Czy w sequelach „365 dni” będą pracować specjaliści od cenzurowania scen erotycznych?
zobacz więcej
Ciekawe natomiast, jak dalece zniknął czwarty film odnoszący się do niedawnej historii: „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego. Nagrodzono go tylko za kostiumy. Premiera odbyła się wiele miesięcy temu. Ale też od początku ten obraz nie spełnił zadania, jakie mu stawiał reżyser: ideologicznego skandalu. Inaczej niż przed czterema laty „Kler”.
Mniej mam do niego pretensji za okrutny zapis zbrodni na Żydach z roku 1941. Może należało to odgrzebać, choćby nawet po „Idzie” i „Pokłosiu”. Choć widać tu przerysowania: cała wieś idzie mordować Żydów.
Na mnie wręcz karykaturalne wrażenie robiła za to próba opowieści o współczesnej Polsce: rzekomo przywiązanej do antysemityzmu i naznaczonej zbiorową odpowiedzialnością za winy ojców. Wprost wykładana teza, że samo oglądanie się w przeszłość w celu jej uczczenia prowadzi do uprzedzeń i narodowej nienawiści podważa wagę takich wcześniejszych produkcji Smarzowskiego jak „Róża” czy „Wołyń.
W poszukiwaniu prawdy o człowieku
Nie sposób było ogarnąć całego dorobku festiwalu. Pełen uznania dla nieokiełznanej wyobraźni Lecha Majewskiego, nie zdążyłem zobaczyć jego „Brigitte Bardot cudownej”. I bardzo tego żałuję.
Coś jeszcze przekonało mnie jednak, że jedzie się do Gdyni, aby nadal spotykać się z człowiekiem. To mikrobudżetowy obraz „Czas na pogodę” Jacka Raginisa-Królikiewicza, kameralna przypowieść na jedną łódzką kamienicę i dwójkę bohaterów zagranych przez wspaniałych aktorów: Ewę Konstancję Bułhak i Łukasza Lewandowskiego.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Tu nie ideologiczne morały są istotne. To historia o samotnych ludziach, o marzeniach i komedii pomyłek co do intencji, o ludzkim upadku podlanym alkoholem, z pytaniem o szanse na dźwignięcie się. Z pięknym, niejednoznacznym finałem na zwyczajnym balkonie.
Mieliśmy więc na festiwalu spotkanie całkowicie odmiennych biegunów. Z jednej strony surowa prawda „Chleba i soli” demonstrowana przez improwizujących amatorów. Z drugiej, precyzyjny scenariusz przeniesiony z teatralnej sztuki, gdzie tekst podają wielcy teatralni aktorzy. To spotkanie to hymn na cześć różnorodności.
Czy jednak to różnorodność kompletna? Nie widziałem tu wielu ważnych tematów, choćby buntu przeciw potężnym i bogatym. W tym sensie zgadzam się z utrwalonym w jednej z festiwalowych kronik narzekaniem Agnieszki Holland na brak odwagi ludzi kina. Tyle że Holland chodzi o manifesty antyprawicowe. Ja nie doczekałem się remanentów w duchu choćby zeszłorocznej „Lokatorki”.
Czy się doczekam? Marsz zmierza zdaje się w innym kierunku, choć ten kierunek nie jest łatwy do jednoznacznego zdefiniowania. Gdy zaś dodać wątpliwości, czy w każdym przypadku wygrali najlepsi….
– Piotr Zaremba
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy