Prezenterka radiowa i poetka Ołena Husejnowa tak opowiada o swojej pierwszej wyprawie zagranicznej od początku inwazji.
– Gdy jest wojna i pracuje się w radiu, które nadaje 24 godziny na dobę, jest to prawdziwe szczęście. Bo w dzisiejszych czasach szczęściem jest, jeśli robisz to, co potrafisz i czujesz się potrzebny. Oznacza to jednak, że nie mogłam zbyt daleko i na zbyt długo oddalić się od radia. Dlatego odkładałam urlop, aby móc pojechać na festiwal w Helsinkach, gdzie w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji zostałam zaproszona do czytania poezji. Gdybym jednak miała okazję wykorzystania urlopu na prawdziwe wakacje, a nie na prowadzenie działalności zawodowej, wybrałbym pobyt na Ukrainie. Droga na najbliższe lotnisko, z którego spokojnie można polecieć po wakacyjne wrażenia, jest wyczerpująca i traumatyczna. I nie chodzi nawet o to, że jazda pociągami, autobusami i prywatnymi samochodami zabiera dużo czasu, ale o to, że po 24 lutego sytuacja zmieniła się radykalnie. Najprawdopodobniej nie da się wziąć urlopu od wojny. Najbliżej stanu oznaczającego jakąś wewnętrzną odnowę byłam nie wtedy, gdy wędrowałam gdzieś po pięknym mieście, ale gdy spotykałam się z przyjaciółmi – mówi Ołena.
Iryna Nikołajczuk, która pracuje jako redaktorka i nauczycielka, wyjechała na obóz projektu „Zielona Akademia”, zorganizowany przez przedstawicielstwo Fundacji Heinricha Bölla na Ukrainie. Spotkanie odbyło się w miejscowości, położonej na granicy obwodów kijowskiego i czernihowskiego. Wydarzenie to zostało zorganizowane po to, aby wesprzeć uczestników „Akademii”, zbliżyć ludzi do siebie i pomóc im przeżyć dramatyczne doświadczenie wojny.
– Dzięki temu, że przez cztery dni nie pracowałam, wyjazd naprawdę pomógł mi dojść do siebie. Rozmowa w empatycznym, wspierającym się nawzajem kręgu podobnie myślących ludzi była bardzo energetyzująca. I bardzo dobrze było być na łonie natury po prawie pół roku w Kijowie. Jestem freelancerem, a moi główni klienci – ukraińskie wydawnictwa – w ostatnich miesiącach aktywnie wracają do pracy. Moje obciążenie pracą jest teraz nawet chyba większe niż przed 24 lutego. Na koniec października i początek listopada planuję prawdziwy urlop (choć cóż to za urlop – będzie to po prostu czas bez pracy) w Karpatach lub w innym potencjalnie bezpieczniejszym niż Kijów regionie Ukrainy. Ale oczywiście będę musiała wiedzieć, co się w tym czasie dzieje w kraju – mówi Iryna.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Korespondentka wojenna Ołena Maksymenko po 24 lutego musiała radykalnie zmienić swoje plany życiowe. – Właściwie to o wojnie (w Donbasie – red.) pisałem od samego początku i jeszcze przed lutym myślałem, żeby trochę odejść od tematu, bo czułam się wypalona i wyczerpana. Planowałam zmniejszyć liczbę wyjazdów na front, kupić na kredyt dom w obwodzie kijowskim, adoptować dziecko i uzyskać stałą pracę. Miałam rozmowę w pewnym ciekawym piśmie, a na 25 lutego planowane było spotkanie ze specjalistą HR w sprawie wykonania jakichś próbnych zadań. Ale zaczęło się to, co się zaczęło, specjalista poszedł do wojsk terytorialnych, a ja zaczęłam pracować w jeszcze szybszym tempie.
W tej chwili nie pozwalam sobie na odpoczynek (przynajmniej w sensie wyjazdu w jakieś miejsce na co najmniej kilka dni), ale oczywiście robię sobie niewielkie przerwy. Bieganie, jazda na rowerze, kawa, książki, wino z przyjaciółmi bardzo pomagają. Czasami to wystarczy, aby jakoś się trzymać, a czasami jednak niewiele pomaga. Ciągle dręczy mnie uczucie, że za mało robię, że inni pracują wydajniej, ale rozumiem, że to normalne w naszych czasach – czuć się w ten właśnie sposób. Po zwycięstwie Ukrainy w tej wojnie planuję wybrać się na piesze wędrówki – uwielbiam góry i bardzo za nimi tęsknię. Od dawna marzyłam też o spędzeniu zimy w ciepłych krajach. A potem kupię mieszkanie i adoptuję dziecko… .
Kilka dni za miastem
Wielu, podobnie jak Ołena, mówi, że w tym roku ich wakacje zostały zastąpione przez krótkie, jednodniowe wypady za miasto czy na wieś.