O wydarzeniu na stadionie dowiedział się jednak praktycznie cały świat – o przygotowywanej manifestacji z udziałem Wałęsy poinformowane zostały m.in. amerykańskie stacje telewizyjne NBC i CBS, a mecz był też transmitowany we Włoszech. Jak stwierdzała np. francuska agencja AFP, przewodniczący Solidarności był „wyraźnie zadowolony z tego spontanicznego przyjęcia”, tym bardziej, że „jest celem zaciekłej kampanii oczerniania”. I dodawała, że Wałęsa „z uśmiechem na ustach odpowiedział tłumowi, również pokazując znak zwycięstwa”. Z kolei w krótkiej relacji brytyjskiej agencji Reuters pisano m.in.: „W pewnej chwili wstał i podniósł ręce w znaku zwycięstwa. Zapytany o kampanię dyskredytowania go i związku stwierdził: «Odpowiedzi udzielono dzisiaj na stadionie Lechii»”.
***
Tym, co nadal – mimo upływu 40 lat – budzi emocje, kontrowersje jest kwestia autentyczności nagrania. W ekspertyzie Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej z 30 maja 1983 r. stwierdzano, że nagranie jej poddane zawiera „kilkanaście autentycznych fragmentów pochodzących z jednej rozmowy, przeprowadzonej przez dwóch mężczyzn”, a „dowodowe fragmenty rozmowy zostały przeprowadzone przez Lecha Wałęsę ze Stanisławem Wałęsą”. Na początku lat 90. (podczas procesu Władysława Ciastonia i Zenona Płatka, oskarżonych o kierowanie porwaniem i zabójstwem ks. Popiełuszki) były szef Zakładu Kryminalistyki KG MO Tadeusz Rydzek zeznał jednak, że otrzymał z MSW taśmę z nagraniem „rozmowy braci” wraz z zaleceniem, aby wydać opinię, że jest ono oryginalne.
Mimo, że badanie w Wydziale Fonoskopii wykazało, że głosy Wałęsów są oryginalne, to jednak sama rozmowa okazała się montażem. Fałszerstwa dokonano na tyle fachowo, że – jak twierdził Rydzek – fakt spreparowania nagrania mogli wychwycić jedynie eksperci i to „przy użyciu konsoli do taśm”. Ekspert Zakładu Kryminalistyki KG MO miał zostać wówczas wezwany przez wiceministra Ciastonia, który próbował przekonać go do wydania pozytywnej opinii, twierdząc, że jest ona ważna nie tylko z punktu widzenia resortu spraw wewnętrznych, ale również kraju. Rydzek twierdził, że planowano przesłać nagranie wraz z ekspertyzą do Norweskiego Komitetu Noblowskiego. Mimo uzyskania od innych milicyjnych specjalistów niezbędnej ekspertyzy, zrezygnowano jednak z tego zamiaru. Prawdopodobnie dlatego, że – jak argumentował szef Zakładu Kryminalistyki – fałszerstwo z pewnością zostałoby wykryte w dobrze wyposażonym laboratorium w Skandynawii.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Wobec zaginięcia oryginałów nagrań „rozmowy braci” (szpule magnetofonowe), które jeszcze w latach 90. znajdowały się w Archiwum Komendy Głównej Policji, nie sposób dziś niestety stwierdzić, która z tych wersji jest prawdziwa. I na ile ingerowano w treść rozmowy, która się rzeczywiście odbyła. Bo wersję Wasilija Mitrochina – który przez ponad dekadę nadzorował przenoszenie archiwów KGB z Łubianki do nowej siedziby i któremu przy tej okazji udało się skopiować część szczególnie ważnych dokumentów (m.in. dotyczących Polski) – że „dialogi zmontowano, wycinając fragmenty zdań z różnych publicznych wystąpień przewodniczącego Solidarności oraz wyjątki ze skradzionego, fonicznego nagrania urodzinowego, które połączył pewien znany warszawski aktor, imitujący głos Wałęsy”, można spokojnie włożyć między bajki.
Zapewne, o dziwo, najbliższa prawdy jest wersja przedstawiona na początku lat 90. przez byłego już ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka, który twierdził: „Taśmy były prawdziwe, z kilku źródeł, natomiast efekt końcowy to praca techników z radia, którzy przyszli z nożyczkami i klejem, i z fragmentów rozmowy z braćmi zrobili potrzebną nam audycję radiową”. Oczywiście były szef MSW „zapomniał” o roli swoich podwładnych…
Tak na marginesie – jeśli wierzyć zapiskom Mieczysława Rakowskiego (wpis w jego dziennikach z 17 lutego 1984 r.) i przede wszystkim słowom Kiszczaka, którego wicepremier cytował – Służbie Bezpieczeństwa udało się nagrać jeszcze jedną „rozmowę braci”. Tym razem Lech Wałęsa miał rozmawiać z drugim bratem w swoim mieszkaniu. Rozmowa ta miała rzekomo potwierdzać autentyczność nagrania z Arłamowa. Tego nagrania, czy też jego stenogramu peerelowskie władze nie zdecydowały się jednak wykorzystać. Nie zachowało się ono również w zasobach SB. Nie ma zatem pewności, że rzeczywiście istniało, choć nie ulega wątpliwości, że rozmowy przewodniczącego Solidarności były jeszcze długo podsłuchiwane.
– Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy