Historia

Nieznane kulisy rozmowy braci Wałęsów, nagranej przez SB

Na telewizyjną emisję „rozmowy braci” władze PRL zdecydowały się dopiero po uzyskaniu przez Służbę Bezpieczeństwa informacji, że przewodniczący Solidarności najprawdopodobniej otrzyma Pokojową Nagrodę Nobla. 24 września 1983 r. decyzję tę podjął osobiście Jaruzelski, a polskim widzom pokazano ją w tym samym dniu, w którym Norweski Komitet Noblowski decydował o przyznaniu Nobla Wałęsie.

Kulisy nagrania przez Służbę Bezpieczeństwa rozmowy Lecha Wałęsy z jego bratem Stanisławem podczas internowania przewodniczącego Solidarności w Arłamowie oraz późniejsze jego wykorzystanie to materiał na całkiem niezły film. Mamy tu wszystko: od elementów sensacyjnych, po zdarzenia tragikomiczne, gry i gierki różnych stron, zmagania władz z opozycją. Nic tylko usiąść i pisać scenariusz…

Sprawa ma swój początek w lutym 1982 r. Wówczas to Lech Wałęsa, który w pałacu w Otwocku Wielkim koło Warszawy był internowanym na specjalnych warunkach „gościem rządu”, nie mógł pojechać na chrzciny swojej córki Marii Wiktorii. Chrzciny okazały się jednak nader owocne. Otóż w drodze powrotnej z nich Jerzy Kośnik, fotoreporter związany z Solidarnością, wpadł na pomysł zrobienia zdjęć pozbawionemu wolności przewodniczącemu związku i zaproponował to niełatwe zadanie jego bratu Stanisławowi. Ten zgodził się pod warunkiem otrzymania aparatu oraz ogromnej, jak na peerelowskie warunki, kwoty 3 tysięcy dolarów. Udało się te warunki spełnić i cała akcja się powiodła. Na marginesie, po wielu latach Małgorzata Niezabitowska zasługi w realizacji tej niecodziennej sesji zdjęciowej przypisała sobie oraz swojemu mężowi Tomaszowi Tomaszewskiemu. Tymczasem to Kośnik był nie tylko inicjatorem akcji, ale też dostarczył Stanisławowi Wałęsie aparat (automatycznego Olympusa, otrzymanego z Francji) oraz sprzedawał fotografie przedstawicielowi amerykańskiej stacji telewizyjnej ABC.

Kilka miesięcy później narodził się nowy pomysł, by tym razem z Lechem Wałęsą nagrać wywiad. Jego inicjatorem był mieszkający w Kopenhadze Jerzy Kołodziejczyk, który przemycał z Polski na Zachód zdjęcia Jerzego Kośnika. Zainteresował on tym pomysłem redakcję zachodnioniemieckiego „Sterna”, która dostarczyła na potrzeby wywiadu miniaturowy magnetofon na mikrokasety, oraz przygotował listę pytań. Niestety ta akcja, którą ponownie miał zrealizować Stanisław Wałęsa, nie tylko zakończyła się niepowodzeniem, ale też stała się dla peerelowskich władz pretekstem do zorganizowania szeroko zakrojonej kampanii, mającej skompromitować jego brata.

Zakrapiane urodziny w Arłamowie

Stanisław odwiedzał go 29 – 30 września 1982 r. Oficjalnie do ośrodka rządowego w Arłamowie, gdzie przewieziono Lecha Wałęsę, przyjechał w celu złożenia mu urodzinowych życzeń. W rzeczywistości również po to, aby nagrać z nim krótki, zawierający trzy pytania wywiad. Problem w tym, że bracia najzwyczajniej w świecie zabalowali – na prośbę przewodniczącego Solidarności podano alkohol (szampana i wódkę) „zarówno do pokoju, jak i do wszystkich posiłków”.
Arłamów, 15 listopada 1982. Lech Wałęsa w dniu zwolnienia z internowania udzielał wywiadu dla TVP. Z lewej prezenter Dziennika Telewizyjnego Marek Barański. Fot. PAP/Ireneusz Radkiewicz
Nie było w tym zresztą nic nadzwyczajnego, bowiem w trakcie internowania Lech Wałęsa otrzymywał alkohol na życzenie – szczególnie, kiedy przyjmował gości. Nie zmienia to faktu, że pomysł łączenia wódki z szampanem nie był najszczęśliwszy. Tym bardziej, że drugiego dnia pobytu brata, w czasie obiadu, obaj niespecjalnie trzeźwi wdali się w dyskusję o życiu, Solidarności, Kościele i pieniądzach, a niektóre stwierdzenia przewodniczącego związku (np. że „zna dobrze perfidną gierkę klechów”) mogły wręcz szokować. Dzięki podsłuchowi funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa udało się zarejestrować tę rozmowę. A dalsze wydarzenia dały im pretekst, a być może nawet podsunęły pomysł na jej wykorzystanie.

Po kolacji Wałęsowie wyszli na balkon, gdzie Stanisław nagrał zaplanowany wcześniej wywiad z Lechem. Jednak nie zrobił tego w sposób niezauważony – czujni funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu podsłuchiwali go z sąsiedniego balkonu i poinformowali o tym swoich przełożonych. Ci zaś podjęli decyzję o przeszukaniu pokoju zajmowanego przez przewodniczącego Solidarności, dzięki czemu wiedzieli, że magnetofon ma przy sobie Stanisław Wałęsa. Misję jego przechwycenia powierzono Krzysztofowi Bobińskiemu, zastępcy naczelnika Wydziału V Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Przemyślu, który wracał z Arłamowa wraz z bratem Lecha Wałęsy.

Bobiński postanowił wykorzystać fakt, że jego współpasażer interesował się połączeniami kolejowymi lub lotniczymi do Bydgoszczy i zaproponował mu wstąpienie do budynku KW MO w Przemyślu, „obiecując pomoc w zasięgnięciu informacji telefonicznej w tej kwestii”. Stanisław Wałęsa, nieświadomy podstępu („bardzo skupiony”, ale wyraźnie skacowany), przystał na tę propozycję. Nie wiadomo, czy zorientował się, że został wciągnięty w pułapkę, ale – mimo miłej atmosfery (poinformowano go o połączeniach oraz poczęstowano herbatą) – zaczął coś przeczuwać i chciał jak najszybciej opuścić komendę. Jednak nie udało mu się wyjść, został przetrzymany do momentu przybycia oficera śledczego. Został poinformowany o prawdziwym celu jego pobytu na komendzie, czyli przeszukaniu osobistym. Początkowo nie chciał oddać magnetofonu wraz z nagraniem, ale po groźbie rewizji osobistej ustąpił i „ze spodni w okolicy pachwiny wyjął miniaturowy magnetofon z kasetą”. Był zresztą bardzo zainteresowany, czy ten „do niego wróci”, bo – jak stwierdził – „kosztował ponad 70 dolarów”.

Jego zachowanie mogło szokować. Otóż po wyjściu funkcjonariusza śledczego Stanisław Wałęsa – jak relacjonował „goszczący” go zastępca naczelnika Wydziału V KW MO w Przemyślu – miał poprosić, by pozwolono mu poczekać w budynku komendy na pociąg do Bydgoszczy, gdyż jest „zdrowo naprany”. Zaproponował nawet, by przewieziono go na dworzec samochodem służbowym, gdyż „taksówkarzom nie wierzy, bo są zdziercami”. Z obserwacji Krzysztofa Bobińskiego wynikało, że „alkohol dawał o sobie coraz bardziej znać, gratulował mi, że jego, starego konspiratora pokonałem. Zarzekał się, że drugi raz to on zwycięży. Mówił, że ze mną to nawet mógłby współpracować. Zapraszał mnie do siebie do Bydgoszczy”.

Jaruzel wyje melancholijnie

Internowani gotowali „czaj”, tak mocny, że działający niemal narkotycznie. Kawę zaparzali w zakręcanych i opatulanych swetrami słoikach, żeby była mocniejsza.

zobacz więcej
Funkcjonariusz SB był jednak nastawiony zdecydowanie mniej koncyliacyjnie – wyjście Stanisława Wałęsy do toalety wykorzystał do przeszukania jego rzeczy w torbie pozostawionej w pokoju. Mimo to brat Lecha Wałęsy na pożegnanie poprosił go o dwie szklanki, wyjął koniak i „stwierdził, że musimy się razem napić za nasze spotkanie – dla niego niekorzystne, ale w gruncie rzeczy sympatyczne”. Niezrażony protestami Bobińskiego, który miał stwierdzić, że jest na służbie, rozlał alkohol i wzniósł toast za zwycięstwo swego rozmówcy. Po czym wypił całą szklankę koniaku i poprosił o zaopiekowanie się nim, co uzasadniał słowami: „Widzi pan, w jakim jestem stanie”. Jego prośbę spełniono, odwożąc go na dworzec PKP i wsadzając do pociągu.

Film wysłano nawet do Watykanu

Nagrania – co istotne, nie była to jedna taśma, lecz kilka – zostały przekazane funkcjonariuszom Biura Studiów MSW, elitarnej jednostki utworzonej pod koniec 1981 r. do zwalczania kierownictwa opozycji (głównie solidarnościowej). Ci poddali je „obróbce”, której zakresu niestety nie znamy. Odpowiedzialni za nią byli Adam Styliński i Eligiusz Naszkowski (w latach 1980–1981 członek władz krajowych i przewodniczący pilskiej Solidarności, od początku 1981 r. tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Grażyna”, a od 1982 r. etatowy funkcjonariusz SB), którzy działali pod nadzorem Józefa Buraka – zastępcy naczelnika jednego z wydziałów wspomnianego biura.

Powstała w ten sposób – odpowiednio „obrobiona” – taśma została następnie przekazana przez Naszkowskiego dwóm zaufanym dziennikarzom resortu spraw wewnętrznych, pracownikom Komitetu ds. Radia i Telewizji – Jerzemu Małczyńskiemu (z Naczelnej Redakcji Publicystyki Polskiego Radia) i Markowi Lewickiemu (redaktorowi Programu I PR). Oni to – wraz z technikiem telewizyjnym i realizatorem wizji oraz osobą piszącą na syntetyzatorze – przez kilkanaście dni i nocy kontynuowali pracę nad przekazanym im nagraniem. W ten najprawdopodobniej sposób powstała głośna audycja „Pieniądze”, wyemitowana przez Telewizję Polską 27 września 1983 r., czyli blisko rok po nagraniu rozmowy braci Wałęsów.

Jednak materiał zdobyty pod koniec września 1982 r. był kilkukrotnie wykorzystywany jeszcze na długo przed upublicznieniem go przez ówczesną TVP. Po raz pierwszy już na początku listopada 1982 r., tuż przed zwolnieniem Lecha Wałęsy z internowania. Już wtedy rozważano zresztą publiczną emisję nagrania, ale z niej zrezygnowano. Natomiast na początku października 1982 r. Wiesław Górnicki – doradca I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i premiera Wojciecha Jaruzelskiego – proponował, aby zmontowany i gotowy film najpierw pokazać Wałęsie i „spytać, co jest gotów uczynić, żeby ten film nie ukazał się w polskiej TV, a zatem i na całym świecie”. I dalej: „Scenę tę również można z ukrycia sfilmować, aby mieć jego reakcję na wypadek odmowy. Można mu zagwarantować słowem, że film nie zostanie wyświetlony, jeżeli Wałęsa zgodzi się z nami w jakiejś formie współpracować”.
Bydgoszcz, marzec 1981. Kryzys bydgoski, który wybuchł po tym, jak milicjanci siłą usunęli z sali obrad Wojewódzkiej Rady Narodowej delegację Solidarności. Lech Wałęsa (z prawej) rozmawia z bratem Stanisławem podczas posiłku w przerwie obrad Krajowej Komisji Porozumiewawczej w Domu Kultury Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego przy ulicy Zygmunta Augusta. Fot. PAP/Grzegorz Rogiński
Jednak jako pierwsi z materiałem mogli się zapoznać przedstawiciele Kościoła – film z nagraną rozmową zaprezentowany został prymasowi Polski Józefowi Glempowi, wysłano go również do Watykanu. Tak na marginesie, jak wynika z notatek ks. Alojzego Orszulika, taśmy (magnetofonową i magnetowidową) miał przywieźć i odtworzyć prymasowi Adam Pietruszka, wicedyrektor Departamentu IV MSW, skazany w 1984 r. za udział w porwaniu i zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki.

Przed emisją „rozmowy braci” w telewizji materiał ten wykorzystano jeszcze kilkukrotnie. 25 lutego 1983 r. podczas posiedzenia specjalnego – jak go określił wicepremier Mieczysław Rakowski – „zespołu kiszczakowskiego” postanowiono, że tekst rozmowy Lecha Wałęsy z bratem Stanisławem zostanie rozesłany do wszystkich redakcji, jako „najlepszy rozsadnik plotek”. Z kolei na początku marca 1983 r. wiceminister spraw wewnętrznych Władysław Ciastoń przesłał stenogram do zastępców komendantów wojewódzkich MO ds. Służby Bezpieczeństwa, zalecając rozpropagowanie jego treści wśród: wytypowanego aktywu partyjnego, aktywistów stronnictw politycznych (Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego), organizacji młodzieżowych i studenckich, wybranej kadry naukowo-dydaktycznej wyższych uczelni, środowisk dziennikarskich itp. Miało się to odbywać „na zasadzie tzw. przecieku informacji poufnych”. Najprawdopodobniej działania te były związane z planowanym powrotem Lecha Wałęsy do pracy w Stoczni Gdańskiej, czego władze PRL wręcz panicznie się obawiały.

Po raz kolejny stenogramu „rozmowy braci” użyto w połowie maja 1983 r. – przed drugą pielgrzymką Jana Pawła II do kraju. Według wytycznych Ciastonia miał on być tym razem kolportowany „na zasadzie powielania wcześniej zdobytych «informacji poufnych»”, przy czym znacznie poszerzono krąg jego odbiorców. Mieli go otrzymać byli aktywni działacze NSZZ „Solidarność” oraz osoby cenione przez podziemie, czyli doradcy związku, wszyscy biskupi, niektórzy administratorzy parafii itd. Zaplanowano również „przemycenie” stenogramu do większych zakładów pracy, zwłaszcza tych, gdzie pozycja Solidarności była silna. Planowano rozkolportowanie 50 tysięcy egzemplarzy stenogramu.

Co ciekawe, „zapis” rozmowy Lecha ze Stanisławem Wałęsą ukazał się również w prasie zagranicznej, w czym – jak można się domyślać – udział miał Departament I MSW, czyli wywiad. W efekcie tych działań fragmenty rozmowy znalazły się wiosną 1983 r. m.in. w wiedeńskim miesięczniku „Kritisches Christentum”, za którym miała je przedrukować (dla uwiarygodnienia) polska prasa centralna i lokalna (na czele z ukazującym się w Trójmieście „Głosem Wybrzeża”). Sprawę tę nadzorować mieli Rakowski i rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. Ten ostatni był zresztą bardzo zaangażowany w działania przeciwko Lechowi Wałęsie, m.in. kolportował „zapis” jego rozmowy z bratem wśród znajomych, ale przede wszystkim opracowywał strategię jej propagandowego zdyskontowania.

Kara za Nobla

Samą „rozmowę braci” po raz pierwszy wyemitowano publicznie 25 maja 1983 r. – nie na antenie Telewizji Polskiej, lecz w Fabryce Maszyn Żniwnych w Płocku. Był to swoisty test, próba generalna, która zresztą zakończyła się klapą – na zlecenie rzecznika prasowego rządu, Centrum Badania Opinii Społecznej przeprowadziło przy tej okazji badanie dot. postrzegania Lecha Wałęsy i jego rozmowy z bratem.

Rozbite podziemie i cesarz Wałęsa

Penetracja agenturalna konspiracji solidarnościowej obrosła przez lata w mity, które zręcznie podsycali sami esbecy z Czesławem Kiszczakiem na czele.

zobacz więcej
Spośród 108 widzów – zakwalifikowanych „metodą przypadkowego doboru” – już po paru minutach salę opuściło 31, kolejne 32 osoby wyszły w czasie dalszej projekcji, a do końca seansu dotrwali jedynie „przedstawicieli administracji i aktywu kierowniczego”. Co więcej, nawet u nich emisja wzbudziła wątpliwości. Barańskiego, który był odpowiedzialny za przeprowadzenie pokazu filmu, pytali np. „dlaczego prywatna rozmowa między braćmi została nagrana i jest prezentowana publicznie?”, albo „co pan chciał osiągnąć pokazując nam ten program?”.

Na telewizyjną emisję „rozmowy braci” władze PRL zdecydowały się dopiero po uzyskaniu przez Służbę Bezpieczeństwa informacji, że przewodniczący Solidarności najprawdopodobniej otrzyma Pokojową Nagrodę Nobla. 24 września 1983 r. decyzję tę podjął osobiście Jaruzelski, a polskim widzom pokazano ją w tym samym dniu, w którym Norweski Komitet Noblowski decydował o przyznaniu Nobla Wałęsie.

Peerelowskie władze uznały zresztą program „Pieniądze” za swój sukces. I tak np. gdańska partia informowała: „Hitem stała się audycja radiowa pt. «Pieniądze». W środowiskach robotniczych rozmowy i komentarze są zdominowane treścią tej audycji i jej publikacji w prasie. Zdecydowana większość wypowiadających się podkreśla, że jest to ostateczna kompromitacja Wałęsy”. Były to jednak jedynie pobożne życzenia…

Mimo wysiłków w celu uwiarygodnienia „rozmowy braci” (w tę operację propagandową włączono m.in. Izbę Skarbową w Gdańsku, która wszczęła dochodzenie w sprawie „przestępstw dewizowych Z[arządu] R[egionu] NSZZ «Solidarność» w Gdańsku”, w tym personalnie przeciwko Lechowi Wałęsie, a jego przesłuchanie w izbie zostało nagrane i trafiło – w celu dalszego wykorzystania – do MSW), nie udało się skompromitować przewodniczącego związku. I mało kto uwierzył w prawdziwość nagrania.

Jak pisano np. na łamach „Solidarności Walczącej” – pisma radykalnej antykomunistycznej organizacji o tej samej nazwie, założonej przez Kornela Morawieckiego: „Bledną wszystkie «Transmisje z podziemia» [jeden z najgłośniejszych programów propagandowych, mających kompromitować podziemną Solidarność w stanie wojennym – przyp. GM] i «Trybuna Brudu» [nawiązanie do «Trybuny Ludu», organu KC PZPR szczególnie zajadle zwalczającego opozycję – przyp. GM] – takiego bełkotu normalny człowiek nie byłby w stanie wymyśleć”. I apelowano: „Panowie z SB, leczcie się póki nie jest za późno”. Trudno zresztą dziwić się takiej reakcji, skoro treść kolportowanych przez Służbę Bezpieczeństwa „stenogramów” różniła się – „w istotnym stopniu”, jak pisano na lamach pisma Regionalnego Komitetu Strajkowego NSZZ „Solidarność” we Wrocławiu – od wyemitowanego w TVP nagrania rozmowy.

Najlepszą chyba jednak odpowiedzią na emisję „rozmowy braci” było wydarzenie, które rozegrało się dzień później (28 września 1983 r.) na stadionie gdańskiej Lechii, w trakcie meczu Pucharu Zdobywców Pucharów ze słynnym Juventusem Turyn. W jego przerwie – z inicjatywy działaczy trójmiejskiej opozycji, głównie Ruchu Młodej Polski – kilkadziesiąt tysięcy, zapewne około 40 tysięcy osób zgromadzonych na stadionie urządziło fetę na rzecz Solidarności i jej przewodniczącego Lecha Wałęsy, obecnego na tym spotkaniu. Tego już oczywiście widzowie Telewizji Polskiej nie zobaczyli – na początku drugiej połowy zamiast meczu ujrzeli planszę z napisem: „Przepraszamy za usterki”.
Lech Wałęsa podczas prywatnej wizyty w domu generała Wojciecha Jaruzelskiego w 2014 roku. Zdjęcie ze spotkania były lider Solidarności zamieścił na swoim blogu. Pytany o to powiedział „Gazecie Wyborczej”: „Kiedyś staliśmy po przeciwnych stronach, ale teraz mamy wolną Polskę i zamknąłem ten rozdział". Zaprosił też Jaruzelskiego do swojego domu w Gdańsku. Dwa lata wcześniej sąd uznał, że wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku było nielegalne. Fot. PAP/Newscom
O wydarzeniu na stadionie dowiedział się jednak praktycznie cały świat – o przygotowywanej manifestacji z udziałem Wałęsy poinformowane zostały m.in. amerykańskie stacje telewizyjne NBC i CBS, a mecz był też transmitowany we Włoszech. Jak stwierdzała np. francuska agencja AFP, przewodniczący Solidarności był „wyraźnie zadowolony z tego spontanicznego przyjęcia”, tym bardziej, że „jest celem zaciekłej kampanii oczerniania”. I dodawała, że Wałęsa „z uśmiechem na ustach odpowiedział tłumowi, również pokazując znak zwycięstwa”. Z kolei w krótkiej relacji brytyjskiej agencji Reuters pisano m.in.: „W pewnej chwili wstał i podniósł ręce w znaku zwycięstwa. Zapytany o kampanię dyskredytowania go i związku stwierdził: «Odpowiedzi udzielono dzisiaj na stadionie Lechii»”.

***

Tym, co nadal – mimo upływu 40 lat – budzi emocje, kontrowersje jest kwestia autentyczności nagrania. W ekspertyzie Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej z 30 maja 1983 r. stwierdzano, że nagranie jej poddane zawiera „kilkanaście autentycznych fragmentów pochodzących z jednej rozmowy, przeprowadzonej przez dwóch mężczyzn”, a „dowodowe fragmenty rozmowy zostały przeprowadzone przez Lecha Wałęsę ze Stanisławem Wałęsą”. Na początku lat 90. (podczas procesu Władysława Ciastonia i Zenona Płatka, oskarżonych o kierowanie porwaniem i zabójstwem ks. Popiełuszki) były szef Zakładu Kryminalistyki KG MO Tadeusz Rydzek zeznał jednak, że otrzymał z MSW taśmę z nagraniem „rozmowy braci” wraz z zaleceniem, aby wydać opinię, że jest ono oryginalne.

Mimo, że badanie w Wydziale Fonoskopii wykazało, że głosy Wałęsów są oryginalne, to jednak sama rozmowa okazała się montażem. Fałszerstwa dokonano na tyle fachowo, że – jak twierdził Rydzek – fakt spreparowania nagrania mogli wychwycić jedynie eksperci i to „przy użyciu konsoli do taśm”. Ekspert Zakładu Kryminalistyki KG MO miał zostać wówczas wezwany przez wiceministra Ciastonia, który próbował przekonać go do wydania pozytywnej opinii, twierdząc, że jest ona ważna nie tylko z punktu widzenia resortu spraw wewnętrznych, ale również kraju. Rydzek twierdził, że planowano przesłać nagranie wraz z ekspertyzą do Norweskiego Komitetu Noblowskiego. Mimo uzyskania od innych milicyjnych specjalistów niezbędnej ekspertyzy, zrezygnowano jednak z tego zamiaru. Prawdopodobnie dlatego, że – jak argumentował szef Zakładu Kryminalistyki – fałszerstwo z pewnością zostałoby wykryte w dobrze wyposażonym laboratorium w Skandynawii.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Wobec zaginięcia oryginałów nagrań „rozmowy braci” (szpule magnetofonowe), które jeszcze w latach 90. znajdowały się w Archiwum Komendy Głównej Policji, nie sposób dziś niestety stwierdzić, która z tych wersji jest prawdziwa. I na ile ingerowano w treść rozmowy, która się rzeczywiście odbyła. Bo wersję Wasilija Mitrochina – który przez ponad dekadę nadzorował przenoszenie archiwów KGB z Łubianki do nowej siedziby i któremu przy tej okazji udało się skopiować część szczególnie ważnych dokumentów (m.in. dotyczących Polski) – że „dialogi zmontowano, wycinając fragmenty zdań z różnych publicznych wystąpień przewodniczącego Solidarności oraz wyjątki ze skradzionego, fonicznego nagrania urodzinowego, które połączył pewien znany warszawski aktor, imitujący głos Wałęsy”, można spokojnie włożyć między bajki.

Zapewne, o dziwo, najbliższa prawdy jest wersja przedstawiona na początku lat 90. przez byłego już ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka, który twierdził: „Taśmy były prawdziwe, z kilku źródeł, natomiast efekt końcowy to praca techników z radia, którzy przyszli z nożyczkami i klejem, i z fragmentów rozmowy z braćmi zrobili potrzebną nam audycję radiową”. Oczywiście były szef MSW „zapomniał” o roli swoich podwładnych…

Tak na marginesie – jeśli wierzyć zapiskom Mieczysława Rakowskiego (wpis w jego dziennikach z 17 lutego 1984 r.) i przede wszystkim słowom Kiszczaka, którego wicepremier cytował – Służbie Bezpieczeństwa udało się nagrać jeszcze jedną „rozmowę braci”. Tym razem Lech Wałęsa miał rozmawiać z drugim bratem w swoim mieszkaniu. Rozmowa ta miała rzekomo potwierdzać autentyczność nagrania z Arłamowa. Tego nagrania, czy też jego stenogramu peerelowskie władze nie zdecydowały się jednak wykorzystać. Nie zachowało się ono również w zasobach SB. Nie ma zatem pewności, że rzeczywiście istniało, choć nie ulega wątpliwości, że rozmowy przewodniczącego Solidarności były jeszcze długo podsłuchiwane.

– Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Lech Wałęsa (z prawej) z bratem Stanisławem podczas obrad Krajowej Komisji Porozumiewawczej w Domu Kultury Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego (ZNTK) w Bydgoszczy, w czasie tzw. kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 r. Kryzys wybuchł po tym, jak milicjanci siłą usunęli z sali obrad Wojewódzkiej Rady Narodowej delegację Solidarności. Fot. PAP/Grzegorz Rogiński
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.