– Ja tej książki nie planowałam, nawet bym wolała, żeby jej nie było, ale musiałam ją napisać – mówi Agata i podkreśla, że wszystko w jej książce dzieje się naprawdę. – Nawet ta zakonnica na okładce to nie jest jakaś anonimowa postać z internetu, tylko siostra Małgorzata Stankiewicz, kapucynka z Krasiłowa, wiolonczelistka i logopedka.
Trzy kapucynki z Krasiłowa, od razu po wybuchu wojny, niezależnie od siebie powiedziały „zostajemy”. Wyszukują uciekinierów ze wschodu, opiekują się dziećmi przesiedleńców, gotują i rozdzielają prowiant i ubrania, szukają lekarzy, prowadzą modlitwy i spotkania biblijne. – A siostra Małgosia zagrała z nauczycielami ze szkoły muzycznej, którzy dali koncert patriotycznej muzyki ludowej i brakowało właśnie wiolonczelistki – opowiada autorka. Siostra wiolonczelistka nie dojechała na konferencje prasową, ale można ją spotkać na blogu.
Pojawiła się za to siostra Teresa Matyja z salezjańskiego zgromadzenia, dla której to już druga wojna, jakiej doświadcza, pracując na wschodzie. Pierwsza była w Gruzji, gdzie siostra Teresa trafiła w lipcu 2008 roku, po latach pracy w Odessie i studiach w Rzymie. Pamięta lęk – swój i ludzi wokół, niepewność, trudności ze zdobyciem pożywienia. I rozpaczliwą sytuacje bezbronnych dzieci, którym trzeba było „zasłonić” wojnę , odwrócić uwagę. Wszystko się teraz przydaje na Ukrainie.
Także cztery lata doświadczenia z Moskwy, gdzie zakon skierował siostrę w 2014 roku. Prowadziła zakrystię w moskiewskiej katedrze, przygotowywała dorosłych do chrztu i innych sakramentów, także prawosławnych chcących zostać katolikami. – Teraz tamto doświadczenie odczytuję jako błogosławieństwo – mówi siostra Teresa. – Ich listy chronią mnie teraz przez niefrasobliwą oceną całego narodu, przed nienawiścią. Nie wszyscy popierają wojnę, chociaż terror, jaki tam panuje, uniemożliwia im opór i otwarty protest.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Do Odessy siostra Teresa wróciła w 2018 roku. Trzy siostry salezjanki, dwie Polski i Słowaczka, prowadziły bursę dla studentek. Ich kontakty teraz bardzo procentują: wśród absolwentek są na przykład lekarki zawsze gotowe do pomocy. Kiedy wybuchła wojna, pracy zrobiło się bardzo dużo: gotowanie do coraz większej liczny potrzebujących, codzienna praca w punkcie Caritas, praca z przesiedleńcami, rozdzielanie napływającej pomocy z zagranicy, prace domowe, tłumaczenia. Codzienna modlitwa i adoracja Najświętszego Sakramentu. A sen nie zawsze jest możliwy, bo alarmów nie brakuje. – Nie wolno poddać się lękowi, beznadziei, zniechęceniu i zmęczeniu. Nie wolno siedzieć i czekać wróci pokój – mówią siostry.
– Odessa to było miejsce, które wszystkich przygarnia, kocha, przyjmuje – mówi siostra Teresa. – Miasto wielonarodowe i międzynarodowe, daj Boże aby po wojnie takie zostało, ale po 24 lutego pojawił się strach, nieufność, dystans. Nie wiesz, kto popiera Rosjan. Ale trzeba trwać z ludźmi i im pomagać, nie wchodzić w jałowe spory.
Na konferencji siostry Teresa i Jonasza przypominają, żeby nie zapomnieć o pomocy dla ukraińskich rodzin, dzieci i starców, bo zbliża się zima, a magazyny pustoszeją. – Nie piszcie o nas – apelują do obecnych na konferencji dziennikarzy. – Piszcie o naszych ukraińskich przyjaciołach i podopiecznych.
– Barbara Sułek-Kowalska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy