekazu podręcznikowego. Nauczyciel naprawdę może skorygować pewne sformułowania prof. Wojciecha Roszkowskiego, jeżeli z jakichś przyczyn mu nie odpowiadają – mówi dr hab. Skibiński.
Jeśli nie papież, to kto?
W przestrzeni publicznej zwraca uwagę liczba artykułów, wpisów w mediach społecznościowych, dezawuujących prof. Roszkowskiego. Znamienny jest chociażby tytuł sylwetki profesora, autorstwa Rafała Kalukina, dziennikarza „Polityki”: „Wojciech Roszkowski, pan od Hitu. Co się stało z szanowanym niegdyś historykiem?”, który może sugerować, że profesor postradał zmysły. Kalukin pisze, że autor podręcznika stał się przedmiotem drwin.
A jednocześnie sam używaj mało grzecznego argumentu, dotyczącego wieku prof. Roszkowskiego: „nagle znalazł się w centrum publicznej uwagi, chociaż pewnie w innej roli, niż sam siebie chciałby widzieć. Bo dominuje nie tyle pomstowanie na jego radykalne tezy i osobliwy styl retoryczny, co drwina i politowanie dla dosyć już wiekowego profesora, który – jak najczęściej słychać – odkleił się od rzeczywistości i przestał ogarniać współczesny świat”.
Przykłady ciosów poniżej pasa można mnożyć. Oto jeden z nich: wpis na Twitterze Tomasza Lisa z 5 września: „Jutro w Zetce Roszkowski. Czy kiedyś moje ulubione radio chce nawiązać do litery „Z” z jaką Rosjanie ruszyli na Ukrainę? Nie idźcie tą drogą”.
– Odnoszę wrażenie, że autorzy, którzy atakują Wojciecha Roszkowskiego, w ogóle nie zadali sobie trudu, żeby przeczytać jego podręcznik i cokolwiek o nim się dowiedzieć. Zamiast podjąć próbę merytorycznego odniesienia się do sprawy, usiłują zniszczyć, zdezawuować prof. Roszkowskiego. Nie dostrzegam w ich działaniach siły argumentu, lecz argument siły – komentuje Bronisław Wildstein. – Oskarża się profesora o niekompetencję – kontynuuje pisarz i publicysta. – Jednocześnie zarzucając mu, że prezentuje nietolerancyjny, zamknięty model historii. To jest absurd, bo nauka nie służy do mówienia, na przykład: „Wybierzcie sobie, drogie dzieci, co wam bardziej odpowiada: nazizm czy może komunizm?”, tylko do pokazania, jak te systemy funkcjonowały w historii, do czego prowadziły.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
– To są elementy kampanii medialnej, a nie dyskusji merytorycznej. Odnoszę wrażenie, że gdyby tekst podręcznika był dopracowany w 100 proc., to i tak mielibyśmy do czynienia z takimi wypowiedziami w stronę prof. Roszkowskiego. Osoby, które je formułują, nie tyle nie zgadzają się z interpretacjami profesora, co z zasadniczymi elementami prawdy historycznej. To świadczy o nich jak najgorzej – zauważa dr hab. Paweł Skibiński.